Strona Główna
jaja przepiórki
Jagódka Marek
Jacek Soplica bohater patriota
jak leczyć żołądek
Jacek Durski
Jachranka pokoje
Jak fotografować błyskawice
Jaguar Akcesoria
jak kocha mężczyzna
Jak namalowac złoto
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przemytnik.keep.pl

  • Widzisz wypowiedzi wyszukane dla zapytania: Jak kochać dziecko





    Temat: sierpień 2003
    Zuzia skończyła 4 miesiące 10 grudnia i wczoraj byłyśmy na szczepieniu. Waży
    6750 i oczywiście znowu jej nie zmierzono ale to chyba przez to, że dzieci z
    problemami bioderkowymi się nie mierzy jak nie jest jeszcze wszystko w
    porządku. Zuzia do dzisiaj wieczorem miała gorączkę i była straaaasznie marudna
    (zwalam to na szczepienie). Ogólnie jest bardzo wesoła, rozdaje uśmiechy na
    prawo i lewo, nawet w nocy jak się przebudzi to ma uśmiech na twarzy. Jest
    bardzo grzecznym dzieciaczkiem. Lubi leżeć w leżaczku i obserwować co mama robi
    albo leży na macie i bawi się zabawkami. Bardzo lubi leżeć na brzuszku. Wydaje
    wtedy z siebie niesamowite odgłosy. Ostanio odkryła, że można piszczeć i
    krzyczeć i robi to namiętnie. Przewroty z plecków na brzuszek ma opanowane do
    perfekcji. Jeśli chodzi o gadanie to Zuzia również jak Marek kasi__mm nie
    wydaje z siebie typowych odgłosów bobaskowatych tylko takie śpiewające. Zabawki
    łapie ładnie w każdą rączkę. Smoczek dalej jest jej wrogiem. Noce dalej
    przesypia w towarzystwie cycusia (dosłownie). I ostatnio próbuje "raczkować"
    Jak leży na brzuszku to prostuje łapki podkurcza kolanka pod brzuszek, pupa w
    górę i przesuwa się skokami. Fajnie to wygląda. Z każdym dniem kocham
    jeszcze bardziej, choć nie wiem jak można jeszcze bardziej kochać dziecko.
    Kiedyś gdzieś przeczytałam takie słowa :"dzisiaj kocham cię więcej niż wczoraj
    ale mniej jak jutro" - tak właśnie kocham moją małą istotkę. Tyle o mojej
    kruszynce.
    A Wam wszystkie e-mamy życzę na Święta spokoju, miłości, radości, czułości,
    pyszności i wszystkiego naj, naj, naj..... a Waszym dzieciaczkom dużo
    uśmiechów, pysznego mleczka, przecudnych snów i słoneczka , które będzie im
    świecić nawet w pochmurne zimowe dni.
    gorące buziaczki.






    Temat: Problemy z dzieciem, natłok informacji i...
    Byliśmy u psychiatry, znanej, zajmującej wysokie stanowisko w CZD, u psychologa
    w CDZ, u psychologa z Poradni Psych.-Pedag. w dzielnicy, logopedy też znanej,
    która kiedyś pracowała w CZD, a teraz chyba jest już na emeryturze...Przed nami
    wizyta u neurologa również cenionego, z IMiD i drugiej neurolog, która wykona
    badanie EEG też z IMiD. To wszystko dręczy mnie nadal dlatego, że naczytałam
    się, jak powinna wyglądać diagnoza w standardach zachodnich, które u nas też się
    wykonuje, oczywiście prywatnie za niezłe pieniądze. To akurat nie problem bo i
    tak większość specjalistów odwiedzamy prywatnie, bo czekanie kilku miesięcy na
    wizytę w ośrodku publicznym odpada. No i teraz, pomimo raczej pozytywnych opinii
    po wizytach ok. godzinnych u 4 już specjalistów, czuję niedosyt bo wiem już, że
    to powinno wyglądać trochę inaczej. Bo nie można tego wykluczyć czy potwierdzić
    na jednym spotkaniu. To nie jest choroba fizyczna, którą stwierdza się na
    podstawie badań organizmu. "To" stwierdza się na podstawie obserwacji przez
    kilku specjalistów przez dłuższy czas. To mnie dręczy bo widzę u dziecka objawy,
    choć one nie decydują o chorobie. W dużym stopniu to przyczyna zaburzeń
    integracji sensorycznej, opóźnienia mowy, nad czym już pracujemy od prawie dwóch
    miesięcy.
    A w ogóle te podejrzenia wyszły od Pani terapeutki oraz Pani wychowawczyni z
    przedszkola. Ona nie powiedziała jasno, że akurat to podejrzewa, tylko że są
    pewne symptomy i że on jest dla niej zagadką. Sama miała już doświadczenie z
    dziećmi chorymi na tą chorobę, więc to raczej nie było takie tam chlapnięcie.
    Każdy prawie potwierdził, że zachowanie syna wynika z jego wcześniactwa, że
    rozwija się we własnym tempie itp. no i że w dużym stopniu to też nasze błędy
    wychowawcze. Pani psycholog określiła jest charakter jako bardzo silny i
    dominujący, dlatego pewnie ciężko było go wychowywać i być konsekwentnym.
    Przyznaję się bez bicia, że za późno zaczęłam wymagać od dziecka i uczyć go
    samodzielności. Ciągle widziałam w nim "dzidzię". Gdyby jednak całe nasze
    problemy opierały tylko na tych zaburzeniach i błędach wychowawczych, co jest do
    naprawienia, to byłabym najszczęśliwsza na świecie. Poczekam jeszcze co powie na
    to wszystko neurolog. No i jeszcze pod koniec miesiąca mamy kolejną wizytę w CZD
    u psychologa. Jeśli to mnie nie uspokoi, to chyba zapiszę go na diagnozę do tego
    ośrodka bo inaczej sfiksuję. Właściwie to już sfiksowałam i to bardzo. Tylko czy
    można kochać dziecko za bardzo? Chyba nie...?






    Temat: Coś bardzo szczerego...
    doskonale Cie rozumiem i wiem, ze nie chodzi tu o hustawke nastrojow...
    ja jestem juz w 36tyg. i nadal mam mieszane uczucia, bo przeciez chcielismy
    dziecka i staralismy sie o nie, ale moja reakcja na wynik testu... coz.
    nie rozczulam sie nad swoim wielkim brzuszyskiem, nie rozplywam sie nad
    kopniaczkami, nie cwierkam w sklepie z ciuszkami dla dzieci itd. bardziej mnie
    to wszystko wkurza i podchodze do tego jak do obowiazku.
    moj partner zupelnie na odwrot, juz nie moze sie doczekac kiedy maly bedzie na
    zewnatrz .

    nigdy nie lubilam dzieci, podobnie jak u Ciebie w rodzinie ich nie ma i chyba
    nawet ja jestem najmlodsza .

    papierosy czyli "bunt".
    ja tez nie imprezowalam juz, nigdy nie palilam, odzywialam sie normalnie,
    mialam dobra prace, dopiero co kupione wymarzone mieszkanko i ostatni rok
    studiow... buntowalam sie w zupelnie inny sposob. karalam swojego partnera tym
    co mi zrobil... tak, ja tak to czulam!!!

    do tej pory nie zalala mnie fala macierzynskiej milosci, wciaz mam mysli ze to
    koniec normalnego zycia, wolnosci, leniuchowania w weekendy, zwyklego "nie chce
    mi sie" i wydawania kasy np. na siebie. staram sie podchodzic do tego jak do
    zadania, ktore jak kazde musze wykonac na piatke. w koncu jestem dorosla i
    odpowiedzialna osoba i chyba stac mnie na to zeby mimo wszystko wychowac
    szczesliwego czlowieka.

    przyzwyczaic sie do nowej sytuacji.
    takich chwil zwatpienia, bezradnosci, buntu pewnie bedzie jeszcze wiele i nikt
    nie zapewni Ci, ze hormony zrobia swoje (u mnie jeszcze nie zrobily), moze
    bedzie trzeba uczyc sie kochac dziecko przez wiele miesiecy po jego narodzinach.
    staraj sie zyc normalnie (oczywiscie chodzi o normalnie - rozsadnie ). nie
    przewracaj calego swiata do gory nogami. porozmawiaj z mezem, choc nie bedzie
    to pewnie latwe, ale moze pomoc.

    bedzie dobrze, bo musi byc
    sciskam,
    KaGS.




    Temat: Tutaj lekarz nie jest bogiem
    widzicie, ile w tym artykule jest prawdy o nas samych, o Polakach, o tym: jak
    podchodzimy do krzywdy ludzkiej(jak i my i nasze instytucje podchodzą do
    pomocy); jak pieknie ubarwiamy rzeczywistość by nam sprzyjała(zakłamanie tego
    lekarza zmieniającego zeznania), jak zawsze pokazujemy naszą wszechwiedzę, nie
    umiemy przyznać się do popełnionego błędu. Prof. Łętowska słusznie sądzi, że
    nie będziemy pionierami w dziedzinie przyznawania rent dziecku, nam jeszcze
    niezmiernie daleko do tego rodzaju rozwiązań prawnych! Szalenie dobrze udaje
    nam się oceniać "zło" w innych ludziach, swojego już nie zauważamy.. a gdyby
    ten lekarz ze swoją(zakładam, że drzewiej wysokiego poziomu, chociaż z tego
    artykułu wynika, że czymś zatruł w drodze swojej kariery tęże) wiedzą, podszedł
    do problemu Barbary z otwartą i czującą głową.. to nie było tej sytuacji.
    Codziennie zdarza nam się źle robić, ba! Lecz ostatnio dążenie do przyznawania
    sobie prawa do błędu zakrawa na jakąś parodię, brak nam własnego poczucia
    odpowiedzialności, a coż dopiero mówić o społeczeństwie. Nie widzę lekarstwa na
    tak ogólne schorzenie, i to nie tylko medycznej sitwy; w każdej społecznosci są
    anomalie.. lecz to już nie są odosobnione przypadki, to cała plaga. Po każdym
    takim artykule obiecuję sobie, że zacznę zaraz.. od siebie. Że będę baczniej
    zwracać uwagę na ludzi wokół mnie, i że w każdej prowadzonej przeze mnie
    sprawie wykorzystam swoją wiedzę na maxa, i wykorzystam "człowieka" we mnie.
    Może gdybyśmy zaczęli od siebie, to coś by sie udało zmienić. Jeszcze słowo do
    kometującego młodego lekarza, to człowiek odnajduje, o ile zechce, w sobie tę
    czułość i miłość dla dzieci.. Ciężką próbą dla tych uczuć są narodziny chorego
    dziecka, dla niektórych barierą nie do przebrnięcia:((((.. Tak wychowani
    zaczynamy się wstydzić, i to jest smutna prawda. Zamiast kochać dziecko, my się
    wstydzimy jego niepełnosprawności..



    Temat: Lista Morderstw Popelnionych przez Zydow
    Instytut Judaizmu w Kijowie
    Instytut Judaizmu w Kijowie
    Róża Król

    [KIJÓW]

    Instytut Judaizmu w Kijowie stworzono z myślą o koordynacji różnorodnych
    działań związanych z historią i kulturą Żydów na Ukrainie.

    Instytut kierowany przez Leonida Finberga organizuje i przygotowuje konferencje
    (ostatnia 25-27 czerwca 2000 r.), seminaria, lektoraty, wystawy. Prowadzi
    działalność badawczą i naukową, jak również wydawniczą publikując albumy,
    kalendarze, informatory i książki związane z tematyką żydowską.

    Zwiedzając Kijów korzystałam z informatora "Żydowskie adresy Kijowa", który
    zawiera mapę, zdjęcia domów wraz z krótkimi informacjami dotyczącymi historii
    ich powstania, przeznaczenia oraz stanu obecnego. Zawiera też zdjęcia
    zasłużonych Żydów Kijowa, między innymi Sz. Alejchema, G. Metra, P. Marki-sza,
    S. Michoelsa, O. Mandelsztama, Ł. Brodzkiego. Zaskoczona byłam informacją o
    Januszu Korczaku, który w latach 1915-1917 pracował tu jako nauczyciel i tu
    właśnie napisał książkę pt. "Jak kochać dziecko".

    Instytut organizuje wystawy obrazów malarzy żydowskich i wydaje ich albumy.

    Szeroki zakres prac dotyczy gromadzenia i opracowania archiwaliów związanych z
    ludnością żydowską na Ukrainie.

    Oprócz dokumentów Instytut posiada obecnie zarejestrowane na kasetach wideo 152
    zapisy wspomnień Żydów starszego pokolenia. 92 z tych kaset zostało już
    opracowanych w formie pisemnej relacji.

    Instytut realizuje duży i ciekawy program gromadzenia i archiwizowania starych
    żydowskich fotografii.

    Kolekcja obejmuje ponad 450 pozycji. Jeden album został wydany, następne są
    przygotowywane do druku.

    Oprócz działalności dokumentacyjno-historycznej Instytut zajmuje się sprawami
    bieżącymi, takimi jak: monitorowanie wszelkich przejawów antysemityzmu, badania
    socjologiczne i demograficzne, prowadzenie biblioteki czasopism żydowskich
    wydawanych na Ukrainie, opracowywanie bazy danych dla różnych organizacji
    żydowskich na Ukrainie. Instytut przygotowuje również encyklopedię
    pt. "Społeczność żydowska Ukrainy".

    Mam nadzieję, że ten bardzo skrótowy przegląd pokazuje wielką rolę, jaką
    Instytut odgrywa w życiu żydowskiej wspólnoty na Ukrainie.




    Temat: NO I URODZIŁEM - żona troche pomogła ;)
    Jak zwykle odpowiem wszystkim.
    SYN!!!!
    I ciesze się niezmiernie, oczywiscie nie mam nic do córek ale... on naszczescie
    nie bedzie sie tak meczył - nie bedzie musiał rodzić. Choć z drugiej strony
    troche zazdroscliłem żonie całej ciąży tego że ona go czuje zawsze w sobie,
    pierwsze ruchy kopniecia. Co do sciskania w biodrach też nie wiem czy dobże to
    robiłem ale jakos tam pomagało, dzisaj z moją żoną lezy dziewczyna której mąż
    też był przy porodzie i ponoć nic nie robił a obecnosć była dla niej bardzo
    ważna, i to też się chyba liczy, każda kobieta jest inna jedna w bólach woli by
    jej nie dotykać inna woli się przytulić i być przytulona. Dzisaj rozmaiwałem z
    jakims panem i on mi mówił że on by w zyciu nie poszedł i już miałem mu
    powiedzieć: "Jak byłes przy zapłodnieniu to może przy porodzie by też wypadało -
    no chyba że przy zapłodnieniu cię nie było" - może to też metoda, choć nie
    koniecznie trzeba rodzić z mężem, można z siostrą, mamą, koleżanką - ale z
    mężem to chyba najfajniej. A i nie słodźcie mi tak bo swoje wady też mam-
    często nie potrzebnie sie unoszę, ale potem przepraszam .
    A dla tych których zainteresowała nasza historia zapraszam na strone
    www.seweryn.mikolajczyk.prv.pl - odczówam straszną potrzebe pochwalenia się nim
    całemu swiatu - nawet znajomi z chin oglądali - bardzo miłe życzenia wysłali
    No i mam problem jak tu go nie rozpiescic jesli bym mógł cały czas bym go na
    rękach nosił.
    A rodzilismy w Limanowej- dwie sale do rodzenia rodzinnego - nie wiem czy jest
    jakis regulamin ale tłoku nie było do porodów rodzinnych niestety. Ale szpital
    naprawde rewelacja poród jak i po porodzie teraz z dziecmi,personel - SUPER.
    Powodzenia tym któży jeszcze przed i w wychowywaniu tym któży już po- wydaje mi
    się że trzeba bardzo kochać dziecko by go jakos wychować na ludzi- bo pomimo że
    chciało by się przytulić czasem trzeba być twardym



    Temat: Jestem matką!
    > Nie należy w żadnym razie dziecka przysposobionego nazywac „swoim
    > dzieckiem”. Nie można nie móc mieć dzieci (być niepłodnym) i je mieć
    > jednocześnie.

    Z bycia niepłodnym wynika wyłącznie to, że nie można spłodzić dziecka. Spłodzić
    a być rodzicem to są dwie różne sprawy.
    Ja bym powiedziała, że raczej nie można oddać dziecka i być nadal matką
    jednocześnie.

    > Adopcja jest dla przysposabiających, nie dla przysposobionego. To
    > przysposabiający cierpią z powodu braku dziecka, nie odwrotnie.

    Rozumiem, że chcesz powiedzieć, że dziecko oddane przez biologicznych rodziców
    nie cierpi? I fakt czy znajdzie rodzinę jest mu w wysokim stopniu obojętny?

    > po osiągnięciu pełnoletniości i powiadomieniu, ze „ciocia” jest
    > matką
    > dziecka, wspomniane nie będzie się czuło porzucone i niechciane

    Na jakiej podstawie twierdzisz, że wystarczy powiedzieć, że biologiczna matka
    interesowała się jego losami, żeby nie czuło się odrzucone? Takie to proste
    uważasz? Pstrykasz palcami, mówisz "ciocia to Twoja mamusia, która Cię kochała,
    a Twoja mamusia to tylko wychowawczyni, której prawdziwa mamusia oddała Cię na
    wychowanie" i dziecko przestaje czuć się odrzucone?

    Poza tym dziecko to nie przedmiot, który można oddać na przechowanie i po
    osiągnięciu przez niego pełnoletności odebrać jak przesyłkę.

    > Dziecko adoptowane nie jest i nigdy nie będzie „naszym dzieckiem” w
    > dosłownym
    > tego słowa znaczeniu.

    Urodzone i spłodzone przez nas dziecko również nie jest naszym dzieckiem w
    dosłownym tego słowa znaczeniu.

    > Z chwilą uzyskania prawomocnego wyroku sądu rodzinnego wychowując dziecko
    > wypełniają obowiązki rodzicielskie (wychowawcze w tym przypadku).
    > Adopcja jest chęcią udowodnienia rodzinie, sąsiadom,
    > współpracownikom, ze my, jako rodzina (adopcyjna czyli quasi rodzina, zawsze
    > jednak lepsza od DD) jesteśmy nią faktycznie. Na początku są zdesperowani
    > małżonkowie z diagnozą: niepłodność. Potem jest chorobliwa chęć posiadania
    (już
    >
    > nie naszego) ale j a k i e g o k o l w i e k dziecka, aby tylko było dziecko!

    Na pewno są przypadki nieudanych adopcji, gdzie wina leży po stronie
    adoptujących, ale w ogromnej części ci ludzie wypełniają obowiązki
    rodzicielskie za osoby, które tego nie chciały lub nie mogły robić. Radziłabym
    pamiętać, że ktoś za Ciebie je wypełnia i jeśli faktycznie kochasz dziecko,
    które urodziłaś, nie lekceważ tego.

    Zakładanie z góry, że rodzice adopcyjni stali się nimi z powodu presji sąsiadów
    jest równie sensowne jak zakładanie, że jedyną motywacją w przypadku wszystkich
    decydujących się na dziecko -obojętnie czy adoptowane, czy spłodzone przez daną
    parę- jest chęć udowodnienia czegoś otoczeniu.

    Twoje podkreślanie, że dziecko jest j a k i e k o l w i e k, a nie biologicznie
    własne wyraźnie sugeruje, że nie potrafisz sobie wyobrazić, że można kochać
    dziecko mimo braku pokrewieństwa. To, że Ty nie jesteś sobie w stanie tego
    wyobrazić, nie oznacza jednak, że takich ludzi nie ma.

    > Przysposabiający nie liczą się z uczuciami matki dziecka. Żądają liczenia się
    > ze swoimi uczuciami. Czy nie jest to egoistyczne?

    Egoistyczna jest raczej chęć odebrania dziecka po latach jak przesyłki po
    latach kochania i wychowywania przez adopcyjnych rodziców, które Twoim zdaniem
    są oczywiście dla dziecka nieistotne. Murzyn zrobił swoje, murzyn zajmuje się i
    kocha dziecko od blisko 20 lat, ale murzyn powinien odejść, bo biologiczna
    mamusia chce mieć dorosłe dziecko z powrotem?

    Moich rodziców nie kocham dlatego, że mnie spłodzili, do tego wystarczy
    zdrowie, a nie miłość, świadomość, odpowiedzialność czy jakiekolwiek
    umiejętności, które byłyby ich zasługą. Nie kocham ich również za to, że nie
    pomyśleli o aborcji, nie ma w tym nic nadzwyczajnego.

    Kocham ich za wspomnienia jak przyrzekali pierwszego dnia w przedszkolu, że na
    pewno po mnie wrócą, za wspomnienie, że gdy zaatakował mnie pies natychmiast
    znalazłam się w bezpiecznych ramionach mamy, za zbieranie ze mną kasztanów,
    wypady do zoo, wspólne obiady, za układanie klocków, za czytanie przed
    zaśnięciem, za tłumaczenie zadań z matematyki, za mówienie co jest dobre, co
    złe, za prowadzenie mnie na zajęcia pozalekcyjne zgodne z moimi
    zainteresowaniami, za czułość, za pewność, że mnie kochali i kochają, że mogę
    na nich zawsze liczyć, za to że wiedzą o mnie niemal wszystko i za tysiące
    innych rzeczy.
    Twoim zdaniem to były tylko obowiązki wychowawcze, które nic nie znaczą?




    Temat: Kto ważniejszy? Mąż czy dziecko ?
    Hej le_lutki. To jest tak: miłość jest z pozoru prostym uczuciem ale w głębi
    jednak baaardzo skomplikowanym i trudnym do opisania. Może niejasno się
    wyraziłam, poza tym może ja to tak odczuwam, ktoś inny zupełnie inaczej. Nie
    kazdy tak samo wszystko odczuwa. Wiadomo.
    Jedno dla mnie jest pewne że nie mogę powiedzieć kto jest dla mnie ważniejszy
    bo nie ma dla mnie takiego pojęcia. A jeżeli już by istniało to chyba jednak
    dziecko i wcale nie dlatego że coś jest nie tak w moim małżeństwie. Wszystko
    jest jak najbardziej tak.
    Jeżeli chodzi o tę miłość do dziecka chodziło mi o to że w kocha się je w
    różnych etapach rózne ale to nie znaczy że mocniej albo mniej. Rozmawiałam na
    ten temat z moją mamą bo intryguje mnie ta sprawa MIŁOŚCI. Ja Julię kocham za
    wszystko ale wśród tych wielu skłądowych miłości jest także miłość OPIEKUŃCZA
    która na każdym etapi różnie się rozwija. Teraz jest w pełni opiekuńcza bo
    Malutka jest malutka, bezbronna i całkowicie zależna od nas i naszych dezyzji.
    Jesteśmy całkowicie za nią odpowiedzialni. Teraz uczymy ją wszystkiego od
    chodzenia, mówienia. Później jak będzie dorosła ta miłość będzie inna, będziemy
    opiekuńczy ale w inny sposób. Na tyle żeby pomóc jej stworzyć własny dom,
    wypuścić w świat. O to mi chodziło. Nie kocham jej za to że jest ode mnie
    zależna. Nawet nie spodziewałam się że ktoś mógł zrozumieć w ten sposób to
    zdanie. Wyrwałaś je z kontekstu a nie przeczytałaś jako całość postu. Inaczej
    kocha sie maleńkie dziecko, niemowlaczka, inaczej 30 letnie. Tylko o to mi
    chodziło.
    Jeżeli chodzi o męża. Dziecko kocham bezwarunkowo. Choćby nie wiem co mnie w
    życiu spotkało zawsze będę je kochała. Będę uczyła, wymagała ale bardzo
    kochała. Choćby przez łzy ale jednak, do końca świata. Męża nie. Jeżeli by mnie
    skrzywdził, zdradził, nie szanował mnie - przestałabym go kochać. Tak, kocham
    go za coś, spotkałam w zyciu obcego ukształtowanego człowieka, poznałam go, on
    mnie, spodobaliśmy się sobie i dlatego się w sobie zkochaliśmy. Potrafię
    powiedzieć za co go kocham i za co pokochałam i za co będę kochać. Dziecko ja
    urodziłam i zanim je zobaczyłam i poczułam już je kochałam. Jest to miłość
    bezwarunkowa, do męża jak najbardziej warunkowa A kochać warunkowo to nie to
    samo co stawiać warunki, w każdym razie nie dosłownie to samo. I uważam za
    całkowicie normalne że jak się poznaje obcego człowieka to zakochuje się w nim
    z jakiegoś powodu właśnie ZA COŚ. Jakby tak nie było to kochałabyś każdego
    spotkanego na ulicy. Ja rozumiem...chemia też ma tu swoje znaczenie, u nas też
    miała ale jakby to był jedyny powód naszego małżeństwa to ja bym się o nie
    poważnie zaczęła martwić. I jeżeli nie wiedziałabym dlaczego i za co kocham
    mojego męża i jeżeli już niczego bym od niego nie wymagała i nie chciała to też
    bym zaczęła sie martwić o nasz związek, mój mąż pewnie też...




    Temat: Nienawidze jego dziecka
    Gość portalu: KaBaTka napisał(a):

    > Jeśli zdecydujesz się na małżeństwo i nie ukrócisz, tak nie ukrócisz,
    > kontaktów z dzieckiem męża, nie postawisz twardych warunków, nie będziesz
    > wymagała szacunku wobec siebie to ZMARNUJESZ SOBIE ŻYCIE.

    egoistka, egoistka, egoisssstka... wstrętna, babolowa egoissstka, matrona,
    egoisssstka!

    > Albo posłuchasz moich rad, albo za kilka lat będziesz zgorzkniałą
    > osobą.Albo......zmienisz faceta.

    TAK! Albo bachaor albo ty!

    > Wiele lat temu wyszłam za mąż za człowieka rozwiedzionego. Rozwód był z
    powodu
    > klasycznego niedoboru dwojga młodych ludzi. Męża poznałam jakiś rok po
    > rozwodzie. Zakochany w synu, oddający mu wszystko co ma. Kilulatek ( dziś już
    > dorosły człowiek) zachowywał się wobec mnie haniebnie.

    Jak kilkulatek może się zachowywać haniebnie???? Co to w ogóle za słowo?
    Następna święta krowa g.wno więdząca o dzieciach!

    >Milczałam

    i co? Myślisz, że to jest właśnie to, co miałaś robić? Hahahaha! Milczałaś, bo
    ci się nic innego nie chciało!!

    , ale gdy w
    > wieku 8 lat, gdy byłam w ciąży KOPNĄŁ mnie w brzuch zbuntowałam się.

    Nie wiedziałaś, żę rodzeństwo zawsze się bije? Pewnie nie mógł się doczekać.

    Mąż
    > usłyszał, że może spotykac się z synem poza domem, ale ja nie pozwolę ani
    sobie

    > zagrażać, ani się obrażać, ani denerować. Wyszłam z mieszkania , mąż
    wiedział,
    > że jadę do rodziców i miał do mnie zatelefonować gdy jego syna nie będzie w
    > domu.

    No i tak jak zwykle dzieciak sobie strzelał focha, tak teraz ty pokazałaś, że
    też potrafisz, zabrałaś swoje zabawki i poszłaś do mamusi! Dziecko! Sama jesteś
    dziecko! I z drugim dzieckiem rywalizujesz o uczucia ojca...

    > Byłam konsekwentna. Mąż płacił alimenty, zabierał go na 2 tygodnie wakacji(
    > extra płatne), spędzali razem 3-4 dni w miesiącu, ale poza domem. Z czasem
    > chłopiec zaczął bywać w naszym domu i zachowywać się normalnie.

    Bękart ma szczęście, że w ogóle pozwalałaś jego rodzonemu ojcu się z nim
    widywać nie? Powinien cię za to po stopach całować, bo przecież zobaczenie
    własnego ojca 4 razy w miesiącu to wystarczający czas... Chciałabyś, żeby twoje
    dziecko widywało ojca 4 dni w miesiącu? Ciekawam...

    Raz nawet
    > pojechaliśmy razem na wakacje, ale poniewaz tam pokazał co potrafi ( 16 latek
    > upił się) oświadczyłam, że jest to po raz ostatni.

    PO raz kolejny - nic nie wiesz o, teraz to już nawet nie o dzieciach, ale o
    młodzieży!

    I słowa dotrzymałam.
    > Dziś, mąż już nie ma wobec niego obowiązków alimentacyjnych- więc prawie się
    > nie widuja ( syn nie potrzebuje ojca)

    Tak? A skąd ty to wiesz, że on go nie potrzebuję?

    . Studiów nie skończył, bo uczyc się nie
    > chciał. Jest złośliwy, podejrzewam, że ma problemy z alkoholem i narkotykami,
    > ale ja nie dałam sobie zmarnować życia.

    Tak! Bo ty postanowiłaś pomóc zmarnować życie młodego chłopaka będąc egoistką i
    widząc tylko swój koniuszek nosa.

    KaBaTka jest typowym przykładem głupoty i egocentryzmu. Poznałaś faceta, ale
    niestety był z dzieckiem. Z dzieckiem kilkuletnim, które w swej główce ma
    zakodowane, że rodzina składa się z niego, mamy i taty. Już sam fakt rozpadu
    rodziny jest dla niego niezrozumiały, a co dopiero pojawienie się nowej "mamy"
    czy "taty". DZiecko w weku kilku lat przechodzi etap rozwoju, w którym
    potrzebuje autorytetu rodzica, do identyfikacji z nim. Dziecko nie zna zbyt
    wielu wyszukanych sposobów absorbowania uwag dorosłychna sobie. Najbardziej
    efektywnym (i efektownym) jest zwaracanie na siebie i/lub na swoje problemy
    poprzez bycie najbardziej upierdliwym dzieckiem na świecie. Dzieci myślą, że
    jeśli pokażą, że mają problem to rodzic pomoże w jego rozwiązaniu.
    Klasyczna sytuacja nienawiści dziecka do macochy wynika z obawy, że skoro np.
    tata przestał kochać mamę i znalazł sobie nową "mamę" to również przestanie
    kochać dziecko i znajdzie (zrobi) sobie "nowe". Jest to obrona przed utraceniem
    miłości i sensu życia (kilkulatek nie posiada innego jak rodzina), najlepsza na
    jaką stać dziecko. A jeśli to nie skutkuje, to niestety jedynym objawem nie są
    pogarszające się kontakty z rodzicem. Przede wszystkim rzutuje to na psychikę
    dziecka.
    KaBaTka udowodniła, że dzieje się to, co opisałam wcześniej, a najgorsze jest
    to, że ona jest z tego dumna -
    TROCHĘ EGOIZMU JESZCZE NIKOMU NIE
    > ZASZKODZIŁO.
    Jesteś głupia. Tyle.
    Mia




    Temat: dałam mu klapsa :-(((((((((((((
    roman.gawron napisał:

    > alicjagrabowska napisała:
    >
    > > wychowuje się wtedy dziecko zewnątrzsterowne,szefa to z niego nie będzie.
    >
    > "Należy rozróżnić dyscyplinę narzuconą dziecku z zewnątrz od samodyscypliny.
    > Celem, który pragną osiągnąć rodzice, jest oczywiście ta druga, ponieważ nie
    > chodzi nam o to, by dzieci były grzeczne wyłącznie wtedy, kiedy je pilnujemy.
    > Nie wpoimy dziecku samodyscypliny, jeśli stale będziemy je kontrolowali.
    > Komenderując, rzucając rozkazy, karząc lub grożąc karą, nie wpływamy na
    dzieci,
    >
    > lecz zmuszamy je do określonego zachowania.
    > Nie oznacza to, że rodzice powinni pozostawić dzieci samym sobie i tylko z
    boku
    >
    > przyglądać się temu, co robią. Kiedy dziecko jest małe, rodzice muszą wziąć
    na
    > siebie obowiązek nadzoru, jako że ono samo nie posiada jeszcze dostatecznej
    > samodyscypliny. Dzieciom potrzebne jest wasze przewodnictwo jako osób
    znacznie
    > mądrzejszych, nawet jeśli w danym momencie jest to niezgodne z ich
    pragnieniami
    > .
    >
    > Musicie kontrolować postępowanie swoich dzieci, dopóki nie przekonacie się,
    że
    > same w każdej sytuacji potrafią zachować się właściwie, a skuteczna kontrola
    > polega na ostrożnym balansowaniu między surowością a nadmierną pobłażliwością.
    > Nic się nie stanie, jeśli czasem okażemy odrobinę despotyzmu, zwłaszcza w
    > przypadku jakiejś szczególnie ważnej kwestii lub jeśli dziecko okaże celowe
    > nieposłuszeństwo. Prawdę mówiąc, jeżeli zwykle ograniczasz się do spokojnego
    > przekonywania, to okazanie od czasu do czasu większej stanowczości może
    wpłynąć
    >
    > na dziecko pozytywnie.
    > Doświadczenie uczy, że zbyt despotyczne postępowanie może jednak przynieść
    > efekty odwrotne od zamierzonych.
    >
    > Jeżeli rodzice zwykle wspierają dziecko i otaczają je miłością, wyznaczają
    > wysokie normy moralne i wyjaśniają mu, dlaczego proszą je o wykonanie danej
    > czynności, to umiarkowane wykorzystanie przez nich swojej władzy pomaga
    > dzieciom wyrosnąć na osoby postępujące we właściwy sposób.
    > Częste użycie siły, szczególnie przez wrogo nastawionych i oziębłych
    uczuciowo
    > rodziców, nie przynosi dobrych efektów.
    >
    > W dzisiejszych czasach wielu dorosłych boi się egzekwować swoją władzę. Co
    > innego zachęcać dzieci, nakłaniać pochlebstwami, a nawet przekupywać, żeby
    nas
    > posłuchały, a zupełnie co innego powiedzieć: Słuchaj, masz to zrobić i nic
    mnie
    >
    > nie obchodzi, czy mnie lubisz lub szanujesz. Mam zamiar na tyle zatruć ci
    > życie, żebyś to zrobił! Potrzeba sporo odwagi i pewności siebie, żeby przyjąć
    > taką linię postępowania, a w dzisiejszym liberalnym i pluralistycznym
    > społeczeństwie niewiele już pozostało osób, które na to stać, szczególnie w
    > szkołach. Nie ulega wątpliwości, że jest to nieprzyjemne zadanie, lecz każdy
    > rodzic, który chce powstrzymać syna przed dręczeniem młodszej siostry, oraz
    > każdy nauczyciel, który chce mieć pewność, że słabsze dzieci nie staną się w
    > szkole celem ataków silniejszych uczniów, wie doskonale, iż czasem takie
    > podejście jest konieczne. Jednak wielu nie potrafi się na nie zdobyć.
    > Wywoływanie strachu przed karą i stosowanie tego zabiegu jako motywacji do
    > właściwego postępowania uważają oni za niedopuszczalne moralnie, a w ich
    > przypadku właściwie niemożliwe ze względu na ich konstrukcję psychiczną. Ta
    > obawa przed wystąpieniem z pozycji siły może mieć zgubne skutki, jeśli zbyt
    > mocno wpłynie na wzajemne stosunki między dziećmi a dorosłymi, którzy mają
    nimi
    >
    > kierować." (Brenda Houghton "Dobre dziecko. Jak sprawić, by nasze dzieci
    > odróżniały dobro od zła” Poznań 1999)
    >
    > > obraż się na dziecko
    >
    > W takim postępowaniu widzę większe zagrożenie dla psychiki dziecka niż w
    > przypadku sporadycznego zasłuzonego rodzicielskiego klapsa. Wyczuwam w tym
    > czasowe odebranie miłości, dziecko przynajmniej najprawdopodobniej tak to
    > odczuje. Jego delikatna psychika nie jest jeszcze przygotowana na poradzenie
    > sobie z taką sytuacją - kiedy rodzice nagle "przestają kochać", dziecko
    będzie
    > zagubione, głęboko nieszczęśliwe i - co najważniejsze - nie będzie miało
    > poczucia, że od niego samego, od jego postępowania, nie od czynników
    > zewnętrznych, nie od humoru i decyzji mamusi zależy, kiedy i czy zacznie ona
    > znów je kochać.

    Mam dokładnie takie samo zdanie. Mam nadzieję, że szanowne e-koleżanki
    przestaną się tak roztkliwiać nad wychowawczym klapsem



    Temat: dałam mu klapsa :-(((((((((((((
    alicjagrabowska napisała:

    > wychowuje się wtedy dziecko zewnątrzsterowne,szefa to z niego nie będzie.

    "Należy rozróżnić dyscyplinę narzuconą dziecku z zewnątrz od samodyscypliny.
    Celem, który pragną osiągnąć rodzice, jest oczywiście ta druga, ponieważ nie
    chodzi nam o to, by dzieci były grzeczne wyłącznie wtedy, kiedy je pilnujemy.
    Nie wpoimy dziecku samodyscypliny, jeśli stale będziemy je kontrolowali.
    Komenderując, rzucając rozkazy, karząc lub grożąc karą, nie wpływamy na dzieci,
    lecz zmuszamy je do określonego zachowania.
    Nie oznacza to, że rodzice powinni pozostawić dzieci samym sobie i tylko z boku
    przyglądać się temu, co robią. Kiedy dziecko jest małe, rodzice muszą wziąć na
    siebie obowiązek nadzoru, jako że ono samo nie posiada jeszcze dostatecznej
    samodyscypliny. Dzieciom potrzebne jest wasze przewodnictwo jako osób znacznie
    mądrzejszych, nawet jeśli w danym momencie jest to niezgodne z ich pragnieniami.

    Musicie kontrolować postępowanie swoich dzieci, dopóki nie przekonacie się, że
    same w każdej sytuacji potrafią zachować się właściwie, a skuteczna kontrola
    polega na ostrożnym balansowaniu między surowością a nadmierną pobłażliwością.
    Nic się nie stanie, jeśli czasem okażemy odrobinę despotyzmu, zwłaszcza w
    przypadku jakiejś szczególnie ważnej kwestii lub jeśli dziecko okaże celowe
    nieposłuszeństwo. Prawdę mówiąc, jeżeli zwykle ograniczasz się do spokojnego
    przekonywania, to okazanie od czasu do czasu większej stanowczości może wpłynąć
    na dziecko pozytywnie.
    Doświadczenie uczy, że zbyt despotyczne postępowanie może jednak przynieść
    efekty odwrotne od zamierzonych.

    Jeżeli rodzice zwykle wspierają dziecko i otaczają je miłością, wyznaczają
    wysokie normy moralne i wyjaśniają mu, dlaczego proszą je o wykonanie danej
    czynności, to umiarkowane wykorzystanie przez nich swojej władzy pomaga
    dzieciom wyrosnąć na osoby postępujące we właściwy sposób.
    Częste użycie siły, szczególnie przez wrogo nastawionych i oziębłych uczuciowo
    rodziców, nie przynosi dobrych efektów.

    W dzisiejszych czasach wielu dorosłych boi się egzekwować swoją władzę. Co
    innego zachęcać dzieci, nakłaniać pochlebstwami, a nawet przekupywać, żeby nas
    posłuchały, a zupełnie co innego powiedzieć: Słuchaj, masz to zrobić i nic mnie
    nie obchodzi, czy mnie lubisz lub szanujesz. Mam zamiar na tyle zatruć ci
    życie, żebyś to zrobił! Potrzeba sporo odwagi i pewności siebie, żeby przyjąć
    taką linię postępowania, a w dzisiejszym liberalnym i pluralistycznym
    społeczeństwie niewiele już pozostało osób, które na to stać, szczególnie w
    szkołach. Nie ulega wątpliwości, że jest to nieprzyjemne zadanie, lecz każdy
    rodzic, który chce powstrzymać syna przed dręczeniem młodszej siostry, oraz
    każdy nauczyciel, który chce mieć pewność, że słabsze dzieci nie staną się w
    szkole celem ataków silniejszych uczniów, wie doskonale, iż czasem takie
    podejście jest konieczne. Jednak wielu nie potrafi się na nie zdobyć.
    Wywoływanie strachu przed karą i stosowanie tego zabiegu jako motywacji do
    właściwego postępowania uważają oni za niedopuszczalne moralnie, a w ich
    przypadku właściwie niemożliwe ze względu na ich konstrukcję psychiczną. Ta
    obawa przed wystąpieniem z pozycji siły może mieć zgubne skutki, jeśli zbyt
    mocno wpłynie na wzajemne stosunki między dziećmi a dorosłymi, którzy mają nimi
    kierować." (Brenda Houghton "Dobre dziecko. Jak sprawić, by nasze dzieci
    odróżniały dobro od zła” Poznań 1999)

    > obraż się na dziecko

    W takim postępowaniu widzę większe zagrożenie dla psychiki dziecka niż w
    przypadku sporadycznego zasłuzonego rodzicielskiego klapsa. Wyczuwam w tym
    czasowe odebranie miłości, dziecko przynajmniej najprawdopodobniej tak to
    odczuje. Jego delikatna psychika nie jest jeszcze przygotowana na poradzenie
    sobie z taką sytuacją - kiedy rodzice nagle "przestają kochać", dziecko będzie
    zagubione, głęboko nieszczęśliwe i - co najważniejsze - nie będzie miało
    poczucia, że od niego samego, od jego postępowania, nie od czynników
    zewnętrznych, nie od humoru i decyzji mamusi zależy, kiedy i czy zacznie ona
    znów je kochać.




    Temat: Pytanie głównie do żeńskiej części tego forum
    1. :)
    2. Sek w tym wobec czego maja odmienne zdanie. Wobec feminizmu? Czy wobec
    wyobrazen o feminizmie? Bo jakby popytac o konkrety to zapewniam Cie ze tak
    jednoznacznie by nie bylo. Pytania zreszta postawilem. :) Ale oczywiscie
    zgadzam sie ze kazdy ma wolny wybor. Mozenawet zostac kura domowa. I kogutem.
    Tez.
    3. Pytanie co staje sie z kurami domowymi np po 40-tce gdy maz znajduje sobie
    mlodsza? Jaka masz odpowiedz? Pytam bo to problem ze sfery feminizmu.
    4. Cywilna odwaga jest pewnym wyjsciem - nie wiem tylko jak moze pomoc jesli w
    szkole nie ma etyki? I w drugiej tez nie. Czy sadzisz ze odwaga stworzy
    nauczyciela i przedmiot w szkole? Podobnie jest z praca kobiet - sa w gorszej
    sytuacji bo rodza dzieci i przedsiebiorcy na starcie wola mezczyzn. Co jest
    ekonomicznie zrozumiale, spolecznie - nie. Po drugie wiekszosc sytuacji
    dyskryminacyjnych ma miejsce gdy kobiety sa w sytuacji przymusowej i nie stac
    je na walke czy wybrzydzanie. I na koniec pereleczka: zadasz od kobiet odwagi
    ale kazda feministka powie Ci ze w patriarchalnym spoleczenstwie odwaga - takze
    cywilna - to nie jest cecha w ktora wyposaza sie dziewczynke. Tak oto
    wrocilismy do zrodel. :)
    5. Istnieja pewne dajace sie opisac cechy plci ktore predystynuja do jednych
    zawodow a do innych nie. Zapewne nie jest to duza liczba i nie bede sie
    poslugiwal topornymi przykladami w stylu kobiety do kilofow. Ale nawet w
    spoleczenstwach po rewolucji feministycznej np kucharze to w wiekszosci
    mezczyzni. Wiesz dlaczego? :)
    6. A nie jest palacy? W XXI wieku moze juz nie ale przypomne Ci ze do polowy
    XIX kobieta z miesaczka nie mogla wejsc do kosciola bo byla nieczysta. Okazuje
    sie ze faceci do Boga tez maja blizej. Nie mowiac juzo tym jak przedstawiany
    jest Bog - mimo ze nie powinien byc. :) Ale to inny temat.
    7. Albo obrazasz kobiety sugerujac ze prace zdobywaja sobie "wdziekami" albo
    nie kumasz na czym polega praca sekretarki a wyobrazenia czerpiesz z tanich
    erotykow. Tertium non datur. To z kim lubisz obcowac nie ma tu nic do rzeczy bo
    mowimy o dyskryminacji ze wzgledu na plec a nie o amorach.
    8. Nie przypisalem do kuchni.
    9. No mozna to wysmiac albo policzyc wszystkie wieki kiedy kobiety nie mialy
    dostepu do stanowisk - z pewnymi wyjatkami ale nielicznymi. Argumentacja jest
    taka ze aby to wyrownac to trzeba te 30% zagwarantowac. Nie jestem przekonany.
    Administracyjne wyrownywanie czesto przeradza sie w karykature.
    10. Nie kumasz kompletnie albo nic o praktykach tych sadow nie wiesz. Matki
    czesto dostaja dzieci nawet jesli nie wykazaly sie instynktem, odeszly od
    rodziny pily itp. Tylko dlatego ze sa kobietami a jak WIADOMO to kobieta jest
    wrecz stworzona by kochac dziecko, facet by je utrzymywac. Tak? :) Poczytaj
    sobie - nawet nie na pozytek tej dyskusji.
    PS: Nie bede nazywal Twoich wywodow slodkim pierdzeniem. Przepraszam. Mozesz
    pisac ze moje brednie sa pierdzeniem.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dsj4cup.htw.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukano 190 rezultatów • 1, 2, 3 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl.