Strona Główna jaja przepiórki Jagódka Marek Jacek Soplica bohater patriota jak leczyć żołądek Jacek Durski Jachranka pokoje Jak fotografować błyskawice Jaguar Akcesoria jak kocha mężczyzna Jak namalowac złoto |
Widzisz wypowiedzi wyszukane dla zapytania: Jak kochać dzieckoTemat: sierpień 2003 Zuzia skończyła 4 miesiące 10 grudnia i wczoraj byłyśmy na szczepieniu. Waży 6750 i oczywiście znowu jej nie zmierzono ale to chyba przez to, że dzieci z problemami bioderkowymi się nie mierzy jak nie jest jeszcze wszystko w porządku. Zuzia do dzisiaj wieczorem miała gorączkę i była straaaasznie marudna (zwalam to na szczepienie). Ogólnie jest bardzo wesoła, rozdaje uśmiechy na prawo i lewo, nawet w nocy jak się przebudzi to ma uśmiech na twarzy. Jest bardzo grzecznym dzieciaczkiem. Lubi leżeć w leżaczku i obserwować co mama robi albo leży na macie i bawi się zabawkami. Bardzo lubi leżeć na brzuszku. Wydaje wtedy z siebie niesamowite odgłosy. Ostanio odkryła, że można piszczeć i krzyczeć i robi to namiętnie. Przewroty z plecków na brzuszek ma opanowane do perfekcji. Jeśli chodzi o gadanie to Zuzia również jak Marek kasi__mm nie wydaje z siebie typowych odgłosów bobaskowatych tylko takie śpiewające. Zabawki łapie ładnie w każdą rączkę. Smoczek dalej jest jej wrogiem. Noce dalej przesypia w towarzystwie cycusia (dosłownie). I ostatnio próbuje "raczkować" Jak leży na brzuszku to prostuje łapki podkurcza kolanka pod brzuszek, pupa w górę i przesuwa się skokami. Fajnie to wygląda. Z każdym dniem kocham ją jeszcze bardziej, choć nie wiem jak można jeszcze bardziej kochać dziecko. Kiedyś gdzieś przeczytałam takie słowa :"dzisiaj kocham cię więcej niż wczoraj ale mniej jak jutro" - tak właśnie kocham moją małą istotkę. Tyle o mojej kruszynce. A Wam wszystkie e-mamy życzę na Święta spokoju, miłości, radości, czułości, pyszności i wszystkiego naj, naj, naj..... a Waszym dzieciaczkom dużo uśmiechów, pysznego mleczka, przecudnych snów i słoneczka , które będzie im świecić nawet w pochmurne zimowe dni. gorące buziaczki. Temat: Problemy z dzieciem, natłok informacji i... Byliśmy u psychiatry, znanej, zajmującej wysokie stanowisko w CZD, u psychologa w CDZ, u psychologa z Poradni Psych.-Pedag. w dzielnicy, logopedy też znanej, która kiedyś pracowała w CZD, a teraz chyba jest już na emeryturze...Przed nami wizyta u neurologa również cenionego, z IMiD i drugiej neurolog, która wykona badanie EEG też z IMiD. To wszystko dręczy mnie nadal dlatego, że naczytałam się, jak powinna wyglądać diagnoza w standardach zachodnich, które u nas też się wykonuje, oczywiście prywatnie za niezłe pieniądze. To akurat nie problem bo i tak większość specjalistów odwiedzamy prywatnie, bo czekanie kilku miesięcy na wizytę w ośrodku publicznym odpada. No i teraz, pomimo raczej pozytywnych opinii po wizytach ok. godzinnych u 4 już specjalistów, czuję niedosyt bo wiem już, że to powinno wyglądać trochę inaczej. Bo nie można tego wykluczyć czy potwierdzić na jednym spotkaniu. To nie jest choroba fizyczna, którą stwierdza się na podstawie badań organizmu. "To" stwierdza się na podstawie obserwacji przez kilku specjalistów przez dłuższy czas. To mnie dręczy bo widzę u dziecka objawy, choć one nie decydują o chorobie. W dużym stopniu to przyczyna zaburzeń integracji sensorycznej, opóźnienia mowy, nad czym już pracujemy od prawie dwóch miesięcy. A w ogóle te podejrzenia wyszły od Pani terapeutki oraz Pani wychowawczyni z przedszkola. Ona nie powiedziała jasno, że akurat to podejrzewa, tylko że są pewne symptomy i że on jest dla niej zagadką. Sama miała już doświadczenie z dziećmi chorymi na tą chorobę, więc to raczej nie było takie tam chlapnięcie. Każdy prawie potwierdził, że zachowanie syna wynika z jego wcześniactwa, że rozwija się we własnym tempie itp. no i że w dużym stopniu to też nasze błędy wychowawcze. Pani psycholog określiła jest charakter jako bardzo silny i dominujący, dlatego pewnie ciężko było go wychowywać i być konsekwentnym. Przyznaję się bez bicia, że za późno zaczęłam wymagać od dziecka i uczyć go samodzielności. Ciągle widziałam w nim "dzidzię". Gdyby jednak całe nasze problemy opierały tylko na tych zaburzeniach i błędach wychowawczych, co jest do naprawienia, to byłabym najszczęśliwsza na świecie. Poczekam jeszcze co powie na to wszystko neurolog. No i jeszcze pod koniec miesiąca mamy kolejną wizytę w CZD u psychologa. Jeśli to mnie nie uspokoi, to chyba zapiszę go na diagnozę do tego ośrodka bo inaczej sfiksuję. Właściwie to już sfiksowałam i to bardzo. Tylko czy można kochać dziecko za bardzo? Chyba nie...? Temat: Coś bardzo szczerego... doskonale Cie rozumiem i wiem, ze nie chodzi tu o hustawke nastrojow... ja jestem juz w 36tyg. i nadal mam mieszane uczucia, bo przeciez chcielismy dziecka i staralismy sie o nie, ale moja reakcja na wynik testu... coz. nie rozczulam sie nad swoim wielkim brzuszyskiem, nie rozplywam sie nad kopniaczkami, nie cwierkam w sklepie z ciuszkami dla dzieci itd. bardziej mnie to wszystko wkurza i podchodze do tego jak do obowiazku. moj partner zupelnie na odwrot, juz nie moze sie doczekac kiedy maly bedzie na zewnatrz . nigdy nie lubilam dzieci, podobnie jak u Ciebie w rodzinie ich nie ma i chyba nawet ja jestem najmlodsza . papierosy czyli "bunt". ja tez nie imprezowalam juz, nigdy nie palilam, odzywialam sie normalnie, mialam dobra prace, dopiero co kupione wymarzone mieszkanko i ostatni rok studiow... buntowalam sie w zupelnie inny sposob. karalam swojego partnera tym co mi zrobil... tak, ja tak to czulam!!! do tej pory nie zalala mnie fala macierzynskiej milosci, wciaz mam mysli ze to koniec normalnego zycia, wolnosci, leniuchowania w weekendy, zwyklego "nie chce mi sie" i wydawania kasy np. na siebie. staram sie podchodzic do tego jak do zadania, ktore jak kazde musze wykonac na piatke. w koncu jestem dorosla i odpowiedzialna osoba i chyba stac mnie na to zeby mimo wszystko wychowac szczesliwego czlowieka. przyzwyczaic sie do nowej sytuacji. takich chwil zwatpienia, bezradnosci, buntu pewnie bedzie jeszcze wiele i nikt nie zapewni Ci, ze hormony zrobia swoje (u mnie jeszcze nie zrobily), moze bedzie trzeba uczyc sie kochac dziecko przez wiele miesiecy po jego narodzinach. staraj sie zyc normalnie (oczywiscie chodzi o normalnie - rozsadnie ). nie przewracaj calego swiata do gory nogami. porozmawiaj z mezem, choc nie bedzie to pewnie latwe, ale moze pomoc. bedzie dobrze, bo musi byc sciskam, KaGS. Temat: Tutaj lekarz nie jest bogiem widzicie, ile w tym artykule jest prawdy o nas samych, o Polakach, o tym: jak podchodzimy do krzywdy ludzkiej(jak i my i nasze instytucje podchodzą do pomocy); jak pieknie ubarwiamy rzeczywistość by nam sprzyjała(zakłamanie tego lekarza zmieniającego zeznania), jak zawsze pokazujemy naszą wszechwiedzę, nie umiemy przyznać się do popełnionego błędu. Prof. Łętowska słusznie sądzi, że nie będziemy pionierami w dziedzinie przyznawania rent dziecku, nam jeszcze niezmiernie daleko do tego rodzaju rozwiązań prawnych! Szalenie dobrze udaje nam się oceniać "zło" w innych ludziach, swojego już nie zauważamy.. a gdyby ten lekarz ze swoją(zakładam, że drzewiej wysokiego poziomu, chociaż z tego artykułu wynika, że czymś zatruł w drodze swojej kariery tęże) wiedzą, podszedł do problemu Barbary z otwartą i czującą głową.. to nie było tej sytuacji. Codziennie zdarza nam się źle robić, ba! Lecz ostatnio dążenie do przyznawania sobie prawa do błędu zakrawa na jakąś parodię, brak nam własnego poczucia odpowiedzialności, a coż dopiero mówić o społeczeństwie. Nie widzę lekarstwa na tak ogólne schorzenie, i to nie tylko medycznej sitwy; w każdej społecznosci są anomalie.. lecz to już nie są odosobnione przypadki, to cała plaga. Po każdym takim artykule obiecuję sobie, że zacznę zaraz.. od siebie. Że będę baczniej zwracać uwagę na ludzi wokół mnie, i że w każdej prowadzonej przeze mnie sprawie wykorzystam swoją wiedzę na maxa, i wykorzystam "człowieka" we mnie. Może gdybyśmy zaczęli od siebie, to coś by sie udało zmienić. Jeszcze słowo do kometującego młodego lekarza, to człowiek odnajduje, o ile zechce, w sobie tę czułość i miłość dla dzieci.. Ciężką próbą dla tych uczuć są narodziny chorego dziecka, dla niektórych barierą nie do przebrnięcia:((((.. Tak wychowani zaczynamy się wstydzić, i to jest smutna prawda. Zamiast kochać dziecko, my się wstydzimy jego niepełnosprawności.. Temat: Lista Morderstw Popelnionych przez Zydow Instytut Judaizmu w Kijowie Instytut Judaizmu w Kijowie Róża Król [KIJÓW] Instytut Judaizmu w Kijowie stworzono z myślą o koordynacji różnorodnych działań związanych z historią i kulturą Żydów na Ukrainie. Instytut kierowany przez Leonida Finberga organizuje i przygotowuje konferencje (ostatnia 25-27 czerwca 2000 r.), seminaria, lektoraty, wystawy. Prowadzi działalność badawczą i naukową, jak również wydawniczą publikując albumy, kalendarze, informatory i książki związane z tematyką żydowską. Zwiedzając Kijów korzystałam z informatora "Żydowskie adresy Kijowa", który zawiera mapę, zdjęcia domów wraz z krótkimi informacjami dotyczącymi historii ich powstania, przeznaczenia oraz stanu obecnego. Zawiera też zdjęcia zasłużonych Żydów Kijowa, między innymi Sz. Alejchema, G. Metra, P. Marki-sza, S. Michoelsa, O. Mandelsztama, Ł. Brodzkiego. Zaskoczona byłam informacją o Januszu Korczaku, który w latach 1915-1917 pracował tu jako nauczyciel i tu właśnie napisał książkę pt. "Jak kochać dziecko". Instytut organizuje wystawy obrazów malarzy żydowskich i wydaje ich albumy. Szeroki zakres prac dotyczy gromadzenia i opracowania archiwaliów związanych z ludnością żydowską na Ukrainie. Oprócz dokumentów Instytut posiada obecnie zarejestrowane na kasetach wideo 152 zapisy wspomnień Żydów starszego pokolenia. 92 z tych kaset zostało już opracowanych w formie pisemnej relacji. Instytut realizuje duży i ciekawy program gromadzenia i archiwizowania starych żydowskich fotografii. Kolekcja obejmuje ponad 450 pozycji. Jeden album został wydany, następne są przygotowywane do druku. Oprócz działalności dokumentacyjno-historycznej Instytut zajmuje się sprawami bieżącymi, takimi jak: monitorowanie wszelkich przejawów antysemityzmu, badania socjologiczne i demograficzne, prowadzenie biblioteki czasopism żydowskich wydawanych na Ukrainie, opracowywanie bazy danych dla różnych organizacji żydowskich na Ukrainie. Instytut przygotowuje również encyklopedię pt. "Społeczność żydowska Ukrainy". Mam nadzieję, że ten bardzo skrótowy przegląd pokazuje wielką rolę, jaką Instytut odgrywa w życiu żydowskiej wspólnoty na Ukrainie. Temat: NO I URODZIŁEM - żona troche pomogła ;) Jak zwykle odpowiem wszystkim. SYN!!!! I ciesze się niezmiernie, oczywiscie nie mam nic do córek ale... on naszczescie nie bedzie sie tak meczył - nie bedzie musiał rodzić. Choć z drugiej strony troche zazdroscliłem żonie całej ciąży tego że ona go czuje zawsze w sobie, pierwsze ruchy kopniecia. Co do sciskania w biodrach też nie wiem czy dobże to robiłem ale jakos tam pomagało, dzisaj z moją żoną lezy dziewczyna której mąż też był przy porodzie i ponoć nic nie robił a obecnosć była dla niej bardzo ważna, i to też się chyba liczy, każda kobieta jest inna jedna w bólach woli by jej nie dotykać inna woli się przytulić i być przytulona. Dzisaj rozmaiwałem z jakims panem i on mi mówił że on by w zyciu nie poszedł i już miałem mu powiedzieć: "Jak byłes przy zapłodnieniu to może przy porodzie by też wypadało - no chyba że przy zapłodnieniu cię nie było" - może to też metoda, choć nie koniecznie trzeba rodzić z mężem, można z siostrą, mamą, koleżanką - ale z mężem to chyba najfajniej. A i nie słodźcie mi tak bo swoje wady też mam- często nie potrzebnie sie unoszę, ale potem przepraszam . A dla tych których zainteresowała nasza historia zapraszam na strone www.seweryn.mikolajczyk.prv.pl - odczówam straszną potrzebe pochwalenia się nim całemu swiatu - nawet znajomi z chin oglądali - bardzo miłe życzenia wysłali No i mam problem jak tu go nie rozpiescic jesli bym mógł cały czas bym go na rękach nosił. A rodzilismy w Limanowej- dwie sale do rodzenia rodzinnego - nie wiem czy jest jakis regulamin ale tłoku nie było do porodów rodzinnych niestety. Ale szpital naprawde rewelacja poród jak i po porodzie teraz z dziecmi,personel - SUPER. Powodzenia tym któży jeszcze przed i w wychowywaniu tym któży już po- wydaje mi się że trzeba bardzo kochać dziecko by go jakos wychować na ludzi- bo pomimo że chciało by się przytulić czasem trzeba być twardym Temat: Jestem matką! > Nie należy w żadnym razie dziecka przysposobionego nazywac „swoim > dzieckiem”. Nie można nie móc mieć dzieci (być niepłodnym) i je mieć > jednocześnie. Z bycia niepłodnym wynika wyłącznie to, że nie można spłodzić dziecka. Spłodzić a być rodzicem to są dwie różne sprawy. Ja bym powiedziała, że raczej nie można oddać dziecka i być nadal matką jednocześnie. > Adopcja jest dla przysposabiających, nie dla przysposobionego. To > przysposabiający cierpią z powodu braku dziecka, nie odwrotnie. Rozumiem, że chcesz powiedzieć, że dziecko oddane przez biologicznych rodziców nie cierpi? I fakt czy znajdzie rodzinę jest mu w wysokim stopniu obojętny? > po osiągnięciu pełnoletniości i powiadomieniu, ze „ciocia” jest > matką > dziecka, wspomniane nie będzie się czuło porzucone i niechciane Na jakiej podstawie twierdzisz, że wystarczy powiedzieć, że biologiczna matka interesowała się jego losami, żeby nie czuło się odrzucone? Takie to proste uważasz? Pstrykasz palcami, mówisz "ciocia to Twoja mamusia, która Cię kochała, a Twoja mamusia to tylko wychowawczyni, której prawdziwa mamusia oddała Cię na wychowanie" i dziecko przestaje czuć się odrzucone? Poza tym dziecko to nie przedmiot, który można oddać na przechowanie i po osiągnięciu przez niego pełnoletności odebrać jak przesyłkę. > Dziecko adoptowane nie jest i nigdy nie będzie „naszym dzieckiem” w > dosłownym > tego słowa znaczeniu. Urodzone i spłodzone przez nas dziecko również nie jest naszym dzieckiem w dosłownym tego słowa znaczeniu. > Z chwilą uzyskania prawomocnego wyroku sądu rodzinnego wychowując dziecko > wypełniają obowiązki rodzicielskie (wychowawcze w tym przypadku). > Adopcja jest chęcią udowodnienia rodzinie, sąsiadom, > współpracownikom, ze my, jako rodzina (adopcyjna czyli quasi rodzina, zawsze > jednak lepsza od DD) jesteśmy nią faktycznie. Na początku są zdesperowani > małżonkowie z diagnozą: niepłodność. Potem jest chorobliwa chęć posiadania (już > > nie naszego) ale j a k i e g o k o l w i e k dziecka, aby tylko było dziecko! Na pewno są przypadki nieudanych adopcji, gdzie wina leży po stronie adoptujących, ale w ogromnej części ci ludzie wypełniają obowiązki rodzicielskie za osoby, które tego nie chciały lub nie mogły robić. Radziłabym pamiętać, że ktoś za Ciebie je wypełnia i jeśli faktycznie kochasz dziecko, które urodziłaś, nie lekceważ tego. Zakładanie z góry, że rodzice adopcyjni stali się nimi z powodu presji sąsiadów jest równie sensowne jak zakładanie, że jedyną motywacją w przypadku wszystkich decydujących się na dziecko -obojętnie czy adoptowane, czy spłodzone przez daną parę- jest chęć udowodnienia czegoś otoczeniu. Twoje podkreślanie, że dziecko jest j a k i e k o l w i e k, a nie biologicznie własne wyraźnie sugeruje, że nie potrafisz sobie wyobrazić, że można kochać dziecko mimo braku pokrewieństwa. To, że Ty nie jesteś sobie w stanie tego wyobrazić, nie oznacza jednak, że takich ludzi nie ma. > Przysposabiający nie liczą się z uczuciami matki dziecka. Żądają liczenia się > ze swoimi uczuciami. Czy nie jest to egoistyczne? Egoistyczna jest raczej chęć odebrania dziecka po latach jak przesyłki po latach kochania i wychowywania przez adopcyjnych rodziców, które Twoim zdaniem są oczywiście dla dziecka nieistotne. Murzyn zrobił swoje, murzyn zajmuje się i kocha dziecko od blisko 20 lat, ale murzyn powinien odejść, bo biologiczna mamusia chce mieć dorosłe dziecko z powrotem? Moich rodziców nie kocham dlatego, że mnie spłodzili, do tego wystarczy zdrowie, a nie miłość, świadomość, odpowiedzialność czy jakiekolwiek umiejętności, które byłyby ich zasługą. Nie kocham ich również za to, że nie pomyśleli o aborcji, nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Kocham ich za wspomnienia jak przyrzekali pierwszego dnia w przedszkolu, że na pewno po mnie wrócą, za wspomnienie, że gdy zaatakował mnie pies natychmiast znalazłam się w bezpiecznych ramionach mamy, za zbieranie ze mną kasztanów, wypady do zoo, wspólne obiady, za układanie klocków, za czytanie przed zaśnięciem, za tłumaczenie zadań z matematyki, za mówienie co jest dobre, co złe, za prowadzenie mnie na zajęcia pozalekcyjne zgodne z moimi zainteresowaniami, za czułość, za pewność, że mnie kochali i kochają, że mogę na nich zawsze liczyć, za to że wiedzą o mnie niemal wszystko i za tysiące innych rzeczy. Twoim zdaniem to były tylko obowiązki wychowawcze, które nic nie znaczą? Temat: Kto ważniejszy? Mąż czy dziecko ? Hej le_lutki. To jest tak: miłość jest z pozoru prostym uczuciem ale w głębi jednak baaardzo skomplikowanym i trudnym do opisania. Może niejasno się wyraziłam, poza tym może ja to tak odczuwam, ktoś inny zupełnie inaczej. Nie kazdy tak samo wszystko odczuwa. Wiadomo. Jedno dla mnie jest pewne że nie mogę powiedzieć kto jest dla mnie ważniejszy bo nie ma dla mnie takiego pojęcia. A jeżeli już by istniało to chyba jednak dziecko i wcale nie dlatego że coś jest nie tak w moim małżeństwie. Wszystko jest jak najbardziej tak. Jeżeli chodzi o tę miłość do dziecka chodziło mi o to że w kocha się je w różnych etapach rózne ale to nie znaczy że mocniej albo mniej. Rozmawiałam na ten temat z moją mamą bo intryguje mnie ta sprawa MIŁOŚCI. Ja Julię kocham za wszystko ale wśród tych wielu skłądowych miłości jest także miłość OPIEKUŃCZA która na każdym etapi różnie się rozwija. Teraz jest w pełni opiekuńcza bo Malutka jest malutka, bezbronna i całkowicie zależna od nas i naszych dezyzji. Jesteśmy całkowicie za nią odpowiedzialni. Teraz uczymy ją wszystkiego od chodzenia, mówienia. Później jak będzie dorosła ta miłość będzie inna, będziemy opiekuńczy ale w inny sposób. Na tyle żeby pomóc jej stworzyć własny dom, wypuścić w świat. O to mi chodziło. Nie kocham jej za to że jest ode mnie zależna. Nawet nie spodziewałam się że ktoś mógł zrozumieć w ten sposób to zdanie. Wyrwałaś je z kontekstu a nie przeczytałaś jako całość postu. Inaczej kocha sie maleńkie dziecko, niemowlaczka, inaczej 30 letnie. Tylko o to mi chodziło. Jeżeli chodzi o męża. Dziecko kocham bezwarunkowo. Choćby nie wiem co mnie w życiu spotkało zawsze będę je kochała. Będę uczyła, wymagała ale bardzo kochała. Choćby przez łzy ale jednak, do końca świata. Męża nie. Jeżeli by mnie skrzywdził, zdradził, nie szanował mnie - przestałabym go kochać. Tak, kocham go za coś, spotkałam w zyciu obcego ukształtowanego człowieka, poznałam go, on mnie, spodobaliśmy się sobie i dlatego się w sobie zkochaliśmy. Potrafię powiedzieć za co go kocham i za co pokochałam i za co będę kochać. Dziecko ja urodziłam i zanim je zobaczyłam i poczułam już je kochałam. Jest to miłość bezwarunkowa, do męża jak najbardziej warunkowa A kochać warunkowo to nie to samo co stawiać warunki, w każdym razie nie dosłownie to samo. I uważam za całkowicie normalne że jak się poznaje obcego człowieka to zakochuje się w nim z jakiegoś powodu właśnie ZA COŚ. Jakby tak nie było to kochałabyś każdego spotkanego na ulicy. Ja rozumiem...chemia też ma tu swoje znaczenie, u nas też miała ale jakby to był jedyny powód naszego małżeństwa to ja bym się o nie poważnie zaczęła martwić. I jeżeli nie wiedziałabym dlaczego i za co kocham mojego męża i jeżeli już niczego bym od niego nie wymagała i nie chciała to też bym zaczęła sie martwić o nasz związek, mój mąż pewnie też... Temat: Nienawidze jego dziecka Gość portalu: KaBaTka napisał(a): > Jeśli zdecydujesz się na małżeństwo i nie ukrócisz, tak nie ukrócisz, > kontaktów z dzieckiem męża, nie postawisz twardych warunków, nie będziesz > wymagała szacunku wobec siebie to ZMARNUJESZ SOBIE ŻYCIE. egoistka, egoistka, egoisssstka... wstrętna, babolowa egoissstka, matrona, egoisssstka! > Albo posłuchasz moich rad, albo za kilka lat będziesz zgorzkniałą > osobą.Albo......zmienisz faceta. TAK! Albo bachaor albo ty! > Wiele lat temu wyszłam za mąż za człowieka rozwiedzionego. Rozwód był z powodu > klasycznego niedoboru dwojga młodych ludzi. Męża poznałam jakiś rok po > rozwodzie. Zakochany w synu, oddający mu wszystko co ma. Kilulatek ( dziś już > dorosły człowiek) zachowywał się wobec mnie haniebnie. Jak kilkulatek może się zachowywać haniebnie???? Co to w ogóle za słowo? Następna święta krowa g.wno więdząca o dzieciach! >Milczałam i co? Myślisz, że to jest właśnie to, co miałaś robić? Hahahaha! Milczałaś, bo ci się nic innego nie chciało!! , ale gdy w > wieku 8 lat, gdy byłam w ciąży KOPNĄŁ mnie w brzuch zbuntowałam się. Nie wiedziałaś, żę rodzeństwo zawsze się bije? Pewnie nie mógł się doczekać. Mąż > usłyszał, że może spotykac się z synem poza domem, ale ja nie pozwolę ani sobie > zagrażać, ani się obrażać, ani denerować. Wyszłam z mieszkania , mąż wiedział, > że jadę do rodziców i miał do mnie zatelefonować gdy jego syna nie będzie w > domu. No i tak jak zwykle dzieciak sobie strzelał focha, tak teraz ty pokazałaś, że też potrafisz, zabrałaś swoje zabawki i poszłaś do mamusi! Dziecko! Sama jesteś dziecko! I z drugim dzieckiem rywalizujesz o uczucia ojca... > Byłam konsekwentna. Mąż płacił alimenty, zabierał go na 2 tygodnie wakacji( > extra płatne), spędzali razem 3-4 dni w miesiącu, ale poza domem. Z czasem > chłopiec zaczął bywać w naszym domu i zachowywać się normalnie. Bękart ma szczęście, że w ogóle pozwalałaś jego rodzonemu ojcu się z nim widywać nie? Powinien cię za to po stopach całować, bo przecież zobaczenie własnego ojca 4 razy w miesiącu to wystarczający czas... Chciałabyś, żeby twoje dziecko widywało ojca 4 dni w miesiącu? Ciekawam... Raz nawet > pojechaliśmy razem na wakacje, ale poniewaz tam pokazał co potrafi ( 16 latek > upił się) oświadczyłam, że jest to po raz ostatni. PO raz kolejny - nic nie wiesz o, teraz to już nawet nie o dzieciach, ale o młodzieży! I słowa dotrzymałam. > Dziś, mąż już nie ma wobec niego obowiązków alimentacyjnych- więc prawie się > nie widuja ( syn nie potrzebuje ojca) Tak? A skąd ty to wiesz, że on go nie potrzebuję? . Studiów nie skończył, bo uczyc się nie > chciał. Jest złośliwy, podejrzewam, że ma problemy z alkoholem i narkotykami, > ale ja nie dałam sobie zmarnować życia. Tak! Bo ty postanowiłaś pomóc zmarnować życie młodego chłopaka będąc egoistką i widząc tylko swój koniuszek nosa. KaBaTka jest typowym przykładem głupoty i egocentryzmu. Poznałaś faceta, ale niestety był z dzieckiem. Z dzieckiem kilkuletnim, które w swej główce ma zakodowane, że rodzina składa się z niego, mamy i taty. Już sam fakt rozpadu rodziny jest dla niego niezrozumiały, a co dopiero pojawienie się nowej "mamy" czy "taty". DZiecko w weku kilku lat przechodzi etap rozwoju, w którym potrzebuje autorytetu rodzica, do identyfikacji z nim. Dziecko nie zna zbyt wielu wyszukanych sposobów absorbowania uwag dorosłychna sobie. Najbardziej efektywnym (i efektownym) jest zwaracanie na siebie i/lub na swoje problemy poprzez bycie najbardziej upierdliwym dzieckiem na świecie. Dzieci myślą, że jeśli pokażą, że mają problem to rodzic pomoże w jego rozwiązaniu. Klasyczna sytuacja nienawiści dziecka do macochy wynika z obawy, że skoro np. tata przestał kochać mamę i znalazł sobie nową "mamę" to również przestanie kochać dziecko i znajdzie (zrobi) sobie "nowe". Jest to obrona przed utraceniem miłości i sensu życia (kilkulatek nie posiada innego jak rodzina), najlepsza na jaką stać dziecko. A jeśli to nie skutkuje, to niestety jedynym objawem nie są pogarszające się kontakty z rodzicem. Przede wszystkim rzutuje to na psychikę dziecka. KaBaTka udowodniła, że dzieje się to, co opisałam wcześniej, a najgorsze jest to, że ona jest z tego dumna - TROCHĘ EGOIZMU JESZCZE NIKOMU NIE > ZASZKODZIŁO. Jesteś głupia. Tyle. Mia Temat: dałam mu klapsa :-((((((((((((( roman.gawron napisał: > alicjagrabowska napisała: > > > wychowuje się wtedy dziecko zewnątrzsterowne,szefa to z niego nie będzie. > > "Należy rozróżnić dyscyplinę narzuconą dziecku z zewnątrz od samodyscypliny. > Celem, który pragną osiągnąć rodzice, jest oczywiście ta druga, ponieważ nie > chodzi nam o to, by dzieci były grzeczne wyłącznie wtedy, kiedy je pilnujemy. > Nie wpoimy dziecku samodyscypliny, jeśli stale będziemy je kontrolowali. > Komenderując, rzucając rozkazy, karząc lub grożąc karą, nie wpływamy na dzieci, > > lecz zmuszamy je do określonego zachowania. > Nie oznacza to, że rodzice powinni pozostawić dzieci samym sobie i tylko z boku > > przyglądać się temu, co robią. Kiedy dziecko jest małe, rodzice muszą wziąć na > siebie obowiązek nadzoru, jako że ono samo nie posiada jeszcze dostatecznej > samodyscypliny. Dzieciom potrzebne jest wasze przewodnictwo jako osób znacznie > mądrzejszych, nawet jeśli w danym momencie jest to niezgodne z ich pragnieniami > . > > Musicie kontrolować postępowanie swoich dzieci, dopóki nie przekonacie się, że > same w każdej sytuacji potrafią zachować się właściwie, a skuteczna kontrola > polega na ostrożnym balansowaniu między surowością a nadmierną pobłażliwością. > Nic się nie stanie, jeśli czasem okażemy odrobinę despotyzmu, zwłaszcza w > przypadku jakiejś szczególnie ważnej kwestii lub jeśli dziecko okaże celowe > nieposłuszeństwo. Prawdę mówiąc, jeżeli zwykle ograniczasz się do spokojnego > przekonywania, to okazanie od czasu do czasu większej stanowczości może wpłynąć > > na dziecko pozytywnie. > Doświadczenie uczy, że zbyt despotyczne postępowanie może jednak przynieść > efekty odwrotne od zamierzonych. > > Jeżeli rodzice zwykle wspierają dziecko i otaczają je miłością, wyznaczają > wysokie normy moralne i wyjaśniają mu, dlaczego proszą je o wykonanie danej > czynności, to umiarkowane wykorzystanie przez nich swojej władzy pomaga > dzieciom wyrosnąć na osoby postępujące we właściwy sposób. > Częste użycie siły, szczególnie przez wrogo nastawionych i oziębłych uczuciowo > rodziców, nie przynosi dobrych efektów. > > W dzisiejszych czasach wielu dorosłych boi się egzekwować swoją władzę. Co > innego zachęcać dzieci, nakłaniać pochlebstwami, a nawet przekupywać, żeby nas > posłuchały, a zupełnie co innego powiedzieć: Słuchaj, masz to zrobić i nic mnie > > nie obchodzi, czy mnie lubisz lub szanujesz. Mam zamiar na tyle zatruć ci > życie, żebyś to zrobił! Potrzeba sporo odwagi i pewności siebie, żeby przyjąć > taką linię postępowania, a w dzisiejszym liberalnym i pluralistycznym > społeczeństwie niewiele już pozostało osób, które na to stać, szczególnie w > szkołach. Nie ulega wątpliwości, że jest to nieprzyjemne zadanie, lecz każdy > rodzic, który chce powstrzymać syna przed dręczeniem młodszej siostry, oraz > każdy nauczyciel, który chce mieć pewność, że słabsze dzieci nie staną się w > szkole celem ataków silniejszych uczniów, wie doskonale, iż czasem takie > podejście jest konieczne. Jednak wielu nie potrafi się na nie zdobyć. > Wywoływanie strachu przed karą i stosowanie tego zabiegu jako motywacji do > właściwego postępowania uważają oni za niedopuszczalne moralnie, a w ich > przypadku właściwie niemożliwe ze względu na ich konstrukcję psychiczną. Ta > obawa przed wystąpieniem z pozycji siły może mieć zgubne skutki, jeśli zbyt > mocno wpłynie na wzajemne stosunki między dziećmi a dorosłymi, którzy mają nimi > > kierować." (Brenda Houghton "Dobre dziecko. Jak sprawić, by nasze dzieci > odróżniały dobro od zła” Poznań 1999) > > > obraż się na dziecko > > W takim postępowaniu widzę większe zagrożenie dla psychiki dziecka niż w > przypadku sporadycznego zasłuzonego rodzicielskiego klapsa. Wyczuwam w tym > czasowe odebranie miłości, dziecko przynajmniej najprawdopodobniej tak to > odczuje. Jego delikatna psychika nie jest jeszcze przygotowana na poradzenie > sobie z taką sytuacją - kiedy rodzice nagle "przestają kochać", dziecko będzie > zagubione, głęboko nieszczęśliwe i - co najważniejsze - nie będzie miało > poczucia, że od niego samego, od jego postępowania, nie od czynników > zewnętrznych, nie od humoru i decyzji mamusi zależy, kiedy i czy zacznie ona > znów je kochać. Mam dokładnie takie samo zdanie. Mam nadzieję, że szanowne e-koleżanki przestaną się tak roztkliwiać nad wychowawczym klapsem Temat: dałam mu klapsa :-((((((((((((( alicjagrabowska napisała: > wychowuje się wtedy dziecko zewnątrzsterowne,szefa to z niego nie będzie. "Należy rozróżnić dyscyplinę narzuconą dziecku z zewnątrz od samodyscypliny. Celem, który pragną osiągnąć rodzice, jest oczywiście ta druga, ponieważ nie chodzi nam o to, by dzieci były grzeczne wyłącznie wtedy, kiedy je pilnujemy. Nie wpoimy dziecku samodyscypliny, jeśli stale będziemy je kontrolowali. Komenderując, rzucając rozkazy, karząc lub grożąc karą, nie wpływamy na dzieci, lecz zmuszamy je do określonego zachowania. Nie oznacza to, że rodzice powinni pozostawić dzieci samym sobie i tylko z boku przyglądać się temu, co robią. Kiedy dziecko jest małe, rodzice muszą wziąć na siebie obowiązek nadzoru, jako że ono samo nie posiada jeszcze dostatecznej samodyscypliny. Dzieciom potrzebne jest wasze przewodnictwo jako osób znacznie mądrzejszych, nawet jeśli w danym momencie jest to niezgodne z ich pragnieniami. Musicie kontrolować postępowanie swoich dzieci, dopóki nie przekonacie się, że same w każdej sytuacji potrafią zachować się właściwie, a skuteczna kontrola polega na ostrożnym balansowaniu między surowością a nadmierną pobłażliwością. Nic się nie stanie, jeśli czasem okażemy odrobinę despotyzmu, zwłaszcza w przypadku jakiejś szczególnie ważnej kwestii lub jeśli dziecko okaże celowe nieposłuszeństwo. Prawdę mówiąc, jeżeli zwykle ograniczasz się do spokojnego przekonywania, to okazanie od czasu do czasu większej stanowczości może wpłynąć na dziecko pozytywnie. Doświadczenie uczy, że zbyt despotyczne postępowanie może jednak przynieść efekty odwrotne od zamierzonych. Jeżeli rodzice zwykle wspierają dziecko i otaczają je miłością, wyznaczają wysokie normy moralne i wyjaśniają mu, dlaczego proszą je o wykonanie danej czynności, to umiarkowane wykorzystanie przez nich swojej władzy pomaga dzieciom wyrosnąć na osoby postępujące we właściwy sposób. Częste użycie siły, szczególnie przez wrogo nastawionych i oziębłych uczuciowo rodziców, nie przynosi dobrych efektów. W dzisiejszych czasach wielu dorosłych boi się egzekwować swoją władzę. Co innego zachęcać dzieci, nakłaniać pochlebstwami, a nawet przekupywać, żeby nas posłuchały, a zupełnie co innego powiedzieć: Słuchaj, masz to zrobić i nic mnie nie obchodzi, czy mnie lubisz lub szanujesz. Mam zamiar na tyle zatruć ci życie, żebyś to zrobił! Potrzeba sporo odwagi i pewności siebie, żeby przyjąć taką linię postępowania, a w dzisiejszym liberalnym i pluralistycznym społeczeństwie niewiele już pozostało osób, które na to stać, szczególnie w szkołach. Nie ulega wątpliwości, że jest to nieprzyjemne zadanie, lecz każdy rodzic, który chce powstrzymać syna przed dręczeniem młodszej siostry, oraz każdy nauczyciel, który chce mieć pewność, że słabsze dzieci nie staną się w szkole celem ataków silniejszych uczniów, wie doskonale, iż czasem takie podejście jest konieczne. Jednak wielu nie potrafi się na nie zdobyć. Wywoływanie strachu przed karą i stosowanie tego zabiegu jako motywacji do właściwego postępowania uważają oni za niedopuszczalne moralnie, a w ich przypadku właściwie niemożliwe ze względu na ich konstrukcję psychiczną. Ta obawa przed wystąpieniem z pozycji siły może mieć zgubne skutki, jeśli zbyt mocno wpłynie na wzajemne stosunki między dziećmi a dorosłymi, którzy mają nimi kierować." (Brenda Houghton "Dobre dziecko. Jak sprawić, by nasze dzieci odróżniały dobro od zła” Poznań 1999) > obraż się na dziecko W takim postępowaniu widzę większe zagrożenie dla psychiki dziecka niż w przypadku sporadycznego zasłuzonego rodzicielskiego klapsa. Wyczuwam w tym czasowe odebranie miłości, dziecko przynajmniej najprawdopodobniej tak to odczuje. Jego delikatna psychika nie jest jeszcze przygotowana na poradzenie sobie z taką sytuacją - kiedy rodzice nagle "przestają kochać", dziecko będzie zagubione, głęboko nieszczęśliwe i - co najważniejsze - nie będzie miało poczucia, że od niego samego, od jego postępowania, nie od czynników zewnętrznych, nie od humoru i decyzji mamusi zależy, kiedy i czy zacznie ona znów je kochać. Temat: Pytanie głównie do żeńskiej części tego forum 1. :) 2. Sek w tym wobec czego maja odmienne zdanie. Wobec feminizmu? Czy wobec wyobrazen o feminizmie? Bo jakby popytac o konkrety to zapewniam Cie ze tak jednoznacznie by nie bylo. Pytania zreszta postawilem. :) Ale oczywiscie zgadzam sie ze kazdy ma wolny wybor. Mozenawet zostac kura domowa. I kogutem. Tez. 3. Pytanie co staje sie z kurami domowymi np po 40-tce gdy maz znajduje sobie mlodsza? Jaka masz odpowiedz? Pytam bo to problem ze sfery feminizmu. 4. Cywilna odwaga jest pewnym wyjsciem - nie wiem tylko jak moze pomoc jesli w szkole nie ma etyki? I w drugiej tez nie. Czy sadzisz ze odwaga stworzy nauczyciela i przedmiot w szkole? Podobnie jest z praca kobiet - sa w gorszej sytuacji bo rodza dzieci i przedsiebiorcy na starcie wola mezczyzn. Co jest ekonomicznie zrozumiale, spolecznie - nie. Po drugie wiekszosc sytuacji dyskryminacyjnych ma miejsce gdy kobiety sa w sytuacji przymusowej i nie stac je na walke czy wybrzydzanie. I na koniec pereleczka: zadasz od kobiet odwagi ale kazda feministka powie Ci ze w patriarchalnym spoleczenstwie odwaga - takze cywilna - to nie jest cecha w ktora wyposaza sie dziewczynke. Tak oto wrocilismy do zrodel. :) 5. Istnieja pewne dajace sie opisac cechy plci ktore predystynuja do jednych zawodow a do innych nie. Zapewne nie jest to duza liczba i nie bede sie poslugiwal topornymi przykladami w stylu kobiety do kilofow. Ale nawet w spoleczenstwach po rewolucji feministycznej np kucharze to w wiekszosci mezczyzni. Wiesz dlaczego? :) 6. A nie jest palacy? W XXI wieku moze juz nie ale przypomne Ci ze do polowy XIX kobieta z miesaczka nie mogla wejsc do kosciola bo byla nieczysta. Okazuje sie ze faceci do Boga tez maja blizej. Nie mowiac juzo tym jak przedstawiany jest Bog - mimo ze nie powinien byc. :) Ale to inny temat. 7. Albo obrazasz kobiety sugerujac ze prace zdobywaja sobie "wdziekami" albo nie kumasz na czym polega praca sekretarki a wyobrazenia czerpiesz z tanich erotykow. Tertium non datur. To z kim lubisz obcowac nie ma tu nic do rzeczy bo mowimy o dyskryminacji ze wzgledu na plec a nie o amorach. 8. Nie przypisalem do kuchni. 9. No mozna to wysmiac albo policzyc wszystkie wieki kiedy kobiety nie mialy dostepu do stanowisk - z pewnymi wyjatkami ale nielicznymi. Argumentacja jest taka ze aby to wyrownac to trzeba te 30% zagwarantowac. Nie jestem przekonany. Administracyjne wyrownywanie czesto przeradza sie w karykature. 10. Nie kumasz kompletnie albo nic o praktykach tych sadow nie wiesz. Matki czesto dostaja dzieci nawet jesli nie wykazaly sie instynktem, odeszly od rodziny pily itp. Tylko dlatego ze sa kobietami a jak WIADOMO to kobieta jest wrecz stworzona by kochac dziecko, facet by je utrzymywac. Tak? :) Poczytaj sobie - nawet nie na pozytek tej dyskusji. PS: Nie bede nazywal Twoich wywodow slodkim pierdzeniem. Przepraszam. Mozesz pisac ze moje brednie sa pierdzeniem. Strona 3 z 3 • Wyszukano 190 rezultatów • 1, 2, 3 |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||