Strona Główna
jaja glisty w kale
jaja glisty zdjęcia
Jaja przez telefon
jaja wielkanocne Przepisy
Jaja chłodnicze
Jaja Faberge
jaja grypl
jaja jak balony
jaja kawały
jaja klasyczne
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • opinie-fall.opx.pl

  • Widzisz wypowiedzi wyszukane dla zapytania: jaja nazwa





    Temat: Opolska nienawiść do Polaków
    najtis napisał:

    ===========
    > nigdzie nie uwazalem sie za speca od Serbow,natomiast Ty z uporem maniaka
    > wracasz do sprawy serbskiej jakby to byl clou calej sprawy a watek jest o
    > dylemacie ktory nurtuje ludzi w Polsce.
    > =============

    Ja naprawdę nie uparłem się na tych Serbów chciałem Ci pokazać, że w RFN
    funkcjonują nazwy dwujęzyczne (niemieckie i serbskie) na terenie zamieszkanym
    przez tą mniejszość.

    > tylko nie probuj mi wmowic,ze opolszczyzna tez lezy na pograniczu niemieckim
    > ==============

    Tego nie próbowałem ale nie nie mogę odpowiadać za zawirowania historii i za
    to, że granice te przez długi okres czasu ulegały ciągłym zmianom i że
    pozostała tam znaczna mniejszość niemiecka, która czy się to komuś podoba czy
    nie jest u siebie na takich samych prawach jak Polacy (notabene znaczna część
    znajdujących się tam Polaków to Zabużanie przybyli zaraz po wojnie.

    ============
    > ja tez nigdzie Ci nie zarzucalem,ze jestes przeciwko napisom dwujezycznym,
    > przeciez z calej tej Twojej wypowiedzi jasno wynika Twoje poparcie dla
    Niemcow w Polsce.

    Bo ja staram się szanować ludzi ich potrzeby i uważam, że napisy dwujęzyczne
    żadnej szkody nam nie przynoszą. Natomiast szkodę może nam przynieść brak
    lojalności mniejszości wobec Państwa w którym żyją. A taka nielojalność budzi
    się zawsze wtedy kiedy ludzie nie mogą realizować swoich potrzeb i zakazuje się
    im kultywowania własnej tożsamości.

    > nie mogles nic prostowac,jaka dezinformacje,ja nikogo o niczym nie
    > informowalem,ja przekazalem tylko moje odczucie do tego problemu(tylko nie
    > mow,ze stwarzam problem).Uwazasz w swej wielkosci,ze jesli w Turcji nie ma
    > napisow w jezyku kurdyjskim a o tym piszemy,to oczywista nieprawda,ze jesli
    we Francji nie ma napisow w jezyku marokanskim,algierskim,tunezyjskim a o tym
    > piszemy to tez klamstwo,ze jesli na poludniu Hiszpanii nie ma napisow w
    jezyku marokanskim(mauryjskim)to za przeproszeniem gowno wiemy itd.itd.Owszem
    > zdarzaja sie napisy w innych jezykach np.na szyldach sklepow jesli wlasciciel
    > takiego sklepu jest dajmy na to Arabem.Jezeli zas chcesz pouczac kogokolwiek
    > lub zarzucac mu klamstwo to najpierw udowodnij sam,ze to co mowisz jest
    prawda.

    Przedstawiłem mój stan wiedzy w kwestii, którą się zajmuję. Rozpisywałem się
    więcej o Belgii bo o nią zahaczyłeś i napisałeś nieprawdę a ja tam byłem i dość
    głęboko ten problem analizowałem. Podobnie znam Niemcy. Przedstawiam więc swoją
    wiedzę i nie za bardzo wiem w jaki sposób miałbym Ci udowadniać, że to prawda.
    Proponuję odwiedziny bibliotek i studia konkretnych przypadków bo raczej w
    Polsce nie ma instytucji wydającej zaświadczenia o prawdomówności. Twoje
    argumenty były w zupełności sprzeczne z moją wiedzą i musisz sam sobie
    przyznać, że pisałeś je na zasadzie, że coś Ci świta ale nie do końca. Jeżeli
    umiesz spojrzeć na sprawę obiektywnie to musisz uznać, że w twoich
    wypowiedziach jest zdecydowanie mniej konkretów niż w moich.
    Ponadto nadmieniam, że Turcja nie jest krajem, który możemy uznać za
    respektujący prawa człowieka a konfliktu jaki tam występuje na linii Turcy -
    Kurdowie, żaden rozsądny człowiek nie chciałby mieć u siebie.
    Dodatkowo rozróżnia się pojęcia mniejszości narodowej od imigrantów dlatego
    właśnie we Francji nie ma napisów marokańskich,algierskich itd. bo grupy
    władające tymi językami nie są mniejszościami narodowymi są imigrantami do tego
    bardzo często nielegalnymi.

    > ============
    > nigdzie nie podpieralem sie w moim wywodzie paszportem francuskim ani polskim
    > ani zadnym innym,nadmienilem o tym tylko dlatego zeby pokazac,ze znam tez
    inne realia tego problemu nie tylko na gruncie polskim,za to Twoj stan wiedzy
    na temat ograniczony jest do stanu prawnego mniejszosci w Belgii,czyzbys mial
    > paszport belgijski? wynurzenia na ten temat tez nie swiadcza o poznaniu
    > problemu w szerszym zakresie niz Belgia i byc moze Luxemburg.
    > Pozdrawiam Lodziak z dziada pradziada.

    Paszport mam tylko jeden Polski i jestem z tego zadowolony. Moja dokładna
    wiedza w tym zakresie opiera się na Belgii, Niemczech, Litwie, Włochach,
    Słowacji, Rumunii, Turcji. Myślę, że wystarczy. Siłą rzeczy człowiek zawsze
    opiera się w swojej wiedzy na tym co zna. Nie można wypowiadać się o wszystkim
    bo jak człowiek zna się na wszystkim to znaczy, że nie zna się na niczym.
    Również ja jestem Łodzianinem i bardzo bym chciał, żeby w moim mieście było
    więcej tolerancji oraz pamięci o naszej historii, która też była
    wielonarodowa.Jeśli sobie przypomnimy dobre tradycje z tamtego okresu to będzie
    nam się żyło lepiej i dostatniej niż ze swoistą amnezją jaka obecnie
    funkcjonuje w duszach wielu Łodzian. Dlatego bolą mnie przejawy nacjonalizmu bo
    on nigdy nie doprowadził do niczego pozytywnego o czym świadczy historia XX
    wieku niezbyt dla Polski łaskawa.

    Pozdrawiam






    Temat: Kolejna próba rejestracji narodowości śląskiej
    Kolejna próba rejestracji narodowości śląskiej
    Członkowie Ruchu Autonomii Śląska (RAŚ) złożyli we wtorek w katowickim sądzie
    kolejny wniosek o zarejestrowanie Związku Ludności Narodowości Śląskiej
    (ZLNŚ) - poinformował PAP jeden z założycieli Związku, Andrzej Roczniok.

    Poprzednia próba rejestracji podobnego stowarzyszenia, zapoczątkowana w 1996
    roku, zakończyła się w lutym bieżącego roku w Strasburgu. Europejski Trybunał
    Praw Człowieka uznał wówczas, że polskie sądy nie złamały prawa, odmawiając
    rejestracji ZLNŚ.

    Tym razem wnioskodawcy zmienili w statucie paragraf dotyczący najbardziej
    spornej kwestii - istnienia narodowości śląskiej. Przedtem członkowie-
    założyciele napisali w statucie, że ich związek jest stowarzyszeniem
    mniejszości narodowości śląskiej. Teraz związek ma być "organizacją osób
    deklarujących przynależność do narodowości śląskiej".

    "Chodzi nam o podstawową rzecz, jaką jest prawo do stowarzyszania się, prawo
    do bycia obywatelami pierwszej kategorii" - powiedział w sądzie
    Roczniok. "Narodowość śląska zawsze była, pozostaje tylko kwestia jej
    uznania. (...) Nie szukamy awantur i zaczepek, tylko chcemy realizować swoje
    cele" - zapewnił. Przekonywał, że Ślązacy różnią się od Polaków historią,
    językiem, świadomością i poczuciem odrębności.

    Założyciele stowarzyszenia chcą m.in. propagować wiedzę o Śląsku i chronić
    prawa osób deklarujących przynależność do narodowości śląskiej. Ze statutu
    wynika, że członkiem "zwyczajnym" Związku może być osoba, która złoży pisemne
    oświadczenie o przynależności do narodowości śląskiej.
    Członkowie "wspierający" nie muszą składać podobnych deklaracji.

    Sąd ma trzy miesiące na rozpatrzenie wniosku. W ciągu 14 dni ma przesłać
    wniosek wojewodzie śląskiemu, który ustosunkuje się do niego. Jak powiedział
    rzecznik wojewody Krzysztof Mejer, stanowisko będzie zależało od tego, czy
    statut Związku jest zgodny z prawem.

    Szef RAŚ Jerzy Gorzelik, który przez ostatnie lata walczył o zarejestrowanie
    ZLNŚ, powiedział PAP, że nadal wierzy w uznanie narodowości śląskiej. Chociaż
    nie jest w komitecie założycielskim ZLNŚ-bis, drugą próbę zarejestrowania
    stowarzyszenia uważa za formę nacisku, by ją uznać. Gorzelik zaznaczył
    jednak, że uznanie narodowości śląskiej jest tylko jednym z celów RAŚ,
    głównym jest - zgodnie z nazwą jego organizacji - autonomia Śląska.

    Grupa działaczy RAŚ od 1996 r. próbowała zarejestrować stowarzyszenie o
    nazwie Związek Ludności Narodowości Śląskiej. Polskie sądy uznały, że
    rejestracja takiej organizacji wiązałaby się z uznaniem śląskiej mniejszości
    narodowej i Związku nie zarejestrowano. Sąd Najwyższy odrzucił ostatecznie
    kasację wniesioną przez członków-założycieli, uznając, że narodowość śląska
    nie istnieje.

    Pod koniec 2001 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że
    polskie sądy nie złamały prawa, odmawiając rejestracji Związku. Wielka Izba
    Trybunału, która rozpatrywała odwołanie od tej decyzji, w lutym br. oddaliła
    skargę grupy działaczy RAŚ. Trybunał ostatecznie uznał, że polskie sądy
    słusznie odmówiły rejestracji stowarzyszenia. Gdyby stało się inaczej,
    przysługiwałyby mu przywileje wyborcze. Aby zdobyć mandat posła,
    przedstawiciele mniejszości narodowych w Polsce nie muszą bowiem przekroczyć
    5-procentowego progu wyborczego w skali kraju, a tylko w okręgu. (Roczniok
    zapewnia, że założycielom nie zależy na tym).

    Trybunał orzekł, że odmawiając rejestracji ZLNŚ polskie sądy działały w
    interesie społecznym, broniąc demokratycznych instytucji i prawa wyborczego w
    Polsce. Według Gorzelika, Trybunał nie rozstrzygnął kwestii istnienia
    narodowości śląskiej, a uznał jedynie, że sprawa ta powinna się rozstrzygnąć
    w Polsce. Wyrok Trybunału ostatecznie zamknął jednak drogę do rejestracji
    ZLNŚ ze statutem proponowanym wcześniej przez założycieli stowarzyszenia.

    Po ostatnim spisie powszechnym w 2002 roku przedstawiciele Ruchu liczyli, że
    pomoże im nowy argument. Wyniki tego spisu wykazały, że 1,2 proc. ludności
    kraju zadeklarowało inną narodowość niż polska. Najwięcej wśród nich - 173
    tys. osób - podało narodowość śląską.

    info.onet.pl/929859,11,1,0,120,686,item.html





    Temat: Dlaczego tyle ofiar pochłonęło zdobycie teatru ...
    Gość portalu: catharsis napisał(a):

    > Hej!
    > Zastanow sie raczej dlaczego Francuzi mieli by budować Citroena u nas?
    > Może ta tego Mirrage, którego odrzucenie oferty jak i Gripena oburzyło UE?
    > Nie zapominaj, że zarówno Słowacja, Węgry jak i Czechy - w dalszym ciągu nie
    > zmodernizowały swoich sił powietrznych. Po prostu często mamy zbyt mało
    danych
    > na temat jakiejś zazwyczaj- bardzo skomplikowanej i uwikłanej politycznie
    > sprawy bu móc ją osądzić sprzed komputera.
    > Co do komentowanego artykułu to zaraz po "odbiciu" zakładników z moskiewskiej
    > Dubrowki, skomentowałam tą akcję w Radio. Mój niepokój obudziły następujące
    > sprawy:
    > - arsenał broni jaki zademonstrowali w TV Rosjanie po terrorystach
    czeczeńskich
    >
    > z trudem do teatru wwiózł by czołg, a co dopiero wnieśli ludzie, którym
    > zależało by nie wzbudzać podejrzeń (nie chodzi o ilość ale o rozmiary broni
    > jaką prezentowali w TV Rosjanie po odbitych terrorystach)
    > - Rosyjska stacja radiowa nagrała materiał - rozmowę telefoniczną z samymi
    > zakładnikami. Były to kobiety, które podkreślały, że Czeczency traktują ich
    bez
    >
    > zarzutu: nie biją, dają pic i wychodzą do toalety. Uzasadnieniem ataku dla
    > Rosjan było właśnie znęcanie się nad zakładnikami.
    > - wkurwiło mnie wręcz, że Kwaśniewski pogratulował Putinowi "udanej akcji".
    > Putin to zwykły zbrodniarz a świadczą o tym materiały opublikowane przez
    > Amnesty International pokazujące jak de facto żołnierze rosyjscy walczą
    > z "terrorystami czeczeńskimi": gdy wytłuką już całą populację mężczyzn w
    danej
    > wiosce w przedziale lat 12-70, biorą się następnie za kobiety i dzieci. Po
    > prostu każdego Czeczeńca traktują jak potencjalnego terrorystę. W ich własnym
    > kraju.
    > - dlaczego władze Rosyjskie ukrywały jeszcze przez kilka dni po akcji nazwę
    > środka jaki zastosowali w teatrze. Przeciez świadczy to o totalnym braku
    > wyobraźni. Wystarczyło przewidzieć, że Zachód upomni się o swoich zakładników
    i
    >
    > prawda i tak w końcu wyjdzie na jaw.
    > Putinowi nie zależało by uratować ludzi w teatrze ale by wykazać się
    skuteczną
    > walką z terroryzmem. Zauważ - im więcej ludzi zabije tym jego sondaże
    bardziej
    > rosną. Czy to jest dowód, że społeczeństwo Rosyjskie dorosło do przemian?
    > Myślę, że po takiej woltyżerce jaką mu fundował każdy kolejny dyktator -
    potrwa
    >
    > to bardzo bardzo długo.
    > Nie rozumiem więc Twojego ataku na to, że GW chce odwrócić uwagę od afery
    > Rywina. Przecież to obowiązek każdego dziennikarza docierać i ujawniać takie
    > rzeczy. Gdyby nie oni i ich praca - nie sposób było by się dowiedzieć kto
    > dzisiaj jest kim. A na pewno nie dowiedziałbyś się tego z TVP1 lub TVP2.
    Dziwne ze mowisz o tym jakobys pracowala w radio. Przeciez to co
    piszesz tylko ciebie osmiesza (mam nadzieje ze zdrowo myslacy
    ludzie ciebie nie sluchaja). Sugerujesz jakoby to Rosjanie wniesli
    bron czy ladunki wybuchowe do budynku. Chora jestes! Powiedz mi
    dlaczego mieliby to robic. Przeciez terrorysci jawnie mowili, ze
    budynek jest podlozony i do wysadzenia, ale tobie.............. Nazywasz
    Putina w tym przypadku morderca. Czy mam myslec ze czeczenskie
    bandyci sa bohaterami, bowiem przez nich ten caly dramat zaistnial,
    nie przez Putina.



    Temat: szufladowa KUCHNIA pogaduchowa
    kuchnia angielska.... hihihi... a czemu nie?
    Nie ma chyba bardziej kontrowersyjnej kuchni na świecie niż angielska.
    Jej przeciwnicy, których jest więcej niż zwolenników, wymieniają jednym tchem:
    sos miętowy podawany do mięsa pieczonego, przede wszystkim baraniny,
    i puddingi - ich zdaniem - niestrawne, ciężkie, przyrządzane na wołowym
    tłuszczu.

    Sos miętowy rzeczywiście może szokować wielu ludzi; puddingów zaś zna kuchnia
    angielska wiele rodzajów i tylko - zdaniem zwolenników kuchni angielskiej -
    tzw. plum-pudding, tradycyjna potrawa na Boże Narodzenie, jest naprawdę potrawą
    ciężkostrawną i nadaje się jedynie dla ludzi bardzo zdrowych.

    Ponadto kuchnia „wyspiarzy” zna przecież inne sosy (wbrew złośliwym
    twierdzeniom Talleyranda, że Anglicy maja wiele religii i tylko jeden sos)
    i zawiera w swoim jadłospisie różne potrawy mięsne, przeważnie gotowane, które
    przejęły inne kuchnie, a wśród nich nawet francuska.

    Zaliczyć do nich można słynny „roastbeef”, który powinien być różowawy
    w środku, a nie - jak twierdzą niektórzy - półkrwawy; udziec barani gotowany,
    a także purrée z rzepy lub selera, gotowanych razem z mięsem; czopsy baranie
    (mutton chops) z combra z rusztu na szpadce.

    Wśród zup są również takie, których sława przekroczyła daleko granice
    Zjednoczonego Królestwa, jak np. zupa ogonowa (mock-turtle soup), przyrządzana
    z główki cielęcej.

    Charakterystyczną potrawą dla angielskiej kuchni jest - obok puddingu - tzw.
    pie, czyli zapiekanka w ogniotrwałym naczyniu, pokryta warstwą kruchego lub
    francuskiego ciasta. „Pies” mogą być przyrządzane z kurczaka, szynki, kawałków
    różnych mięs z dodatkiem plasterków jajek na twardo. Tak samo przyrządza się
    zapiekanki słodkie z różnych owoców lub jagód. Do zapiekanek słonych podaje się
    zwykle sos Worcester. Warzywa gotuje się w osolonej wodzie i odcedza; podaje
    się do nich osobno świeże masło; dlatego ziemniaki gotowane w wodzie właściwiej
    jest określać - „gotowane po angielsku” niż „ziemniaki z wody”.

    Kuchnia angielska zna wiele przepisów przyrządzania jajek, znanych również
    naszej kuchni. Najpopularniejszym daniem śniadaniowym (braekfast) są jajka
    sadzone na bekonie (Eggs and bacon).

    Trudno nie wspomnieć o sandwiczach, znanych chyba w całym świecie, których
    nazwa pochodzi od nazwiska ich wynalazcy lorda Sandwich.
    „Whisky and soda” jest zbyt znanym napojem, aby wymagał bliższej prezentacji.

    Narodowymi napojami Anglików są piwo i herbata. Z piw jasnych
    najpopularniejsze „small beer” i „ale”, z piw ciemnych: „stout” i „porter”.
    Herbatę piją Anglicy bardzo mocną, chętnie ze śmietanką, w filiżankach, kilka
    razy dziennie.

    Tradycyjnie, Anglicy pijają herbatę o 11.00 i wówczas niemal wszędzie
    everything stops for tea ( co w wolnym tłumaczeniu oznacza „stać! herbata” .
    Natomiast w okolicy piątej po południu nadchodzi pora na podwieczorek (tea
    oznacza bowiem zarówno herbatę jak i podwieczorek) o międzynarodowej sławie.

    Wówczas ci, którzy mają na to czas do swojej herbaty pojadają sandwicze
    (cienkie trójkąciki chleba przełożone przezroczystymi plasterkami ogórka,
    szynki, jajka, siekana rzeżuchą bądź pastą rybną, itp.), scones - rodzaj
    pieczywa podawanego prosto z pieca, przełożonego dżemem (koniecznie
    truskawkowym) i gęstą śmietaną, oraz biszkopt (również przełożony dżemem)
    zwany Victoria sandwich.




    Temat: USA. Komisja Huntera o przenosinach niemieckich...
    Gość portalu: , napisał(a):

    > As ty sie wsciekla!
    >
    > Skad sie takie cholery jak ty biora??
    > No cos niesamowitego!
    > To nawet nie chodzi o wiedze merytoryczna, ale o ten jad zlosliwy, ktory
    > przelewasz na klawiature.
    > Co sie z Toba dzieje?
    > Masz napady wscieklosci?
    > Klniesz?
    >
    > A Stasio sobie napisal post do Gazety Wyborczej i siedzi szczesliwy, ze mu to
    > teraz na ekranie wyskakuje:
    > "Pomysl przeniesienia baz jest glupi - zreszta i tak do tego nie dojdzie bo
    kto
    >
    > za to zaplaci."
    >
    > Stasio sobie mysli, ze jak ktos Polakom chce prezent zrobic - to niemozliwe!
    > No nie?
    >
    > Ale to przeciez moje drogie dzieci nie chodzi o Polske ani Rosje ani jakies
    > Chiny czy inne wynalazki.
    >
    > Duze mocarstwa prowadza polityke na zupelnie innej plaszczyznie.
    > To jest zupelnie inna liga niz forumowe krzykacze z nami wlacznie.
    >
    > Zwroccie uwage co sie dzieje:
    > Dochodzi do zwiekszenia UE o 10 panstw i zachodzi powazne zagrozenie dla
    > Amerykanskiej dominacji ekonomiczno-gospodarczej nad swiatem.
    > Irak osmielil sie odejsc od rozliczen dolarowych i Bush sie wsciekl.
    > Euro jako waluta-przeciwwaga dla amerykanskich papierow bezwartosciowych o
    > nazwie Dolar jest dla administracji Busha pewnym horrorem.
    > Bo ci ludzie jednak troszke mysla, nawet jezeli robia to w przerwie na lunch.
    >
    > Europa jest na razie niegrozna z tymi swoimi socjalistycznymi hamulcami...
    > Ale to sie moze zmienic. Dlatego teraz badzie najwieksza walka o to aby ...
    > otoczyc Europe i niedopuscic do powstania tej nowej uni walutowej.
    >
    > Szukacie wyjasnien do tego co sie dzieje na ksiezycu.
    >
    > A przeciez rozmieszczenie wojsk w calym pasie europy srodkowo wschodniej jest
    > jak najbardziej logicznym posunieciem.
    >
    > Te koncepcje najwyrazniej wlasnie teraz sie zmieniaja, byc moze ci ludzie tam
    > negocjuja goraczkowo i staraja sie osiagnac kompromis pomiedzy kosztami i
    > stratami politycznymi panstw kandydujacych do unii.
    > Ale to Ameryka jak narazie ma najwiecej do powiedzenia.
    > I nie zdziwilbym sie gdyby z tej calej Niemieckiej awantury nie doszlo do
    > jakiejs epokowej zmiany zdania przez WSZYSTKIE zainteresowane rzady pasa
    > Warszawa-Budapeszt.
    >
    > Zreszta nie wiadomo co oni teraz chca.
    > Sztuka sie domyslic i tak zagrac aby jak najwiecej zyskac.
    >
    > A Stasio niech juz sobie siedzi w Niemczech i nie marudzi.
    > Niemcy to nie Olimp.

    Podpisuje sie pod postem Gabrysi a ze moj jednak nie byl taki glupi(post)
    to to ze przeczytalem ciekawa wypowiedz. Wiec sie oplacilo mimo, ze troche
    dostalem po glowie.
    Po pierwsze to koszty - to akurat nie byl moj wymysl tylko wczoraj w jednej z
    najbardziej wiarygodnych niemieckich rozglosni radiowych B5 Aktuell uslyszalem
    ze to wlasnie politycy amerykanscy rozwazali o ogromnych kosztach takiej prze-
    prowadzki. Koszty bylyby wieksze niz zakladanie nowych baz.
    Po drugie to jak najbardziej zgadzam sie, ze srodek problemu lezy dzis nie
    w Iraku tylko w zagrozeniu dla USA wobec powstajacej nowej potegi gospo-
    darczej jaka bylaby zjednoczona Europa.
    I po trzecie to rozni mnie(chyba?) z Gabrysia problem z kim ma byc
    Polska. Ja uwazam ze z Europa i bazy amerykanskie nie pomoglyby nam w
    integracji a wrecz przeciwnie. Moglibysmy sie stac ogniskiem zapalnym
    w srodku Europy bo definiowalyby nowa jakosc w odroznieniu od tych baz
    niemieckich - kontynuacji po II wojnie swiatowej i jako przeciwwaga w
    okresie zimnej wojny.
    Dalekowzroczna polityka zagraniczna Polski jest dzis dla nas
    priorytetem ktorego nie wolno przegapic tym bardziej, ze znow nad
    naszymi glowami dochodzi do sojuszy(Niemcy-Rosja) ktorych nie wolno
    bagatelizowac. Uwazam ze dla dobra Polski trzeba cala moca w to
    wchodzic utrzymujac trdycyjnie dobre uklady z Ameryka. Tylko czy
    to nie za malo? - wobec amerykanskiej retoryki: "kto nie z nami
    ten przeciw nam". Wazne zebymy nie obudzili sie z reka w nocniku...
    Pozdrawiam Gabrysie.



    Temat: Dlaczego USA sa najpotezniejszym panstwem swiata?
    Musze przyznac, ze ten watek prowadzony jest na krawedzi przyzwoitosci. Jak do
    tej pory tylko jeden z forumowiczoe dal sie poniesc i wyzwal kogos od idiotow.
    Wydaje mi sie, ze najmniej racji mial "kapitalizm", ktory ten watek uruchomil i
    jego poplecznicy.

    Mowienie o moralnosci Ameryki rozsmiesza mnie tak, ze mi zajady pekaja i placze
    ze smiechu. Ktos nawet napisal, ze ci ktorzy dopuscili sie manipulacji
    finansowych (po prostu mowiac ukradli pieniadze akcjonariuszy) beda za to
    odpowiadac. To prezydent Bush musialby juz byc zdjety ze stanowiska.

    Ameryka budowala swa potege stosujac najbardziej naturalny system napedzajacy
    inicjatywe obywateli, czyli kapitalizm. Byl to jednak kapitalizm oparty na
    klasie sredniej, kapitalizm z ludzka twarza ktora to twarz wymodelowala walka
    klasowa.

    Drugim niezwykle waznym elementem byla izolacja geograficzna od sasiadow,
    ktorzy mogli jej militarnie zagrazac. Gdy gdzies w Europie czy Azji toczyly sie
    wojny wyniszczajace cale kraje i narody, Ameryka stala na uboczu i robila szmal.
    Do wojny przystepowala pod jej koniec gdy wynik i tak byl juz przesadzony. Wiec
    na dwoch wojnach swiatowych Ameryka zrobila ogromne pieniadze.

    Ameryka stala sie wiec bogata i mogla zasluzyc sobie na nazwe "country of
    opportunity". To byl nastepny bodziec rozwojowy. Ciagneli do niej zawiedzeni w
    swoich nadziejach we wlasnych krajach naukowcy, wynalazcy, przedsiebiorcy. I tu
    osiagali to czego nie mogli osiagnac w rodzinnym kraju gdyz kraj ten byl zbyt
    biedny lub kreowal biurokratyczne bariery i przeszkody.

    To byly cech pozytywne. Byl jednoczesnie i "dziki zachod". Ktos w bardzo
    lagodny sposob przeszedl do porzadku dziennego nad wymordowaniem przez
    przybyszow z Europy rdzennych mieszkancow tego kontynentu. To byl wlasnie
    genocide. Niemal kompletne wymordowanie milionow wlascicieli tej ziemi. Zreszta
    nie byla to czysta walka. Historia walki armii amerykanskiej z Indianami usiana
    jest zdradami, podstepami, zerwanymi umowami(ze strony amerykanskiej). Dlatego
    wiele klatw zostalo rzuconych przez Indian na amerykanskich kolonizatorow.

    Czasy obecne sa poczatkiem konca Imperium. Jesli ktos napisal, ze Ameryka nie
    prowadzila wojen zaborczych to jedynie uwypuklil swa niewiedze. Bito sie z
    Anglikami, z Francuzami, z Meksykiem, z Hiszpania. W kazdej z tych wojen
    zagarniano terytoria. Stosowano cenzure i presje (patrz Mark Twain i
    amerykanski imperializm) w stosunku do pisarzy, dziennikarzy i intelektualistow.

    Ameryka wprowadzila nowa forme kolonializmu. W rejonach o duzym znaczeniu
    gospodarczym i strategicznym lokowala swoje wojska a nastepnie wprowadzala
    sluzalcze, podporzadkowane jaj interesom rzady (po drugiej wojnie; Iran,
    Panama,Kraje arabskie wokol morza Srodziemnego i daleki wschod. Gdzie nie dalo
    sie zainstalowac takiego rzadu, wprowadzano wojska okupacyjne. Kraje te byly w
    straszliwy sposob eksploatowane. I to jest nastepne zrodlo potegi i bogactwa.

    Ale to wszystko bylo. Teraz zjezdza sie na dol. Niegdys potrzebne zwiazki
    zawodowe staly sie organizacjami mafijnymi. Zarobki pewnych grop zawodowych nie
    odzwierciedlaja wartosci wykonywanych prac a jedynie sile mafii. W zwiazku z
    powyzszym sila robocza w USA jest niesamowicie droga. Nic wiec dziwnego, ze od
    wielu lat obserwuje odplye wielkich korporacji do takich krajow jak Meksyk,
    Costa Rica, Indonezja, Korea, Taiwan a ostatnio Chiny.

    Ameryka jest zasypana tanimi produktami z Chin. W Ameryce rosnie bezrobocie ale
    niske ceny produktow przemyslowych jeszcze utrzymuja poziom zycia na
    akceptowalnym poziomie.

    Jest to jednak niezwykle krotkowzroczna polityka. Przemysl ucieka, bezrobocie
    rosnie, poziom edukacji spada gwaltownie. ZAinteresowania przecietnego
    Amerykanina to futball lub baseball, koszykowka lub hokey, picie piwa i kino.
    I arogancja godna mieszkanca Imperium.

    I ostatni ale nie najmniej wazny problem to manipulacja izraelska. Procent
    politykow pochodzenia zydowskiego zajmujacych wysokie stanowiska w rzadzie i
    administracji panstwowej wielokrotnie przekracza procent Zydow w spolecznosci
    amerykanskiej. Ich oszukanczy patriotyzm i lojalnosc dla obcego rzadu (rzadu
    Izraela) o lat bulwersuje swiatlych Amerykanow. Panowie Wolfowitz, Pearle,
    Berger, Flaisher i dziesiatki innych na pierwszym miejscu stawiaja dobro
    Izraela, posiadajac niejednokrotnie dwa obywatelstwa.

    To nie Ameryce zagraza Hussein, tylko Izraelowi. Rezolucje w sprawie Iraku,
    przygotowal senator Liebermann (wierzacy, goracy Zyd). Od dziesiatkow lat
    Ameryka jest dojona przez Izrael wyciagajacy z jej gospodarki biliony dolarow
    rocznie w postaci gotowki, uzbrojenia, technologii i innych dobr.

    Teraz Ameryka bedzie musiala w imieniu Izraela wytoczyc wojne Irkowi. Czy lezy
    to w interesie narodu amerykanskiego???????????????



    Temat: Kultura Zachodu
    >Ave,
    >napisałbyś o róznicach pomiędzy pojmowaniem religii
    >w cywilizacjach zachodniej
    >i islamskiej, a chińską? Dlaczego Chińczycy
    >są uważani za urodzonych i
    >skończonych ateistów?

    To bardzo zlozony problem i gdyby go potraktowac w pelni powaznie, to trzeba by
    zaczac pisac ksiazke na tym forum ;-)
    tak "na goraco" to mysle, ze warto przemyslec m.in. takie punkty
    - termin "ateista" jest wybitnie zachodni i uzywanie go w kontekscie Dalekiego
    Wschodu moze powodowac tylko nieporozumienia; ma on sens jedynie jako czlon
    opozycji, przeciwienstwo dominujacej wiary w osobowego Boga, z ktorej wyplywa
    okreslona wizja czlowieka, przyrody, uczestnictwo w zamknietej spolecznosci
    religijnej etc. Chinczycy, jak wszyscy ludzie, mieli zawsze impuls religijny, i
    dawali mu wyraz w swej cywilizacji, nawet jesli przybieral formy czesto odlegle
    od "religii" w waskim, judeochrzescijansko-islamskim rozumieniu.
    - dominujacy w kulturze judeochrzescijanskiej, islamskiej czy perskiej
    paradygmat religii: relacja stworzenia, "slugi" i osobowego bostwa,
    "Pana" w Chinach nigdy nie odgrywal podobnie wielkiej roli (choc wystepowal,
    np. w ludowym taoizmie, popularnym buddyzmie etc.)Typowo chinskie systemy
    filozoficzne, ksztaltujace wizje wszechswiata, dysponowaly zupelnie inna wizja
    Absolutu, wcielanego w lad spoleczny (konfucjanizm), obecnego we wszystko
    obejmujacym organizmie przyrody (taoizm), tkwiacego w metafizycznej naturze
    czlowieka (z grubsz rzecz ujmujac bylo tak w chinskim buddyzmie chan, znanym u
    nas pod japonska nazwa zen). Te idee moga sie kojarzyc Europejczykom
    z "nieortodoksyjnymi" , "niechrzescijanskimi" wizjami w rodzaju starozytnego
    stoicyzmu, renesansowego czy romantycznego panteizmu, marksizmu (tak,tak), i
    nowej duchowosci.
    - Chinczycy maja diabelnie male wyczucie dla Transcendencji. Swiat jest dla
    nich suma wszytskiego, co sie dzieje, i jako siec powiazan towrzy kompletna
    calosc. Bog w zaswiatach moze sie im wydawac zupelnie zbedny (etyka
    wyprowadzaja przeciez z innych zrodel). W tradycji chinskiej nie ma nawet
    pozadnego mitu o stworzeniu swiata i ludzi, poza jakimis pozyczonymi podaniami,
    sa te niemrawe ogolniki i abstrakcyjne spekulacje (Wielka Skrajnosc dala
    poczatek Niebu i Ziemi etc.)
    - Chinczycy uwielbiaja synkretyzm i nie lubia klocic sie o dogmaty. Ich
    sklonnosc do laczenia sprzecznych doktryn w jedna calosc budzi specyficzny
    podziw. Chinczycy, Japonczycy, Koreanczycy, Wietnamczycy maja czesto problemy z
    okresleniem w "jaka" religie wierza i podaja dwa, jesli nie trzy systemy naraz
    (z ich punktu widzenia nie sa to nawet systemy ;-). Nawet koneskwentni
    konfucjanisci, buddysci etc. rzadko miewali i maja cos przeciwko istnieniu
    pozostalych wierzen; ta "niefrasobliwosc" w dzuej mierze ksztaltuje specyfike
    ich perspektywy religijnej i zupelnie nie da sie porownac z duchem judaizmu,
    chrzescijanstwa czy islamu.
    - wreszcie, Chiny i ich kulturalni satelici nigdy nie dali sie
    zchrystianizowac, poniewaz rzadko zdarzalo im sie rozumiec ta religie, a jesli
    ja wyznawali, to czesto "zle" -;). Nawet kiedy chcieli bardzo sie upodabniac do
    Zachodu, uznawali ja za drugorzedny dodatek do naszej cywilizacji. Powodow jest
    duzo, ale to naprawde nie jest temat na forum GW ;-)

    pozdr




    Temat: kiedy szaron podzieli los miloszevicza?
    Kto aresztuje Szarona ?
    www.republika.pl/xyz234/artykuyz4.htm
    Kto ukarze Szarona?

    Jaka jest różnica pomiędzy państwowym a indywidualnym aktem terrorystycznym?
    Jeśli zrozumiemy tę różnicę, to zrozumiemy także zło amerykańskiej polityki
    wobec Bliskiego Wschodu i zbliżającą się katastrofę. Kiedy Jaser Arafat został
    oblężony w swoim biurze i trzymany tam przez izraelskie siły okupacyjne jako
    zakładnik, był pod nieustanną presją zmuszającą go do potępienia terroru i
    walki przeciw terroryzmowi. Izraelski państwowy terroryzm jest określany przez
    administrację Stanów Zjednoczonych jako samoobrona, podczas gdy indywidualni
    samobójcy z ładunkiem wybuchowym są nazywani terrorystami.

    Jest tylko „mała” różnica w tym, że za izraelską agresję bezpośrednio
    odpowiedzialni są Ariel Szaron, Beniamin Ben Eliezer, Shimon Peres i Shaul
    Mofaz, podczas gdy indywidualne terrorystyczne akty są dokonywane jako akty
    desperacji, zwykle wbrew intencjom Arafata. Godzinę po ogłoszeniu przez Arafata
    jego poparcia dla wstrzymania ognia i życzeniach skierowanych do
    Izraelitów: „Szczęśliwego Passovera”, nastąpił samobójczy bombowy atak w hotelu
    Netanya, w wyniku którego zginęły 22 niewinne osoby celebrujące Passover.
    Arafat został obarczony odpowiedzialnością za ten czyn, który stał się
    uzasadnieniem obecnej ofensywy IDF.

    Świat ignoruje zbrodnie wojenne Tel Awiwu

    W tym samym czasie odpowiedzialność Sharona za izraelskie zbrodnie wojenne jest
    całkowicie ignorowana. Kto powinien zostać aresztowany za wybiórcze zabijanie
    [politycznie poprawna nazwa na polityczne morderstwa – przyp. red.] prawie 100
    Palestyńczyków? Kto powinien być zaaresztowany za zamordowanie więcej niż 1200
    Palestyńczyków i za zbiorową karę dokonaną na ponad 3 000 000 cywilnej ludności
    w czasie ostatnich 18 miesięcy? Kto stanie przed Trybunałem Międzynarodowym za
    bezprawne zagrabienie i zaludnienie palestyńskiego terytorium i ignorowanie
    decyzji ONZ przez więcej niż 35 lat?

    Akty desperacji kontra czystki militarne

    Samobójcze ataki zabijające niewinnych ludzi muszą być jednoznacznie potępione
    jako niemoralne akty, a popełniających je powinno umieszczać się w więzieniu.
    Nie mogą one jednak być porównywane z terroryzmem prowadzonym przez państwo
    izraelskie. Pierwsze są indywidualnymi aktami desperacji ludzi, którzy nie
    widzą nadziei na przyszłość i którzy są ignorowani przez nieuczciwą i
    zniekształconą opinię międzynarodową. Drugie są zimnymi i „racjonalnymi”
    decyzjami państwa i jego militarnego aparatu, dobrze finansowanego,
    wyposażonego i popieranego przez największą potęgę na świecie.

    Mimo to w publicznych debatach rządowy terroryzm i indywidualne samobójcze
    ataki nie są w ogóle rozróżniane. Państwowo kierowany terroryzm i zbrodnie
    wojenne dokonywane przez aparat rządowy Izraela przedstawiany jest
    jako „samoobrona”, podczas gdy od Arafata będącego w stanie beznadziejnego
    oblężenia wymaga się aresztowania „terrorystów”.




    Temat: Izraelscy żołnierze zastrzelili palestyńską dzi...
    Rzym. 3:23
    „Gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej,”(BW)

    Pozdrawiam Markusie.
    Chyba znalazłoby się co nieco do roztrząsania i sporów, które przecież nie są
    złe. Dzięki nim widzimy więcej, bo nie tylko swoimi oczyma.
    Oczywiście, Księga Hioba...
    Co do grzechu wcale się w tym miejscu nie różnimy: Żydzi są - jak najbardziej -
    grzeszni.
    Czy są nieposłuszni? Nie zawsze, co wynika z grzeszności, ale ...
    Myślę sobie: czy ja sam jestem posłuszny?

    Wierzący po pierwsze powinien trzymać się Ducha, nie Litery. Nie możemy więc
    odwoływać się tylko do niej. Jak orzekać czyjekolwiek prowadzenie, skoro
    pilnowanie swojego jest już nie lada zadaniem? Sługą też nie jest ten kto
    siebie nim nazywa, a ten który wykonuje Jego wolę. Jak sprawdzić posłuszeństwo,
    jaką miarę zastosować?
    Jest takie Słowo: „Kimże ty jesteś, że osądzasz cudzego sługę? Czy stoi, czy
    pada, do pana swego należy; ostoi się jednak, bo Pan ma moc podtrzymać go.”
    (Rzym. 14:4)(BW)
    Gdy myślę o sługach występujących w imieniu Nowego Przymierza, a potem o
    przedstawicielach Starego: kto lepiej radzi sobie z przesłaniem (nie Literą)
    Zakonu? Chrześcijanie swą grzeszność potwierdzają bezdyskusyjnie i progresywnie
    od pierwszych wieków. Największy problem Żydów t.zw. „wszeteczeństwo” jest w
    Kościele chlebem powszednim. Niektóre zjawiska patologiczne są silniej
    reprezentowane u Chrześcijan niż u niewierzących. Myślę, że przy porównaniu
    zchrystianizowanych z Żydami moglibyśmy nie utrzymać pierwszeństwa do laurów.
    Normy Nowego Przymierza są przecież wyższe od starotestamentowych (!), choć
    brak im formalizmu.
    Pozostaje jeszcze jedna kwestia.
    Poganie zostali dopuszczeni do soku drzewa oliwnego, w miejsce wyciętych
    gałęzi. W jakiej sytuacji są teraz Żydzi? „Mówię tedy: Azaż się potknęli, aby
    padli? Nie daj tego Boże! Ale przez ich upadek doszło zbawienie pogan, aby je
    do zawiści przywiódł.” (Rzym. 11:11 BG).
    W tamtym czasie pod każdym względem również ilościowym mieli Oni w owczarni
    Pana pierwszeństwo. Mieli być widzialnym świadectwem chwały Królestwa, dlatego
    do nich Paweł skierował swe słowa:
    „Jeżeli jednak ty dumnie nazywasz siebie Żydem, całkowicie zdajesz się na
    Prawo, chlubisz się Bogiem, pouczony Prawem znasz Jego wolę i umiesz rozpoznać
    co lepsze, a jesteś przeświadczony, żeś przewodnikiem ślepych, światłością dla
    tych, którzy są w ciemności, wychowawcą nieumiejętnych, nauczycielem
    prostaczków, mającym w Prawie wyraz wszelkiej wiedzy i prawdy... ty, który
    uczysz drugich, sam siebie nie uczysz, głosisz, że nie wolno kraść, a
    kradniesz, mówiąc, że nie wolno cudzołożyć, cudzołożysz? Który brzydzisz się
    bożkami, okradasz świątynie? Ty, który chlubisz się Prawem, przez przekraczanie
    Prawa znieważasz Boga. Z waszej to bowiem przyczyny - zgodnie z tym, jest
    napisane - poganie bluźnią imieniu Boga.”(Rz 2:17-24 BT)
    Dzisiaj jest odwrotnie. To poganie dominują i to oni dają niechlubne, fałszywe
    świadectwo Jezusowi, zniechęcając przez to Żydów do jego przyjęcia. A mieliśmy
    przecież swym pięknem pobudzać ich do zazdrości (Rzym. 11:14). Czy chwała Boża
    mieszka dziś w Kościele tak, jak mieszkała w tym pierwszym, zdominowanym przez
    Żydów?
    Szkoda. Że tak nie jest, a jeżeli jest to selektywnie i skromnych rozmiarach.
    Czas pogan dobiegnie końca, a wtedy znowu wszyscy zobaczą co pokażą nam bracia
    pańscy, „jeśli bowiem odrzucenie ich jest pojednaniem świata, to czym będzie
    przyjęcie ich, jeśli nie powstaniem do życia z martwych?” (Rzym. 11:15 BW)

    Izaj. 62:1-3
    1. Ze względu na Syjon nie będę milczał i ze względu na Jeruzalem nie spocznę,
    dopóki nie wzejdzie jak jasność jego sprawiedliwość i nie zapłonie jego
    zbawienie jak pochodnia.
    2. Wtedy ujrzą narody twoją sprawiedliwość i wszyscy królowie twoją chwałę, i
    nazwą cię nowym imieniem, które usta Pana ustalą.
    3. Będziesz wspaniałą koroną w ręku Pana i królewskim zawojem w dłoni twojego
    Boga.
    (BW)

    Pozdrawiam.




    Temat: Kultura Zachodu
    Ave,
    dzięki za arcyciekawy esej. A co z tzw. kultem przodków przodków, który ponoć
    odgrywa ogromną rolę w duchowości Chińczyków?
    T.

    Gość portalu: acher napisał(a):

    >
    > To bardzo zlozony problem i gdyby go potraktowac w pelni powaznie, to trzeba
    by
    >
    > zaczac pisac ksiazke na tym forum ;-)
    > tak "na goraco" to mysle, ze warto przemyslec m.in. takie punkty
    > - termin "ateista" jest wybitnie zachodni i uzywanie go w kontekscie
    Dalekiego
    > Wschodu moze powodowac tylko nieporozumienia; ma on sens jedynie jako czlon
    > opozycji, przeciwienstwo dominujacej wiary w osobowego Boga, z ktorej wyplywa
    > okreslona wizja czlowieka, przyrody, uczestnictwo w zamknietej spolecznosci
    > religijnej etc. Chinczycy, jak wszyscy ludzie, mieli zawsze impuls religijny,
    i
    >
    > dawali mu wyraz w swej cywilizacji, nawet jesli przybieral formy czesto
    odlegle
    >
    > od "religii" w waskim, judeochrzescijansko-islamskim rozumieniu.
    > - dominujacy w kulturze judeochrzescijanskiej, islamskiej czy perskiej
    > paradygmat religii: relacja stworzenia, "slugi" i osobowego bostwa,
    > "Pana" w Chinach nigdy nie odgrywal podobnie wielkiej roli (choc wystepowal,
    > np. w ludowym taoizmie, popularnym buddyzmie etc.)Typowo chinskie systemy
    > filozoficzne, ksztaltujace wizje wszechswiata, dysponowaly zupelnie inna
    wizja
    > Absolutu, wcielanego w lad spoleczny (konfucjanizm), obecnego we wszystko
    > obejmujacym organizmie przyrody (taoizm), tkwiacego w metafizycznej naturze
    > czlowieka (z grubsz rzecz ujmujac bylo tak w chinskim buddyzmie chan, znanym
    u
    > nas pod japonska nazwa zen). Te idee moga sie kojarzyc Europejczykom
    > z "nieortodoksyjnymi" , "niechrzescijanskimi" wizjami w rodzaju starozytnego
    > stoicyzmu, renesansowego czy romantycznego panteizmu, marksizmu (tak,tak), i
    > nowej duchowosci.
    > - Chinczycy maja diabelnie male wyczucie dla Transcendencji. Swiat jest dla
    > nich suma wszytskiego, co sie dzieje, i jako siec powiazan towrzy kompletna
    > calosc. Bog w zaswiatach moze sie im wydawac zupelnie zbedny (etyka
    > wyprowadzaja przeciez z innych zrodel). W tradycji chinskiej nie ma nawet
    > pozadnego mitu o stworzeniu swiata i ludzi, poza jakimis pozyczonymi
    podaniami,
    >
    > sa te niemrawe ogolniki i abstrakcyjne spekulacje (Wielka Skrajnosc dala
    > poczatek Niebu i Ziemi etc.)
    > - Chinczycy uwielbiaja synkretyzm i nie lubia klocic sie o dogmaty. Ich
    > sklonnosc do laczenia sprzecznych doktryn w jedna calosc budzi specyficzny
    > podziw. Chinczycy, Japonczycy, Koreanczycy, Wietnamczycy maja czesto problemy
    z
    >
    > okresleniem w "jaka" religie wierza i podaja dwa, jesli nie trzy systemy
    naraz
    > (z ich punktu widzenia nie sa to nawet systemy ;-). Nawet koneskwentni
    > konfucjanisci, buddysci etc. rzadko miewali i maja cos przeciwko istnieniu
    > pozostalych wierzen; ta "niefrasobliwosc" w dzuej mierze ksztaltuje specyfike
    > ich perspektywy religijnej i zupelnie nie da sie porownac z duchem judaizmu,
    > chrzescijanstwa czy islamu.
    > - wreszcie, Chiny i ich kulturalni satelici nigdy nie dali sie
    > zchrystianizowac, poniewaz rzadko zdarzalo im sie rozumiec ta religie, a
    jesli
    > ja wyznawali, to czesto "zle" -;). Nawet kiedy chcieli bardzo sie upodabniac
    do
    >
    > Zachodu, uznawali ja za drugorzedny dodatek do naszej cywilizacji. Powodow
    jest
    >
    > duzo, ale to naprawde nie jest temat na forum GW ;-)
    >
    > pozdr
    >
    >




    Temat: Juz dosc tego surrealizmu!
    Ja jestem panem mych słów!
    szprota1 napisała:

    > Mogę, dziecko. Był to test, czy pojmiesz aluzję, dziecko.
    Ach, więc zdałem test? Jak uroczo. A jaka ocena, Pani Profesor? A w ogóle kto
    Ci dał prawo, by mnie w jakikolwiek sposób testować? Zresztą, może i masz takie
    prawo, w końcu wolno Ci pisać, co chcesz, a ja zawsze mogę to zlekceważyć (jak
    konwenanse).

    Zaskoczyłeś mnie,
    > chłopcze, boś pojął, lecz zgodnie z moim oczekiwaniem zareagowałeś w sposób
    > pozbawiony dystansu i poczucia humoru.
    Teraz za to zareaguję z dystansem.

    > Powiedz, powiedz, czemu mam wrażenie, że to ty gubisz sens?
    Wskaż mi jakikolwiek mój post lub choćby zdanie, któremu brak sensu. Po raz
    kolejny czepiasz się, ale nie używasz żadnego rzeczowego, nie mówiąc już,
    zasadnego, argumentu. Jedyne, co Ci wychodzi, to odwracanie kota ogonem. Acha,
    o (pseudo)literackich aluzjach czytaj na końcu posta.

    > Powiedz, powiedz czemu wymagasz, by ten sens był? Że trzeba Mieć Coś Do
    > Powiedzenia?
    Rzeczywiście, jak widać, nie powinienem przy tym obstawać. Zresztą nie robię
    tego. Jeśli chcecie pisać bez sensu, to piszcie, ale, na Perkuna, gdzie
    indziej! Albo chociaż w JEDNYM miejscu. Przecież wściec się można z tymi
    wszechobecnymi idiotyzmami. Nazywacie siebie surrealistami? A co Wy macie
    wspólnego z prawdziwym surrealizmem Bretona czy Maxa Ernsta? Stworzyliście
    kiedyś coś klasycznie surrealnego? (A propos - takie figury nazywają się
    pytaniami retorycznymi, chyba się zaraziłem od aarda). Moim zdaniem ten Wasz
    tak zwany surrealizm to po prostu w najlepszym razie płytkie, a zwykle po
    prostu głupie gierki słów i próby zaskoczenia czytelnika bezsensownymi
    kontrastami typu wiersz złożony z liczb (med_max). Mi to bardziej przypomina
    popłuczyny po kabarecie OT.TO niż dokonania wielkich, choć często
    kontrowersyjnych twórców, których działaniom ukradliście nazwę.

    > Nas bawi także pure nonsens, lecz nie wszyscy są w stanie go zrozumieć,
    > niestety.
    Nie wszyscy są też w stanie go poprawnie napisać, a w wykonaniu jego piewców to
    jest dopiero pur nonsense...

    > to nie współczucie, lecz
    > pogardliwa, protekcjonalna litość.
    Masz rację, lituję się nad nim i nad Wami, że w ten sposób tracicie
    bezsensownie czas zamiast zrobić w życiu coś pożytecznego lub chociaż
    interesującego. Najwyraźniej do tego nie jesteście zdolni...

    Ta, wybacz, młodzieńcze z quasihistorycznym
    > nazwiskiem, mnie brzydzi.
    A właśnie, od mojego nazwiska (wciąż nie znam Twojego, dziecko - piszę tak bo
    infantylnym zwyczajem jest czepianie się i przekręcanie nazwisk, dzieci
    nazywają to przezywaniem się; Ty się, czy raczej MNIE, próbujesz przezywać) to
    ja bym Ci proponował się sie łąskawie odgawrzyć. Choć używanie chwytów poniżej
    pasa jest najwyraźniej w Twoim stylu...
    No cóż, może zatem zainteresuje Cię informacja, że zbieżność nazwisk z pewnym,
    nazwijmy to umownie, muzykiem pop jest przypadkowa. Więc powiedz, powiedz,
    czemu wciąż się czepiasz tego nieszczęsnego nazwiska?




    Temat: Książki, książki, książki....
    Pod wpływem kaprysu historii bohaterowie stają się wrogami
    publicznymi, święte - czarownicami, a ofiary - katami. W tej
    gorzkiej refleksji Rushdiego odzywa się nie tylko jego
    historiozofia, ale też przekonanie, że określenia, którymi opatruje
    się ludzi: święta i ladacznica, bohater i zdrajca, to puste słowa,
    etykiety używane instrumentalnie, zależnie od zmiennych okoliczności
    i gry ukrytych interesów.

    Świat jest jeden

    Ale spotkanie Wschodu z Zachodem, dokonujące korekty naszych
    kulturowych hierarchii, nie jest jedynym spotkaniem w powieści
    Rushdiego.

    Już pierwszy akapit "Czarodziejki z Florencji", popis stylistycznego
    kunsztu autora, staje się miejscem spotkania innego rodzaju:
    historii z baśnią, rzeczywistości z wyobraźnią. Powieść tak gęsto
    zaludniona postaciami historycznymi i osadzona w realnym czasie
    wyrosła z dogłębnych studiów nad epoką, której dotyczy.

    Rushdie zadbał o to, by jego wysiłek włożony w odtworzenie realiów
    historycznych został dostrzeżony, dlatego podaje obszerną
    bibliografię dzieł, z których korzystał w pracy nad powieścią: od
    klasycznych pozycji Burckhardta o kulturze włoskiego odrodzenia po
    literaturę tamtego okresu, czyli dzieła Machiavellego czy Ariosta.

    Ta imponująca lista buduje zaufanie do pisarza, a obraz świata
    odmalowany w jego powieści każe traktować jako historycznie
    wiarygodny. Ale uznanie powieściowej narracji za prawdę historyczną
    przychodzi trudno, powieść ta jest bowiem nie tyle romansem
    historycznym w stylu Waltera Scotta, ile baśnią, a więc dziełem
    nawiązującym do gatunku, który nie ukrywa swojej konwencjonalności,
    a w nazwie będącej synonimem zmyślenia zdradza własną fikcyjność.

    Choć Rushdie czerpie z różnych tradycji baśni, sięga przede
    wszystkim do największej ich skarbnicy, jaką są "Baśnie z tysiąca i
    jednej nocy". Wiele pomysłów fabularnych i wizerunków postaci ma
    swój rodowód w tej właśnie księdze. Słychać tu też, bo jakże by
    inaczej, echo historii o Szeherezadzie, kiedy życie jednego z
    bohaterów zawisa od jego umiejętności snucia niewiarygodnych
    opowieści. Sama narracja, która przerywana dygresjami ucieka przed
    linearnością, wije się i rozgałęzia, więcej ma wspólnego z tradycją
    persko-indyjską niż z baśniami Perraulta czy braci Grimm.

    Tajemnica prozy Rushdiego, nad którą unosi się duch Itala Calvina,
    kryje się w sposobie, w jaki to, co realne, stapia się z tym, co
    wyobrażone, a przejścia między tymi dwoma porządkami pozostają
    niezauważalne.

    Tak naprawdę bowiem nigdy u Rushdiego nie mamy do czynienia z dwoma
    światami, ale z jedną, zwierciadlaną rzeczywistością.

    Dlaczego Rushdie jest wielki

    Marzenia i sny zamieniają się w codzienność, a świat doświadczany
    zmysłami odrealnia się i przekształca w fikcję, ilustrując jej siłę
    w kreowaniu tego, co nazwalibyśmy światem realnym. Bez wyobraźni nie
    byłoby sztuki miłości, o czym przypomina autor "Kamasutry", ucząc
    bohaterki Rushdiego siedmiu sposobów wykorzystywania paznokci w
    akcie miłosnym. Bez wyobraźni nie byłoby Sikri: stolica Akbara,
    która powstała na jego życzenie i rozpłynęła się w niebyt jak miraż,
    była "słodkim kłamstwem". Takim samym kłamstwem była jedna z jego
    żon, wymyślona, choć przez to nie mniej realna towarzyszka życia
    wielkiego cesarza.

    Rushdie pisze tak, jakby był przekonany o mocach sprawczych fikcji,
    wyznając słowami swojego narratora, że "nieprawdziwość
    nieprawdziwych opowieści niekiedy się przydaje w prawdziwym
    świecie". "Czarodziejka z Florencji" jest przekonującym
    przypomnieniem, że niemożliwe jest życie bez fikcji, gdyż to właśnie
    umiejętność opowiadania historii leży u podstaw naszej tożsamości.
    Najnowsza powieść Rushdiego jest zatem opowieścią o wynajdywaniu i
    wymyślaniu siebie, w którym to procesie nie można obejść się bez
    wyobraźni. Niemal wszystkie powieściowe postaci, wśród których roi
    się od sierot, porzuconych dzieci, wydziedziczonych, wykorzenionych
    lub osób o niejasnym pochodzeniu, wymyślają swoją tożsamość.
    Wszystkie one mogłyby powtórzyć za Akbarem, że "nie zadowala ich
    bycie, pragną bowiem się stawać".

    "Czarodziejka z Florencji", choć jest jedną z najlepszych książek,
    nie jest przełomem w twórczości Rushdiego. Wracają w niej jego
    dyżurne tematy, zaludniają ją charakterystyczne dla tego pisarza
    postaci, wyłania się z niej typowy dla jego prozy hybrydyczny świat
    wielu kultur i języków. Jednak jak zawsze w przypadku wielkiej
    literatury siła pisarstwa Rushdiego, właściciela nieposkromionej
    wyobraźni, polega na stylu, w jakim opowiedziane zostały te
    baśniowe, pełne zmysłowości i subtelnego humoru historie.

    Salman Rushdie

    Czarodziejka z Florencji

    przeł. Jerzy Kozłowski

    Dom Wydawniczy Rebis, Poznań




    Temat: LIBAN
    Wielkanoc w Libanie: Maronici pieką ciasteczka
    Wielkanoc w Libanie: Maronici pieką ciasteczka

    gazeta.pl, Piotr Ibrahim Kalwas 19-03-2005,

    Wszyscy udają się do kościołów, wkładając nowe ubrania i - jeżeli tylko ich na
    to stać - nowo kupione buty

    W Libanie jest ok. 30 proc. chrześcijan, z których większość należy do Kościoła
    maronickiego, jednego z kościołów Wschodu, który powstał w VII w. Jego nazwa
    wywodzi się od imienia założyciela - św. Marona (arab. Maroun), mnicha i
    anachorety, kapłana, mistyka i uzdrowiciela, który żył w IV w. w pustelni w
    górach Taurus nad rzeką Orontes w Syrii.

    Obrzędy Kościoła maronickiego do dziś sprawowane są w języku aramejskim, tym
    samym, którym mówił Jezus. Maronici wprowadzili do kościoła rzymskokatolickiego
    różaniec i tzw. drogę krzyżową. Obecnie na terenie Libanu, Syrii, Izraela i
    Cypru mieszka około 2 mln maronitów.

    ***

    Dzieci malują jajka na twardo w kolorach zielono-żółto-czerwonych, a następnie
    uderzają jednym o drugie. Czyje jajko się nie zbije, to dziecko będzie miało
    szczęście w życiu, aż do... następnych świąt.

    Wszyscy pieką, m.in. z semoliny, małe ciasteczka, po arabsku zwane ma'amoul,
    napełniane farszem z daktyli lub orzeszków pistacjowych, a następnie polewane
    lukrem. W niektórych rodzinach przepisy na ma'amoule są przekazywane z
    pokolenia na pokolenie i otaczane ściśle strzeżoną tajemnicą (takie same
    ciasteczka robi się też na zakończenie żydowskiego święta Purim). Niektórzy
    ludzie, szczególnie starsi, wieszają na noc swoje ma'amoule na gałęziach drzew
    przed kościołami, wierząc, że spłynie na nie łaska bezpośrednio z samego nieba.

    W Niedzielę Palmową dzielą ciastka na małe kawałki i wkładają do pojemników z
    jedzeniem, lodówek, zamrażarek i spiżarek, z nadzieją na obfitość jedzenia aż
    do następnej Wielkanocy.

    W sobotę wielkanocną po południu wierni odwiedzają siedem kościołów, w każdym
    uzyskując błogosławieństwo.

    W Niedzielę Palmową (po arabsku Shanine) wszyscy udają się do kościołów,
    wkładając nowe ubrania i - jeżeli tylko ich na to stać - nowo kupione buty. Po
    uroczystej mszy dookoła kościoła rusza procesja. Ojcowie niosą "na barana"
    dzieci, które trzymają w rękach świece zdobione kwiatami i kolorowymi wstążkami.

    Na świąteczny obiad w maronickich domach podaje się indyka bądź kurczę
    faszerowane orzechami i ryżem. Zwyczajem jest odwiedzenie tego dnia jak
    największej liczby członków rodziny i przyjaciół, więc posiłki zazwyczaj trwają
    krótko, a i tak cały dzień wszyscy u wszystkich jedzą od rana do późnego
    wieczora. Na honorowym miejscu w każdym domu stoi wielka taca z górą ma'amouli,
    kandyzowanymi figami, cieciorką zapiekaną w cukrze i lukrowanymi migdałami.
    Każdy odwiedzający powinien podejść do tacy i skosztować każdej delicji.




    Temat: ZIELONE ŚWIĄTKI
    ZIELONE ŚWIĄTKI
    Jest to ludowa nazwa święta kościelnego - Zesłania Ducha Świętego na
    Apostołów, zamykającego wielkanocny cykl świąteczny, uznanego za jedno
    z najstarszych i największych świat w kościelnym kalendarzu liturgicznym,
    które początkowo łączone z Wielkanocą. Później, od IV w. zaczęto je obchodzić
    jako odrębne święto, w niedzielę i poniedziałek, siedem tygodni, pięćdziesiąt
    dni po Wielkanocy, pomiędzy 10 maja i 13 czerwca, a więc w pełni wiosny
    i bujnego rozkwitu roślin.

    Z obchodami kościelnymi Zielonych Świątek, w przeszłości, łączyły się różne
    obrzędy ludowe powitania wiosny i zwyczaje rolnicze i pasterskie.

    W całej Polsce powszechny był zwyczaj - dotychczas jeszcze zachowywany na
    wsi - majenia ścian domów, wrót i płotów zielonymi, najczęściej brzozowymi
    gałęziami. Podwórka zaś, podłogi w izbach i nawet psie budy wyściełano grubo
    tatarakiem, dla świątecznej dekoracji, dla pięknego zapachu i także...
    przeciw pchłom, komarom, muchom i innym insektom. Do dnia dzisiejszego, dla
    tradycji, w wielu domach, w Zielone Świątki ustawia się dzbany i wazony
    z tatarakiem, czyli kalmusowym zielem.

    Niegdyś w Zielone Świątki, na wzgórzach i leśnych polanach rozpalano sobótki -
    ognie obrzędowe (jak w wigilię św.Jana). Na Podlasiu zwano je palinockami.
    Tańczono wokół nich z zapalonymi od ogniska pochodniami, biegano po polach,
    a pasterze obchodzili z nim i swe stada.

    W Zielone Świątki pasterze ubiegali się o tytuł króla. Uzyskiwał go ten
    spośród nich, który pierwszy przybył z bydłem na pastwisko. Najlepsza zaś
    pasterka otrzymywała tytuł królowej. Królewska para, ustrojona w wieńce
    i wstęgi, wybierała sobie świtę, a ta musiała wystarać się o jadło: chleby,
    pierogi, sery i - koniecznie - o jajka i słoninę oraz przynieść to wszystko
    na pastwisko. Wieczorem pasterze wesoło ucztowali bawili się, cały czas
    czyniąc honory królowi i królowej pasterzy.

    Innym ciekawym zwyczajem zielonoświątkowym było tzw. wołowe (lub końskie)
    wesele, zabawa ludowa nazywana także rodusiem, podczas której pasterze
    wodzili pięknego wołu lub konia przybranego w wieńce z kwiatów, wstęgi
    i zawiniętego w białe płótno. Czasami na grzbiecie wołu sadzano słomianą
    kukłę. Towarzyszył mu zawsze orszak młodzieży, dziewcząt i chłopców oraz
    muzykanci, w wszyscy wołali głośno: roduś, roduś wymachiwali zielonymi
    gałązkami i wiązankami wiosennych kwiatów oraz trzaskali z batów.

    Zabawa ta, być może, miała związek z dawnymi, starosłowiańskimi obrzędami
    pasterskimi, podczas których oprowadzano w procesji wołu - czczonego jako
    uosobienie siły. Zabawę tę (rodusia) znano w Polsce już w XVI w. W rachunkach
    domowych królewicza Zygmunta (później zwanego Starym), który w młodości
    mieszkał w Głogowie, znajduje się zapis o datkach dla głogowskich chłopców
    wodzących rodusia.

    Na Podlasiu, nad Narwią, jeszcze w początkach XXw., w Zielone Świątki odbywał
    się obchód z królewną. Najładniejszą we wsi dziewczynę pięknie ubierano,
    wkładano jej na głowę koronę z kwiatów i w orszaku innych dziewcząt
    prowadzono granicami pół. Śpiewano przy tym, zaklinając urodzaj:

    Gdzie królewna chodzi
    tam pszeniczka rodzi.
    albo

    Na maj królewna chodziła
    a cóż w tym maju robiła?
    Zielone żyto sadziła.
    A cóż nad tym żytem mówiła?
    Rośnijże żyto wysoko,
    puszczaj korzenie głęboko.

    Obchód kończył się ucztą z tańcami, urządzaną w domu najlepszego gospodarza
    lub we dworze, na cześć królewny oraz na chwałę zwycięskiej wiosny, na
    szczęście i urodzaj.

    Z Zielonymi Świątkami wiązał się także zwyczaj majówek - zabaw podmiejskich.
    Urządzano je nad Wisłą, w Krakowie i na warszawskich Bielanach. Była to
    niegdyś leśna osada podmiejska, która z czasem stała się dzielnicą Warszawy.
    Wzmianki o tych majowych zabawach, finansowanych nierzadko z kasy królewskiej
    i niekiedy zaszczycanych obecnością króla (odwiedzał je czasem król Stanisław
    August Poniatowski) znajdują się w XVIII- wiecznych gazetach. Pisano w nich
    np. o urządzanych na Bielanach fajerwerkach, o grach i tańcach na świeżym
    powietrzu, o przejażdżkach po Wiśle umajonymi łódkami, o występach
    sztukmistrzów oraz urządzanych tam przedstawieniach i żywych obrazach.

    Zielone Świątki od blisko stu lat obchodzi się w Polsce również jako Święto
    Ludowe. Ustanowiono je w 1903 r. we Lwowie podczas Zgromadzenia Rady
    Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego. Od tamtej pory Święto Ludowe wyraża
    ideały całego chłopskiego stanu, tych wszystkich, którzy trudząc się przy
    uprawie Ziemi, od wieków już żywią i bronią.

    "Polskie Tradycje Świąteczne" - aut. Barbara Ogrodowska




    Temat: Małgorzata Beblo
    Małgorzata Beblo
    Pani Malgorzata jest jedna z osob, ktore podpisaly histeryczny list otwarty
    do Adama Michnika ( forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=10650&w=9140159 )
    Obok nazwiska dopisala - - praprawnuczka ostatniego polskiego sołtysa Katowic

    W zwiazku z tym warto przeczytac wywiad z potomkiem ostatniego "polskiego"
    soltysa Katowic, panem Berndtem Skiba, mieszkajacym w Niemczech:

    Odtworzyć rynek, narodu nie ruszać - mówi Bernd Skiba, potomek ostatniego
    sołtysa Katowic

    Rozmawiał Bartosz T. Wieliński 29-09-2003, ostatnia aktualizacja 29-09-2003
    13:46

    Bartosz T. Wieliński: Jak się Panu podoba w Katowicach?

    Bernd Skiba: Jest coraz ładniej. Przyjeżdżam tu mniej więcej raz na rok, więc
    dobrze widzę zmiany. To, co najbardziej mnie ujmuje, to kolorowe, odnowione
    kamieniczki w centrum miasta. No i oczywiście autostrada. Wreszcie można do
    was normalnie dojechać.

    Słyszał Pan o tym, że katowicki rynek będzie przebudowywany?

    - Wreszcie. Mam wielką prośbę do władz miasta: wyburzcie te betonowe
    straszydła i odbudujcie rynek taki, jaki był przed wojną. Kiedyś to było
    naprawdę przyjemne miejsce, a teraz przez te Skarbki i Zenity straciło
    klimat. Zastanawiam się, czemu władze się wahają, przecież na remont dostają
    pieniądze z Unii.

    A co Pan myśli o stawianiu pomników Holtzemu i Grundmannowi?

    - To bardzo dobry pomysł. Zabiegałem o to od dawna i w efekcie prezydent
    Katowic obiecał mi w liście, że jedną z nowo powstałych ulic nazwie Grundmana
    i Holtzego. Cieszę się, że udało się przekonać go do pomnika. Słyszałem, że
    powstał komitet budowy pomnika Ziętka. Dla mnie to postać trochę dwuznaczna,
    bo, mimo że był Ślązakiem, jednak współpracował z komunistami, ale nie
    negujmy jego zasług. Powinniśmy jednak najpierw uhonorować ojców miasta.
    Powiem więcej: Katowice są winne Grundmannowi i Holtzemu pomniki.

    I to mówi potomek sołtysa Skiby, którego Grundmann i Holtze zdjęli z urzędu?

    - Nie widzę nic zdrożnego w takich deklaracjach. Pewnie zaraz pan powie, że
    Skiba był Polakiem, który sprzeciwiał się germanizatorom. Odpowiadam: to
    nieprawda. Kazimierz Skiba urodził się w 1812 roku, w tych czasach nie można
    mówić o rozwiniętej tożsamości narodowej na Śląsku. Mój przodek mówił biegle
    po polsku i niemiecku, ale był Górnoślązakiem i poddanym króla Prus. Proszę
    na to spojrzeć z takiej strony: gdyby Skiba mocno deklarował swoją polskość,
    natychmiast zdjęto by go z urzędu. Zresztą swoje polskie imię pisał z
    niemiecka: "Kacimierz". Budowie miasta sprzeciwiał się dlatego, bo godziła w
    jego dotychczasowe życie i porządek świata. W nowym mieście nie było miejsca
    dla sołtysa. To był konflikt między mieszczanami i chłopami, a nie między
    Polakami i Niemcami.

    Jak zareagował Pan na wieść, że grób sołtysa Skiby długi czas był zaniedbany?

    - Napisałem do Józefa Kocurka, wiceprezydenta Katowic i również potomka
    Kazimierza Skiby, z prośbą o załatwienie tej sprawy. W pierwszym zdaniu
    zapytałem go po śląsku: " Ni jest wom gańba?". Jak widać poskutkowało.
    Nagrobek na cmentarzu przy ul. Francuskiej został pięknie odrestaurowany.

    Gdyby do Pana domu przyszedł rachmistrz spisowy, jaką narodowość by Pan
    zadeklarował?

    - Powiedziałbym, że jestem Górnoślązakiem z niemieckim paszportem. Koledzy
    śmieją się ze mnie, gdy twierdzę, że nie jestem Schlesier (Ślązak), tylko
    Oberschlesier (Górnoślązak). Komentują, że to tak jak kelner i oberkelner,
    ale ja jestem dumny ze swojego pochodzenia. Ale nie uważam, że potrzebny jest
    osobny śląski naród. Takie zabiegi mogą skończyć się jakąś drugą Jugosławią.
    Bądźmy dumni z naszej historii, zachowujmy język i tradycje, ale z narodem
    nie przesadzajmy.

    Bernd Skiba jest potomkiem Kazimierza Skiby, ostatniego sołtysa Katowic. Ma
    79 lat. Urodził się w Lipinach, a w 1969 r. wyjechał do Niemiec. Jest
    emerytowanym chemikiem. Mieszka w Kamen w Zagłębiu Ruhry.

    Kazimierz Skiba ( 1812-1890) pochodził z chłopskiej rodziny zagrodników,
    która przybyła do Katowic gdzieś w XVIII wieku. Wtedy jego pradziadek
    Sebastian Skiba wybudował zagrodę na dzisiejszej ul. Warszawskiej. Zagroda
    Kazimierza stała zaś na skrzyżowaniu dzisiejszej ul. Reymonta i Wojewódzkiej.
    Kazimierz sołtysem został w wieku 33 lat i sprawował tę funkcję do 1859 r.,
    kiedy to za blokowanie posunięć Holtzego i Grundmanna zdjęto go z urzędu. Do
    historii przeszło słynne "nie chca", którym Skiba i inni tutejsi członkowie
    rady reagowali na niemieckie propozycje rozwoju wsi.

    www1.gazeta.pl/katowice/1,39370,1695637.html




    Temat: Centrum miasta do rejestru zabytków
    No i bardzo dobrze
    Pomysł z "wykrajaniem" z parku działek pod zabudowę był od początku
    idiotyczny - dostępnych działek pod wieżowce jest w centrum pod
    dostatkiem, a park tylko jeden. Toć i na Manhattanie chyba nie można
    narzekać na brak wieżowców ani chęci do dalszego ich stawiania - a
    jednak Central Parku nikt jakoś nie rusza... Jeśli gdzieś na
    opisywanym zmieściłby się jakiś wieżowiec, to chyba co najwyżej u
    zbiegu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej, gdzie jest nieco łysego
    miejsca; ewentualnie też symetryczny naprzeciw Rotundy.

    Pomysł ze wpisaniem otoczenia PKiN do rejestru jest kontrowersyjny,
    ale wcale nie taki głupi. Przez ostatnie bowiem kilkanaście lat
    zabudowanie całego tego rejonu - jak najścislejsze i najlepiej
    wieżowcami - traktowano powszechnie jak aksjomat. Tymczasem, tak na
    logikę, nie ma w tej koncepcji nic oczywistego, a wręcz przeciwnie -
    trzeba by się mocno natrudzić, by ją rozsądnie uzasdnić. Miast z
    centrami zabudowanymi przez wieżowce jest mnóstwo - miast z tłumnie
    odwiedzanym parkiem w centrum znacznie mniej; i wcale nie jestem
    pewien czy tę pierwszą koncepcję należy a priori uznać za bardziej
    pożądaną. Tym bardziej, że od początku lat 90. centrum bardzo się
    zmieniło i to co wówczas było celem planistów - nasycenie go
    wieżowcami w celu nadania wielkomiejskiego charakteru i osłabienia
    dominanty PKiN - w zasadzie już się przez ten czas stało, i to
    całkiem samo.

    Zabudowę terenów wokół PKiN widziałbym przede wszystkim:

    1.) Na przedłużeniu skrzydeł pałacu od strony elewacji frontowej -
    tam gdzie ma stanąć Muzeum Sztuki Nowoczesnej i, lustrzanie, nowy
    gmach KDT. Zabudowa taka określiłaby wyraźnie przestrzeń Placu
    Defilad (w tej sytuacji zapewne już pod nową nazwą...), tworząc przy
    tym zachodnią elewację Marszałkowskiej na tym odcinku.
    2.) Pomiędzy Alejami Jerozolimskimi a przedłużeniem ul. Widok
    (będącym obecnie spacerową aleją), nad tunelem linii kolejowej, z
    pozostawieniem osiowego prześwitu między pawilonami Dworca
    Śródmieście. Jeden warunek - zabudowa powinna mieć wysokość
    odpowiadającą południowej pierzei Alej, tak by stworzyć z nich
    normalną miejską ulicę (jaką są między Marszałkowską a Nowym
    Światem). Wprawdzie na tym odcinku nigdy w historii nie było
    zabudowy - ale co z tego? Świat się zmienia; PKiN i innych wieżowców
    też kiedyś nie było... Poza tym nie ma tam wysokiej zieleni, którą
    trzeba by przy okazji zniszczyć. Dopuszczałbym też - jak
    wspominałem - wysoki akcent przy Rondzie Dmowskiego, niejako po
    przekątnej Forum/Novotelu.

    Taki układ zabudowy wystarczająco dogęściłby centrum, zachowując
    przy tym zieleń parkową i czytelność całego układu urbanistycznego,
    który - czy ktoś chce tego, czy nie - jest już też ważnym fragmentem
    hitorii Warszawy, a przy tym znacznie ciekawszym wypełnieniem środka
    miasta niż kolejne rzędy postawionych pod sznurek biurowców
    z "martwymi" na ogół parterami. Wieżowce można stawiać gdzie
    indziej - do zagospodarowania jest ogromna, a koszmarnie zaniedbana
    połać terenu pomiędzy Chmielną, Chałubińskiego a Alejami, czeka na
    przykrycie i "wierzchnią" zabudowę linia kolejowa między
    Chałubińskiego a Towarową, puste są działki wzdłuż Marszałkowskiej
    nad stacją metra Świętokrzyska, mozna wykupywać i burzyć
    wcześniejszą tandetną zabudowę, np. bloki między Śliską i Pańską...
    A każdemu, kto szermuje argumentem, że tereny wokół PKiN są "zbyt
    cenne" żeby pozostawić je bez zabudowy, warto zadać pytanie: zbyt
    cenne na co? Czy kolejne biurowce są ex definitione cenniejsze dla
    miasta od kilkudziesięcioletnich parków? I właściwie dla kogo - czy
    miasto to ma być deweloper, patrzący na swoje tereny wyłącznie pod
    kątem ich wartosci rynkowej? Czy jego właścicielami są
    mieszkańcy, "głosujacy nogami" za zielenią, czy raczej
    koleni "wieżowcowi" inwestorzy? A poza tym skoro te tereny są ponoć
    takie cenne, to dlaczego nikt od prawie 20 lat się nimi nie zajmuje
    i dalej jest tam tak jak jest...?

    Pozdrawiam




    Temat: Ślązacy przed Trybunałem w Strasburgu
    „ze skoro ty nie czujesz sie Polakiem to raz dwa
    bierz ten drugi paszport i juz cie tu nie ma!!! albo akceptujesz to co stalo
    sie po II wojnie swiatowej, nowy porzadek ktory nastal albo wyjezdzaj do
    swoich wspolziomkow - slazakow czujacych sie Niemcami... „

    I to jest sedno sprawy. Skonczylo się czujesz sie Niemcem, to wynocha i zyjesz
    w PL jestes Polakiem. Od maja 2004 Niemiec bedzie w wiekszosci spraw zycia
    codziennego na Slasku takim samym obywatelem jak Ty- takim samym i bedzie
    musial byc tak samo traktowany. Obywatel EU moze byc marsjaninem i w zakresie
    stosowania prawa wspolnotowego bedzie mial zyjac w Polsce takie sama prawa jak
    100% polski obywatel 100% polskiej narodowosci. Sorry Wineto, witaj Europo.
    Ale nie martw sie, wszyskim takie zdrowe podejscie tylko na zdrowie wyjdzie.

    ta tak naprawde w Polskim prawie nie istenieje pojecie podwojnej narodowsci!
    Myslisz caly czas obywatelstwo z narodowoscia- zajrzyj prosze do
    encyklopedii...

    „tylko poczucie bycia Polakiem a potem dopiero Slazakiem jest prawidlowym
    pojmowaniem swiata!”
    Tak, jedynie sluszne wizje sa super...

    „przeciez wybieramy swoj sejmik... tak jak wszyscy w calej Polsce!”
    Nie rozsmieszaj mnie. Obecnie w polsce funkcjonujacy model jest obraza idei
    samorzadnosci: dajemy kompetencje, zatrzymujemy pieniadze. Wiesz, ze jedynie
    gminy maja prawnie zagwarantowane dochody i to jednynie w wiekszosci ok. 30%
    budzetow okreslonych przez scedowane kompetencje? Reszta splywa z mniejszymi
    lub wiekszymi oporami, ale jest wydzielana przez centrum, ktore robi przy tym
    wszystkie cyrki charakterystyczne dla republiki kolesiow, jaka stala sie RP.
    Wojewodztwa i powiaty sa zupelnie na lasce budzetu centralnego- odkryte na
    gierki polityczne wedle zasady dziel i rzadz. Co do wybieralnosci prezydentow,
    ja sobie bardzo chwale- w moim moim rodzinnym Rybniku samorzad funkcjonuje
    sprawnie i moglby rownie sprawnie zagospodarowywac srodki i wykonywac zadania
    obecnie w gestii republiki kolesiow. Tak jest w wiekszosci slaskich miast.
    Faktem jest natomiast, ze na wschodzie Polski, w kieleckim itp. tak rozowo nie
    jest i tam byc moze sytuacja nie dojrzala do decentralizacji.

    „o do jasne ciasnej po co chcesz byc slazakiem skoro nie ma to zadnego
    znaczenia????”
    Slazacy byli, sa i beda. Nie widze natomiast sensu odwolywac sie do XIX
    wiecznych pojec, ktore ostaly sie jeszcze w Polsce, a ktore traca znaczenie w
    Europie Zachodniej. Widze natomiast, ze swiat narodow tak wyryl Ci sie w
    swiadomosci, ze obawiam sie, ze dalsza wymiana zdan bedzie dialogiem niemowy z
    gluchym.

    „ja nie zamirzam sie uczyc gwary albo niemieckiego tylko dlatego ze tobie sie
    nie bedzie chcialo nauczyc polskiego mieszkajac w Polsce!!!!”
    Nikt nie bedzie ani od ciebie ani od ‘calej Polski’ tego oczekiwal. Jesli
    zapis przejdzie, o czym decyduje Sejm raczej pod uwzgledniajac standardy
    Europy niz ‘calej Polski’ na szczescie, na terenach tradycyjnie zamieszkalych
    przez mniejszosci ich jezyki beda mogly byc uzywane w kontaktach z urzedami.

    „natomiast ludzi mieszkajacy w Polsce na stale... posiadajacy obywatelstwo
    polskie powinni znac jezyk polski... i to w USA Niemczech Francji i wszedzie
    na swiecie jest oczywiste!!!”
    Ja mieszkam w regionie, w ktorym w lokalnym parlamencie i urzedach mowi sie
    dwoma jezykami. Dwujezyczne sa na teremach zamieszkanych przez mniejszosc
    nazwy miast i ulic. Mniejszosc zna oczywiscie jezyk wiekszosci (sa tu w koncu
    od zawsze), ale jako mniejszosc ma prawo do ochrony swojej tozsamosci.
    Mieszkancy tego regionu wywodzacy sie z wiekszosci podkreslaja owa urzedowa 2-
    jezycznosc nawet jesli jezyk mniejszosci jest dla nich kompletnie
    nieprzyswajalny, sa z tego dumni i widza w tym slusznie przejaw osiagniecia
    pewnego stopnia rozwoju cywilizacyjnego...




    Temat: Dlaczego władze rosyjskie się ośmieszają?
    Do Erika parteigenosse ;-)))
    Gość portalu: ERYK napisał(a):

    > Hej kolego zza buga ;-)

    Moze i zza Buga ale napewno nie kolega ;-))

    > imiona i nazwy pisze malymi literami bo mi tak wygodnie
    > a skoro przestrzegasz tak mocno zasad jezyka to nzucz sie
    > najpierw pisac po polsku bo strasznie "zawijasz" po rusku...

    Ghmmm... Moze to dlatego ze jestem Rosjaninem ? ;-)))

    > rosje cenie ale nie moge miec zadnego kompleksu bo zyje
    > w kraju cywilizowanym i mam blizej do wszystkiego ;-)))
    > a do was to jak na ksiezyc...

    Masz po prostu zakuty leb ;-)))

    > odnosnie europejskosci to my jestesmy w europie,
    > tworzyslismy jej historie kiedy wy byliscie jeszcz
    > prymitymnymi rusami kolego,

    Hhaha. Kiedy to bylo? Cos nie pamietam wielkich POlakow oprocz moze tego co
    stwierdzil ze Ziemia jest okragla ale i tak go w "cywilizowanej" Europie na
    stosie spalili ;-)))

    > i nigdy nie bedziecie
    > bardziej europejscy bardziej od nas chociaz nam
    > tak bardzo zazdroscicie "kompleks polski" ...

    Czy nie widzisz baranie jak w twoich slowach wypiera kompleks mniejszosci wobec
    Rosji ? ;-))))) Prtobujesz cos mowic o wielkosci i znacznosci Polski, chociaz
    my obaj i caly swiat wie ze miedzy Polska a Rosja zarowno w sensie kulturowym
    jak i politycznym, historycznym lezy ogromna roznica, a to cie ogromnie boli
    ;-))))) Tak tebe i nado! ;) A twoie bolnoje mnenie o Rossii menia absolutno nie
    interesujet - wsadz go sobie gdzies

    > widze po twoich wypowiedziach ze mysleisz ze jestes
    > tak strasznie madry i wykolujesz wszystkich polaczkow
    > otoz mysle ze masz straszne kompleksy ze jestes ze wsi
    > a my z europy....

    Ja jestem dumny z Rosji, Rosjan i samego siebie, a ty glupio probujesz tutaj
    kogos (chyba siebie przede wszystkim) przekonac ze Polska jest papkiem Ziemi a
    Roja to nic ;-))) Popatrz na siebie facet - wygladasz na idiote... 80%
    mieszkancow Ziemi nawet nie wie co to jest POlska...

    > wiem ze jestes podbudowany ostatnimi sikcesami rosji na arenie
    > miedzynarodowej, ale ja bym tego nie precenial..

    Ja jestem dumny z sukcesow Rosji za 1000 lat moj biedny POlak ;-))) A ostatnie
    wydarzenia to tylko potwierdzenie reguly!

    > polska osoagnela moim zdaniem juz wczesniej wazniejsze sukcesy,
    > wstapila wczesniej do nato niz utworzono rade rosja-nato,

    i co z tego ma ? :) Nic! A my wszystko co chcielismy i jesli cadzisz ze Polska
    ma wiecekej wagi w NAto niz Rosja w radzie Rosja-NATO, to ogrooomnie sie mylisz
    :)
    Was wzieli dla massy i jako bufor wlasbnie od nas, a teraz juz nawet nie wiedza
    po co to bylo i czy nie warto wszystko rozwiazac, bo z Rosja mozna spokojnie
    dogadac sie o interesach ;-)))) A ty mozesz dalej wymyslac rozne texty o
    "biednej chorej Rosji" ale to NIC nie zmieni... :)

    > po drugie bedziemy w UE gdzie was nigdy do niej nie przyjma,

    A dlaczego my nagle musimy tracic swoja niezlaeznosc ? TO dla was jest sport
    narodowy ;-)))))

    > odnoscie sytuacji u was w kraju to nie musze tam jechac,
    > mam mase znajomych ktorzy tam byli i jest syf i to wielki
    > i nie przkonasz mnie.... mozesz se mowic co chcesz....

    Ja zylem w Polsce 2 lata i wiem ze u was jest nie lepiej niz u nas, a z tego
    powodu ze nie macie w zasadzie zadnych perspektyw jakiegokolwiek rozwoju w
    ktorymkolwiek sensie, to wiem ze u nas wswzystko bedzie OK ;-))) Zobaczysz co
    bedzie za 10 lat... a na razie pisz swoje smieszne zakompleksowane texty dalej
    - lubie posmiac sie pod wieczor ;-)))))

    > Myslelem ze mozna z toba normalnie pogadac ale ty chcesz caly czas
    > udowodnic jaka to rosja fajna...

    "normalnie pogadac" to chyba wedlug ciebie opowiadanie strasznych bajek o
    Rosji, bopp nic innego nie przeczytalem. Wybacz, ale nie jestem tu po to zeby
    leczyc twoje rusofobiczne kompleksy ;-))))) Dlatego tez prosti ze nie
    przeczytalem twego postu nawet do srodku - bruch mnie juz boli od smiecu ;-)
    Ide spac.

    Dobranoc Ericzku ;-)) Siu-siu i spac

    Wujek Misza
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dsj4cup.htw.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukano 167 rezultatów • 1, 2, 3 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl.