Strona Główna
Jak Dojechać Do Kokocka
Jak dojechać do Słowacji
jaja glisty zdjęcia
jak napisać apel
Jak mieć przyjaciół
Jacek Kortus
Jak grać w simtractor
Jak działa sklep internetowy
jaja glisty w kale
Jadar Łódź
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • robertost.xlx.pl

  • Widzisz wypowiedzi wyszukane dla zapytania: jak dojechać do Francji





    Temat: Znow ta Francuska organizacja i wspanialosc
    Znow ta Francuska organizacja i wspanialosc
    PO moich przebojach z pozarami myslalem ze juz mam za soba dziwne historie...

    Najlepszy z Mercedesow czyli Klasa A :) nawalila i dzialalaw trybie manualnym
    zatem zakrecilem do Mobilolife Mercedesa z prosba o pomoc zareagowali szybko
    i bardzo milo plus dla nich. Poniewaz moglem jezdzic (az 50 km/h) to
    zaproponowano mi zebym sie stawil do serwisu w Puget Sur Argens International
    Garage S.A. Mialem tam byc w sobote... Wyruszylem z mojego miejsca do dealera
    o 9 rano (60 km) i troche bladzac znalazlem ich o godzinie 11:58 wchodze do
    garage :) i pokazuje kartke z mailem od assistance DB.

    - Prosze Pana warsztat jest po drugiej stronie ulicy musi pan tam sie udac
    - OK juz smigam
    Poniewaz droga cztero pasmowa musialem troche sie nakrecic zeby dojechac.
    Dojechalem do warsztatu o godzinie 12:03

    - Alez prosze pana my pracujemy do 12:00 wracamy do pracy dopiero w
    poniedzialek

    - Alez prosze pana ja ekstra jechalem 3 godziny w korkach autem ktore sie
    przegrzewa i szarpie i nie przekracza 50 km/h czyli jest w trybie awaryjnym

    - PO awanturze telefonicznej z centrala assistance DB gosciu czyt. kierownik
    Mowi ze ja musz epanu pomoc ale juz zamykam nie mam nikogo kto by mogl pomoc
    zamykam brame ja wezwe panu assistance 24H i niech oni panu pomoga.

    Zamknieto serwis wygoniono mnie poza wrota i tak czekalem w upale dwie
    godziny po czym przyjechal gosc tez A klasa zreszta podlaczyl komputer
    skasowal bledy i auto bylo sprawne.

    Wszytko sie dzialo przed serwisem mercedesa w we francji w Puget Sur Argens.

    I niech mi ktos powie ze francuzi to normalny narod. Jak oni doszli do tego
    co maja?

    Wstyd i tyle.

    Poliglotami to oni tez nie sa. LAzy bones i tyle

    POzdrawiam z Lazurowego wybrzeza ARAFAT

    P.S Klasa A mercedesa to WIELKIE niewygodne G.wno na czterch kolkach ktore
    telepie ze tracisz zeby nie wspomne ze kregoslup moj wolal o pomste do nieba
    za te wspaniale fotele plus silnik ktory chodzi strasznie glosno i niemilo.

    ZGadzam sie Z Greenblackiem ze jak gwiazda to od C wzwyz





    Temat: Clic
    CLIC
    Jak dla mnie pewne szanse maja wersje "uzytkowe" swietne dla
    kurierow czy dostawcow towaru. A wyglad tam sie mniej liczy..
    Wystarczy popatrzec jakie wynalazki jezdza we wloszech lub
    francji jako samochody "pracujace"...
    Wersja osobowa moze ma pewna szanse jako samochod miejski. Ale
    ja sie juz obawiam tych ktorzy beda usilowac tym pojazdem
    dojechac na wakacje.. Wyprzedzic TIRa i uniemozliwiac jazde
    samochodom.. Ja bardzo prosze o zakaz wyjezdzania tych
    wynalazkow na drogi krajowe...
    Nie wierze w bezpieczenstwo wehihulu.. Nie wystarczy zrobic
    klatki i wlozyc poduszki powietrznej. Wszystkie elementy musza
    ze soba wspolgrac. Bo nieco zle umieszczona poduszka spowoduje
    wiecej szkod niz zyskow.. Przeciez w bezpieczenstwo nalezy
    zainwestowac lata badan..
    Wystarczy porownac testy zderzeniowe firm o tradycji
    motoryzacyjnej z tymi o nieco mniejszej (np. KIA). Widac roznice.
    A ja ciekaw jestem ile crash-testow zrobiono na prototypach
    Clic'a.. Kto opracowywal te dane
    Kto opracowal system komputerowy przeprowadzajacy modelowanie
    wypadkow ( jesli ktokolwiek takie modelowanie zrobil.. bo koszty
    sa nie bagatelne.)
    Tak samo z bezpieczenstwem czynnym.. Nie wystarczy wlozyc ABS..
    Jesli ma on spelniac swoje zadanie to musi byc "zgrany" z
    zawieszeniem i ukladem kierowniczym.. A to znow koszty..
    Ja osobiscie tego samochodu nie kupilbym ani sobie, ani nikomu
    ze swojej rodziny.. Wlasnie ze wzgledu na bezpieczenstwo (no i
    wyglad ale to jakby zupelnie inna kwestia - nieobiektywna).
    Pomimo ze bardzo bym chcial zakupic typowy pojazd miejski jako
    drugi w rodzinie.
    Niestety caly projekt wyglada jak zabawa.. Ktos narysowal
    samochod.. Zaczeto kombinowac jak to zlozyc z kawalkow no i cos
    tam wyszlo.. Ale bez POTEZNEGO kapitalu w przemysle
    motoryzacyjnym moze powstac tylko COS..
    Fajne jest jako pojazd do jezdzenia po swojej duzej posesji na
    mazurach (tylko zeby mial wiekszy przeswit i jezdzil na benzyne
    bo gaz w kanistrze ciezko dowiezc)...

    Chyba w calym tym projekcie chodzi o to zeby wyciagnac jak
    najwiecej pieniedzy od inwestorow (jak sie znajdzie naiwych)..
    Placic przyemne pencje prezesowi i jego znajomym a na koncu
    ogolosic upadlosc (no coz.. nie wyszlo.. ci ludzie sa glupi nie
    chciali naszego wspanialego samochodu..) i szybciutko rozplynac
    sie we mgle.. Analogicznie jak z "wielkimi internetowymi
    bussinessami" ktore nigdy dolara zysku nie przyniosly... Ale za
    to sporo pieniedzy wyciagnely..
    Bo inne wytlumaczenia sa raczej irracjonalne.





    Temat: Clic
    Szukanie naiwnych ??
    Jak dla mnie pewne szanse maja wersje "uzytkowe" swietne dla
    kurierow czy dostawcow towaru. A wyglad tam sie mniej liczy..
    Wystarczy popatrzec jakie wynalazki jezdza we wloszech lub
    francji jako samochody "pracujace"...
    Wersja osobowa moze ma pewna szanse jako samochod miejski. Ale
    ja sie juz obawiam tych ktorzy beda usilowac tym pojazdem
    dojechac na wakacje.. Wyprzedzic TIRa i uniemozliwiac jazde
    samochodom.. Ja bardzo prosze o zakaz wyjezdzania tych
    wynalazkow na drogi krajowe...
    Nie wierze w bezpieczenstwo wehihulu.. Nie wystarczy zrobic
    klatki i wlozyc poduszki powietrznej. Wszystkie elementy musza
    ze soba wspolgrac. Bo nieco zle umieszczona poduszka spowoduje
    wiecej szkod niz zyskow.. Przeciez w bezpieczenstwo nalezy
    zainwestowac lata badan..
    Wystarczy porownac testy zderzeniowe firm o tradycji
    motoryzacyjnej z tymi o nieco mniejszej (np. KIA). Widac roznice.
    A ja ciekaw jestem ile crash-testow zrobiono na prototypach
    Clic'a.. Kto opracowywal te dane
    Kto opracowal system komputerowy przeprowadzajacy modelowanie
    wypadkow ( jesli ktokolwiek takie modelowanie zrobil.. bo koszty
    sa nie bagatelne.)
    Tak samo z bezpieczenstwem czynnym.. Nie wystarczy wlozyc ABS..
    Jesli ma on spelniac swoje zadanie to musi byc "zgrany" z
    zawieszeniem i ukladem kierowniczym.. A to znow koszty..
    Ja osobiscie tego samochodu nie kupilbym ani sobie, ani nikomu
    ze swojej rodziny.. Wlasnie ze wzgledu na bezpieczenstwo (no i
    wyglad ale to jakby zupelnie inna kwestia - nieobiektywna).
    Pomimo ze bardzo bym chcial zakupic typowy pojazd miejski jako
    drugi w rodzinie.
    Niestety caly projekt wyglada jak zabawa.. Ktos narysowal
    samochod.. Zaczeto kombinowac jak to zlozyc z kawalkow no i cos
    tam wyszlo.. Ale bez POTEZNEGO kapitalu w przemysle
    motoryzacyjnym moze powstac tylko COS..
    Fajne jest jako pojazd do jezdzenia po swojej duzej posesji na
    mazurach (tylko zeby mial wiekszy przeswit i jezdzil na benzyne
    bo gaz w kanistrze ciezko dowiezc)...

    Chyba w calym tym projekcie chodzi o to zeby wyciagnac jak
    najwiecej pieniedzy od inwestorow (jak sie znajdzie naiwych)..
    Placic przyemne pencje prezesowi i jego znajomym a na koncu
    ogolosic upadlosc (no coz.. nie wyszlo.. ci ludzie sa glupi nie
    chciali naszego wspanialego samochodu..) i szybciutko rozplynac
    sie we mgle.. Analogicznie jak z "wielkimi internetowymi
    bussinessami" ktore nigdy dolara zysku nie przyniosly... Ale za
    to sporo pieniedzy wyciagnely..
    Bo inne wytlumaczenia sa raczej irracjonalne.



    Temat: Chorwacja - plusy i minusy
    Gość portalu: Strato napisał(a):
    > Chorwacja wcale nie jest tak blisko jesli porownamy _czasy_ dojazdu.
    Pyrdlanie
    > po kretych, gorskich drogach jest piekielnie meczace, na dodatek sa rozne
    > atrakcje np. jadąc trafilismy na pogrzeb i 2 godziny w korku, w upale na
    > drodze krajowej bo kondukt musi przejsc, koszmar... zadnych ew. objazdow,
    > kierowania ruchem przez policje itp.

    No zgadza się, ale niektórym to nie przeszkadza. Ja kiedyś jechałem NAJKRÓTSZĄ
    trasą (ok. 1000 km) do Dubrownika z B-Białej przez SK, H, HR, BiH, HR - no i
    jechałem dłużej niż 2200 km do Hiszpanii, gdzie jestem po niecałej dobie jazdy
    (22h). Średnia prędkość max. to nie więcej niż ok. 60 km/h - byłem wykończony.
    Co do lepszych dróg (hmm... pojęcie bardzo względne - to mówię tylko w
    kontekście HR, w której mało jest autostrad) - to Jadrańska Magistrala mimo, że
    szeroka i równa, wyprzedzić coś graniczy czasem z cudem, no i też - po ok. 600
    km jednego dnia ręce mnie normalnie bolały od kręcenia kierownicą i byłem
    zmęczony bardzo: autko całkiem niezłe to F.Focus 1.6. A ja jeżdżę raczej szybko.

    > Zastanawialem sie dlaczego jest tak malo turystow z EU i chyba juz wiem. Oni
    > nie chca jezdzic na "survival" tylko po prostu przyjemnie wypoczac. To jakas
    > paranoja, zeby szukac piaszczystych plaz na zasadzie "jedna pani, drugiej
    > pani". Czy tak trudno wydrukowac mapki z zaznaczonymi rodzajami plaz?

    Ja też się dziwię i zawsze mówię, że HR ma wiele innych zalet i nie można NA
    SIŁĘ szukać piasku na plaży: w paru miejscach "niby jest", ale po przyjeździe
    często okazuje się, że ten "piasek" to albo b. drobny żwir, albo... pył qrna
    jakiś, syf, nie wiadomo co! Kiedyś na taki syf trafiłem na campingu, który wg
    najnowszego przewodnika Pascala był super (do .upy - nawet drzew nie było, a co
    dopiero o porządnych WC mówić!) - i plaża miała być piaszczysta! Przestałem
    Pascala kupować.

    > Mam nadzieje ze niedlugo ucywilizuja sie ceny biletow lotniczych i bedzie
    > mozna szybko dotrzec do Francji, Hiszpanii, Wloch.
    >
    > > Pozdrawiam serdecznie Kolegę! :))
    >
    > Rowniez pozdrawiam i ciesze sie ze nie jestem jakims samotnym maruderem :)
    >
    > Strato

    Ja też mam nadzieję na te bilety, ale to chyba (niestety) trochę czasu jeszcze
    musi upłynąć :(
    Aha! Strato! I tak nam się pewnie dostanie od fanatyków* "zwolenników"*
    Chorwacji. Oni nawet niektórzy nie słuchają, jak mówię, że HR piękny kraj
    całkiem szczerze! Ale niestety - piękno, to nie wszystko.
    Pozdrawiam! :)))



    Temat: Którędy do Czarnogóry?
    Witaj dzisiaj,
    Ja w BiH byłem w zeszłym roku, przejazdem. Za specjalistę sie nie uważam, ale
    bardzo mi się tam spodobało, jechałem tam pełen obaw (wiesz, miny, bandyci, złw
    drogi itp. różne opowieści) i przeżyłem miłe zaskoczenie. Jechałem trasą z
    Krakowa w okolicę Dubrovnika, z zamiarem zwiedzenia także Czarnogóry
    (ostatecznie tam nie dojechaliśmy). Jechałem trasą przez Słowację, Węgry
    (Budapeszt), Chorwację (Slawonię) i dalej BiH - Zenica, Sarajevo, Mostar i
    Metkovic. Tę trasę znam - piękne góry, wspanaiłe widoki w dolinie rzeki
    Neretwy, tunele. Ogólnie ok. Sporo policji w okolicach miast - trzeba stosować
    sie do ograniczeń prędkości, czasami można trafić na konwoje wojsk SFOR (robią
    sie korki). Trasa jest dobrze utrzymana, poprowadzona poza miejscowościami,
    jedynie w Sarajevie troszkę zahacza sie o miasto. W okolicy Sarajeva jest też
    fragment budowanej obecnie autostrady. Gór sie nie obawiaj, droga jest szeroka,
    dobrze wyprofilowana i ma przyzwoitą nawierzchnię.
    A teraz wracając do Twojej trasy. Udało mi się wejść na jakiś francuski
    routeplanner. I tak Zarówno najrótrsza, jak i najszybsza trasa Wrocłąw - Ulcinj
    prowadzi przez BiH. Jakby nie patrzeć masz do przejechania ok. 1300 km. W
    wersji najszybszej z Wrocławia jedzieśz przez dolinę kłodzką do Czech na Brno,
    dalej na Wiedeń, przez zachodnie Węgry (albo Słowenię) do Zagrzebia, z
    Zagrzebia kierujesz sie do BiH na Banja Lukę, dalej główną na południe na
    Mostar, a dalej na przejście graniczne Metkowic (uważaj na policję po
    chorwackiej stronie), dojeżdżasz do Magistrali Adriatyckiej, skręcasz na
    Dubrovnik i dalej na granicę z Czarnogórą.
    W wersji najrótszej: początek podobny, zamiast Wiednia Bratysława, dalej Węgry
    (Mohacs, Chorwacja (Osijek, Djakovo - jakbyś miałą tam problemy z autem polecam
    bardzo miłego mechanicara koło dworca autobusowego), dalej granica z BiH,
    Zenica, Sarajevo i tam zamiast jechać na Mostar, powinnaś wybrać drogę na Foce,
    dalej na Niksic (już Czarnogóra), Podgoricę i Ulcinj.
    Szerokiej drogi !!!



    Temat: Projekt Prowansja
    Dziękuję za sugestie:)
    Fakt, że droga mordercza i my zawsze jedziemy 3 - 4 dni w jedną stronę. Ale znam
    takich, co sie chwalą że trasę Katowice - Nicea robią jednym skokiem. Tylko po co?
    My z Col de Tende dojechaliśmy wieczorem na nocleg do Ala w północnych Włoszech,
    a następnego dnia bez pospiechu do Zwickau, gdzie bardzo lubimy nocować.
    Taka podróż nie jest zbyt męcząca, bo w hotelu się wysypiamy, jemy śniadanie i
    nikt nas nie goni.
    Myślę, że podróż to jedno, a zwiedzanie Prowansji to drugie. Celowo nie sugeruję
    miejsca noclegu, bo my np. w dobrze położonym motelu zostajemy kilka dni i
    robimy wycieczki w promieniu 100 km.Tak, jak piszesz.
    Rzecz w tym, ze dziewczyny chcą zwiedzać, a nie siedzieć w miejscu. Bo wtedy
    pojechałyby po prostu do Port Grimaud, gdzie jedna z nich była i wróciła
    zachwycona. I chcą zobaczyć jak najwięcej!
    Gdybym miała z tego programu wybierać - jest to program maksimum, chociaż
    zabrakło Gorges du Verdon - wyrzuciłabym wszystkie duże miasta, bo są męczące i
    czasochłonne. Szukanie parkingu może odebrać chęć do zwiedzania. Wiem, że są tu
    miłośnicy Monte Carlo, ale ja wolę piknik w plenerze nieopodal Oppede le Vieux:)
    I za wszystkie Awiniony i Nicee świata nie oddałabym wieczoru w Camargue.
    Problemem jest pora roku, bo faktycznie dzieci mają wakacje... rzadko podróżuję
    latem i nawet nie wyobrażam sobie, jak to jest.
    Ale po Francji nie trzeba jeździć autostradami, wręcz nie należy, a jazda
    cudną aleją platanów - nawet w skwarze - to już zupełnie inna bajka.
    > Sorry za pesymizm (realizm?).
    Nic nie szkodzi:)Mnie łatwo zachwalać podroż, bo nie siadam za kierownicą;)
    Pozdrawiam:)
    Alina



    Temat: dzialalność ZDiK
    dzialalność ZDiK
    Z dużą dozą obawy zastanawiam się czym jeszcze może mnie Nasz kochany Zarząd
    Drog i Komunikacji zaskoczyć.
    Po pierwsze most milenijny - jest on niewątpliwie ładny i jedyny zresztą
    wybudowany w naszym mieście przez polaków, ale żadnych- powtarzam żadnych
    problemów komunikacyjnych nie rozwiąże jeśli nie zostanie prawidłowo
    (sensownie) włączony w układ komunikacyjny a na to w najbliższym czasie się
    nie zanosi tak samo zresztą jak słynna estakada nad Strzegomską. Tyle było
    szumu z budową i otwarciem po czym sie okazało że praktycznie niczego nie
    ulatwia a w dodatku utrudnia przejazd Strzegomską w kierunku miasta.
    Obecność mostu przeniesie jedynie część korków z ul. Reymonta i Trzebnickiej
    na Osobowicką, Bezpieczną i Obornicką.
    Proszę sobie wyobrazić mieszkańców wschodniej części Wrocławia usiłujących się
    dostać na Psie Pole. Dojazd np. Strzegomską do estakady i nie ma jak na nią
    wjechac. Trzeba albo przez Szkocką-blokady albo odczekać swoje w korku. Jak
    już odczekamy w korku to nie ma już sensu wjeżdżać na estakadę, można już i
    dalej przez centrum i dalej most osobowicki i trzebnicki. Jeśli estakadą i na
    most milenijny to utykamy na Osobowickiej lub Obornickiej. A jesli
    chcielibyśmy dojechać do placu Kromera to zawiesimy sie na Kasprowicza i
    Boya-Żeleńskiego.
    Jazda w odwrotnym kierunku jest jeszcze weselsza: jadąc Kasprowicza (w korku a
    jakże) wjeżdzamy albo w Broniewskiego ,Bałtycka Osobowicka(korek; uwaga! w
    ulicę na Polance nie można -od końca remontu Obornickiej nie ma jazdy w
    Osobowicką ani na most osobowicki sic!) albo Żmigrodzka i Bałtycka. Dostawszy
    się na most i dalej na estakadę utykamy na Klecińskiej i klniemy ile wlezie.
    Już sam wjazd w gardło Klecińskiej jest zatkany. Cześć korka można ominąć
    jadąc na południe skrecając w Szkocką, następnie w lewo (np. Holenderska,
    Norweska) do Francuskiej i nią do Kleciśskiej-zysk do 15-20 minut na odcinku
    800 metrów.
    Pozdrawiam życząc dalszych sukcesów na polu rozwiazań komunikacyjnych i
    owocnego planowania długoterminowego.
    P.S
    Czy już wiadomo kiedy wiadukt na Strzegomskiej (koło pafawagu) bedzie zamkniety?
    Pozdrawiam.
    M




    Temat: sama w Paryżu, help!
    To jak dojechać do Wersalu i do Disnaylandu to na tym forum było
    wałkowane setki razy (w ciągu ostatnich miesięcy też) i niestety
    nadal są te same pytania. Nic dziwnego że potem ciężko coś znaleźć
    skoro w kółko pisze się o tym samym.

    Co do bezpieczeństwa to ja byłem z żoną i dzieckiem. Najpóźniej
    wracaliśmy z Disneylandu. Wtedy metrem jechaliśmy około północy i
    nie było żadnych niemiłych problemów. Współtowarzysze podróży co
    prawda różni, ale chodzi o to aby poczuć klimat miasta. Jeszcze w
    RER wsiadł gość z mocnym piwem w dłoni (mocne tzn kilkanaście % - u
    nas chyba takich nie ma a mówią że to my jesteśmy krajem pijaków),
    przysiadł się do francuskiej rodzinki z dziećmi i uderzył w jakieś
    dysputy. Nie wiem o czym gadali bo nie znam francuskiego, ale
    sytuacja która na początku wyglądała na próbę zaczepki okazała się
    zupełnie niegroźna.
    Zresztą najbardzie to się przeraziłem już na starcie jak jechaliśmy
    z lotniska CDG kolejką do Centrum. Było to w sobotę popołudniu, a
    Murzyni nie wyglądali przyjaźnie. Wtedy się przekonałem, że tak to
    już tam jest i tyle. Nikt nikogo nie zaczepiał a na Gare du Nord
    chodzili policjanci z karabinami. Niemniej jednak słyszałem w metrze
    komunikaty o kieszonkowcach.
    Co do poruszania się na piechotę - można tak sobie zaplanować dzień.
    Że metrem jedzie się tylko dwa razy - rano aby dotrzeć do Centrum
    (lub innego miejsca ciekawego) a drugi aby wrócić do miejsca
    noclegu. Po to w końcu tam jedziesz aby chodzić, oglądać, poczuć
    klimat. Nie chodzi o to, żeby jeździć metrem od "najważniejszych"
    zabytków przez cały dzień.
    Miłego pobytu.




    Temat: Tour the France
    Dzień dobry.
    Czuję się mile połechtana i odpowiadam.
    Rzeczywiście byłam na Ventoux podczas Dauphine Libere, ale nie sądzę, że było
    tam o wiele mniej widzów niż podczas TdF. Ludzie zjeżdżali sie przez cały
    dzień, część na rowerach, część samochodami, zostawiając je kilka km przed
    szczytem. Co najmniej dwa ostatnie km drogi na szczyt były wręcz oblepione
    ludźmi. Myślę, że sanse na stopa są duże, ale nie wiem jak daleko można
    dojechać i z jaką prędkścią. Alpe d'Huez to w końcu "ślepa uliczka", a gdzieś
    samochód trzeba zostawić.Tak czy siak, spacerek pod górę gwarantowany, nawet
    dla zmotoryzowanych. Drogi będą zamkniete na kilka godzin przed przejazdą
    kolumny wyścigu (kolumna reklamowa jedzie ok. godzinę przed zawodnikami). Dobre
    miejsce widokowe trudno znaleźć, chyba optymalne jest miejsce najbardziej
    strome i takie skąd widać co się dzieje niżej. samą metę raczej odradzam, jest
    przeważnie płasko, tłoczno, zawodnicy zaraz znikają i jedyny pozytyw to
    dekoracja zwycięzców. Mozna w końcu umówić się z kimś w kraju żeby nagrał
    relację TV na video. Oczywiście inaczej sytuacja się przedstawia podczas
    wyscigów płaskich - wtedy tylko meta! Po etapie wszyscy zjeżdżają i tworzą się
    imponujące korki. Ja z Ventoux też zjeżdżałam stopem, bez problemu. Śmieciarka
    czyli voiture balai (czy koniec wyścigu), to samochód do którego wsiadają
    kolarze, którzy wycofali się z rywalizacji. kiedy przyjeżdża na metę to znak,
    że nikogo już nie ma na trasie i można wracać. ma charakterystyczną miotłę na
    dachu. Co do namiotu, to myslę, że znalazłoby się miejsce, tyle że:
    1. obozowanie na dziko jest we Francji NIELEGALNE (nie wiem jak wygląda
    egzekucja prawa w praktyce)
    2. nie wiem jak się rozbije namiot na zboczu góry, Ventoux to bez wyjątku
    kamienie.
    Zrobiłam sporo zdjeć, ale niewiele jest udanych - im szybsza jazda tym gorzej,
    ale może to kwestia aparatu faotograficznego.
    W tym roku odpuściłam sobie wyścigi, ale na jesieni wybieram się do Bretanii i
    Normandii, m.in. na grób Jacquesa Anquetila. Marzy mi się wyprawa na klasyki
    flandryjskie: w jednym tygodniu Ronde, Gandawa-Wevelgem i Paryż-Roubaix,
    ewentualnie klasyki ardeńskie, ale to by raczej wymagało samochodu.
    Pozdrawiam!



    Temat: Wycieczki samochodowe po Europie.
    Witaj Beatko !

    No cóż, jak widzisz, mój wątek wyzwala obecnie wiele złośliwości - pora więc go
    chyba kończyć...

    Ale, oczywiście, jeszcze Tobie odpiszę o górach w Katalonii :

    W Pireneje wjechałem od strony Francji...
    Malownicze serpentyny w Księstwie Andory prowadzą na Port d'Envalira [2.407] -
    najwyższą dla autka przełęcz w Pirenejach...
    Prawdziwe jednak piękno Pirenejów można poznać dopiero jadąc dalej na zachód -
    do jedynego katalońskiego parku narodowego : Parc Nacional d'Aiguestortes i
    Estany de Sant Maurici {P.N. Spienionych Wód & Stawu św. Maurycego}...
    Świetnym miejscem na nocleg okazuje się górskie miasteczko Espot... Stąd można
    jeep'em dojechać do samego, słynnego, przepięknego stawu, otoczonego skalnymi
    turniami... Można tu sobie plażować lub wyruszyć na jeden z licznych szlaków...
    Podobnie wygląda po zachodniej stronie parku... Dojeżdżamy tam krajobrazowymi
    drogami wokół parku - przez przecudniej wprost urody przełęcz Port de la
    Bonaigua [2.072], gdzie koniecznie trzeba się zatrzymać, pospacerować i zajrzeć
    w dal doliny Arriu de Ruda... Dalej droga prowadzi przez zieloną Vall d'Aran,
    Tunel de Vielha, potem obok niesamowitego głazowiska w Vall del Noguera
    Ribagorcana, aż do Vall de Boi, samego Boi i innych tysiącletnich wiosek...
    Stąd też warto wyruszyć na szlak do parku, gdzie w cieniu prawie 3-tysięczników
    można podziwiać ponad 100 stawów i szumiące wodospady...
    Dalej na zachód to już była Aragonia - chyba najpiękniejszy region Hiszpanii,
    spokojny, pełen pięknych zapór, ze słynnym P.N. de Ordesa w Pirenejach i
    zdumiewającym parkiem przy Monasterio de Piedra...
    Ale to już całkiem inna bajka... :)

    Pozdrawiam serdecznie

    bah7

    P.S.: 'Trefl' szukuje nam chyba długi dreszczowiec... :)
    Pozostałe odpowiedzi są w moich ostatnich e-mail'kach, prawda ?...



    Temat: Kto do Paryża?
    Gość portalu: Mlody napisał(a):

    >Polki ubieraja sie o niebo gorzej...
    Fakt.

    >No i same niewiasty,Francuski, wiekszosc to brunetki..hmmmmmmmmm.
    Fakt (dużo ładniej się malują)

    > Sam Paryz, duze miasto, mnostwo zabytkow, ktore w kilka dni niepodobna
    wszystkich zwiedzic, ciagle przesiadki z jednego metra w inne. Wrazenie?
    Niesamowicie brudne miasto. Brak toalet, Sylwestre na Polach Elizejskich, tlum
    ludzi od Luku do Placu Concorde i ani jednej toalety
    Mnóstwo toalet, wzglenie czysto i wszędzie pełno ludzi.

    > Poblize Grande Arche, cos w stylu Galerii Łódzkiej z Auchanem w srodku, przy
    wejsciach niesamowity odor ludzkiego moczu. Jednym zdaniem: Paryz to brudne i
    niezadbane miasto.
    Będą zdjęcia i niech każdy porówna z Łodzią

    Bitwa o jedzenie jak kilkanascie tysiecy osob w halach expo chce dostac swoj
    przydzial jedzenia....
    I tak szło całkiem sprawnie. Spróbuj wyżywić ponad 80000 ludzi w ciągu
    godziny.

    > Inna mentalnosc tamtejszych mieszkancow, metro, niesamowity scisk, ledwie
    jedno stukniecie przypadkowe, niemal niezauwazalne innego wspolpasazera, zawsze
    uslyszysz przepraszam. Srodki transportu publicznego, ktos pyta sie o godzine i
    dzieki temu rozmowa sie rozwija, ludzie zupelnie sobie obcy zaczynaja mowy.....
    Zupełnie inna mentalnośc. Wracając z Sylwka ok. 4 nad ranem mimo całkowitego
    niezrozumienia całkiem niezła zabawa; Znajomi wyciągneli mapę w metrze i ktoś
    podszedł spytał się czy w czyms pomóc

    >Metro.
    Świetna organizacja całej sieci. Z każdego punktu Paryża można dojechac
    metrem. Wagoniki w godzinach szczytu co 5 minut. Autobusy co 5,6 minut.
    tramwaje też. A że trzeba było czasami poczekać... Spróbuj zaprosić 1/10 z tych
    turystów do Łodzi i sprawnie zorganizować komunikację.

    Jedyne co mnie rozczarowało to sam Sylwek. Podświetlnie Łuku Triumfalnego
    wyłączono o północy, a wieży Eiffla o 1. Brak pokazu sztucznych ognii (dużo
    więcej sztucznych ognii jest w Łodzi).

    Ale i tak będe miło wspominał...



    Temat: ------------SAARBRÜCKEN oder SAARLAND ------------
    SAARBRÜCKEN ->> Forbach
    Z dworca glownego w Saarbrücken kierujesz sie w strone Metzer Straße, do
    przejscia granicznego zw. Goldene Bremm
    Plan miasta: sbserver.saarbruecken.de:4680/query

    Z dworca mozna dojechac linia nr 42, jadaca w kier. 42 Saarbrücken Habsterdick
    i wysiasc na przystanku Saarbrücken Goldene Bremm

    Siec autobusowa/tramwajowa w Saarbrücken:fahrplan.saarbahn.de:8000/cgi-
    bin/fndroute?akv=Liniennetz

    W mysl Deutsche Bahn z "Saarland-Ticket " za 21 Euro mozna jechac srodkami
    komunikacji miejskiej ( Das Ticket gilt in den Nahverkehrszügen der Deutschen
    Bahn im Saarland und in Rheinland-Pfalz, sowie in den Verkehrsmitteln von VRS,
    RMV, RNN, WVV, den linksrheinischen Verkehrsmitteln von VRN und KVV, den Regio-
    Buslinien im Saarland und den Regiolinien in Rheinland-Pfalz.)

    Ale jesli jedziesz z Moguncji (Mainz) bedziesz jechal na Rheinland-Pfalz-
    Ticket, wtedy nie mozna jechac na tym bilecie po Saarbrücken autobusem (Das
    Ticket gilt in den Nahverkehrszügen der Deutschen Bahn in Rheinland-Pfalz und
    im Saarland, sowie in allen Verkehrsmitteln von WVV (Westpfalz Verkehrsverbund)
    und VRT (Verkehrsverbund Region Trier). Im VRM (Verkehrsverbund Rhein-Mosel)
    auf allen RegioLinien der RMV, RWN, NVG und Moselbahn, sowie in allen
    Verkehrsmitteln in den linksrheinischen Gebieten der Verbünde KVV (Karlsruher
    Verkehrsverbund), RNN (Rhein-Nahe-Nahverkehrsverbund) und VRN (Verkehrsverbund
    Rhein-Neckar.)

    Bilet z dworca kolejowego Forbach kosztuje 2,2 euro (na podstawie:
    Gemeinschaftstarif mit Forbach )
    Patrz: www.saarbahn.de/fahrplan.html

    Zalezy od tego co bedziesz robil we Francji, ale moze byc dla Ciebie
    interesujacy taki "ponadregionalny" bilet - Das Saar-Lor-Lux-Ticket za 15 euro
    i smigasz w Saarland, Francji i Luksemburgu.

    PZDR
    Loiterer
    miroda napisał:

    > Potrzebuje wskazowek odnosnie przejscia granicznego z Francja (Forbach).
    > Jak tam sie dostac z Hauptbahnhofu i czym.
    > Czy mozna uzywac LänderTicketu w komunikacji miejskiej ?
    >
    > radekwniemczech@wp.pl
    > miroda@web.de
    >
    >




    Temat: Newsweek
    Znalazlem i zalaczam;
    Szusem przez Europę

    Dla amatorów i zawodowców. Dla miłośników natury i luksusów. Na weekendową lub
    daleką wyprawę. "Newsweek" poleca najlepsze stacje narciarskie Europy.

    Co roku w listopadzie dręczy nas to samo pytanie: dokąd tej zimy na narty? Aby
    dokonać trafnego wyboru, "Newsweek" poprosił o pomoc ekspertów. Wzięli oni pod
    lupę stoki od Słowacji i Czech przez Austrię, Włochy po Francję i Szwajcarię.
    Porównywali koszty karnetów, oceniali łatwość dojazdu, liczbę wyciągów, jakość
    tras i otoczenie. Ale brali też pod uwagę własne wspomnienia z narciarskich
    wypraw. W ten sposób powstał nasz europejski miniatlas narciarski.
    Jagna Marczułajtis, mistrzyni snowboardu, poleca w Austrii wiecznie modny i
    niedaleki Kaprun, przyjazne dla rodzin Bad Gastein oraz młodzieżowe Les Deux
    Alpes we Francji. Małgorzata Tlałka, nasza była alpejka, proponuje francuskie
    Trzy Doliny, włoską Madonna di Campiglio oraz słowacki Chopok na weekendowe
    wypady.
    Andrzej Bachleda-Curuś, słynny narciarz, medalista mistrzostw świata, zaprasza
    do Francji, do Trzech Dolin. Jacek Trzemżalski, szef "SKI Magazynu" postawił na
    cztery austriackie regiony: sielankowy Turracher Höhe, modny Sölden, najbliższą
    stację z lodowcem Schladming, a także na perłę doliny Zillertal - Hintertux. Na
    koniec Krzysztof Olejnik, dziennikarz "Newsweeka", dorzucił na rozgrzewkę przed
    sezonem czeski Szpindlerowy Młyn. A na długi urlop z rodziną rekomenduje
    francusko-szwajcarski region Portes du Soleil. Zaś miłośnikom krajobrazów
    poleca włoską dolinę Val Gardena.
    Połamania desek!

    Więcej o nartach w Europie w "Wiadomościach" Radia Zet w piątek 5 listopada

    Krzysztof Olejnik

    Artykuł ukazał się w tygodniku Newsweek Polska, w numerze 45-46/04 na stronie
    94

    Pzdr.Skyddad



    Temat: Portugalia - samochodem?
    Z całym szacunkiem dla Bynka, Radka i innych uczestniczących w tym wątku
    (niezwykle ciekawym), ale może nie należy się śmiać z wątku "o której zajmować
    leżaki" skoro dla niektórych dobre miejsce przy basenie jest podstawą dobrego
    wypoczynku. Zarówno podróż samochodem, jak i samolotem ma swoje dobre i złe
    strony. Pamiętam mój wyjazd do Hiszpanii do Tossa de Mar w 1998 roku.
    Dwutygodniowy pobyt w hotelu z wyżywieniem z dojazdem własnym wykupiony w
    biurze podróży TUI za niewielkie pieniądze. Przed podróżą wielkie
    przygotowania, mapy, przewodnik Pascala (może dla kogoś śmieszny, dla nas
    bardzo pomocny) i postanowienie przejazdu nie autostradami (strzał w
    dziesiątkę), nie ze względów oszczędnościowych, ale za namową znajomych, którzy
    co roku wyjeżdżali do Francji. Wyjazd tydzień wcześniej niż wykupione wczasy.
    Wydawałoby się, że to wystarczy aby spokojnie dojechać na Costa Brava. Może
    wystarczyłoby, gdyby nie te boczne drogi (o których ktoś już pisał) we Francji
    i tyle miast i miasteczek (m.in. Le Puy, Carcassonne), do których trzeba
    koniecznie zjechać. Później już przestaliśmy reagować (z żalem)na te widoki bo
    do Tossy nie dojechalibyśmy nigdy. Dwa tygodnie w Hiszpanii, zwiedzanie
    okolicznych miejscowości, 3 dni na plaży i powrót do Gdańska mniej więcej przez
    tydzień. Po drodze przystanki m.in. w Andorze, Champanii, Paryżu (dwa dni).
    Wycieczka do dzisiaj pozostaje w pamięci, urlop trwał ponad cztery tygodnie,
    wiele zobaczyliśmy. Chwalę sobie taką formę wypoczynku, ale dobrze kiedy nas
    nic nie goni, nie jesteśmy skazani na tanie noclegi, bo np. we Francji trudno
    je znaleźć. Średnio za nocleg we Francji płaciliśmy około 300-400 zł za dobę (w
    98 roku) + kolacja w granicach 200-250 zł. Nie wspomnę o cenach w Paryżu, gdzie
    dwa dni kosztowały prawie tyle co dwa tygodnie w Hiszpanii. Nie da się ukryć,
    że taka podróż w tamtą stronę jest rewelacyjna, z powrotem już nie za bardzo.
    Nie wiem, czy to zmęczenie podróżą, czy świadomość zbliżającego się końca
    urlopu i powrót do pracy, ale myślę że to drugie, chociaż swoją pracę bardzo A
    poza tym takie podróżowanie wcale nie jest tańsze niż samolotem. A niestety
    wielu naszych Rodaków kieruje się ceną.
    Wycieczka samolotem na pewno nie dostarczy tylu wrażeń po drodze (chociaż dla
    niektórych, kto wie???), natomiast na miejscu czasami to co zastajemy przerasta
    nasze oczekiwania. Mam na myśli zwłaszcza dalekie podróze, np. Meksyk, czy
    Tajlandia. Dla mnie zdecydowanie większe wrażenie niz podróż po Europie
    samochodem. A jeżeli jeszcze dochodzi do tego maksymalnie dwutygodniowy urlop
    to wyboru w zasadzie nie mamy nawet biorąc pod uwagę kierunki europejskie.
    Lepszy samolot i wynajem samochodu na miejscu. Trochę zazdroszczę Malinie,
    która dwa razy próbowała dojechać do Portugalii, ale boczne drogi we Francji w
    Hiszpanii ją zatrzymały. Ja ze względu na ograniczony czas podróży wybrałam
    rozwiązanie pośrednie fly&drive i mam nadzieję, że Portugalia zauroczy mnie
    również tak jak Was.
    Pozdrawiam




    Temat: Rainboiw Tours Francja- Paryż, Zamki Nad Loarą i M
    Rainboiw Tours Francja- Paryż, Zamki Nad Loarą i M
    Rainboiw Tours Francja- Paryż, Zamki Nad Loarą i Mt. St. Michel

    Francja jest piękna, warta zobaczenia, ale nie z biurem rainbow
    tours.
    Sam program wycieczki jest ciekawy, transfer do autokaru z rożnych
    miejscowości został sprawnie przeprowadzony, standard hoteli w
    których się nocowało tez był przyzwoity. Jednak biuro powinno
    rozsądniej dobierać pilotów. Pilotka wycieczki Paryż miasto Marzen
    nie znała w ogóle języka francuskiego! A pilot wycieczki Francja-
    Paryż, Zamki Nad Loarą i Mt. St. Michel ,pan Grzegorz jest
    niepoważną osobą. Ale po kolei. Dojazd od granicy polski do Orleanu
    trwał o 3 godz. dłużej niż planowano, były korki na drodze to
    oczywiste, ale to ze autokar zabłądził i ponad dwie godziny
    jeździliśmy po jakiś wioskach, nie słysząc od pilota ani słowa
    wyjaśnienia jest chyba niepoważne. Dojechaliśmy do hotelu około
    godziny 16 i pilot poinformował nas tylko, ze w pierwszym dniu nie
    będzie realizowany program, zostanie on przerzucony na dzien
    następny ( kosztem zamków). Rozumiem ze kierowcy musieli odpocząć,
    ale jest komunikacja miejsca a cala wycieczka wołała jechać do
    miasta niż przez cale popołudnie i wieczór siedzieć w pokoju
    wielkości 5 m2 w którym znajdowały się 3 łóżka, a włączenie
    równocześnie tv i ładowarki do komórki owocowało wyłączeniem prądu!.
    No ale do pilota nic nie docierało, on był zmęczony, i dlatego
    wszyscy musieliśmy siedzieć w hotelu. Pilot podał tylko swój numer
    komórki,nie podając nr do ambasady, lub centrali biura podróży,
    wiele osób nie miała roamingu, a w żadnym hotelu nie podał nikomu nr
    swojego pokoju w razie nagłego wypadku. Kolejna nieciekawa sytuacja
    zdażyła się gdy 20 km do Wersalu jechaliśmy 3.5 godzin, a wracaliśmy
    niecałe pół godziny, chociaż pilot był tam już 20 razy (usłyszeliśmy
    to od niego na samym początku). Od pilota nie usłyszeliśmy ani słowa
    przepraszam, ani wyjaśnienia czemu dojazd trwał tak długo. Pytany
    zbywał nas słowami „ma pan/pani rację”. Pod bramom wersalu po prostu
    nas zostawił dając 3 godz czasu. Panował tam wielki chaos, kupa
    turystów, wiele możliwych dróg zwiedzania, próbowaliśmy to jakoś
    ogarnąć sami tracąc czas zwiedzania bo pilota to nie interesowało co
    się z grupą dzieje. Pilot wykonywał minimum swojej pracy, po prostu
    wiózł na miejsce, dawał bilety i informował o godzinie powrotu. Nie
    opowiadał o Paryżu, tylko raz pokusił się by nam opowiedzieć co
    widzimy gdy jechaliśmy jedną z ulic. Sytuacji w których widać było
    jego niekompetencje było wiele. Jadąc metrem nie przewidział ze musi
    mieć drobne dla 46 osób a kasy o 8 godz są zamknięte i półtorej
    godziny czekaliśmy żeby je otworzyli czekając na dworcu na metro,
    zorganizował wycieczkę nocny Paryż nie dajcie się na to nabrać!!!!
    Pobrał po 10euro, sam poszedł na kabaret moulin rouge, nie
    informując ze on się na to zwiedzanie nie wybiera a osoby w
    autobusie będą jeździły z kierowcami, którzy nie znali miasta ( 10
    razy objeżdzali w koło plac concorde), nie znali również
    francuskiego, a na nocne zwiedzanie pojechały osoby niepełnoletnie.
    Dano czas wolny pol godziny na placu Concorde, a później po prostu
    ruszyli nie licząc osób w autobusie, trzeba się było samemu
    pilnować. Zwiedzanie nocnego paryża miało trwać 2 godziny tymczasem
    już po 1.5 godziny kierowcy stanęli pod kabaretem informując ze to
    koniec objazdu i możemy siedzieć i czekać na pilota i osoby które
    poszły na kabaret. Nie dajcie się nabrać na ta wycieczkę!
    Dwie osoby spóźniły się 5 minut na zbiórkę, pilot planował je
    zostawić pod katedrą za to że się spóźnily, grupa kazała mu czekać!
    On uważał ze osoby które się spóźniają same mają sobie dojechać do
    hotelu- a on ani razu nie podał nam nawet jakim numerem metra można
    się dostać pod hotel, jaka to jest stacja, ani dzielnica paryża.
    Wejście do muzeum figur kosztuje 20euro od osoby! Nie warto! Lepiej
    przez ta godzine pospacerować sobie ulicami Paryża, pochodzić po
    sklepach lub coś zjeść.
    Jeden raz proponują kolację za 15 euro. Lepiej zjeść gdzieś w
    pobliskich knajpach. Ślimaki za 11 euro w połowie były puste, cos
    takiego nie powinno się zdarzać!
    Mogłabym jeszcze wiele wymieniać. Podejrzewam że po prostu źle
    trafiliśmy, ale osoby z równoczesnej wycieczki Paryż miasto marzeń
    także były bardzo niezadowolone ze swojej pilotki, która była 1 na
    76 osób, nie znała francuskiego, i była bardzo nieprzyjemna.




    Temat: Portugalia - samochodem?
    Witaj Grażyno!
    Trochę poczułem się wywołany do tablicy ,bo to ja wspomniałem o
    moim zdaniem śmiesznym wątku – o której zajmować leżaki.
    Oczywiście nie śmieszy mnie sam wątek ale wypowiedzi uczestników
    tych niezwykłych zawodów oraz to , że zafundowali oni to sobie za
    własne pieniądze. Pieniądze często nie małe .
    Oczywiście ,że każdy może spędzać wakacje tak jak chce. Nawet jeżeli
    ma to być 2 tygodnie leżenia na leżaku przy basenie. I nie to mnie
    rozbawiło. Ale trochę śmieszą mnie sytuacje , gdy stateczni ,często
    mający sobie wysokie mniemanie ludzie , toczą podchody o kawałek
    plastiku .Śmieszy mnie a także trochę irytuje chęć przywłaszczenia
    sobie czegoś co należy do wszystkich .Chęć pokazania wszystkim jaki
    jestem sprytny. Bardziej pasuje tu słowo cwany. Dawniej , gdy moje
    dzieci były jeszcze zbyt małe na inne wczasy , również miałem okazję
    oglądać takie sceny.Tak jak wskazuje większość wypowiedzi , prym w
    tym wiodą Niemcy. Prawdopodobnie z byłej NRD. Polacy jednak za zwyczaj
    podejmują rywalizację . Wydaje mi się , że trzeba nieć trochę
    godności. Trochę dystansu do tak trywialnych problemów jak miejsce przy
    basenie za wszelką cenę. Bo przeważnie tych miejsc jest dosyć i
    starczyło byich dla wszystkich , gdyby zajmować tylko wtedy gdy się
    z nich korzysta. Ktoś na forum nazwał to buractwem . Na koniec trafnie
    podsumował wszystkich niejaki nygus. To tyle jeżeli chodzi o leżaki.
    Wracając do wątku tego forum cieszę się , że również jesteś
    zwolenniczką wakacji w drodze .Zapewne jak rozumiem tylko skromny
    urlop uniemożliwia Tobie ten sposób podróżowania po Europie. Całkowicie
    się z Tobą zgadzam, że przez Francję można jechać i nie dojechać do
    celu bo tyle jest tam ciekawych miejsc. Zaskoczyły mnie jednak Twoje
    wydatki na noclegi we Francji. Średnio 300-400zł za dobę!? To dosyć
    dużo - wiem , że bez problemu można wydać także 2-3 razy więcej. Można
    było także - zwłaszcza we Francji ( ad 98) wydać znacznie mniej .My
    co prawda zasadniczo sypialiśmy na campingach ale bywało także w
    hotelach. Nocleg dla 2-3 osób średnio 100zł w hotelu i 60zł na
    campingu. Skąd takie różnice - może potrzebujesz wyższego sttandardu?
    Nawet ceny z roku 2003 , chociaż istotnie wyższe niż w 98 , to i
    tak jakoś mi nie pasują do tego co opisujesz. W 2003 za skromny
    hotel we Francji płaciłem 30-50E to jest 140- 250 ( 2 osoby). Kolacje a
    za 200-300 zł też pewnie była w droższym hotelu. Przy takim
    podejściu do wydawania pieniędzy podróż samochodem robi się zabawą dla
    b.bogatych . Nam udaje się to robić znacznie taniaj (baz sknerstwa) ale
    wiem , że niektórzy potrafię wydać jeszcze mniej (patrz ten wątek – Mietek)
    Co do powrotu z wakacji to chyba tak już jest , że jest trochę
    mniej przyjemnie. To chyba bliska perspektywa kieratu życia
    codziennego , trochę znudzenie , trochę zmęczenie .

    pozdrawiam bardzo serdecznie bynek.
    p.s. nie wiem dlaczego ale dopiero dziś zauważyłem Twój post.




    Temat: oczy Buddy na zderzaku (medytacja dla kierowcy)
    oczy Buddy na zderzaku (medytacja dla kierowcy)
    kochani,

    moze wam sie spodoba :)

    serdecznosci

    lip

    _______

    Medytacja Kierowcy
    Thich Nhat Hanh

    W medytacji chodzenia nie chodzi o to, żeby dokądś dojść. Chodzenia używamy
    po prostu jako obiektu na którym możemy się skoncentrować. Nawet jeżeli
    musimy się dokądś dostać - musimy tam dojść lub dojechać, mamy wtedy okazję
    do praktyki. Thich Nhat Hanh, wietnamski mistrz Zen i poeta, napisał wiele
    gath, czyli zwięzłych wersów, żeby wesprzeć naszą uważność podczas
    codziennych aktywności, takich jak na przykład prowadzenie samochodu.

    Zanim włączę silnik,
    Wiem dokąd chcę dojechać.
    Samochód i ja jesteśmy jednym.
    Jeśli on jedzie szybko, ja jadę szybko.

    Jeśli będziemy uważni w momencie odpalania samochodu, będziemy również
    wiedzieć jak właściwie go użyć. Kiedy jeździmy, zwykle myślimy o chwili
    przyjazdu, marnujemy całą podróż na rzecz myślenia o tym co będzie, kiedy
    dojedziemy. Jednak życie możemy znaleźć tylko w obecnej chwili, nigdy w
    przyszłości. Zupełnie możliwe jest, że po przyjeździe będziemy jeszcze
    bardziej cierpieć. Skoro mówimy już o celu podróży, dlaczego nie mielibyśmy
    powiedzieć czegoś o ostatecznym celu naszych podróży, cmentarzu? Nie chcemy
    jechać w kierunku śmierci, chcemy jechać w kierunku życia. Jednak gdzie ono
    jest? Życie można znaleźć jedynie w tej chwili. Dlatego też każdy przejechany
    kilometr, każdy krok, powinien przybliżać nas do teraźniejszego momentu. To
    jest właśnie praktyka uważności.

    Widząc czerwone światło lub znak stopu, możemy się uśmiechnąć i podziękować
    im - są bodhisattwami pomagającymi nam wrócić od teraźniejszej chwili.
    Czerwone światło jest dzwonem uważności. Wcześniej uważaliśmy go za wroga
    uniemożliwiającego nam osiągnięcie celu. Teraz wiemy jednak, że czerwone
    światło jest naszym przyjacielem pomagającym nam oprzeć się pośpiechowi,
    wzywającym nas do pozostania w chwili obecnej - tu, gdzie możemy znaleźć
    życie, radość i spokój. Nawet jeżeli nie jesteś kierowcą, możesz pomóc
    wszystkim pasażerom poprzez praktykę oddychania i uśmiechania się.

    Wiele lat temu pojechałem do Kanady, żeby poprowadzić tam odosobnienie.
    Przejeżdżaliśmy wtedy z przyjacielem przez Montreal. Pamiętam, że za każdym
    razem, gdy zatrzymywał się przed nami samochód, na tablicy rejestracyjnej
    pokazywał się napis "Je me souviens" ("Pamiętam"). Nie wiedziałem o czym chcą
    oni pamiętać, prawdopodobnie o swoim francuskim pochodzeniu, wpadłem jednak w
    związku z tym na pomysł: "Mam dla was wszystkich prezent" powiedziałem
    przyjacielowi "Za każdym razem, gdy zatrzyma się przed wami samochód z
    napisem 'Je me souviens', możecie traktować to jako dzwon uważności,
    pomagający wam oddychać i uśmiechać się. A jadąc przez Montreal będziecie
    mieć mnóstwo takich okazji."

    Mój przyjaciel był wniebowzięty! Tak mu się spodobała ta praktyka, że
    podzielił się nią z 200 osobami podczas odosobnienia. Jakiś czas potem, gdy
    przyjechał odwiedzić mnie we Francji powiedział, że Paryż nie jest dobrym
    miejscem na praktykę kierowania samochodem, ponieważ tu ludzie nie mają
    znaków "Je me souviens". Powiedziałem mu, że może przecież praktykować z
    czerwonymi światłami i znakami stopu. Kiedy opuścił Plum Village i wrócił do
    Montrealu napisał do mnie piękny list: "Thay, praktykowanie w Paryżu było
    bardzo łatwe. Nie tylko praktykowałem z czerwonymi światłami i znakami stopu,
    ale za każdy razem, gdy zatrzymywał się przede mną samochód, widziałem
    mrugające do mnie oczy Buddy. Nie mogłem się do nich nie uśmiechnąć."

    Nie walcz, gdy następnym razem utkniesz w korku. Walka nie ma sensu. Jeśli
    usiądziesz wygodnie i uśmiechniesz się do siebie, będziesz cieszył się chwilą
    obecną i sprawisz, że wszyscy w samochodzie poczują się szczęśliwi. Budda
    będzie tam, ponieważ Budda jest zawsze w chwili obecnej. Praktyka medytacji
    jest powrotem do chwili obecnej po to, żeby spotkać tu kwiat, niebieskie
    niebo, dziecko, olśniewająco czerwone światło.

    Przełożył Grzegorz Kuśnierz
    Fragment z "Present moment, wonderful moment:
    Mindfulness verses for daily living" (1990)




    Temat: Polskie jedzenie, produkty..
    Nie pogniewaj sie, ale wino winu nie rowne...pewnie jeszcze wiele
    przed Toba ;-). a bagieta...no coz, sa gusta i gusciki, prawdziwy
    francuski chleb ( w formie bagietki) na zakwasie tez jest niczego
    sobie. Trzy miesiace to mimo wszystko malo, aby poznac subtelnosc
    francuskiej kuchni, bo diabel tkwi w szczegolach, a do "bagiety
    wracajac, Moze po prostu nie trafilas jeszcze na dobra piekarnie?

    Co do polskich produktow, to owszem, czasem mi ich brakuje, ale
    potrafie dlugo sie bez nich obejsc, wiec nie szukalam az tak
    intensywnie jak Ty.
    W ciazy troche mialam parcie na kiszone ogorki i kapuste, ale na
    szczescie nie o 2h w nocy, wiec nastepnego dnia zdarzylam dojechac
    do zydowskiego sklepu na Rue des Rosiers (Marais, metro Saint-Paul).
    Ptasie mleczko i pierniczki podsylaja (albo przywoza) czasem rodzice.

    Buraczki czy kapuste kiszona znajdziesz takze w sieciach Champion
    (ktora teraz zmienia nazwe na Carrefour market) a swieza kiszona
    kapuste na stoiskach garmazeryjnych, ale nie o kazdej porze roku.
    Teraz jest sezon ;-).

    Drozdze w kostce kupisz czasem w rejonie "pieczywo" hiper i super
    marketach, tylko trzeba dobrze pozagladac, poza tym mozesz je kupic
    (czasami trzeba zamowic ) w piekarni "na rogu", czyli tej, do
    ktorej Ci najblizej.

    Nieslodzone platki sniadaniowe (tu lacze sie w bolu)
    - na polce bio w supermarkecie albo w sklepach bio. tam zreszta
    znajdziesz duzy wybor kasz.

    W Paryzu jest troche polskich sklepow, warto tez zajrzec do
    wspomnianych wyzej zydowskich (i piekarni - jesli "chodzi" za Toba
    prawdziwy sernik) na Marais (np. po kiszone ogorki czy wedline), ale
    ceny sa dosc wysokie. Polskie produkty znajdziesz tez w sklepach
    Rhonalba ( ale sa dosc drogie) i generalnie w okolicach metra
    Barbes i Chateau d'Eau. Polskie sklepy sa w 9, 10 i 11, najlepiej
    pogoogluj.

    Korzystalam kiedys z jednego:
    adriana.margot.free.fr, dobrze zaopatrzony. ceny - dla mnie w
    miare ok, ale ktos moze napisac, ze wysokie.

    Kolezanka wspominala tez, ze w Monoprix w okolicah metra Nation jest
    tzw. polska polka. Nie sprawdzalam, bo nie bylo mi po drodze po tym,
    jak na rynku u siebie mialam kilka produktow, ktore mi podpasowaly.

    Podobno polskie produkty mozesz kupic kolo polskiego kosciola -
    podobnie jak prase - nie wiem, nigdy nie bylam, ale pewnie ktos o
    tym napisze.

    Jak wspomnialam wyzej, udalo mi sie znalezc twarog, kasze gryczana i
    jeczmienna, buraczki, papryke w sloikach a takze kapuste na ryneczku
    w Montrouge (tam, gdzie mieszkalam). Pan mial takze rolmopsy i
    wedzona rybe.
    Nie wiem jakiej byl nacji, ale stawiam na ktorys z krajow tzw. bylej
    Jugoslawii.

    Wiecej nie pomoge, bo od kilku miesiecy mieszkam w Marsylii i na
    razie nie udalo mi sie dotrzec do jedynego (ponoc) polskiego sklepu
    w okolicy.




    Temat: Uroki stolicy świata..biuro ITAKA
    No to z własnej inicjatywy, ale może komuś się przyda ;) opiszę wrażenia po
    wycieczce Paryż i zamki nad Loarą z Itaką:
    przejazd- autokar i kierowcy podnajmowani przez Itakę u innej firmy, ale komfort
    i profesjonalizm ok (choć zdarzyła się wpadka z małą awarią autobusu na trasie
    do Francji, no cóż- to sprzęt mechaniczny, zawsze trzeba się z tym liczyć, na
    szczęście w miarę szybko awaria usunięta i się nie powtórzyła), poza tym w
    czasie jazdy puszczane filmiki, przewodniczka opowiadała i czytała o Francji,
    postoje co 4h, czasem krótsze na toaletę (czas pracy kierowców musiał być ok, bo
    dwa razy nam się trafiły niemieckie kontrole, podczas których prześwietlili nas
    niemalże na wylot, sprawdzali np. tachografy- uwag nie było);
    hotele- były dwa z sieci Balladins, chyba 2 gwiazdki, ale na te parę godzin snu
    znośne, w każdym pokoje z łazienkami, pokoje małe, ale co najpotrzebniejsze-
    czyli głównie łóżka (wygodne) były ;) ;
    wyżywienie- śniadania w stylu francuskim: bułeczka z dżemikiem oraz croissant +
    kawa/herbata/sok, obiado-kolacje we flunchu i tu jest pies pogrzebany- jeśli
    przewodnik dobrze wytłumaczy zasady, jakie tam obowiązują, to się można najeść
    za te 8 euro do pełna, tylko trzeba liczyć jak się w tej kwocie zmieścić i brać
    np. zestaw dania, albo menu express/XL (w tym jest mięsko, dobrane do zestawu
    picie, mieszczący się w kwocie np. deser albo dodatkowe sałatki; a jak się od
    kasy odchodzi to już bez ograniczeń można dobierać sobie np. frytki, pure, ryż
    itp. + warzywa obiadowe np. marchewka z fasolką, kalafior, kukurydza; w smaku?
    Bez niesamowitych rewelacji, takie uniwersalne żarcie dla kubków smakowych z
    różnych szerokości geograficznych). Co pojawiło się poza ofertą katalogową jako
    opcja fakultatywna na mojej wycieczce: kolacja francuska za 36 euro od łebka, w
    knajpce z muzyczką, w jej skład wchodziła- przystawka np. sałatka z owoców morza
    (pychota!)/ ślimaki/ krewetki/ zupa cebulowa + danie główne np. kurczak na
    winie/ cielęcina/ indyk + taca serów + deser np. sałatka owocowa/ lody/
    szarlotka + picie (w domyśle wino ;) do oporu ;) 36 euro to drogo, ale warto
    było, bo atmosfera super, a jedzenie i wino mhhhhmmm! Dodatkowo jeszcze osoby,
    które zapłaciły za tą kolację miały do wykorzystania w ostatnim dniu swój kupon
    do fluncha, więc nie musiały martwić się, o kasę na obiad (ci którzy nie byli
    musieli zapłacić osobno w tym dniu, tak więc kolacja de facto kosztowała 28 euro
    ;) ;
    program- zrealizowany na maksa a nawet ponad to co w katalogu, fakt, że czasu na
    Paryż np. Luwr relatywnie malutko, ale kto sobie wyobraża, że zwiedzi tą
    metropolię porządnie w 2-3 czy nawet 7 dni? Tak więc pokazane i opowiedziane
    było wszytko, co ujęte w ofercie katalogowej. Dość mało było czasu wolnego np.
    na zakup pamiątek, ale coś kosztem czegoś- doby się wydłużyć nie da, a jak się
    chce jak najwięcej zabytków i atrakcji zobaczyć... My jednego dnia tak
    zwiedzaliśmy, że do hotelu dotarliśmy o 1.00 w nocy ;) Pani przewodniczka
    Bożena- bardzo sympatyczna i kompetentna osoba :) ;
    uwagi- po nocce w autokarze i pierwszym dniu w Paryżu wracaliśmy do hotelu na
    przedmieściach komunikacją miejską-> metrem-> RER-> autobusem, ludzie byli
    wykończeni i wkurzyło to co poniektórych, bo wiadomo, że jechanie zatłoczonymi
    wagonami do przyjemności nie należy; niektórzy mieli uwagi do standardu hoteli
    (ale bądźmy szczerzy: czego od 2 gwiazdek można wymagać?) albo do jedzenia: że
    śniadania mikre, że we flunchu trudno się połapać i że smakuje inaczej niż
    polskie jedzenie- tyle co mi się obiło o uszy.
    Osobiście wycieczkę mogę raczej polecić dla osób, które za mniej-więcej 1.500,00
    zł chcą zobaczyć (nie zwiedzić, bo na to jest zdecydowanie za mało czasu, ale
    solidnie zobaczyć, to już tak) Paryż i zwiedzić przepiękne zamki z cudnymi
    ogrodami nad Loarą a przy tym chcą zapomnieć o tym, gdzie i jak dojechać, gdzie
    kupić bilety, ile odstać (bo grupy często wchodzą poza kolejnością) np. w
    kilometrowych kolejkach na najsłynniejsze rusztowanie świata ;)
    Aha! I na koniec- Francuzi są kumaci o wiele bardziej niż np. Włosi jeśli chodzi
    o angielski, choć prawdą jest, że potrafią na złość w nim nie odpowiadać ;P



    Temat: Właśnie wrócilem z LaBaume/Frejus - polecam!
    Właśnie wrócilem z LaBaume/Frejus - polecam!
    Jestem zmordowany - po dzisiejszych blisko 1700 km.
    Gorąco polecam i miejsce i sam Eurocamp (mieliśmy namiot).
    Do jednego do czego można było mieć zastrzeżenia to do niektórych... sąsiadów
    POLAKÓW;/
    Kto zasuwa 40 km/h po campie pełnym dzieci? - Polak.
    Inny Polak (nasz sąsiad w sensie namiotu) wiecie co zrobił? Normalnie szok i
    ch.mstwo: pęknął wąż służący do podlewania krzaczków i lał mu się na namiot.
    Mówię, że trzeba to zgłosić, bo nas zaleje (tryskało solidnie) i pytam
    uprzejmie czy to zgłosi (bo leje się na jego namiot, ale mnie to nie
    pociesza, bo obok jest mój), czy ja mam iść to zrobić? Mówi, że zgłosi, po
    pół godzinie go spotykam i mówi, że zgłosił już w recepcji Eurocampu. Ale
    niepokoi mnie syk wody, który wciąż słyszę - wiecie co zrobił? Szlag by to...
    tak ustawił wąż, żeby się lało tylko na mój(!) namiot a nie jego! I NIC
    NIGDZIE NIE ZGŁOSIŁ!
    Zgłosiłem zaraz po tym, do 15 minut pojawili się pracownicy Eurocampu,
    Keycampu (obok mieli też namioty), pracownicy campu i... wszystko naprawili!
    A gostek się na mnie obraził.
    Aaaa... kto myje garki i w ogóle "się myje" z - jakże by inaczej - stadem
    chemikalii do tych celów przeznaczonych w dojściu kranowym przy namiocie,
    wylewając pomyje i szampony na krzaczki... ano... już chyba wiecie: też
    Polak:/// Ech...

    No ale przyznam, że zaskoczony nie jestem - nigdy nie lubiałem być na tym
    samym campie z Polakami (choć coś się powoli zmienia - ale strasznie...
    powoli!): zawsze albo śmieci, albo libacje, albo awantury... Szkoda.

    W Hiszpanii miałem kiedyś sąsiada, Szwajcara - codziennie robił imprezę ze
    znajomymi: kawa, piwo, zabawy, i takie tam. I mimo że mieszkaliśmy tuż obok,
    nie tylko nam to nie przeszkadzało, ale było bardzo miłe. Mimo że w tych
    imprezach nie uczestniczyliśmy - jednak można!

    Sorry za to wywnętrzanie się - jestem chyba zmęczony;))
    Aaaaa.... - jako że ostatnio dyskutowaliśmy o czasach dojazdu, to służę
    swoim: w 15 godzin 1665 km (w jedną stronę:)) Do tego należy doliczyć
    dodatkowe 3 godziny na zakupy w Wiedniu i parę innych "drobnostek";)
    Natomiast w ww. 15 godzinach mieszczą się 2 godziny... w korkach;((( Tam - we
    Włoszech, a z powrotem - potężny... na Słowacji(szok!).

    W drodze powrotnej przeżyliśmy z rodzinką zmianę pogody typu "szok";)
    Wjechaliśmy w któryś z tuneli (akurat krótki, kilkaset metrów) od strony
    Francji mając nad sobą prawie bezchmurne niebo z zachodzącym słońcem (było
    ok. 21-wszej) i 28°C w cieniu a po wyjeździe z tunelu nagła zmiany pogody tak
    nagle: 18°C, mgła, pochmurno, ciemno i tak przez jakieś 150-200 km! Normalnie
    takiej nagłej zmiany jeszcze nie doświadczyłem w drodze urlopowej;)))

    A w ogóle to jesteśmy z żoną i dzieckiem bardzo zadowoleni;))) Ale, ale...
    żeby nie było tak pięknie, to pod domem, już na parkingu urwało się dno
    skrzynki i parę butelek wina chlusnęło....;(((( Buuuu.....;(((
    Ale to nie problem: najważniejsze, że wakacje udane!:)))
    Wam również dziękuję: nie tylko bahowi i aseretce, ale też WAM WSZYSTKIM i
    każdemu... Z OSOBNA za rady i poświęcony czas!:))))))



    Temat: Polacy chcieli zabić Rudolfa Hessa
    Polacy chcieli zabić Rudolfa Hessa
    Sława!
    Polacy chcieli zabić Rudolfa Hessa
    wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,2533477.html

    PAP, pi 05-02-2005, ostatnia aktualizacja 05-02-2005 16:59

    Brytyjski kontrwywiad (MI5) udaremnił plany zamachu na życie zbiegłego do
    Wielkiej Brytanii zastępcy Adolfa Hitlera, Rudolfa Hessa, którego mieli
    dokonać latem 1941 roku oficerowie polskich sił zbrojnych na Zachodzie,
    stacjonujący w Szkocji - pisze sobotni dziennik "The Scotsman"

    czytaj dalej »

    r e k l a m a

    Gazeta twierdzi, że plany osiągnęły zaawansowane stadium, ale spiskowcy
    zostali aresztowani przez brytyjski kontrwywiad. Powołuje się przy tym na
    odtajniony ostatnio osobisty dziennik ówczesnego szefa MI5, Guya Liddela.

    Motywem zamachu przygotowywanego przez Polaków były obawy, że Hess może
    porozumieć się z Brytyjczykami w sprawie odrębnego pokoju, co oznaczałoby, że
    W. Brytania wycofałaby się z sojuszu z Polską, która w ten sposób zostałaby
    oddana na pastwę Hitlera.

    Rudolf Hess wylądował w Dungavel w pobliżu posiadłości księcia Hamilton w
    Lanarkshire w Szkocji 10 maja 1941 roku. Oświadczył, że do Szkocji
    przyleciał, by spotkać się z 14. księciem Hamilton. Książę osobiście znał
    przyjaciela Hessa - Albrechta Haushofera pracownika hitlerowskiego MSZ.

    Stało się to powodem do domysłów, że brytyjski wywiad, lub arystokracja mogą
    pośredniczyć w tajnych negocjacjach pokojowych z hitlerowcami. Obecnie takie
    spekulacje uważa się za bezpodstawne, ale na początku lat 40., wkrótce po
    upadku Francji, gdy W. Brytania nie była przygotowana do wojny, traktowano je
    poważnie.

    W ubiegłym roku syn 14. księcia Hamilton Lord James Douglas- Hamilton, poseł
    w szkockim parlamencie, opublikował ostatnio odtajnione dokumenty, z których
    wynika, że jego ojciec nie był uprzedzony o tym, że Rudolf Hess planował
    przylot do W. Brytanii z misją pokojową.

    Możliwość zawarcia brytyjsko-niemieckiego traktatu pokojowego w wyniku misji
    Hessa wyklucza też w swoim dzienniku szef kontrwywiadu Liddel.

    Według "Scotsmana", grupa polskich spiskowców z Fort William, gdzie mieścił
    się polski ośrodek szkoleniowy zdecydowana była nie dopuścić do tajnej umowy
    brytyjsko-niemieckiej na szkodę Polski, w której zawarcie szczerze wierzyła.

    17 polskich oficerów, którym pomagało dwóch brytyjskich współspiskowców miało
    w planach podróż z Fort William do Aldershot w południowej Anglii. Hess był
    więziony na terenie tamtejszej tajnej bazy. Konspiratorom udało się dojechać
    do Aldershot, ale zostali aresztowani na stacji kolejowej.

    Rudolf Hess, którego po przylocie do Wielkiej Brytanii internowano, został
    skazany w 1946 roku przez trybunał w Norymberdze na dożywocie. Popełnił
    samobójstwo w berlińskim więzieniu Spandau w 1987 roku.

    Pozdrawiam i zapraszam na:
    Forum Słowiańskie



    Temat: Inwestycje w Małopolsce
    arcykr napisał:

    >> to po co ekran dźwiękoszczelny jest tak blisko jezdni ??
    > Po obu stronach?

    z tego co pamiętam po obu, sprawdzę przez weeknd

    > 1. to nie znaczy że musi to być od razu autostrada, wystarczy wygodne
    > połączenie tych miast z wiślanką,
    DK 81 jest drogą pełną skrzyżowań w jednym poziomie, krętą, wąską i
    niebezpieczną. A1 ma słuzyć również transeuropejskiemu
    tranzytowi i położenie w jej pobliżu pomoże przyciągnąć inwestorów do miast
    ROW.

    tak jak i DK-1 z BB do Katowic,
    mówiliśmy o wygodnym połaczeniu, na warunki polskie obie stanowią wygodne
    połączenie. Dlaczego niby inwestorzy mają być ściągani do ROW, a nie do rejonu
    Tychy-Pszczyna-Czechowice-BB, w czym niby ROW jest lepszy ??

    zresztą żory są już przy wiślance, więc
    > chyba mają lepsze połączenie niż Cieszyn, a z Rybnik do Żor jest tyle samo
    co
    > z Żywca do BB
    Ale w Żywcu nie ma kopalni.

    a co to ma do rzeczy ?? w Żorach za to nie ma browaru, licytujmy się dalej

    > 2. przecież autostrady będą drogami płatnymi, więc jaki tak naprawdę pożytek
    z tej autostrady będą mieli mieszkańcy ROW-u
    Uważasz, że mieszkańcy Krakowa lub Katowic nie mają pożytku z Autostrady
    Małopolskiej?
    > Gdy powstanie A1, to nowa droga BB-Cieszyn będzie świecić pustkami
    Czy po wybudowaniu odcinka A4 z Katowic do Krakowa zaczęła świecić pustkami
    trasa 94 orzez Olkusz albo trasa 79 przez Chrzanów?

    sam sobie odpowiadasz, jest wielkie jest wykorzystanie dróg alternatywnych do
    autostrady małopolskiej, a mieszkańcy ROW mają większą potrzebę dojazdu do
    katowic mają niż mieszkańcy Krakowa
    no i pamiętaj że główną alternatywą dla A-1 będzie wiślanka, a nie dłuższa S-1

    > Poza tym pomimo zniesienia granic, jakieś terminale odpraw będą podobno
    > potrzebne, więc po co mamy inwestować w nowe przejście, skoro jest
    nowoczesne
    > przejście w Cieszynie ?
    Np. po to, żeby nie trzeba było zwalniać tylu celników. ;-)

    czyżby dwa duże przejścia graniczne oznaczały automatycznie dwa razy większy
    ruch i dwa razy więcej celników, tak to mam rozumieć ??

    > mnie zastanawia dlaczego się buduje jednocześnie z tych samych miejsc dwie
    > drogi (autostrada i DTŚ), zamiast zbudować jedną do końca, a potem drugą
    Bo A4 nie przyda się jadącym np. z centrum Zabrza do centrum Chorzowa.

    ale po średnicowej spokojnie mógłby lecieć ruch z A4 narazie

    > > pytałem o korzyści jakie dają duże województwa (prócz wspólpracy z
    > > analogicznymi jednostkami Europy Zach.), i nie mogę się doszukać odpowiedz
    > i Na przykład Katowice mogą napisać w swoich programch promocyjnych, że są
    stolicą regionu, który liczy prawie 5 mln mieszkańców, a nie prawie 4 mln, jak
    było przed reformą... A z inwestycji w Katowicach korzyści ma cały region.

    i to wszystko ?? niewiele
    przeglądnąłem atlas z podziałem administracyjnym poszczególnych państw
    i wychodzi na to, że poza Niemcami, wszystkie kraje mają przeciętne jednostki
    admistracyjne o liczbie ludności ok. 200 tys. - 1 mln mieszkańców, z tymże
    Włochy i Francja pogrupowały w je w jeszcze większe prowincje



    Temat: Weekend we Lwowie
    Weekend we Lwowie
    Tak sobie mysle, ze warto podzielic sie doswiadczeniami z ostatniej mojej
    podrozy do Lwowa, jaka odbylem w dniach 25 - 28 czerwca.
    Jechalem w obie strony autobusem rejsowym z Warszawy noca. 21.30 z Dw.
    Zachodniego i spowrotem z dworca Stryjskiego tez 21.30.

    Koszt podrozy: bilet na Ukraine 75 zl, powrotny 82 UAH (61,50 zl) kupiony na
    ul. Teatralnej 26 w poblizu Opery. Autobusy prawie puste, kierowcy przyjemni.

    Granica w tamta strone - chyba niecale pol godziny, nikt sie o nic nie pytal.
    Granica spowrotem 4 godziny, bo kontrole po polskiej stronie sa opieszale,
    dlatego Ukraincy nie moga wpuszczac szybciej.Szkoda, ze nie ma wspolnej
    odprawy granicznej, byloby sprawniej.Posiadacz polskiego paszportu w ogole
    jest traktowany ulgowo, wiec troche bylo mi glupio w stosunku do moich
    ukrainskich towarzyszy podrozy.

    We Lwowie w porównaniu sprzed roku znow sie zmienilo, coraz wiecej
    eleganckich sklepow, a w supermarkecie na Kulparkowie stoisko z winami poraza
    iloscia gatunkow win ukrainskich. Czlowiek sobie w ogole nie zdawal sprawy,
    ze tam jest wiecej regionow uprawy winorosli niz we Francji chyba. Samego
    wina KAGOR kilkanascie odmian. Jesli chodzi o estetyke etykietek i butelek to
    chyba zatrudniaja najlepszych plastykow.
    O zaletach owocu pracy ukrainskich piwowarow pisac nie trzeba.
    Lwowski browar wypuscil nowosc - Lwiwskie specjal 1745 - rewelacja.
    czernihowskie biale natomiast to cos w stylu paulainera. Generalnie znow
    wiekszy dwukrotnie wybor, niz przed rokiem.

    W restauracji, moze nie tej najdrozszej, ale smacznie i milo zjadlem barszcz
    ukrainski i pierogi ukrainskie ( nie nazywajcie ich "ruskimi" we Lwowie,
    prosze!)do tego kufel piwka = 10 UAH czyli 7,50 zl.

    W kawiarni zaszalelismy. Wiedenska na pl Pidkowy, nowiutkie stoliki,
    dwadziescia gatunkow kawy, tylez samo herbaty, slodycze - palce lizac.
    We trojke za 3 kawy wiedenskie, dwa wielkie TORTY KIJOWSKIE ( cymesik) i 2 x
    100 ml winka KAGOR + kieliszek koniaku ukrainskiego w sumie wyszlo 32 UAH (24
    zl)Czy to drogo - sami ocencie.

    Nigdy nie probowalem jezdzic pociagiem "Roztocze" do Rawy Ruskiej. Stamtad
    podobno w godzine mozna sie dostac marszrutka do Lwowa.
    Nie wiem rowniez jak wyglada droga powrotna i na ile minut przed odjazdem
    nalezy byc w Rawie, zeby spokojnie do tego pociagu wsiasc.
    Wreszcie, czy bilet na odcinek Rawa-Hrebenne kupowac w Polsce czy na
    Ukrainie, bowiem na pewno calosci w taryfie TCV sie nie oplaca.

    Druga mozliwosc, do jazda przez Przemysl z wykorzystaniem przejscia pieszego.
    Tylko tutaj klopotem jest dlugosc dojazdu z Warszawy do Przemysla.
    Natomiast chyba jest to idealne rozwiazanie dla Krakowian.
    Z przejscia w Szechyniach do Lwowa marszrutka ( busik) kosztuje chyba ok 7 zl)

    Moze ktos sie podzieli swoimi doswiadczeniami?

    P.S.

    Planuje post "logistyczny" WEEKEND W CZARNOHORZE lub WEEKEND W GORGANACH, ale
    po zebraniu osobistych doswiadczen.




    Temat: Małgorzata Beblo
    Małgorzata Beblo
    Pani Malgorzata jest jedna z osob, ktore podpisaly histeryczny list otwarty
    do Adama Michnika ( forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=10650&w=9140159 )
    Obok nazwiska dopisala - - praprawnuczka ostatniego polskiego sołtysa Katowic

    W zwiazku z tym warto przeczytac wywiad z potomkiem ostatniego "polskiego"
    soltysa Katowic, panem Berndtem Skiba, mieszkajacym w Niemczech:

    Odtworzyć rynek, narodu nie ruszać - mówi Bernd Skiba, potomek ostatniego
    sołtysa Katowic

    Rozmawiał Bartosz T. Wieliński 29-09-2003, ostatnia aktualizacja 29-09-2003
    13:46

    Bartosz T. Wieliński: Jak się Panu podoba w Katowicach?

    Bernd Skiba: Jest coraz ładniej. Przyjeżdżam tu mniej więcej raz na rok, więc
    dobrze widzę zmiany. To, co najbardziej mnie ujmuje, to kolorowe, odnowione
    kamieniczki w centrum miasta. No i oczywiście autostrada. Wreszcie można do
    was normalnie dojechać.

    Słyszał Pan o tym, że katowicki rynek będzie przebudowywany?

    - Wreszcie. Mam wielką prośbę do władz miasta: wyburzcie te betonowe
    straszydła i odbudujcie rynek taki, jaki był przed wojną. Kiedyś to było
    naprawdę przyjemne miejsce, a teraz przez te Skarbki i Zenity straciło
    klimat. Zastanawiam się, czemu władze się wahają, przecież na remont dostają
    pieniądze z Unii.

    A co Pan myśli o stawianiu pomników Holtzemu i Grundmannowi?

    - To bardzo dobry pomysł. Zabiegałem o to od dawna i w efekcie prezydent
    Katowic obiecał mi w liście, że jedną z nowo powstałych ulic nazwie Grundmana
    i Holtzego. Cieszę się, że udało się przekonać go do pomnika. Słyszałem, że
    powstał komitet budowy pomnika Ziętka. Dla mnie to postać trochę dwuznaczna,
    bo, mimo że był Ślązakiem, jednak współpracował z komunistami, ale nie
    negujmy jego zasług. Powinniśmy jednak najpierw uhonorować ojców miasta.
    Powiem więcej: Katowice są winne Grundmannowi i Holtzemu pomniki.

    I to mówi potomek sołtysa Skiby, którego Grundmann i Holtze zdjęli z urzędu?

    - Nie widzę nic zdrożnego w takich deklaracjach. Pewnie zaraz pan powie, że
    Skiba był Polakiem, który sprzeciwiał się germanizatorom. Odpowiadam: to
    nieprawda. Kazimierz Skiba urodził się w 1812 roku, w tych czasach nie można
    mówić o rozwiniętej tożsamości narodowej na Śląsku. Mój przodek mówił biegle
    po polsku i niemiecku, ale był Górnoślązakiem i poddanym króla Prus. Proszę
    na to spojrzeć z takiej strony: gdyby Skiba mocno deklarował swoją polskość,
    natychmiast zdjęto by go z urzędu. Zresztą swoje polskie imię pisał z
    niemiecka: "Kacimierz". Budowie miasta sprzeciwiał się dlatego, bo godziła w
    jego dotychczasowe życie i porządek świata. W nowym mieście nie było miejsca
    dla sołtysa. To był konflikt między mieszczanami i chłopami, a nie między
    Polakami i Niemcami.

    Jak zareagował Pan na wieść, że grób sołtysa Skiby długi czas był zaniedbany?

    - Napisałem do Józefa Kocurka, wiceprezydenta Katowic i również potomka
    Kazimierza Skiby, z prośbą o załatwienie tej sprawy. W pierwszym zdaniu
    zapytałem go po śląsku: " Ni jest wom gańba?". Jak widać poskutkowało.
    Nagrobek na cmentarzu przy ul. Francuskiej został pięknie odrestaurowany.

    Gdyby do Pana domu przyszedł rachmistrz spisowy, jaką narodowość by Pan
    zadeklarował?

    - Powiedziałbym, że jestem Górnoślązakiem z niemieckim paszportem. Koledzy
    śmieją się ze mnie, gdy twierdzę, że nie jestem Schlesier (Ślązak), tylko
    Oberschlesier (Górnoślązak). Komentują, że to tak jak kelner i oberkelner,
    ale ja jestem dumny ze swojego pochodzenia. Ale nie uważam, że potrzebny jest
    osobny śląski naród. Takie zabiegi mogą skończyć się jakąś drugą Jugosławią.
    Bądźmy dumni z naszej historii, zachowujmy język i tradycje, ale z narodem
    nie przesadzajmy.

    Bernd Skiba jest potomkiem Kazimierza Skiby, ostatniego sołtysa Katowic. Ma
    79 lat. Urodził się w Lipinach, a w 1969 r. wyjechał do Niemiec. Jest
    emerytowanym chemikiem. Mieszka w Kamen w Zagłębiu Ruhry.

    Kazimierz Skiba ( 1812-1890) pochodził z chłopskiej rodziny zagrodników,
    która przybyła do Katowic gdzieś w XVIII wieku. Wtedy jego pradziadek
    Sebastian Skiba wybudował zagrodę na dzisiejszej ul. Warszawskiej. Zagroda
    Kazimierza stała zaś na skrzyżowaniu dzisiejszej ul. Reymonta i Wojewódzkiej.
    Kazimierz sołtysem został w wieku 33 lat i sprawował tę funkcję do 1859 r.,
    kiedy to za blokowanie posunięć Holtzego i Grundmanna zdjęto go z urzędu. Do
    historii przeszło słynne "nie chca", którym Skiba i inni tutejsi członkowie
    rady reagowali na niemieckie propozycje rozwoju wsi.

    www1.gazeta.pl/katowice/1,39370,1695637.html




    Temat: Weekend we Lwowie
    Hej,

    a jakieś noclegi.........? jak najtańsze, oczywiście

    Gość portalu: Europejczyk napisał(a):

    > Tak sobie mysle, ze warto podzielic sie doswiadczeniami z ostatniej mojej
    > podrozy do Lwowa, jaka odbylem w dniach 25 - 28 czerwca.
    > Jechalem w obie strony autobusem rejsowym z Warszawy noca. 21.30 z Dw.
    > Zachodniego i spowrotem z dworca Stryjskiego tez 21.30.
    >
    > Koszt podrozy: bilet na Ukraine 75 zl, powrotny 82 UAH (61,50 zl) kupiony na
    > ul. Teatralnej 26 w poblizu Opery. Autobusy prawie puste, kierowcy przyjemni.
    >
    > Granica w tamta strone - chyba niecale pol godziny, nikt sie o nic nie pytal.
    > Granica spowrotem 4 godziny, bo kontrole po polskiej stronie sa opieszale,
    > dlatego Ukraincy nie moga wpuszczac szybciej.Szkoda, ze nie ma wspolnej
    > odprawy granicznej, byloby sprawniej.Posiadacz polskiego paszportu w ogole
    > jest traktowany ulgowo, wiec troche bylo mi glupio w stosunku do moich
    > ukrainskich towarzyszy podrozy.
    >
    > We Lwowie w porównaniu sprzed roku znow sie zmienilo, coraz wiecej
    > eleganckich sklepow, a w supermarkecie na Kulparkowie stoisko z winami
    poraza
    > iloscia gatunkow win ukrainskich. Czlowiek sobie w ogole nie zdawal sprawy,
    > ze tam jest wiecej regionow uprawy winorosli niz we Francji chyba. Samego
    > wina KAGOR kilkanascie odmian. Jesli chodzi o estetyke etykietek i butelek
    to
    > chyba zatrudniaja najlepszych plastykow.
    > O zaletach owocu pracy ukrainskich piwowarow pisac nie trzeba.
    > Lwowski browar wypuscil nowosc - Lwiwskie specjal 1745 - rewelacja.
    > czernihowskie biale natomiast to cos w stylu paulainera. Generalnie znow
    > wiekszy dwukrotnie wybor, niz przed rokiem.
    >
    > W restauracji, moze nie tej najdrozszej, ale smacznie i milo zjadlem barszcz
    > ukrainski i pierogi ukrainskie ( nie nazywajcie ich "ruskimi" we Lwowie,
    > prosze!)do tego kufel piwka = 10 UAH czyli 7,50 zl.
    >
    > W kawiarni zaszalelismy. Wiedenska na pl Pidkowy, nowiutkie stoliki,
    > dwadziescia gatunkow kawy, tylez samo herbaty, slodycze - palce lizac.
    > We trojke za 3 kawy wiedenskie, dwa wielkie TORTY KIJOWSKIE ( cymesik) i 2 x
    > 100 ml winka KAGOR + kieliszek koniaku ukrainskiego w sumie wyszlo 32 UAH
    (24
    > zl)Czy to drogo - sami ocencie.
    >
    > Nigdy nie probowalem jezdzic pociagiem "Roztocze" do Rawy Ruskiej. Stamtad
    > podobno w godzine mozna sie dostac marszrutka do Lwowa.
    > Nie wiem rowniez jak wyglada droga powrotna i na ile minut przed odjazdem
    > nalezy byc w Rawie, zeby spokojnie do tego pociagu wsiasc.
    > Wreszcie, czy bilet na odcinek Rawa-Hrebenne kupowac w Polsce czy na
    > Ukrainie, bowiem na pewno calosci w taryfie TCV sie nie oplaca.
    >
    > Druga mozliwosc, do jazda przez Przemysl z wykorzystaniem przejscia pieszego.
    > Tylko tutaj klopotem jest dlugosc dojazdu z Warszawy do Przemysla.
    > Natomiast chyba jest to idealne rozwiazanie dla Krakowian.
    > Z przejscia w Szechyniach do Lwowa marszrutka ( busik) kosztuje chyba ok 7
    zl)
    >
    > Moze ktos sie podzieli swoimi doswiadczeniami?
    >
    > P.S.
    >
    > Planuje post "logistyczny" WEEKEND W CZARNOHORZE lub WEEKEND W GORGANACH,
    ale
    > po zebraniu osobistych doswiadczen.
    >




    Temat: Weekend we Lwowie
    Hotel lviv, 20 hr/os obskurnawo, ale w samym centrum.
    na sylwestra i dlugie weekendy lepiej rezerwowac z miesiac wczesniej

    Gość portalu: Anulka napisał(a):

    > Hej,
    >
    > a jakieś noclegi.........? jak najtańsze, oczywiście
    >
    > Gość portalu: Europejczyk napisał(a):
    >
    > > Tak sobie mysle, ze warto podzielic sie doswiadczeniami z ostatniej mojej
    > > podrozy do Lwowa, jaka odbylem w dniach 25 - 28 czerwca.
    > > Jechalem w obie strony autobusem rejsowym z Warszawy noca. 21.30 z Dw.
    > > Zachodniego i spowrotem z dworca Stryjskiego tez 21.30.
    > >
    > > Koszt podrozy: bilet na Ukraine 75 zl, powrotny 82 UAH (61,50 zl) kupiony
    > na
    > > ul. Teatralnej 26 w poblizu Opery. Autobusy prawie puste, kierowcy przyjem
    > ni.
    > >
    > > Granica w tamta strone - chyba niecale pol godziny, nikt sie o nic nie pyt
    > al.
    > > Granica spowrotem 4 godziny, bo kontrole po polskiej stronie sa opieszale,
    >
    > > dlatego Ukraincy nie moga wpuszczac szybciej.Szkoda, ze nie ma wspolnej
    > > odprawy granicznej, byloby sprawniej.Posiadacz polskiego paszportu w ogole
    >
    > > jest traktowany ulgowo, wiec troche bylo mi glupio w stosunku do moich
    > > ukrainskich towarzyszy podrozy.
    > >
    > > We Lwowie w porównaniu sprzed roku znow sie zmienilo, coraz wiecej
    > > eleganckich sklepow, a w supermarkecie na Kulparkowie stoisko z winami
    > poraza
    > > iloscia gatunkow win ukrainskich. Czlowiek sobie w ogole nie zdawal sprawy
    > ,
    > > ze tam jest wiecej regionow uprawy winorosli niz we Francji chyba. Samego
    > > wina KAGOR kilkanascie odmian. Jesli chodzi o estetyke etykietek i butelek
    >
    > to
    > > chyba zatrudniaja najlepszych plastykow.
    > > O zaletach owocu pracy ukrainskich piwowarow pisac nie trzeba.
    > > Lwowski browar wypuscil nowosc - Lwiwskie specjal 1745 - rewelacja.
    > > czernihowskie biale natomiast to cos w stylu paulainera. Generalnie znow
    > > wiekszy dwukrotnie wybor, niz przed rokiem.
    > >
    > > W restauracji, moze nie tej najdrozszej, ale smacznie i milo zjadlem barsz
    > cz
    > > ukrainski i pierogi ukrainskie ( nie nazywajcie ich "ruskimi" we Lwowie,
    > > prosze!)do tego kufel piwka = 10 UAH czyli 7,50 zl.
    > >
    > > W kawiarni zaszalelismy. Wiedenska na pl Pidkowy, nowiutkie stoliki,
    > > dwadziescia gatunkow kawy, tylez samo herbaty, slodycze - palce lizac.
    > > We trojke za 3 kawy wiedenskie, dwa wielkie TORTY KIJOWSKIE ( cymesik) i 2
    > x
    > > 100 ml winka KAGOR + kieliszek koniaku ukrainskiego w sumie wyszlo 32 UAH
    > (24
    > > zl)Czy to drogo - sami ocencie.
    > >
    > > Nigdy nie probowalem jezdzic pociagiem "Roztocze" do Rawy Ruskiej. Stamtad
    >
    > > podobno w godzine mozna sie dostac marszrutka do Lwowa.
    > > Nie wiem rowniez jak wyglada droga powrotna i na ile minut przed odjazdem
    > > nalezy byc w Rawie, zeby spokojnie do tego pociagu wsiasc.
    > > Wreszcie, czy bilet na odcinek Rawa-Hrebenne kupowac w Polsce czy na
    > > Ukrainie, bowiem na pewno calosci w taryfie TCV sie nie oplaca.
    > >
    > > Druga mozliwosc, do jazda przez Przemysl z wykorzystaniem przejscia piesze
    > go.
    > > Tylko tutaj klopotem jest dlugosc dojazdu z Warszawy do Przemysla.
    > > Natomiast chyba jest to idealne rozwiazanie dla Krakowian.
    > > Z przejscia w Szechyniach do Lwowa marszrutka ( busik) kosztuje chyba ok 7
    >
    > zl)
    > >
    > > Moze ktos sie podzieli swoimi doswiadczeniami?
    > >
    > > P.S.
    > >
    > > Planuje post "logistyczny" WEEKEND W CZARNOHORZE lub WEEKEND W GORGANACH,
    > ale
    > > po zebraniu osobistych doswiadczen.
    > >




    Temat: Indeks predkosci opon
    Gość portalu: Niknejm napisał(a):

    > hanni napisał:
    >
    > > Tego natomiast, ze rowniez w Czechach, Francji i Hiszpani (!) “hehe&
    > #8221;
    > > ; w dzien, w
    > > sezonie, i to przekraczajac po drodze granice jechales „z prędkością
    >
    > > praktycznie stałą - ok. 180-190 km/h“ (i zapewne z podobna srednia)
    > nie
    > > opowiadalbym nawet im.
    >
    > Hanni, tak ze 3 lata temu miałem okazję przejechać się do Białegostoku z W-wy
    z
    >
    > facetem, który na tej (nie dwupasmowej przecież, tylko z poboczami w miarę
    > szerokimi) praktycznie trasie nie schodził poniżej 160, a momentami osiągał
    > 200. Cały czas niemal jechał środkiem wyprzedzając na trzeciego.
    > Za kolejną taka podróż grzecznie podziękowałem. Obłęd.
    >
    > Pzdr
    > Niknejm

    Dzięki Niknejm, bo już myślałem, żem Andersen i mi się przyśniło ;))) Dwa razy
    że mi się przyśniło.:))) He, he...
    Jest jakieś tam przysłowie nie pamiętam, jak dokładnie ono brzmi, ale sens jest
    taki, że niektórzy ludzie nie wierzą w coś, czego sami nie zrobili. Ale jak
    zapraszam na przejażdżkę - to nikt nie chce, tylko się każdy buja w swoich nie
    do końca mądrych tekstach typu "nie da się". A jeszcze jakby hanni wiedział, że
    ja wcale Mercedesem nie jeżdżę...:)))
    No i był wątek o oponach i w tym kontekście się wypowiedziałem (ktoś wspomniał
    o długiej jeździe w wysoką prędkością, więc się wypowiedziałem) - ale zawsze
    pogodę musi popsuć jakieś "zbieranie się na burzę".
    A co do ograniczeń: ja wcale nigdzie nie pisałem, że jechałem z prędkością
    zgodną z przepisami: jak było pusto i ograniczenie do 130, a warunku pozwalały -
    to i tak jechałem szybciej. Do śr. prędkości nie wliczałem rzecz jasna (ale
    czasowo - tak) postojów, tylko czas, w którym silnik pracuje. A z drugiej
    strony, przecież średnia prędkość jest - owszem - niższa od stałej, ale nie aż
    tak jak hanni pisze, że "jadąc 190 km/h średnia jest ok. 120 km/h).
    Jazda nie była szaleńcza, jak to Niknejm opisuje na jednym z przykładów, bo i
    warunki (wszelakie) inne, a poza tym nie jechałem, żeby bić jakieś rekordy
    (nawet jeżeli KOMUŚ się tak wydaje). Po prostu: jak jadę, to chcę być jak
    najszybciej na miejscu (ok. 90% pojazdów wyprzedzam). Zresztą - trasa też jest
    tak pomyślana, żeby nie nocować po drodze (chyba że jest to objazdówka, ale to
    co innego), a wyjeżdżając wypoczętym na noc - wieczorem dojechać już na miejsce
    i normalny nocleg.
    Drogi Hanni - Twój styl spokojnej jazdy wcale nie jest zły, ale nie krytykuj
    innych, że jeżdżą inaczej: to wcale nie musi znaczyć, że są mniej mądrzy lub
    gorszymi kierowcami. Taktem byłoby chociażby przemilczeć pewne rzeczy, o
    których wspomniałeś, a świadczą jedynie o Tobie.
    Koniec. Kropka. W tym wątku już nie będę Tobie odpisywał.
    Z wyrazami szacunku
    Kicur :))



    Temat: Rumunia
    Z terenu Wegier polecam mimo wszystko przejście graniczne w Satu Mare. Wygodne
    i bardzo mały ruch. Dojazd od madziarów był w trakcie remontu, ale bez kłopotu.
    Straż graniczna pyta o cel podróży i wpisuje samochód do bazy danych przy
    wyjeździe mają cię jak na dłoni. W sumie 5 minut, rzeczowo i bez opłat.
    Dalej Satu Mare pierwsze wrażenie - to wschodnioeuropejska Hawana (chociaż tam
    nie byłem), eleganckie a przy tym nietesty zaniedbane budynki, miejscami ulica
    z cegły klinkierowej - miejsce z klimatem. Aktualnie roboty modernizacyjne
    sieci drogowej w dzielnicach centralnych. Poza miastem idealnie równa i mało
    uczęszczana droga przez tereny wiejskie, aż do Cluj. Brak infrastruktury, pasów
    na jezdni (jak w calej Rumunii)parkingów, a te ktore są zaśmiecone i cuchnące
    moczem.Do Bukaresztu droga do wyboru z mapy. Ja bym preferował bardziej
    południową odnogę. O Transylwanii jeszcze gdzieś napiszę.
    Polecam przejazd przez centrum Bukaresztu - bardzo ineteresujacy i nie taki
    straszny po naszych lokalnych doświadczeniach. Trzymać kierunek Calarasi. Na
    drogowskazach Constanca nie jest wcale eksponowana. Czas przejazdu ok. 1
    godziny, ale bardzo goraco. Wtedy (sierpien zeszłego roku) było 37 stopni -
    klima w samochodzie zalecana. Przy wyjeździe nie należy szukać autostrady
    jeszcze nie była gotowa. Droga do Calarasi w początkowym odcinku w remoncie,
    później da się wytrzymać, wąsko, szybkość marszowa ok. 100km/h, nieliczne
    samochody z Włoch i Francji. Do Constacy nalezy dojechać wcześnie najpóźniej w
    godzinach popołudniowych bo w ciemnościach można nie znaleźć kwatery.Miasto
    jest zaniedbane, ulice z dziurami jak w całej Rumunii.Droga w stronę Mangalii
    dobra i szeroka miejscami biegnie tuż przy plaży.Wybrzeże nie jest szcególnie
    atrakcyjne. Dużo hoteli z lat siedemdziesiątych. Ceny w takim hotelu przy samej
    plaży ok. 10 Euro za łóżko. Dużo przyjezdnych z Mołdawii i Gruzji. Przy
    hotelach brak parkingów strzeżonych. Łatwo o miejsca w prywatnych kwaterach.
    Ceny już od 150 tys. lei za pokój (5Euro), ale wtedy warunki od których już
    odwykliśmy i nie ma gdzie postawić samochodu.Plaże ładne z drobnymi kłującymi
    muszelkami, ale raczej brudne pomimo, że sprzatane (Rumuni to jeszcze więksi
    śmieciarze niż Polacy). Podobnie woda w morzu , trzeba się oddalić nieco od
    brzegu, przy którym niestety nie brakuje pływjących smieci. Raz widziałem dużą
    meduzę, natomiast teren jest całkowicie pozbawiony osób narodowości romskiej.
    Na promenadzie mnóstwo straganów z tandetą, w miare niezłe i dość tanie knajpki
    z piwem i trunkami.Można zaszaleć w dyskotekach. Ceny zbliżone do polskich z
    miejsc nieturystycznych, czyli dwa razy drożej niż w pozostałej części Rumunii.
    Odradzam modne Vama Veche, bardzo drogo, bardzo kiepsko. Najlepiej chyba w
    Mamaia i Eforie Nord. Można też spróbowć w miejscowościach planetarnych
    niedaleko Mangalii z tym że są to staromodne i trochę zaniedbane kombinaty
    turystyczne.Polacy są tam mile widziany powiem wręcz że miejscowi troche za
    nami tęsknią. W każdym razie miejsce dla odważnych i Ci się nie zawiodą tą
    wycieczką w lata osiemdziesiąte. Chyba już za długo pieprzę.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dsj4cup.htw.pl



  • Strona 3 z 4 • Wyszukano 189 rezultatów • 1, 2, 3, 4 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl.