Strona Główna
jaja glisty w kale
jaja glisty zdjęcia
jaja wielkanocne Przepisy
Jaja chłodnicze
Jaja Faberge
jaja grypl
jaja jak balony
jaja kawały
jaja klasyczne
jaja malowane
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • teamfree.opx.pl

  • Widzisz wypowiedzi wyszukane dla zapytania: Jaja przez telefon





    Temat: Klienci nabijani w butelkę
    Gość portalu: saunne napisał(a):

    > Gość portalu: Rafciu napisał(a):
    >
    > > Od takich spraw jest Urzad Ochrony Konkurencji i Konsumentow. Tak ale co r
    > obi
    > > urzad w rzeczywistosci. wypłaca pensje prezesom i nawet nie kiwnie palcem
    > gdy
    > > klient ma problem. Urzad narzucil 10 milionow kary na TPSA a co na to teps
    > y.
    > > Już pół roku prawnicy wiją się jak w ukropie, a kara nie jest i nie będzie
    >
    > > nigdy zapłacona. Brak jest precyzyjnej ustawy..
    >
    > mimo wszystko Urzad dziala. Przypominam sobie np. sprawy z energetyka.
    >
    > >
    > > W zyciu trzeba myslec, uwaznie czytac umowy itp. To banal, ale tak jest.
    > > Faktycznie.Straszny banał.
    >
    > i dlatego uwazasz, ze mozna to zostawic sobie a muzom? No coz. Twoja sprawa.
    >
    > >
    > > Ale zauważmy kto sporządza te umowy. Sprzedający !!! Kupujący ma na nie
    > bardzo
    > > mały wpływ. Zachodzisz i podpisujesz, albo całkiem rezygnujesz z usługi.
    > > Ażeby tak odwrócić role i kupujący sporządzał UMOWĘ. I tak przykładowo
    > > sprzedawca telefonów komórkowych czyta 2 godz. umowę, szuka gwiazdek, czy
    > nie
    > > robimy go w bambuko. I przekonuje się za tydzien ze jednak go zrobilismy,
    > bo
    > na
    > >
    > > ostatniej stronie drobnym maczkiem było 24 godz/dobę gratis.
    >
    > zaraz, zaraz... to Ty przychodzisz po usluge, ktora jest Tobie potrzebna, czy
    > nie?
    >
    > > Czy obowiazkiem normalnego klienta jest czytanie umow i szukanie oszustwa
    > > jakiejs firmy??? Nie wszyscy sa prawnikami!
    > > Ufamy firmie ze jest ona rzetelna i nie zrobi nas w jajo. Więc umowa powin
    > na
    > > byc uczciwa...
    >
    > a na swiecie nie powinno byc wojen, przestepstw, glodu i chorob... Mozna tak
    > wyliczac w nieskonczonosc. A najlepiej by bylo zebys w ogole nie musial
    palcem
    > kiwac - niech zrobia, niech przyniosa i niech zabiora :(
    >
    > pozdrawiam.
    *******************************************************************************
    a najlepiej to by było gdyby całe środowisko prawnicze spojrzało na się
    krytycznym wzrokiem i zrozumiało że zaufanie do Temidy jest wręcz zerowe i
    pomyślało skąd to się bierze i może jakieś wnioski by wyciągło. To byłby
    prawdziwy sukces i krok w dobrym kierunku a nie tylko pouczać wszystkich i
    prztyczki dawać.
    kolega pisze: "Ufamy firmie ze jest ona rzetelna i nie zrobi nas w jajo. Więc
    umowa powinna byc uczciwa..." Zdawać się może - nic wielkiego ot prawda
    oczywista. Ale widać nie dla ciebie - Tobie wydaje się to wręcz nienormalne,
    dziwne, wręcz śmieszne! Nie zaprzeczaj. Piszesz przecież: " a na swiecie nie
    powinno byc wojen, przestepstw, glodu i chorob..." i po co ten sarkazm saunne -
    tego cię nauczyli? nie wierzysz już w zwykłą ludzką sprawiedliwość ot co.
    Dziwne Ci się wydaje że ktoś mógłby żądać uczciwej umowy??
    Ale najgorsze jest to że reprezentujesz już lub za niedługo będziesz
    reprezentować właśnie środowisko prawnicze. Dlaczego się nie dziwię ??...





    Temat: Szikago Nius 9
    Szikago Nius 9
    A wiec minelo pol dnia swietowania i czas wrocic do normalnosci. Dlaczego pol
    dnia? Bo w Niedziele Wielkanocna, zaraz po sniadaniu, musialem jechac do
    pracy, a poniedzialek to juz zwykly dzien jak codzien. W Ameryce, jak zreszta
    w wiekszosci krajow Zachodu, poniedzialek nie jest dniem wolnym od pracy.
    Czesciej zdarza sie, ze wolny jest Wielki Piatek, szczegolnie wazny dla
    protestantow. Tak tez swietuje Wielkanoc Zwiazek Narodowy Polski (od piatku),
    ktory jest przeciez organizacja polonijna... No coz, bywa. W najlepszej
    rodzinie sie zdarza...
    Ale ja nie po to, zeby narzekac, ale zeby opowiedziec nieco o wielkanocnych
    zwyczajach w USA. A wiec wszystko zaczyna sie w Niedziele Palmowa, ktora jest
    okazja do imprezy zwanej "Egg Hunt", czyli szukanie jajek. Rodzinnie,
    zwiazkowo lub dzielnicowo amerykanskie rodziny zbieraja sie w parkach czy na
    placach zabaw by szukac ukrytych w trawie lub krzakach "jajeczek". Forma bywa
    rozna, od jaj zwyczajnych, poprzez czekoladowe, az po "niespodzianki". Przy
    formie pierwszej chodzi o to, ze ten, kto zbierze najwiecej, zdobywa nagrode
    glowna (bardzo rozna, od tombakowego pierscionka po samochod lub wyjazd na
    Bahamas), forma druga - najprostsza - zaklada, ze kto zbierze najwiecej, ma
    najwiecej czekolady, proste. Forma trzecia to "jaja" plastykowe z zawartoscia:
    od zabawki dla dzieciecia po zegarek marki Rolex...
    Potem jest dlugo NIC, az wreszcie przychodzi Wielki Piatek, jedyny dzien postu
    i umartwienia (pozornego, bo sklepy pracuja normalnie, media nadaja to co
    zwykle, a ludzie nie okazuja jakichs glebszych wzruszen), Wielka Sobota (nic,
    zwykly weekend) i Niedziela, czyli okazja na obiad w rodzinnym kregu.
    Protestanci tego dnia witaja sie okrzykiem "Alleluja!", a niektorzy nawet ida
    do kosciola.
    Amerykanscy katolicy zwolna ulegaja (mowie o Chicago) polskim zwyczajom i od
    kilku lat widze rosnaca liczbe tubylcow swiecacych dary w sobote. Widac jednak
    roznice - w ich koszyczkach znajduja sie - obowiazkowo - buteleczki lub sloiki
    z woda oraz swiece (poswiecenie wody i ognia). To swiecenie ma tez odrebny
    charakter - w kosciele sw. Jakuba (tam byla chrzczona i tam przyjmowala
    Komunie Sw. nasza corka) w tym roku celebre prowadzil ksiadz Latynos, ktory
    czytal calkiem niezle po polsku i po angielsku i slowem nie zajaknal sie po
    hiszpansku. Dlaczego? Bo kosciol jest juz w sercu latynoskiej dzielnicy, ale
    parafianami sa nadal Polacy i Amerykanie.
    Sniadanie wielkanocne to, oczywiscie, polski zwyczaj (Amerykanie maja obiad w
    niedziele, Latynosi wieczerze w sobote), ale rozny w zaleznosci od regionu
    pochodzenia. Zanika np. zwyczaj dzielenia sie jajkiem, ale potrawy raczej
    zostaja te same. Jest wiec jajko na twardo w sosie, faszerowane na rozne
    sposoby, w kokilce itp. Jest biala kielbasa, szynka (takze amerykanska w
    miodzie, spiralnie cieta specjalnym nozem wokol kosci, tak ze masz zawsze plat
    dobrej wedliny ilekroc zapragniesz podezrec male "conieco"), salatka wazywna
    robiona na setki sposobow, ozorki w galarecie i... Wymyslcie co chcecie, a
    znajdziecie. No a potem... moze nie bede opowiadal co potem, bo to sie
    sprowadza do opilstwa glownie, az wreszcie przychodzi PONIEDZIALEK, czyli
    zwykla pieprzona codziennosc...
    Ale ze Szikago Nius nie tylko o Swietach, wiec dodam, ze mialem dzis telefon z
    kwatery glownej kongresmana Rahma Emanuela, ktory dowiedzial sie z gazety, ze
    w Wielka Sobote w wypadku na Kennedy Expressway zginela jakas polska rodzina,
    wiec chcialby miec: "any details", bo moze rodzina cos potrzebuje, a on zaraz
    tej pomocy dostarczy... Przypomne, ze Emanuel to ten polityk, ktorego prezes
    Moskal uznal za "zydowskiego ekstremiste". Bez komentarza...





    Temat: Kącik rozrywkowy!!
    Kącik - numer 17.
    Dowcip o Ukrainie
    Do Janukowycza przychodzi szef jego sztabu wyborczego i mówi:
    - Panie premierze, mam dwie informacje: dobrą i złą. Od której zacząć?
    - Od złej.
    - Juszczenko otrzymał 99 procent głosów poparcia.
    - O, k...a! A jaka jest dobra wiadomość?
    - Wygrał pan wybory!

    Po kilku miesiącach pobytu w USA Fąfara wraca do domu z walizką dolarów.
    - Czym się tam zajmowałeś, że tyle zarobiłeś? - pyta go rodzina.
    - Ścierałem kurz z bomb atomowych.
    - To bardzo niebezpieczne. A jeśliby któraś eksplodowała?
    - Co mnie to obchodzi? Przecież te bomby nie były moje.

    A propos piwa...
    - Jaka jest różnica miedzy punktem G a pubem?
    - Wielu facetów wie, jak znaleźć pub.

    Politechnika, zajęcia z elektrotechniki. Blondynka pyta się:
    - Panie asystencie, dlaczego ten transformator tak buczy?
    Po chwili asystent odpowiada:
    - Jak by pani miała 50 okresów na sekunde to też by tak buczała.

    - Halo, wieża? Tu lot 453. Mamy awarię dwóch silników!
    - Lot 453? Tu wieża. Zrozumiałem. Skreslam.

    Do drzwi Fąfarów puka naćpany, rosły punk z kijem bejsbolowym w ręku. Otwiera mu
    Fąfarowa.
    - Czego sobie życzysz, chłopcze?
    - Twój stary jest mi winien forsę.
    W tej chwili słychać z pokoju wołanie Fąfary:
    - Kochanie, kto to?
    - Jakiś młodzieniec. Mówi, że jesteś mu winien pieniądze.
    - A jak wygląda?
    - Wygląda tak, że lepiej mu oddaj!

    Pytanie do żonatego
    - Dlaczego ostatnio tak bardzo denerwuje cię warkot silnika samochodu?
    - Kochanek uprowadził moją żonę samochodem i teraz ilekroć słyszę warkot silnika
    boję się, że może ją zwrócić z powrotem..

    Anegdota muzyczna
    Pewnego razu Enrico Caruso udał się samochodem na gościnne występy do Teksasu. W
    drodze silnik odmówił posłuszeństwa. Artysta na czas naprawy wszedł do
    przydrożnej farmy i przedstawił się gospodarzowi:
    - Jestem Caruso.
    - Naprawdę?! - wykrzyknął farmer. - Żono, dzieci chodźcie szybko! Wiecie kto do
    nas zawitał?
    - Kto?
    - Ten słynny Robinson Caruso!

    Sędzia pyta oskarżonego:
    - Pański zawód?
    - Akrobata.
    Sędzia szepcze coś do siedzącego obok drugiego sędziego i po chwili woła:
    - Woźny! Proszę pozamykać wszystkie okna!

    Jasio wykręca numer telefonu i grzecznie pyta:
    - Halo, czy to święty Mikołaj?
    - Nie.
    - Skoro pan nie jest świętym Mikołajem, to po co pan podnosi słuchawkę?

    Humor z zeszytów szkolnych
    = Mszę żałobną "Requiem" Mozarta dokończył inny kompozytor, ponieważ umarł i nie
    miał czasu.
    = Żacy chodzili od drzwi do drzwi i śpiewali, a w zamian dostawali jaja i pokarm.
    = Kurczęta są produktem jaj sadzonych.
    = Lekarz przed operacją myje ręce i pielęgniarki.
    = Do chorób zawodowych zaliczamy: pylicę, gruźlicę i rzeżączkę.




    Temat: Trzeci raz w Egipcie - moje 22 dni w "domu"......
    Odnajdujemy Aaba Sharm.Grzes wita nas „dzien dobry pani Iwonka” :-) Wita się z
    moimi chłopakami i od razu nawiązujemynic porozumienia ;-) Placimy za
    wczorajszy Ras Mohammed i umawiamy się na kolejne wycieczki. Interesuje nas
    Lodz Podwodna (ze względu na Radzika, niech zobaczy rafy), Petra, Quady+Lasy
    Namorzynowe, Wielkie Safarii oraz bilety na Show (w Aaba Sharm maja je po 12$
    od osoby a w Delfinarium chca 18$)

    Dzis jest środa. Jak to wszystko ustawic? Głowimy się, a w tym czasie Grzes
    zamawia przez telefon dla nas sok z limonek… pamiętał! ;-) W miedzy czasie
    przyszla Pani Ula, przyszedl Jozef… nic przyjazni zaciska się :-) Reszta
    pracownikow ma musztre przed biurem, a prowadzi ja Radus ;-)

    Wiec ustalamy. Jutro (czw) o 10 lodz podwodna. Potem bus zamiast pod hotel-
    zawiezie nas pod Delfinarium. W piątek Petra. W sobote odpoczynek. W niedziele
    quady. W pon safarii. We wtorek jakies zakupy i pakowanie… w nocy wylot.

    Pijemy sobie soczek, gawędzimy o tym i o tamtym. W tym czasie Grzes dzwoni i
    zalatwia Petre… Qrcze. Cos nie tega ma mine. Mija godzina… dwie. Już chcemy isc
    bo zaraz mecz! W koncu Grzes stwierdza-przykro mi, nie ma już miejsc w
    samolocie. No tak. Czartery do Petry lataja w piatki. I jest to jedyny piatek
    kiedy możemy leciec! W nastepny już nas tu nie będzie! Co robic? Można jechac
    autobusem, ale to sam Grzegorz odradza. Bo tak. Jeżeli chodzi o czas dostępny w
    Petrze w przypadku samolotu to jest 7h, a w przypadku autokaru zaledwie 3h.
    Bezsensu…
    Umawiamy się z Grzesiem, ze wpadniemy jutro po południu, a on do tego czasu
    będzie załatwiał co w jego mocy. Wierze mu.
    Dziękujemy za soczek, zegnamy się i wychodzimy. Chłopcy z Aaba Sharm już
    zdazyli się nauczyc od Radzika „chodu!” i krzyczac to uciekaja w popłochu ;-)

    Wracamy ulica „Twerska” ;-)))) do hotelu na kolacje. Ja mam zle przeczucia,
    którymi się dziele z Rzesiem. Bo tak. Do tej pory z tego co zaplanowaliśmy w
    Polsce-udalo nam się zrealizowac w Egipcie prawie wszystko (poza dolina
    robotnikow w Luksorze) czyli można rzec-prawie 100% Wiec musi cos pierdyknac… i
    chyba to będzie Petra. Qrcze.

    Rzes kaze mi się tym nie martwic i wracamy do pokoju. Chłopaki wskakuja pod
    kołderkę-mecz. A ja szykuje herbatke (w pokoju jest za darmo kawa i
    herbata+czajnik) Lezac w trojke pijemy sobie-wypadaloby powiedziec-czaj ;-) i
    oglądamy mecz. Niestety. Nie ma tu Poloni wiec oglądamy go na egipskim kanale
    sportowym… O mamo! Jakze niepodobne sa znane nam nazwiska naszych pilkarzy do
    tych nazwisk, jakie wypowiada egipski komentator. Normalnie-polewka! ;-)
    Zasmiewamy się do lez! I zamiast skupic się na grze i dopingu-czekamy w
    napieciu wyłapując polsko brzmiace wyrazy ;-) W zyciu mnie tak żaden mecz nie
    zainteresowal! Ale jaja ;-) hihihihihi

    Chłopcy oglądają a ja… a ja zasypiam. Jednak i nawet mecz komentowany po
    egipsku-nie potrafi na dluzsza mete przykuc mojej uwagi. No coz. Zapalonym
    kibicem to ja niestety nie jestem… ;-)

    Iwonka
    GG 1070925




    Temat: Coral Beach Resort - Hurgada (****)
    info marzec 2006
    Miałam przyjemność być gościem tego hotelu z mężem od 6 do 12 marca 2006.
    Byliśmy jedynymi Polakami, głownie Rosjanie, Ukraińcy itd., także Niemcy, trochę
    Włochów, poznaliśmy też Anglików, jednych Francuzów.
    Hotel raczej dla starszych i emerytów, mało w nim młodzieży i dzieci.
    Jest to ostatni hotel w Hurghadzie, do centrum jeżdżą busy- zwykle z przesiadką,
    taxi, jest też buz hotelowy o stałych porach-11LE za osobe-info w recepcji.
    Hotel należy do sieci Rotana.

    Hotel jest bardzo ładni utrzymany, rozległy, walizki zawiózł nam boy meleksem.
    Mieliśmy pokój najdalej od hallu, ale za to z widokiem na morze i łóżkiem
    małżeńskim. W pokoju był mini salonik-kanapa, fotel, stolik i nowym TV-była
    polska telewizja, dużo kanałów, wyjście na taras(krzesła, stolik i wyjście na
    zewnątrz). Dalej przechodziło się do aneksu kuchennego-zlew i lodówka(stara, ale
    chłodziła)
    Łazienka czysta, ręczniki tez, prane często i wymieniane. Minusem był mały
    prysznic i badziewna zasłonka prysznicowa-nic nie chroniła, woda była wszędzie!
    Ciepła woda na bojler-mogło nie wystarczyć czasami.
    Sypialnia osobna, z wygodnym łożem, czysta pościel, toaletka z lustrem, szafa,
    stoliki nocne, radio-nie działało. W każdym pokoju własny sejf.

    Lobby bardzo ładne, hotel dobrze utrzymany w głównej części, część pokoi
    odnowiona, ale bar na plaży już nie…kilka sklepików z pamiątkami, dyskoteka,
    Heath-club, namiot animacyjny. W lobby bar, telefon, kantor (czynny godzinę rano
    i godzinę wieczorem), Internet, jubiler.
    Na ternie też plac zabaw dla dzieci, kort tenisowy-właśnie go remontowano.
    Niedaleko basenu możliwość wykupienia quadów.
    Plaża czysta, sprzątana regularnie, codziennie czyste ręczniki plażowe. Jest
    część z molem dla snurkujacych, rafa jest spora, ale zniszczona, zdeptana,
    głównie przez Rosjan… na plaży parasole, wiatrochrony i domki, w których można
    się schować. Jest część plaży z dnem kamienistym, ale i z piaszczystym. Obok
    plaży szkoła nurkowania, windsurfingu, kitesurfingu, można wykupić wycieczki na
    Giftun, masaże (płatne). Obok możliwość przejażdżki na wielbłądzie czy koniu. Na
    plaży animacje dla dorosłych -program wisi w lobby. Moim zdaniem trochę słabe,
    może dlatego, ze nie było sezonu?? no i po rosyjsku, co mnie dobijało! Jest też
    bar-nie korzystałam.
    2 baseny-wykąpałam się raz, bo woda była zimna, przy basenie bar-można siedzieć
    w wodzie i popijać drinki.

    Restauracja bardzo ładna, woda płatna 8LE duża butla (dobra woda), Stella 22 LE-
    płatne na rachunki „na pokój” regulowane w recepcji. Jedzenie bardzo dobre, choć
    lepsze jadałam w innych hotelach. Na śniadanie omlet stadion, jajka, płatki,
    jogurt, mleko, sałatka owocowa, kiełbaski, jakiś ryż czy kasza,k warzywa, bułki,
    ser żółty i biały, „mortadela”- czyli ich wędlina, chałwa. Kawę i herbatę
    nalewają kelnerzy, uwijają się sprawnie, bardzo miła obsługa, czysto. Jak dla
    mnie trochę monotonnie, ale oczywiście można się najeść.
    Obiadokolacja- zawsze 2 zupy, pasta stadion, zawsze drób- kurczak, kaczka lub
    gołębie, czasem ryba, wołowina, warzywa zapiekane saute, do tego kasze lub
    ziemniaki. Jedna część z pieczywem-ale nie za smacznym, poza macą. Druga część z
    warzywami pokrojonymi surowymi oraz sosami, trzecia z gotowymi sałatkami.
    Czwarta z owcami-słaby wybór- zawsze guawy, ale twarde, figi, pomarańcze-pyszne!
    Piąta część ze słodkościami-pyszne! Zdecydowanie wygrywają. Zawsze 2 rodzaje
    puddingów, ciasteczka, sezamki, torciki, balkawa. W piątki jedzenie typowo
    „egipskie”.
    Hotel ma tylko HB, brak All.
    Obsługa bardzo miła, uczciwa, nic nie ginie.

    Codziennie ok. 22 część animacyjna-występ egipskich zespołów folklorystycznych,
    taniec brzucha, dyskoteki, karaoke.
    Ogólnie bardzo przyjemnie, my spędziliśmy tam bardzo miło podróż poślubną.
    Zdjęcia z linka oddają rzeczywistość
    www.rotana.com/aspx/Hotel.aspx?HotelId=21
    w razie pytań proszę o maila na gazetowego.




    Temat: Rogatek, czyli przygody kota.:)
    Rogatkowe sprzątanie. :)
    Ania po wizycie rogatego pacana otrząsała się dość długo. Ja, by nie ryzykować
    jakichś jajeczno-jogurtowych przygód, zmusiłam nieomalże krzykiem Mateusza do
    przewiezienia Rogatka do mnie jego autem. Moja argumentacja została poparta
    solidarnie przez Wańdzię i Anię. Mateusz zaś poczuł się z lekka obrażony.
    - Co Wy od niego chcecie? No stłukł komuś tam jakieś jajka, no rozwalił palmę,
    ale on się nie powtarza w swoich czynnościach.
    - I o to mi chodzi, że się nie powtarza, - stwierdziłam ja, - Nie wiem, jakie
    coś by umyślił znów, ale ja nie chcę mieć do czynienia z jakimś zezłoszczonym
    taksówkarzem, czy kimś tam. Masz rację, Mateo, tylko w tym, że napewno nie
    poznam żadnego gangstera jakiegoś tam autoramentu, bo to już
    zostało "przerobione". Ale ja wcale nie chcę przygód.
    Po wielu wachaniach Rogatek dotarł do mojego mieszkania w aucie Mateusza i bez
    przeszkód został dotargany do mojego mieszkania.
    - Czy aby napewno mu tu będzie dobrze? - dopytywał się Mateo, - Ty nawet nie
    masz balkonu.
    - A u Igora byłoby mu zapewne lepiej, - powiedziałam zgryźliwie ja,
    rozstawiając karmidełka. Mateusz wycofał się z dalszej dyskusji.

    Zostałam sama z Rogatkiem. Rogatek ufnie poprzyglądał się mi, pokręcił się po
    mieszkaniu, obejrzał liczne doniczki z kwiatkami, nie przejawiając jednak chęci
    wytrząchnięcia ziemi na zewnątrz, przeleciał się po półkach, zapewnie oceniając
    księgozbiór, zainteresował się przelotnie dużą muszlą, wsadzając do niej
    łepetynkę i wyjmując ją bez przeszkód i w końcu spoczął na fotelu w zamyśleniu
    oglądając własną łapkę. - Co Ty mi umyślisz i zmalujesz? - spytałam go na głos,
    nie spodziewając się odpowiedzi. - Mniau, - powiedział godnie Rogatek, nie
    przerywając kontemplacji swojej łapki. To mogło znaczyć wszystko.

    Postanowiłam dokończyć sprzątanie. Włączyłam odkurzacz w mniejszym pokoju i
    zapomniałam o istnieniu Rogatka. A on nie przypominał się nijak. Przez warkot
    odkurzacza usłyszałam dzwonek telefonu. Wyłączyłam odkurzacz i poszłam odebrać.
    Dzwoniła moja Mama, więc, nastawiona na co najmniej półgodzinną rozmowę,
    przysunęłam sobie stołek i usiadłam. Dwadzieścia minut rozmowy zleciało szybko,
    gdyż miałyśmy interesujący temat do omówienia. - Kto u Ciebie sprząta? - nagle
    bez związku z tematem spytała Mama. - Masz jakąś pomoc domową? - zainteresowała
    się. Włosy mi dęba stanęły, bo przypomniałam o obecności w domu Rogatka. -
    Rogatek, mam na przechowaniu Rogatka, - wrzasnęłam do słuchawki. Mama, która
    jest na bieżąco z rogatkowymi przygodami, prychnęła dziwnie i kazała mi się
    rozłączyć: - Idź zobacz i zadzwoń sama, jak pozbierasz to, co rozwalił.

    Z niejakimi obawami weszłam do pokoju i mnie zatkało. Pokój był usiany tym
    wszystkim, co znajdowało się w worku odkurzacza, bo Rogatek, wyręczając mnie w
    sprzątaniu, najpierw usunął z odkurzacza worek ze śmietkami, rozdydalając go na
    miałkie strzępki, a następnie zabawił się w sprzątanie, skacząc na klapkę i na
    przemian włączając i wyłączając odkurzacz.

    Do Mamy zadzwoniłam wieczorem, upewniając się przedtem, że Rogatek jest w
    zasięgu mojego wzroku.

    Pozdrv.

    C.d.n.




    Temat: Ubrania ciążowe w Kielcach.
    Ze szpitala pamiętam poszczególne wydażenia, które zaprezentowane osobno mogą dać dwa sprzeczne ze sobą obrazy tego co się tam działo. Pamiętam na przykład jak przeniesiono mnie z sali pooperacyjnej na normalną. Luty - więc kaloryfery były rozgrzane do czerwoności - temperatura w sali około 30 stopni. Ja zlana potem, dziecko purpurowe. Prośby o otwarcie okna (zabite) lub przykęcenie kaloryfera (urwane pokrętło) nie skutkowały. Nie da się! - to jedyna odpowiedź jaką wtedy otrzymałam. Zadzwoniłam do taty z prośbą o pomoc. Miał jakiegoś znajomego w dziale technicznym szpitala, pożyczył od niego kombinezon służbowy i wpadł z kombinerkami na oddział anonsując się jako pogotowie techniczne. Wprawdze personel medyczny próbował go powstrzymać, ale tato ogłosił "awarię" i przykręcił mi ten kaloryfer. Odetchnęłam z ulgą. Muszę jeszcze dodać, że na odział nie miały wstępu żadne osoby, nawet mój maż mógł zobaczyć dziecko tylko z korytarza. Pamiętam też dwie pielęgniarki, młodsze ode mnie o jakieś 10 lat, które bez najmniejszej żenady strofowały mnie za sposób zawinięcia dziecka. Najpierw wpadła jedna i pokrzykując "chyba chcesz zagotować to dziecko" rozwinęła go z rożka. Chwilę później druga zawinęła szczelnie dziecko z komentarzem "tak to można dziecko przeziębić!". Po kolejnych kilku minutach pierwsza wpadła i widząc zawiniętego noworodka ochrzaniła mnie: "przecież mówiłam , że nie wolno dziecka tak mocno zawijać!" Wtedy odważyłam się zwrócić uwagę, że ja nie jestem w stanie nawet się ruszyć, a co dopiero odwijać lub zawijać dziecko, niech więc między sobą ustalą jak powinno być. Skończyło się. Ciekawa sytuacja miała miejsce któregoś ranka - do pokoju zajżała położna o wyglądzie siostry z "Lotu na kukułczym gniazdem" i rozkazała mi natychmiast uprzątnąć szafkę "bo będzie obchód". A ja przestraszona, skręcając się z bólu po cesarce, jak kolonistka przed wieczorną kontrolą wychowawców układałam drobiazgi przy łóżku ... Z drugiej strony złego słowa nie mogę powiedzieć o moim pobycie na sali pooperacyjnej: stała opieka sympatycznej , życzliwej kobiety, podawanie słuchawki telefonu do łóżka, poprawianie poduszki jeśli mi się przekrzywiła itd. Z "normalnej" sali pamiętam też przemiłą położną (nieznajomą i nieopłacaną), która zaglądała do mnie, aby zapytać jak się czuję, zaproponowała mi przyniesienie napojów z przyszpitalnego sklepiku, załatwiła mi maleńkie noworodkowe wenflony, kiedy moje żyły pękały od ilości podawanych kroplówek i nikogo innego to nie obchodziło... No i mój własny, przypadkowo odkryty sposób na nagłą zamianę sytuacji "koszmarkowej" na "miłą". Otóż któregoś dnia teściowa przyniosła mi do szpitala kilka tabliczek czekolady ,w przekonaniu, że osłodzi mi tym życie. Zaraz dowiedziałam się, że matka karmiąca noworodka nie może jeść czekolady i nie wiedząc co z tymi prezentami zrobić, zajżałam do pokoju pielęgniarek i ze słodkim usmiechem na twarzy wygłosiłam następującą kwestię "...a ja właśnie chciałabym miłe panie poczęstować czekoladą". Wyobraźcie sobie konsternację! Jedna z pań, która dopiero co o coś mnie opiepszyła, zaczęła się nerwowo kręcić i wyjąkała coś w stylu "...ojej,... a ja tak panią skrzyczałam... przepraszam ... yy.." Nie muszę dodawać , że do końca zmiany skakały koło mnie jak koło zbitego jajka, a numer na "miłe panie +czekolada" powtórzyłam jeszcze parę razy. Dłuższy pobyt w szpitalu pozwolił mi zorientować się nieco w szpitalnej organizacji pracy dotarło do mnie coś , co być może będzie przydatne dla innych mam. Otóż w szpitalu jest podział na położne (i te zajmują się tylko kobietami, więc szkoda sobie zawracać głowę prośbami by pomogły przy dziecku) oraz pielęgniarki , które z kolei odpowiadają za dzieci, a zajmowanie się matkami nie należy do ich obowiązków. Dlatego moim zdaniem pierwsza rzacz ,jaką należy zrobić na oddziale to zorientować się , kto z personelu jest położną, a kto pielęgniarką od dzieci i prośby o opiekę lub pomoc kierować do właściwej osoby. Po drugie warto sobie uświadomić fakt, ze o ile położne zwykle mają jakieś "obrywy" od rodzących , to pielegniarki pracują za grosze. Dlatego dobre słowo i drobny gest wdzięczności, a nawet ta drobna czekolada może znacznie poprawić ich nastawienie.



    Temat: Holandia może zablokować przyjęcie Polski do Un...
    Gość portalu: AD napisał(a):

    > Proszę jaka piękna patriotyczna (holenderska i to bardziej niż samych
    > Holendrów) postawa!

    Dziekuje. Mowienie PRAWDY o problemach swojego kraju, nawet jesli to niektorym
    nie pasuje jest duzo bardziej patriotyczne niz oklamywanie siebie i oszukiwanie
    innych barwnymi fantazjami.

    > Ja się nie uważam za zdenegerowanego, ani nie mam takich ludzi wśród swoich
    > znajomych.

    Skoro pod pojeciem "kultura" rozumie sie wytykanie adwersarzowi bledow
    jezykowych i dwoch rodakow ktorzy dostali "Nobla" to mnie to nawet specjalnie
    nie dziwi. Spytaj swinie czy wie, ze jest swinia. Nie zrozum mnie blednie.

    > Zamiast czytac głupie dyskusje wolę w tym czasie myśleć. Wspomniany wizerunek
    > jak mi tak samo daleki jak ten który malujesz Ty.

    Mozesz go uwazac za jaki chcesz ale nie zmienisz tego, ze taki wlasnie jest.
    Mysl wiec dalej i to intensywnie.

    > Wiedza historyczna i polityczna na poziomie wiedzy z języka polskiego.

    A moze by tak troche konkretniej? Nie mozna? Tak myslalem.

    > My jesteśmy oczywiście bardzo od nich uzależnieni, ale oni od nas takze, choć
    > dużo mniej.

    Ach tak? My ciagle o cos prosimy, o cos zabiegamy. A one?

    > Opóźnieni jesteśmy z powodu zaborów, wojny i komuny.

    Acha, z wlasnej winy oczywiscie nie... winni zawsze byli i sa inni. Teraz
    jeszesmy opoznieni z powodu Unii...:o) Zgadza sie?

    > > Niemcy Zachodni czy Szwedzi 30-40
    > > lat temu byli niewiele bogatsi od nas w tej chwili a mimo to zawsze panowa
    > ly
    > > tam zupelnie inne standarty kulturowe.
    >
    > NIEPRAWDA w latach 60-tych i 70-tych byli już nieporównanie bogatsi od nas.

    Acha i w 60-tych latach juz mieli komputery, ISDN, telewizje satelitarna, 1
    samochod na 4 ludzi do tego z poduszkami powietrznymi i ABS, kuchenki
    mikrofalowe, telefony komorkowe itd. itd... Czego to czlowiek sie nie dowie...

    > Nie napisałem tego, chodziło mi o hałasliwość i zaczepianie innych akurat
    przez tych punków. W Polsce sięz tym nie spotkałem.

    Oczywiscie, w Polsce nikt nikogo nie zaczepia i nawet w ryja nie wali. Wszyscy
    sa bardzo wobec siebie zyczliwi, szczerzy i serdeczni

    > Myślę że Włochy nie są tutaj również najlepszym przykładem.

    Ach tak? No to sprobuj przekupic tam policjanta. Lekarzowi dawac nie musisz. A
    samochodow zachodnich Europejczykow jak "ginelo" tak "ginie" najwiecej w Polsce
    i to mimo, ze przyjezdza ich tu zaledwie nikly procent w porownaniu z Wlochami.

    > Z taką opiniąo swoich rodakach najlepiej uciec z tego kraju. A już na pewno
    > nie warto tracić czasu na pisanie po polsku.

    Az tak boli prawda? Wiem, ty wolisz oszukiwac sie sam... No to rob to dalej...
    A na Zachodzie ludzie z takich jak ty beda sobie robic "jaja" tak, jak robili
    do tej pory...

    > Ja natomiast nie będę tracił więcej czasu na dyskusje z osobą niezrównoważoną
    > psychicznie, histerykiem. który uważa że wokól niego są sami złodzieje i
    > chamy.

    Gratuluje. Podobna "diagnoza" wobec niewygodnych opinii byla specjalnoscia
    poprzedniego systemu. O ile sie nie myle w Rosji funkcjonuje nienagannie do tej
    pory. Kto krytykuje "system"? No tylko wariat przeciez, "niezrownowazony
    psychicznie", "histeryk" :o) ....
    Trudno chyba o bardziej pokazowy egzemplarz tego naszego "systemu".

    W Allianz, jednej z najwiekszej ubezpieczalni niemieckiej tez pracuja
    zapewne "osoby niezrównoważone psychicznie" i "histerycy". To z ich raportu
    rocznego mozna sie dowiedziec, ze Polska prowadzi z duzym dystansem wobec
    innych krajow w statystyce kradziezy i to MIMO, ze przyjezdza do nich znikomy
    odsetek ubezpieczonych w porownaniu z innymi (cywilizowanymi) krajami Europy.



    Temat: Wszystko i nic :) III
    co do relacji z wyprawy to nawet nie wiem od czego mam zacząć?! :)

    nasza grupa liczyła 18 osób, na szczęście wszyscy byli okey co się często nie
    zdarza. Pilotka rewelacyjna, z dużą wiedzą, z pasją i potrafiąca wszystko
    wywalczyć a przy tylu przygodach ile nas spotkało to sie przydało :)
    Przewodnicy lokalni byli do duszy, każdemu można było coś zarzucić
    Przez przewodniczkę w Pekinie uciekł nam nocny pociąg do Luoyang. Ona cały czas
    była przekonana, że pociąg mamy o 21:05,więc na dworzec przyjechaliśmy ok.
    20:00, poczym nagle wpadła w panike, zaczeła krzyczeć szybciej szybciej i się
    okazało że pociąg jest o 20:10!!! i jak wpadliśmy o 20:01 do bramki to
    powiedziano nam że odprawa biletowa się zakończyła i oni nas nie wpuszczą,
    mimo, że do odjazdu było kilka minut! i lipa -ani hotelu ani pociągu i dalszy
    program wycieczki z 3 dniowym rejsem po Jangcy stanął pod znakiem zapytania, no
    bo na statek trzeba było jakoś się dostać. już byliśmy przygotowania do
    spędzienia nocy na dworcu... Na szczęście po 2 godzinach nerwów, nasza pilotka
    dostała telefon ,że mamy wracać do hoteku w którym byliśmy a o 7 rano mamy
    załatwione bilety na samolot, ale nie do Luoyang tylko do X'ian bo w Luoyang
    nie ma lotniska, a z X'ian musieliśmu autkarem trzepać sie ponad 6 godzin!
    Masakra No ale udało się dostac na czas :)
    Potem jajo było ze statkiem- kolejny udany miejscowy przewodnik - wchodzimy z
    bagażami na statek, częstują nas herbatką i nagle po 5 minutach okazuje się że
    to nie ten statek! i sprintem trzeba było sie ewakuować -no mówie wam - koszmar
    W sumie po tym pociągu to juz nic nie było w stanie nas zaskoczyć :))
    Każdy przyjmował wszystko ze spokojem -w miarę :)
    Potem, jaki mieliśmy przelot lokalny to się okazało, że dwie osoby muszą lecieć
    następnym samolotem! Różnica niby tylko 40 minut ale tak czy inaczej... Na
    dużych lotniskach to zapowiedzi się po chińsku i po angielsku a na takich
    małych tylko po chińsku i zrozum tu coś człowieku :)
    Kiedy indziej w jednym z hoteli przy wykwaterowywaniu zaginął jeden paszport!
    Po 10 minutch okazało sie, że poniewaz stół sie kiwał to recepcjonista podłożył
    paszport pod nogę stołu! To juz było przegięcie, jeszcze kiedys zawieruszyła
    się karta pokładowa, raz przewodnik pogubił się na lotnisku i przegonił nas z
    jednego końca na drugi
    Słuchajcie tylu przygód to nikt z nas w życiu na wycieczce nie miał, potem
    oczywiście zawsze były przeprosiny- raz wynajeli nam na kolacje taki jakby
    prywatny gabinet, z winem i podarowali amulety na szczęście :)), za afere na
    statku przesłali butelke wina, nie no jazda na maxa.
    No ale tak poza tym było genialnie :))
    Pogoda rewelacyjna, ani razu nam nie padało, było prawie zawsze zamglenia ale
    nawet to miało swój urok :)
    Jedzonko pyszne, tylko w Suczuanie było tak ostre, że ledwo dało się to zjeść,
    co by się do dziuba nie wsadziło to paliło, no za wykątkiem herbaty :)))
    Przy okazji nauczyłam sie jeść pałeczkami i wreszcie polubiłam zielona herbatę,
    bez której teraz jest dzień stracony :)) Troche się jej nawiozło :))
    Kraj piękny, ale jakis niedosyt mam i za 2 lata planujemy koleja podróż do Chin
    tylko w inne rejony. Kraj dużych kontrastów, z jednej strony wielkie bogactwa a
    z drugiej bieda :( ale tak jest niestety wszędzie
    Ale co nas najbardziej zszokowało -na plus to czytostośc na ulicach, ani pół
    papierka, niczego :0 Tam nawet jak na trwanik spadnie liść to od razu go
    podnoszą i tego od Chińczyków trzeba by się nauczyć.
    Największe wrażenie to oczywiście Mur Chiński. Ani telewizja, ani zdjęcie nie
    oddadzą tego efektu. Tam poprostu trzeba stanąć. Już myślałam, że zakonczę na
    nim swój zywot, bo tak tam przypiekało, a tu cienia tyle tylko co w strażnicach
    a tam oczywiście pełno sprzedających :) Wogóle nie sądziałam , że tam sa takie
    straszne podejścia, kilka schodów i padało sie jak muchy, ale warto było :)
    hehe każdy sie potem śmiał, że zobaczyć Mur i umrzeć :))
    Rejs po trzech przełomach cudowny, ale jak człowiek pomysli, że te tereny
    zostana zalane to serce pęka. Tyle miast znajdzie się pod wodą, tylu ludzi
    musiało zostac przesiedlonych :( jak mijało sie kolejne miasta widmo to uczucie
    koszmarne. Jedna głupia polityczne decyjzja i to wszystko zniknie eh....
    Armia terakotowa tez wywarła ogromne wrażenie...ale mniejsze od Muru :)))
    jejku- sama nie wiem co wam tu jeszcze napisać???? mam nadzieje, że was nie
    zanudziałm :)
    Zdjęc napstryakłyśmy grubo ponad 400 :) i właśnie jade je odebrać - oby tylko
    wyszły :)
    Dobra, troche sie rozpiasłam, jak doczytałyscie do konca to gratuluje
    wytwałości :)))
    Jak mi się coś jeszcze przypomni to napisze albo pytajcie :)))
    Pozdrawiam




    Temat: Ciągle źle w benzynie--oszukuja na potege
    greenblack napisał:

    > Gość portalu: Adam napisał(a):
    >
    > > Czyli Orlen ma się dobrze z tą hipokryzją w reklamach o jakości sępa.
    > Złodziej
    > > kradł , kradnie i kraść będzie czy to pod szyldem CPN czy czerwonego sępa.
    > > Jedyny sposób na unikanie fałszowanego paliwa i machlojek z odmierzaczami
    > to
    > > unikać PKN Orlen!!!!!!!
    >
    > A co Ty masz do tego Orlenu? Według mnie to akurat u nich można kupić
    > statystycznie najlepsze paliwo. Rafineria Gdańska to dopiero syf.
    >
    >
    > Pozdrawiam

    No to poczytaj sobie co ja mam do tego Orlenu......................

    Jedziemy na zapasie autor: Krzysztof Nałęczautor: Krzysztof Nałęcz
    Giełda Samochodowa, nr 828
    z dnia: 9 września 2003 roku
    Dziwna sprzedaż paliwa

    Przed wakacjami informowaliśmy, że do stacji benzynowych trafia paliwo z tzw.
    rezerw strategicznych państwa. Znowu zrobiło się o nim głośno, bo nie wszyscy
    są przekonani co do jego jakości. Nabiera to szczególnego znaczenia wobec walki
    o uczciwość w handlu paliwami.

    W magazynach i zbiornikach rozsianych po całej Polsce gromadzi się paliwo na
    wypadek wojny, klęsk żywiołowych i innych sytuacji mogących zagrozić
    bezpieczeństwu i funkcjonowaniu państwa. Dotyczy to nie tylko paliw, ale także
    innych artykułów, jak choćby leki i sprzęt medyczny. Gromadzeniem, koordynacją
    i rejestracją firm utrzymujących zapasy zajmuje się rządowa Agencja Rezerw
    Materiałowych. Co jakiś czas organizowane są przetargi na sprzedaż części
    rezerw - tak, by stan był "odświeżony". Problem polega na tym, że paliwo z
    rezerw, które długo składowano, ma bardzo wysoki poziom zawartości siarki i
    benzenu. Tymczasem od stycznia 2004 r. obowiązywać będą nowe, zaostrzone
    przepisy dotyczące jakości paliwa. Tego z rezerw nie da się już wtedy sprzedać
    kierowcom. Zgodne z wymogami Unii Europejskiej normy jakości paliwa rząd
    wprowadził już w grudniu ubiegłego roku. Jednak opóźnił wejście przepisu do
    stycznia 2004 r. Za to zaatakowało niedawno rząd "Życie Warszawy". "Premier
    zleca kontrole jakości paliw, a z drugiej strony minister Jacek Piechota
    wprowadza przepisy umożliwiające sprzedaż na stacjach benzynowych nie
    najlepszej jakości paliwa z rezerw strategicznych" - napisało "Życie".

    Tymczasem paliwo z rezerw, choć niedoskonałe, bo szkodzi środowisku, nie ma
    negatywnego wpływu na samochód. - Moim zdaniem chciano szybko pozbyć się tego
    paliwa, którego niedoskonałość polega głównie na tym, że niedługo nie da się go
    sprzedać - mówi pragnący zachować anonimowość członek jednej z korporacji
    paliwowych.

    - Sama sprzedaż rezerw nie budzi wątpliwości, bo jest to konieczne co pewien
    czas. Jedynie skala zjawiska może zastanawiać.

    Nie udało nam się ustalić w Ministerstwie Gospodarki, któremu podlega Agencja
    Rezerw Materiałowych, jaka była skala sprzedaży paliwa w tym roku. "Życie"
    pisze o dziesiątkach milionów litrów, które sprzedała m.in. państwowa
    Naftobaza. My z kolei ustaliliśmy, że korzystając z rządowego udogodnienia,
    potężną partię rezerw strategicznych sprzedaje ostatnio PKN Orlen. - Paliwo
    sprzedawano po normalnej cenie, takiej jaka obowiązuje w przypadku lepszego
    paliwa, na dodatek nie informując nas o jego pochodzeniu

    - poskarżyło się nam kilku hurtowników, odbiorców Orlenu. Podobne zarzuty
    stawia jeden z właścicieli stacji, która trafiła na czarną listę Inspekcji
    Handlowej. - Jestem teraz ostrożny i badam paliwo. Okazało się, że ma bardzo
    dużo siarki - mówi właściciel stacji. - Kiedy zrobiłem szum w bazie Orlenu,
    gdzie je kupiłem, wyszło, że pochodzi z rezerw. Oczywiście zaraz znalazło się
    to dobre.

    Kiedy przygotowywaliśmy ten materiał, telefony służb prasowych Orlenu w
    Warszawie i Płocku milczały. Mamy nadzieję, że jedynie z powodu nadchodzącego
    weekendu.

    Od autora

    W zasadzie wszystko jest zgodne z prawem, czyli tym gorzej dla prawa. Paliwa z
    rezerw nie szkodzą silnikom i są zgodne z tzw. polską normą, ale tą, której
    rząd tak skwapliwie się pozbył w obliczu naszego wejścia do Unii. To logiczne.
    Dostosowywać trzeba się odpowiednio wcześniej, a nie od 1 maja 2004. Zostawia
    się jednak furtkę, aby podrzucić innym kukułcze jajo i jeszcze na tym zarobić.
    Co ciekawe, skwapliwie korzysta z tego poważny koncern, szczycący się dbałością
    o jakość paliwa, co niestety czasami udowadnia tylko podczas pokazowych akcji
    na swoich stacjach.




    Temat: zielony pieprz, bazylia,
    Re: Co na obiad ?

    A na obiad lasagne z mikrofalowki,pyszna..bo nie musze dzis gotowac,wymyslac.
    Wczoraj byl obiadek wegetarianski-makaron z jarzynkami z woku no i ten
    tatar,dla zdrowia,hm. Smacznego Wam zycze moi mili ml

    lablafox

    Dziś faszerowana cukinia mielonym mięskiem z indyka+ ziemniaki + kompot z
    jabłek
    Jutro - pierś kurczacza (ha!o kurczę!) + fasolka szparagowa + pyry wel
    ziemniaki wel kartofle + kompot z jabłek .
    Smacznego lablafox

    mamaja- A u mnie poledwiczka wieprzowa z patelni,cukinia duszona na oliwie
    i grule!

    trium:
    Ja dzis tradycyjnie placuszki ziemniaczane i barszczyk czerwony. Smacznego

    popaye:
    Placki ze smietanka???? Beeeee.... tylko i wylacznie na
    pikantnie

    Co prawda plackow kartoflanych ze smietanka nie znam, wszystkie inne odmiany
    (cebulka jak u ML i na slodko - tez).
    Marza mnie sie poznanskie pyzy - )

    marialudwika
    Wspanialy pomysl,jutro placki tez,z cebulka w srodku i syropem
    cukrowym/poznalam jego smak tutaj i pokochalam/,ale to tarcie
    kartofli,buuu,brrr..

    mammaja
    A jutro? Jutro pizza na telefon! Pyszna!

    trium
    Jutro? niedziela bez klusek nie jest niedziela!!!!! No i czerwona kapustka.

    mammaja

    A czy masz tam kwasna smietane?Bo ja robie tak jak mi sie nic nie chce
    robic:
    ze 3 -4 jajka cale (w dosc wysokim naczyniu)ubijam mikserem ale tymi
    koncowkami do piany,potem daje 1 szklanke cukru i dalej ubijam,potem daje
    dwie szklanki maki z 2 lyzecz. proszku do pieczenia i 1 kwasna smietane
    (ok.200 ml).
    Jak sie to ujednolici to wylewam do formy wylozonej papierem do
    pieczenia,albo (lepiej)posmarowanej marg.i wysypanej bulka tarta.Potem do
    tego ciasta na wierzch sypie co mam :rodzynki,migdaly czy orzechy,lub owoce
    kandyzowane.Czas przygotowania 15 min.-gora.Czas pieczenia -ok.40 min.
    Mozna zrobic podwojna porcje.U mnie w domu to bardzo lubia i szybciej niz
    drodzowe!

    popaye:
    jeszcze szybszy "mniam-nius"

    wiec: moja odmiana Musu czekoladowego
    dobra gorzka czekolada 2-3 tabliczki+ 3-4 lyzki wody (lepsza kuvetura
    czekoladowa - bo ma ca 60% kakao!) roztopic na parze (stalowa miseczka na
    garnku z gotujaca woda - jesli nie masz specjalnego zestawu) jak sie roztopi -
    ochlodzic odrobine wstawiajac do wiekszej miski z zimna woda - dodac 4-ry
    zoltka, mieszajac postawic na parze i przez chwile ogrzewac az troche
    zgestnieje (caly czas mieszac!- najlepiej "plaska" sprezyna do ubijania piany) -
    odstawic spowrotem do miski z zimna woda - ubic w miedzyczasie
    (elektr.mikserem recznym) 2 bialka i 2 pojemniczki (razem 1/2 litra) smietany -
    zmieszac z masa czekoladowa - najpierw piane z jajek - pozniej smietane -
    wstawic do lodowki.
    Za 1/2 godz masz deser "mniam-mniam".
    Jak chcesz urozmaicic - dodaj utarta skorke pomaranczy przy rozpuszczaniu
    czekolady (1-2 lyzeczki) albo (mozna + kieliszek likieru Cointreau - zamiast
    wody) albo...do wymieszanej calosci z piana i smietana - kilka lyzek utartej,
    gprzkiej czekolady -

    popaye
    Acha! - moze byc to zbyt "wytrawne-czekoladowe" - ja dla "gosci i dzieci"
    dodaje podczas rozpuszczania czekolady 2 lyzki cukru! Sam - wole
    wersje "wytrawna" - ale ja mam "szczegolne podniebienie" -

    dab12: a lody, desery lodowe? kiedy?




    Temat: Jadę do rodziny w Algierii - jak tam jest ?
    Nie wiem, jak co i ile kosztuje w Algierze i we wschodniej Algierii. Wydaje się, że w Oranie i Arzew nie jest tak drogo jak opisuje Ada. Relacje kursowe dwa tygodnie temu były następujące:

    USD = 71.50-73.00 DZD
    EUR = 99.00-102.50 DZD
    Przyjmij na dzisiaj średni kurs między złotówką i dinarem na poziomie 26-27 DZD/1 PLN

    Poniżej wrzucam ceny z ostatnich miesięcy z Oranu, Ain-El-Baya, Arzew czy Charakka gdzie robiłem zakupy w zwykłych sklepach spożywczych, czy też typu „supermarket” aczkolwiek nie jest to nazwa adekwatna do tego co supermarketem nazywa się w Europie..

    Telefon komórkowy: zakup już od 2000 DZD do 5000-6000 DZ
    W moim przypadku, 1000 Dinarowa karta wystarcza na rozmowy z Polską na okres 4-5 dni po 12-15 minut dziennie. (Sieć Ndjema)

    - bułka typu bagietka – 8 DZD
    - chleb typu „libański” (okrągły placek – paczkowany po 4 sztuki) – 25 DZD
    - podkłady do pizzy (pakowane po 4 sztuki) – 40-60 DZD
    - ciastko – 10 DZD
    - lody z automatu – 10 DZD
    - jajka – 50-60 DZD/tuzin
    - jogurt naturalny 80g – 12 DZD
    - masło francuskie 220g – 275 DZD
    - corn flakes Kellogg duże opakowanie 320-370 DZD (nawet spory wybor, głównie o smaku czekoladowym)
    - biszkopty, herbatniki, wafelki nadziewane, generalnie słodycze – 40-120 DZD (zależnie od opakowania)
    - dżemy truskawkowe, śliwkowe, morelowe (głównie hiszpańskie) - 160-230 DZD/słoik
    - kawa Nescaffe Gold, Jacobs itd., 200g – 200-280 DZD/opakowanie
    - herbata Earl Grey – 325 DZD/100 torebek
    - herbata owocowa i pozostała 120-150 DZD/opakowanie
    - sery typu Brie i Camembert (lokalne bardzo dobre, nie ustępują w niczym francuskim) 130-220 DZD/opakowanie 180-220 g
    - sery twarde Gryere i zbliżone – 600-790 DZD/kilogram
    - sardynki hiszpańskie, portugalskie, tunezyjskie – 90-140 DZD/puszka
    - tuńczyk (duzy wybor – puszki od 110 do 180 g) 135-200 DZD/puszka (ale można tez kupic w supermarketach duże puchy 880g za 6650 DZD
    - serwetki śniadaniowe/higieniczne – opakowanie 200 sztuk 50-70 DZD
    -oliwki czarne (na wagę z beczki) 135 DZD/kg
    - oliwki zielone (na wagę z beczki) 200 DZD/kg
    - male cebulki w marynacie (z beczki) 100 DZD/kg
    - wolowina import Brazylia/Argentyna – 450-600 DZD/kg

    - duza patelnia dia 32cm – import Wlochy: 375 DZD
    - garnki 1litr – 1.5 litr – 240-320 DZD/sztuka
    - gazeta codzienna – 10 DZD/sztuka

    Za zakupione hurtem warzywa jak niżej:
    Pomidory 1-1.25 kg
    Ogórki – 3-4 sztuki
    Papryka zielona około 1 kg
    Papryka mała ostra (harr) – 4-5 sztuk
    Bakłażany – 1-2 sztuki
    Cebula – 1.2-1.5 kg
    Kalafior średni – 1 sztuka
    Marchewka – 0.5-0.7 kg
    1 główka zielonej sałaty

    Płacę na targu warzywnym w Charakka lub w Arzew każdorazowo w przedziale 300-400 DZD. Niestety, warzywa są gatunkowo słabe i z wyglądu mało zachęcające. Tutejsza kultura rolna stoi bardzo nisko i jest daleko za europejską. To bardzo dziwi, jeżeli weźmie się pod uwagę warunki klimatyczne dla kultywacji roślin i zbóż jakie istnieją w Algierii.

    Czekolada w Algierii jest, ale jest podłego gatunku (raczej jak nasze dawne czekoladopodbne) i wszyscy otwarcie narzekają. Nasze 100g tabliczki „wedlowskie” czy też „Wawel” w cenie 2.15- 2.65 zł/tabliczka robią tutaj furorę i jeśli mogę doradzić, to zaopatrz się przed wyjazdem w odpowiednią ich ilość aby mieć na prezenty. Ja tak robię.

    Alkohole:
    - piwo lokalne – zgrzewka z 24 puszek malych 0.33l – 2000 DZD/zgrzewka
    - wino czerwone Couteau de Tlemcen, Couteau de Macara, Couteau de Mamougnia –
    butelka 0.7l – 300-350 DZD/butelka (wina algierskie są bardzo dobre i w niczym nie ustępują wielu gatunkom win francuskich czy hiszpańskich)
    - wódka Smirnoff 1 litr – 3000 DZD/butelka
    - whisky Johny Walker red label 1 liter – 3000 DZD/butelka
    - gin Beefighter 1 litr – 3000 DZD/butelka

    Wiecej informacji będę mógł podać po 1-ym lipca.
    Pozdrowienia




    Temat: odstawic???walka z wiatrakami?????
    kura to zupełnie co innego. Kura absolutnie odpada tak jak jej jajka, więc jak
    najbardziej mogło wysypać. Indyk naprawdę jest kompletnie innym mięsem i moje
    koleżanki, które mają dzieciaki ze skazami i alergiami włącznie ze mną jadą na
    indyku. Kupujesz pierś lub udo, nacierasz majerankiem i pieczesz. Woda, która
    zbierze się w brytfance jest również absolutnie zabrniona ( tam jest największe
    stężenie białka). Jak gotujesz mięso wywar musisz wylać, a jak chcesz gotować
    zupę to warzywa oddzielnie a mięso oddzielnie i dopiero wtedy wrzucasz ugotowane
    mięso do wywaru warzywnego. To drakońska dieta, ale sprawdzona. Moja mama też
    traktowała alergię jako wymysł, póki nie zobaczyła nadżerek na pośladkach u
    mojego dziecka i skończyły się jej mądrości. Teraz mam do pokonania teściową,
    która co chwilę pyta się co mogę jeść i dyskutuje. Teksty typu "jak ja byłam w
    ciąży jadłam wszystko" można kwitować tym, że w siedemdziesiątych latach co
    setne dziecko było alergikiem teraz jest co dziesiąte. Wszystko było inne, nie
    było dziury ozonowej, telefonów komórkowych, aż tylu konserwantów i żywności
    przetworzonej, nie używało się tylu kosmetyków i wdychało tylu spalin.
    Umieralność noworodków też była większa i wcześniej się umierało (mówię o
    średniej). Wiem, że to mamom niewiele pomaga, ale skoro są takie mądre to niech
    wyleczą swoimi sposobami tą wysypkę. Prawda jest taka, że jak zaniedbasz temat
    to dziecko może nabawić się alergii krzyżowej ( np. mleko sojowe, kozie,
    wieprzowina) mimo, że nie jest na nią obecnie uczulone, ale skład ma bardzo
    podobny i się uczuli. A potem co gorsze może się to przerodzić w alergię wziewną
    lub astmę. Co wtedy powiedzą nasze mamy??? Że wymyślamy, co zrobią jak dziecko
    poczęstuje się czekoladką na podwórku i zacznie się dusić??? Przepraszam nie
    wystarczy. Tak więc bądź silna i wytrwała. Indyk jest spory i piecz go na zapas
    i do lodówki a potem odgrzewaj, jako na wędlinkę może być na zimno. A co do
    kosmetyków, to są super, ale mnusisz wyeliminować przyczyny, a nie zaleczać
    obajwy, bo jak Ci kosmetyki pomogą a alergen będziesz aplikować cały czas
    dziecku, to dopiero będzie kanał. Z każdą dawką alergenu wzrasta ryzyko, że
    uczuli się na dodatkowe rzeczy, dlatego ten schabowy to nie jest najlepszy
    pomysł. A na czym był smażony?? Wogóle smażone rzeczy odpadają na początku. Skel
    ze zdrową żywnością to też przesada, wystarczy jako masło - Benecol, a chleb
    baltonowski - bo bez dodatków. marchew, buraki, jabłka kupisz wszędzie. I broń
    Boże tej kury, ludzie!
    A mądra mama albo niech prawi morały, albo niech pali dalej, jedna z tych dwóch
    "mądrości" wystarczy by przysłużyć się wysypce dziecka.
    Aha, i jak przestawisz na butle to dopiero się może zacząć, bo jak wysypka nie
    minie to będziesz musiała zmieniać mleko z jednego na drugie a co będzie jak
    wyczerpiesz wszystkie marki a wysypka nie minie, a tak może się zdarzyć? A do
    Twojego mleka nie będzie już powrotu...



    Temat: Izrael i sąsiedzi (bliżsi i dalsi)
    Widok jest przerażający... pękła rura w łazience
    wyborcza.pl/1,76842,6169861,12_sekund__by_uratowac_zycie.html
    Autor: sekwana2005 17.01.09, 07:14

    "Widok jest przerażający... pękła rura w łazience !
    Z reportażu z południa Izraela.
    Gdzie "hobby" emerytowanych Izraelczyków jest oglądanie przez
    lornetki bombardowanej Gazy. Dla starszych pań - gotowanie jedzenia
    dla córeczek - "pisklątek" w mundurach. Jak życie wygląda w Gazie,
    gdzie nie 16 lecz ponad tysiąc osób zgięło? Tajemnica wojskowa.
    Dziennikarzy Izrael nie wpuszcza. Czy te "pisklęta" zrzucają bomby
    fosforowe, zakazane traktatami międzynarodowymi, od
    których "arabusy" fajczą się jak kurze łajno? Tajemnica wojskowa.
    Czy Polska dostarcza Izraelowi bomb kulkowych, takiego świństwa,
    które na setki metrów dziurawi wszystko i dlatego Polska jako jeden
    z nielicznych krajów na świecie odmówiła podpisania zakazu produkcji
    i sprzedaży? Tajemnica wojskowa. Kto zabawny reportaż i wycieczkę po
    Izraelu opłacił? Tajemnica wojskowa...
    Jeśli izraelski Kali zabić arabskiego ministra, to sukces militarny,
    jeśli by Kalemu by ministra zabić? Tajemnica wojskowa, najwyżej poza
    fosforem atomowe bomby polecą.
    Po jaką cholerę te setki trupów, skoro izraelskie władze same
    przyznają iż Hamasu nie są w stanie zniszczyć? Bo wybory idą i paru
    idiotów /oraz jedna Cipi/ chce głosy na tym zyskać?
    Władze izraelskie chwalą się, iż do Strefy Gazy dostarczają obecnie
    więcej prądu, niż przed atakiem, więc Palestyńczycy nie powinni
    narzekać, także ich i zagraniczni lekarze, nie nadążający kroić
    rannych. Ambulanse, szkoły i szpitale przez ONZ prowadzone, z
    uzasadnionych oczywiście powodów są bombardowane. Że przy jednym
    takim ataku więcej trupów, niż rakiet domowej roboty przez pana
    redaktora fotografowanych?
    Mnie się przypomina marny dowcip, iż jest jednak pewna różnica
    między krzesłem zwykłym - a elektrycznym...
    Z punktu widzenia warszawskiego dziennikarza to okropne, iż od
    wybuchu pękła rura w łazience.
    Izrael jest bardziej "humanitarny" - najpierw są telefony, że "za 5
    minut wasze domy zbombardujemy".
    Wśród tych ruin, które reporter oglądał z pożyczonej od emeryta
    lornetki, setki dzieciaków, tracących najbliższych i swoje domy,
    głodnych i i bezradnych jak ich rodzice, dojrzewa do decyzji by
    jakąś bombę pod ubranie schować i iść do autobusu, na bazar lub do
    kawiarni w Jerozolimie. By rachunki wyrównywać. Choć to bez sensu.
    Ja nawet nie proszę, by GW jakiś "licznik" uruchomiła, pokazujący
    jak po obu stronach przybywa ofiar - ale uprzejmie proszę by "nie
    robić jaj" porównując "tragedię" pękniętej rury od niewybuchu z 30
    lub więcej trupami ataku izraelskiego, za pomocą bomb
    wykazujących "przewagę technologiczną i cywilizacyjną"...

    Mój ulubiony Jarek N pisal a zpival
    LITANIE U KONCE STOLETÍ

    Těch mrtvých muźů v mrtvé trávě
    těch sirotků a vdov
    té krve k jeho větąí slávě
    těch slov

    Těch bůźků bohyní a bohů
    těch smolnic na ulicích měst
    těch proroků na kaźdém rohu
    těch gest

    Pane můj na výsostech pane nejvyąąí
    pane můj copak nevidíą a neslyąíą
    pane můj slepý boźe můj

    Té lźivé lůzy v pancéřových vozech
    těch morových sloupů a morových ran
    těch znamení zla na obloze
    těch vran

    Těch źlutých hvězd a pruhovaných ąatů
    těch provazů a gilotin
    těch malých dírek do kabátů
    těch vin

    Pane můj na výsostech pane nejvyąąí
    pane můj copak nevidíą a neslyąíą
    pane můj hluchý boźe můj

    Těch studní zasypaných v písku
    těch zabloudilých karavan
    těch pomníků a obelisků
    těch bran

    Těch zlatých lejn ze zlatých telat
    těch mrtvých vedle jícnů jam
    té bázně co činit a dělat
    sám

    Pane můj na výsostech pane nejvyąąí
    pane můj copak nevidíą a neslyąíą
    pane můj mrtvý boźe můj

    Kiedyś nawet dla siebie to tłumaczyłem

    Tyle martwych ludzi w martwej trawie
    Tyle tych sierot i wdów…
    Tej krwi ku jego większej sławie
    Tych słów…

    Panie mój, na wysokościach najwyższy
    Panie mój, co nic nie widzisz i nie słyszysz
    Panie mój – martwy Boże mój…

    mcz"
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dsj4cup.htw.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukano 157 rezultatów • 1, 2, 3 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl.