Strona Główna Jak Dojechać Do Kokocka Jak dojechać do Słowacji jaja glisty zdjęcia jak napisać apel Jak mieć przyjaciół Jacek Kortus Jak grać w simtractor Jak działa sklep internetowy jaja glisty w kale Jadar Łódź |
Widzisz wypowiedzi wyszukane dla zapytania: jak dojechać do FrancjiTemat: Znow ta Francuska organizacja i wspanialosc Znow ta Francuska organizacja i wspanialosc PO moich przebojach z pozarami myslalem ze juz mam za soba dziwne historie... Najlepszy z Mercedesow czyli Klasa A :) nawalila i dzialalaw trybie manualnym zatem zakrecilem do Mobilolife Mercedesa z prosba o pomoc zareagowali szybko i bardzo milo plus dla nich. Poniewaz moglem jezdzic (az 50 km/h) to zaproponowano mi zebym sie stawil do serwisu w Puget Sur Argens International Garage S.A. Mialem tam byc w sobote... Wyruszylem z mojego miejsca do dealera o 9 rano (60 km) i troche bladzac znalazlem ich o godzinie 11:58 wchodze do garage :) i pokazuje kartke z mailem od assistance DB. - Prosze Pana warsztat jest po drugiej stronie ulicy musi pan tam sie udac - OK juz smigam Poniewaz droga cztero pasmowa musialem troche sie nakrecic zeby dojechac. Dojechalem do warsztatu o godzinie 12:03 - Alez prosze pana my pracujemy do 12:00 wracamy do pracy dopiero w poniedzialek - Alez prosze pana ja ekstra jechalem 3 godziny w korkach autem ktore sie przegrzewa i szarpie i nie przekracza 50 km/h czyli jest w trybie awaryjnym - PO awanturze telefonicznej z centrala assistance DB gosciu czyt. kierownik Mowi ze ja musz epanu pomoc ale juz zamykam nie mam nikogo kto by mogl pomoc zamykam brame ja wezwe panu assistance 24H i niech oni panu pomoga. Zamknieto serwis wygoniono mnie poza wrota i tak czekalem w upale dwie godziny po czym przyjechal gosc tez A klasa zreszta podlaczyl komputer skasowal bledy i auto bylo sprawne. Wszytko sie dzialo przed serwisem mercedesa w we francji w Puget Sur Argens. I niech mi ktos powie ze francuzi to normalny narod. Jak oni doszli do tego co maja? Wstyd i tyle. Poliglotami to oni tez nie sa. LAzy bones i tyle POzdrawiam z Lazurowego wybrzeza ARAFAT P.S Klasa A mercedesa to WIELKIE niewygodne G.wno na czterch kolkach ktore telepie ze tracisz zeby nie wspomne ze kregoslup moj wolal o pomste do nieba za te wspaniale fotele plus silnik ktory chodzi strasznie glosno i niemilo. ZGadzam sie Z Greenblackiem ze jak gwiazda to od C wzwyz Temat: Clic CLIC Jak dla mnie pewne szanse maja wersje "uzytkowe" swietne dla kurierow czy dostawcow towaru. A wyglad tam sie mniej liczy.. Wystarczy popatrzec jakie wynalazki jezdza we wloszech lub francji jako samochody "pracujace"... Wersja osobowa moze ma pewna szanse jako samochod miejski. Ale ja sie juz obawiam tych ktorzy beda usilowac tym pojazdem dojechac na wakacje.. Wyprzedzic TIRa i uniemozliwiac jazde samochodom.. Ja bardzo prosze o zakaz wyjezdzania tych wynalazkow na drogi krajowe... Nie wierze w bezpieczenstwo wehihulu.. Nie wystarczy zrobic klatki i wlozyc poduszki powietrznej. Wszystkie elementy musza ze soba wspolgrac. Bo nieco zle umieszczona poduszka spowoduje wiecej szkod niz zyskow.. Przeciez w bezpieczenstwo nalezy zainwestowac lata badan.. Wystarczy porownac testy zderzeniowe firm o tradycji motoryzacyjnej z tymi o nieco mniejszej (np. KIA). Widac roznice. A ja ciekaw jestem ile crash-testow zrobiono na prototypach Clic'a.. Kto opracowywal te dane Kto opracowal system komputerowy przeprowadzajacy modelowanie wypadkow ( jesli ktokolwiek takie modelowanie zrobil.. bo koszty sa nie bagatelne.) Tak samo z bezpieczenstwem czynnym.. Nie wystarczy wlozyc ABS.. Jesli ma on spelniac swoje zadanie to musi byc "zgrany" z zawieszeniem i ukladem kierowniczym.. A to znow koszty.. Ja osobiscie tego samochodu nie kupilbym ani sobie, ani nikomu ze swojej rodziny.. Wlasnie ze wzgledu na bezpieczenstwo (no i wyglad ale to jakby zupelnie inna kwestia - nieobiektywna). Pomimo ze bardzo bym chcial zakupic typowy pojazd miejski jako drugi w rodzinie. Niestety caly projekt wyglada jak zabawa.. Ktos narysowal samochod.. Zaczeto kombinowac jak to zlozyc z kawalkow no i cos tam wyszlo.. Ale bez POTEZNEGO kapitalu w przemysle motoryzacyjnym moze powstac tylko COS.. Fajne jest jako pojazd do jezdzenia po swojej duzej posesji na mazurach (tylko zeby mial wiekszy przeswit i jezdzil na benzyne bo gaz w kanistrze ciezko dowiezc)... Chyba w calym tym projekcie chodzi o to zeby wyciagnac jak najwiecej pieniedzy od inwestorow (jak sie znajdzie naiwych).. Placic przyemne pencje prezesowi i jego znajomym a na koncu ogolosic upadlosc (no coz.. nie wyszlo.. ci ludzie sa glupi nie chciali naszego wspanialego samochodu..) i szybciutko rozplynac sie we mgle.. Analogicznie jak z "wielkimi internetowymi bussinessami" ktore nigdy dolara zysku nie przyniosly... Ale za to sporo pieniedzy wyciagnely.. Bo inne wytlumaczenia sa raczej irracjonalne. Temat: Clic Szukanie naiwnych ?? Jak dla mnie pewne szanse maja wersje "uzytkowe" swietne dla kurierow czy dostawcow towaru. A wyglad tam sie mniej liczy.. Wystarczy popatrzec jakie wynalazki jezdza we wloszech lub francji jako samochody "pracujace"... Wersja osobowa moze ma pewna szanse jako samochod miejski. Ale ja sie juz obawiam tych ktorzy beda usilowac tym pojazdem dojechac na wakacje.. Wyprzedzic TIRa i uniemozliwiac jazde samochodom.. Ja bardzo prosze o zakaz wyjezdzania tych wynalazkow na drogi krajowe... Nie wierze w bezpieczenstwo wehihulu.. Nie wystarczy zrobic klatki i wlozyc poduszki powietrznej. Wszystkie elementy musza ze soba wspolgrac. Bo nieco zle umieszczona poduszka spowoduje wiecej szkod niz zyskow.. Przeciez w bezpieczenstwo nalezy zainwestowac lata badan.. Wystarczy porownac testy zderzeniowe firm o tradycji motoryzacyjnej z tymi o nieco mniejszej (np. KIA). Widac roznice. A ja ciekaw jestem ile crash-testow zrobiono na prototypach Clic'a.. Kto opracowywal te dane Kto opracowal system komputerowy przeprowadzajacy modelowanie wypadkow ( jesli ktokolwiek takie modelowanie zrobil.. bo koszty sa nie bagatelne.) Tak samo z bezpieczenstwem czynnym.. Nie wystarczy wlozyc ABS.. Jesli ma on spelniac swoje zadanie to musi byc "zgrany" z zawieszeniem i ukladem kierowniczym.. A to znow koszty.. Ja osobiscie tego samochodu nie kupilbym ani sobie, ani nikomu ze swojej rodziny.. Wlasnie ze wzgledu na bezpieczenstwo (no i wyglad ale to jakby zupelnie inna kwestia - nieobiektywna). Pomimo ze bardzo bym chcial zakupic typowy pojazd miejski jako drugi w rodzinie. Niestety caly projekt wyglada jak zabawa.. Ktos narysowal samochod.. Zaczeto kombinowac jak to zlozyc z kawalkow no i cos tam wyszlo.. Ale bez POTEZNEGO kapitalu w przemysle motoryzacyjnym moze powstac tylko COS.. Fajne jest jako pojazd do jezdzenia po swojej duzej posesji na mazurach (tylko zeby mial wiekszy przeswit i jezdzil na benzyne bo gaz w kanistrze ciezko dowiezc)... Chyba w calym tym projekcie chodzi o to zeby wyciagnac jak najwiecej pieniedzy od inwestorow (jak sie znajdzie naiwych).. Placic przyemne pencje prezesowi i jego znajomym a na koncu ogolosic upadlosc (no coz.. nie wyszlo.. ci ludzie sa glupi nie chciali naszego wspanialego samochodu..) i szybciutko rozplynac sie we mgle.. Analogicznie jak z "wielkimi internetowymi bussinessami" ktore nigdy dolara zysku nie przyniosly... Ale za to sporo pieniedzy wyciagnely.. Bo inne wytlumaczenia sa raczej irracjonalne. Temat: Chorwacja - plusy i minusy Gość portalu: Strato napisał(a): > Chorwacja wcale nie jest tak blisko jesli porownamy _czasy_ dojazdu. Pyrdlanie > po kretych, gorskich drogach jest piekielnie meczace, na dodatek sa rozne > atrakcje np. jadąc trafilismy na pogrzeb i 2 godziny w korku, w upale na > drodze krajowej bo kondukt musi przejsc, koszmar... zadnych ew. objazdow, > kierowania ruchem przez policje itp. No zgadza się, ale niektórym to nie przeszkadza. Ja kiedyś jechałem NAJKRÓTSZĄ trasą (ok. 1000 km) do Dubrownika z B-Białej przez SK, H, HR, BiH, HR - no i jechałem dłużej niż 2200 km do Hiszpanii, gdzie jestem po niecałej dobie jazdy (22h). Średnia prędkość max. to nie więcej niż ok. 60 km/h - byłem wykończony. Co do lepszych dróg (hmm... pojęcie bardzo względne - to mówię tylko w kontekście HR, w której mało jest autostrad) - to Jadrańska Magistrala mimo, że szeroka i równa, wyprzedzić coś graniczy czasem z cudem, no i też - po ok. 600 km jednego dnia ręce mnie normalnie bolały od kręcenia kierownicą i byłem zmęczony bardzo: autko całkiem niezłe to F.Focus 1.6. A ja jeżdżę raczej szybko. > Zastanawialem sie dlaczego jest tak malo turystow z EU i chyba juz wiem. Oni > nie chca jezdzic na "survival" tylko po prostu przyjemnie wypoczac. To jakas > paranoja, zeby szukac piaszczystych plaz na zasadzie "jedna pani, drugiej > pani". Czy tak trudno wydrukowac mapki z zaznaczonymi rodzajami plaz? Ja też się dziwię i zawsze mówię, że HR ma wiele innych zalet i nie można NA SIŁĘ szukać piasku na plaży: w paru miejscach "niby jest", ale po przyjeździe często okazuje się, że ten "piasek" to albo b. drobny żwir, albo... pył qrna jakiś, syf, nie wiadomo co! Kiedyś na taki syf trafiłem na campingu, który wg najnowszego przewodnika Pascala był super (do .upy - nawet drzew nie było, a co dopiero o porządnych WC mówić!) - i plaża miała być piaszczysta! Przestałem Pascala kupować. > Mam nadzieje ze niedlugo ucywilizuja sie ceny biletow lotniczych i bedzie > mozna szybko dotrzec do Francji, Hiszpanii, Wloch. > > > Pozdrawiam serdecznie Kolegę! :)) > > Rowniez pozdrawiam i ciesze sie ze nie jestem jakims samotnym maruderem :) > > Strato Ja też mam nadzieję na te bilety, ale to chyba (niestety) trochę czasu jeszcze musi upłynąć :( Aha! Strato! I tak nam się pewnie dostanie od fanatyków* "zwolenników"* Chorwacji. Oni nawet niektórzy nie słuchają, jak mówię, że HR piękny kraj całkiem szczerze! Ale niestety - piękno, to nie wszystko. Pozdrawiam! :))) Temat: Którędy do Czarnogóry? Witaj dzisiaj, Ja w BiH byłem w zeszłym roku, przejazdem. Za specjalistę sie nie uważam, ale bardzo mi się tam spodobało, jechałem tam pełen obaw (wiesz, miny, bandyci, złw drogi itp. różne opowieści) i przeżyłem miłe zaskoczenie. Jechałem trasą z Krakowa w okolicę Dubrovnika, z zamiarem zwiedzenia także Czarnogóry (ostatecznie tam nie dojechaliśmy). Jechałem trasą przez Słowację, Węgry (Budapeszt), Chorwację (Slawonię) i dalej BiH - Zenica, Sarajevo, Mostar i Metkovic. Tę trasę znam - piękne góry, wspanaiłe widoki w dolinie rzeki Neretwy, tunele. Ogólnie ok. Sporo policji w okolicach miast - trzeba stosować sie do ograniczeń prędkości, czasami można trafić na konwoje wojsk SFOR (robią sie korki). Trasa jest dobrze utrzymana, poprowadzona poza miejscowościami, jedynie w Sarajevie troszkę zahacza sie o miasto. W okolicy Sarajeva jest też fragment budowanej obecnie autostrady. Gór sie nie obawiaj, droga jest szeroka, dobrze wyprofilowana i ma przyzwoitą nawierzchnię. A teraz wracając do Twojej trasy. Udało mi się wejść na jakiś francuski routeplanner. I tak Zarówno najrótrsza, jak i najszybsza trasa Wrocłąw - Ulcinj prowadzi przez BiH. Jakby nie patrzeć masz do przejechania ok. 1300 km. W wersji najszybszej z Wrocławia jedzieśz przez dolinę kłodzką do Czech na Brno, dalej na Wiedeń, przez zachodnie Węgry (albo Słowenię) do Zagrzebia, z Zagrzebia kierujesz sie do BiH na Banja Lukę, dalej główną na południe na Mostar, a dalej na przejście graniczne Metkowic (uważaj na policję po chorwackiej stronie), dojeżdżasz do Magistrali Adriatyckiej, skręcasz na Dubrovnik i dalej na granicę z Czarnogórą. W wersji najrótszej: początek podobny, zamiast Wiednia Bratysława, dalej Węgry (Mohacs, Chorwacja (Osijek, Djakovo - jakbyś miałą tam problemy z autem polecam bardzo miłego mechanicara koło dworca autobusowego), dalej granica z BiH, Zenica, Sarajevo i tam zamiast jechać na Mostar, powinnaś wybrać drogę na Foce, dalej na Niksic (już Czarnogóra), Podgoricę i Ulcinj. Szerokiej drogi !!! Temat: Projekt Prowansja Dziękuję za sugestie:) Fakt, że droga mordercza i my zawsze jedziemy 3 - 4 dni w jedną stronę. Ale znam takich, co sie chwalą że trasę Katowice - Nicea robią jednym skokiem. Tylko po co? My z Col de Tende dojechaliśmy wieczorem na nocleg do Ala w północnych Włoszech, a następnego dnia bez pospiechu do Zwickau, gdzie bardzo lubimy nocować. Taka podróż nie jest zbyt męcząca, bo w hotelu się wysypiamy, jemy śniadanie i nikt nas nie goni. Myślę, że podróż to jedno, a zwiedzanie Prowansji to drugie. Celowo nie sugeruję miejsca noclegu, bo my np. w dobrze położonym motelu zostajemy kilka dni i robimy wycieczki w promieniu 100 km.Tak, jak piszesz. Rzecz w tym, ze dziewczyny chcą zwiedzać, a nie siedzieć w miejscu. Bo wtedy pojechałyby po prostu do Port Grimaud, gdzie jedna z nich była i wróciła zachwycona. I chcą zobaczyć jak najwięcej! Gdybym miała z tego programu wybierać - jest to program maksimum, chociaż zabrakło Gorges du Verdon - wyrzuciłabym wszystkie duże miasta, bo są męczące i czasochłonne. Szukanie parkingu może odebrać chęć do zwiedzania. Wiem, że są tu miłośnicy Monte Carlo, ale ja wolę piknik w plenerze nieopodal Oppede le Vieux:) I za wszystkie Awiniony i Nicee świata nie oddałabym wieczoru w Camargue. Problemem jest pora roku, bo faktycznie dzieci mają wakacje... rzadko podróżuję latem i nawet nie wyobrażam sobie, jak to jest. Ale po Francji nie trzeba jeździć autostradami, wręcz nie należy, a jazda cudną aleją platanów - nawet w skwarze - to już zupełnie inna bajka. > Sorry za pesymizm (realizm?). Nic nie szkodzi:)Mnie łatwo zachwalać podroż, bo nie siadam za kierownicą;) Pozdrawiam:) Alina Temat: dzialalność ZDiK dzialalność ZDiK Z dużą dozą obawy zastanawiam się czym jeszcze może mnie Nasz kochany Zarząd Drog i Komunikacji zaskoczyć. Po pierwsze most milenijny - jest on niewątpliwie ładny i jedyny zresztą wybudowany w naszym mieście przez polaków, ale żadnych- powtarzam żadnych problemów komunikacyjnych nie rozwiąże jeśli nie zostanie prawidłowo (sensownie) włączony w układ komunikacyjny a na to w najbliższym czasie się nie zanosi tak samo zresztą jak słynna estakada nad Strzegomską. Tyle było szumu z budową i otwarciem po czym sie okazało że praktycznie niczego nie ulatwia a w dodatku utrudnia przejazd Strzegomską w kierunku miasta. Obecność mostu przeniesie jedynie część korków z ul. Reymonta i Trzebnickiej na Osobowicką, Bezpieczną i Obornicką. Proszę sobie wyobrazić mieszkańców wschodniej części Wrocławia usiłujących się dostać na Psie Pole. Dojazd np. Strzegomską do estakady i nie ma jak na nią wjechac. Trzeba albo przez Szkocką-blokady albo odczekać swoje w korku. Jak już odczekamy w korku to nie ma już sensu wjeżdżać na estakadę, można już i dalej przez centrum i dalej most osobowicki i trzebnicki. Jeśli estakadą i na most milenijny to utykamy na Osobowickiej lub Obornickiej. A jesli chcielibyśmy dojechać do placu Kromera to zawiesimy sie na Kasprowicza i Boya-Żeleńskiego. Jazda w odwrotnym kierunku jest jeszcze weselsza: jadąc Kasprowicza (w korku a jakże) wjeżdzamy albo w Broniewskiego ,Bałtycka Osobowicka(korek; uwaga! w ulicę na Polance nie można -od końca remontu Obornickiej nie ma jazdy w Osobowicką ani na most osobowicki sic!) albo Żmigrodzka i Bałtycka. Dostawszy się na most i dalej na estakadę utykamy na Klecińskiej i klniemy ile wlezie. Już sam wjazd w gardło Klecińskiej jest zatkany. Cześć korka można ominąć jadąc na południe skrecając w Szkocką, następnie w lewo (np. Holenderska, Norweska) do Francuskiej i nią do Kleciśskiej-zysk do 15-20 minut na odcinku 800 metrów. Pozdrawiam życząc dalszych sukcesów na polu rozwiazań komunikacyjnych i owocnego planowania długoterminowego. P.S Czy już wiadomo kiedy wiadukt na Strzegomskiej (koło pafawagu) bedzie zamkniety? Pozdrawiam. M Temat: sama w Paryżu, help! To jak dojechać do Wersalu i do Disnaylandu to na tym forum było wałkowane setki razy (w ciągu ostatnich miesięcy też) i niestety nadal są te same pytania. Nic dziwnego że potem ciężko coś znaleźć skoro w kółko pisze się o tym samym. Co do bezpieczeństwa to ja byłem z żoną i dzieckiem. Najpóźniej wracaliśmy z Disneylandu. Wtedy metrem jechaliśmy około północy i nie było żadnych niemiłych problemów. Współtowarzysze podróży co prawda różni, ale chodzi o to aby poczuć klimat miasta. Jeszcze w RER wsiadł gość z mocnym piwem w dłoni (mocne tzn kilkanaście % - u nas chyba takich nie ma a mówią że to my jesteśmy krajem pijaków), przysiadł się do francuskiej rodzinki z dziećmi i uderzył w jakieś dysputy. Nie wiem o czym gadali bo nie znam francuskiego, ale sytuacja która na początku wyglądała na próbę zaczepki okazała się zupełnie niegroźna. Zresztą najbardzie to się przeraziłem już na starcie jak jechaliśmy z lotniska CDG kolejką do Centrum. Było to w sobotę popołudniu, a Murzyni nie wyglądali przyjaźnie. Wtedy się przekonałem, że tak to już tam jest i tyle. Nikt nikogo nie zaczepiał a na Gare du Nord chodzili policjanci z karabinami. Niemniej jednak słyszałem w metrze komunikaty o kieszonkowcach. Co do poruszania się na piechotę - można tak sobie zaplanować dzień. Że metrem jedzie się tylko dwa razy - rano aby dotrzeć do Centrum (lub innego miejsca ciekawego) a drugi aby wrócić do miejsca noclegu. Po to w końcu tam jedziesz aby chodzić, oglądać, poczuć klimat. Nie chodzi o to, żeby jeździć metrem od "najważniejszych" zabytków przez cały dzień. Miłego pobytu. Temat: Tour the France Dzień dobry. Czuję się mile połechtana i odpowiadam. Rzeczywiście byłam na Ventoux podczas Dauphine Libere, ale nie sądzę, że było tam o wiele mniej widzów niż podczas TdF. Ludzie zjeżdżali sie przez cały dzień, część na rowerach, część samochodami, zostawiając je kilka km przed szczytem. Co najmniej dwa ostatnie km drogi na szczyt były wręcz oblepione ludźmi. Myślę, że sanse na stopa są duże, ale nie wiem jak daleko można dojechać i z jaką prędkścią. Alpe d'Huez to w końcu "ślepa uliczka", a gdzieś samochód trzeba zostawić.Tak czy siak, spacerek pod górę gwarantowany, nawet dla zmotoryzowanych. Drogi będą zamkniete na kilka godzin przed przejazdą kolumny wyścigu (kolumna reklamowa jedzie ok. godzinę przed zawodnikami). Dobre miejsce widokowe trudno znaleźć, chyba optymalne jest miejsce najbardziej strome i takie skąd widać co się dzieje niżej. samą metę raczej odradzam, jest przeważnie płasko, tłoczno, zawodnicy zaraz znikają i jedyny pozytyw to dekoracja zwycięzców. Mozna w końcu umówić się z kimś w kraju żeby nagrał relację TV na video. Oczywiście inaczej sytuacja się przedstawia podczas wyscigów płaskich - wtedy tylko meta! Po etapie wszyscy zjeżdżają i tworzą się imponujące korki. Ja z Ventoux też zjeżdżałam stopem, bez problemu. Śmieciarka czyli voiture balai (czy koniec wyścigu), to samochód do którego wsiadają kolarze, którzy wycofali się z rywalizacji. kiedy przyjeżdża na metę to znak, że nikogo już nie ma na trasie i można wracać. ma charakterystyczną miotłę na dachu. Co do namiotu, to myslę, że znalazłoby się miejsce, tyle że: 1. obozowanie na dziko jest we Francji NIELEGALNE (nie wiem jak wygląda egzekucja prawa w praktyce) 2. nie wiem jak się rozbije namiot na zboczu góry, Ventoux to bez wyjątku kamienie. Zrobiłam sporo zdjeć, ale niewiele jest udanych - im szybsza jazda tym gorzej, ale może to kwestia aparatu faotograficznego. W tym roku odpuściłam sobie wyścigi, ale na jesieni wybieram się do Bretanii i Normandii, m.in. na grób Jacquesa Anquetila. Marzy mi się wyprawa na klasyki flandryjskie: w jednym tygodniu Ronde, Gandawa-Wevelgem i Paryż-Roubaix, ewentualnie klasyki ardeńskie, ale to by raczej wymagało samochodu. Pozdrawiam! Temat: Wycieczki samochodowe po Europie. Witaj Beatko ! No cóż, jak widzisz, mój wątek wyzwala obecnie wiele złośliwości - pora więc go chyba kończyć... Ale, oczywiście, jeszcze Tobie odpiszę o górach w Katalonii : W Pireneje wjechałem od strony Francji... Malownicze serpentyny w Księstwie Andory prowadzą na Port d'Envalira [2.407] - najwyższą dla autka przełęcz w Pirenejach... Prawdziwe jednak piękno Pirenejów można poznać dopiero jadąc dalej na zachód - do jedynego katalońskiego parku narodowego : Parc Nacional d'Aiguestortes i Estany de Sant Maurici {P.N. Spienionych Wód & Stawu św. Maurycego}... Świetnym miejscem na nocleg okazuje się górskie miasteczko Espot... Stąd można jeep'em dojechać do samego, słynnego, przepięknego stawu, otoczonego skalnymi turniami... Można tu sobie plażować lub wyruszyć na jeden z licznych szlaków... Podobnie wygląda po zachodniej stronie parku... Dojeżdżamy tam krajobrazowymi drogami wokół parku - przez przecudniej wprost urody przełęcz Port de la Bonaigua [2.072], gdzie koniecznie trzeba się zatrzymać, pospacerować i zajrzeć w dal doliny Arriu de Ruda... Dalej droga prowadzi przez zieloną Vall d'Aran, Tunel de Vielha, potem obok niesamowitego głazowiska w Vall del Noguera Ribagorcana, aż do Vall de Boi, samego Boi i innych tysiącletnich wiosek... Stąd też warto wyruszyć na szlak do parku, gdzie w cieniu prawie 3-tysięczników można podziwiać ponad 100 stawów i szumiące wodospady... Dalej na zachód to już była Aragonia - chyba najpiękniejszy region Hiszpanii, spokojny, pełen pięknych zapór, ze słynnym P.N. de Ordesa w Pirenejach i zdumiewającym parkiem przy Monasterio de Piedra... Ale to już całkiem inna bajka... :) Pozdrawiam serdecznie bah7 P.S.: 'Trefl' szukuje nam chyba długi dreszczowiec... :) Pozostałe odpowiedzi są w moich ostatnich e-mail'kach, prawda ?... Temat: Kto do Paryża? Gość portalu: Mlody napisał(a): >Polki ubieraja sie o niebo gorzej... Fakt. >No i same niewiasty,Francuski, wiekszosc to brunetki..hmmmmmmmmm. Fakt (dużo ładniej się malują) > Sam Paryz, duze miasto, mnostwo zabytkow, ktore w kilka dni niepodobna wszystkich zwiedzic, ciagle przesiadki z jednego metra w inne. Wrazenie? Niesamowicie brudne miasto. Brak toalet, Sylwestre na Polach Elizejskich, tlum ludzi od Luku do Placu Concorde i ani jednej toalety Mnóstwo toalet, wzglenie czysto i wszędzie pełno ludzi. > Poblize Grande Arche, cos w stylu Galerii Łódzkiej z Auchanem w srodku, przy wejsciach niesamowity odor ludzkiego moczu. Jednym zdaniem: Paryz to brudne i niezadbane miasto. Będą zdjęcia i niech każdy porówna z Łodzią Bitwa o jedzenie jak kilkanascie tysiecy osob w halach expo chce dostac swoj przydzial jedzenia.... I tak szło całkiem sprawnie. Spróbuj wyżywić ponad 80000 ludzi w ciągu godziny. > Inna mentalnosc tamtejszych mieszkancow, metro, niesamowity scisk, ledwie jedno stukniecie przypadkowe, niemal niezauwazalne innego wspolpasazera, zawsze uslyszysz przepraszam. Srodki transportu publicznego, ktos pyta sie o godzine i dzieki temu rozmowa sie rozwija, ludzie zupelnie sobie obcy zaczynaja mowy..... Zupełnie inna mentalnośc. Wracając z Sylwka ok. 4 nad ranem mimo całkowitego niezrozumienia całkiem niezła zabawa; Znajomi wyciągneli mapę w metrze i ktoś podszedł spytał się czy w czyms pomóc >Metro. Świetna organizacja całej sieci. Z każdego punktu Paryża można dojechac metrem. Wagoniki w godzinach szczytu co 5 minut. Autobusy co 5,6 minut. tramwaje też. A że trzeba było czasami poczekać... Spróbuj zaprosić 1/10 z tych turystów do Łodzi i sprawnie zorganizować komunikację. Jedyne co mnie rozczarowało to sam Sylwek. Podświetlnie Łuku Triumfalnego wyłączono o północy, a wieży Eiffla o 1. Brak pokazu sztucznych ognii (dużo więcej sztucznych ognii jest w Łodzi). Ale i tak będe miło wspominał... Temat: ------------SAARBRÜCKEN oder SAARLAND ------------ SAARBRÜCKEN ->> Forbach Z dworca glownego w Saarbrücken kierujesz sie w strone Metzer Straße, do przejscia granicznego zw. Goldene Bremm Plan miasta: sbserver.saarbruecken.de:4680/query Z dworca mozna dojechac linia nr 42, jadaca w kier. 42 Saarbrücken Habsterdick i wysiasc na przystanku Saarbrücken Goldene Bremm Siec autobusowa/tramwajowa w Saarbrücken:fahrplan.saarbahn.de:8000/cgi- bin/fndroute?akv=Liniennetz W mysl Deutsche Bahn z "Saarland-Ticket " za 21 Euro mozna jechac srodkami komunikacji miejskiej ( Das Ticket gilt in den Nahverkehrszügen der Deutschen Bahn im Saarland und in Rheinland-Pfalz, sowie in den Verkehrsmitteln von VRS, RMV, RNN, WVV, den linksrheinischen Verkehrsmitteln von VRN und KVV, den Regio- Buslinien im Saarland und den Regiolinien in Rheinland-Pfalz.) Ale jesli jedziesz z Moguncji (Mainz) bedziesz jechal na Rheinland-Pfalz- Ticket, wtedy nie mozna jechac na tym bilecie po Saarbrücken autobusem (Das Ticket gilt in den Nahverkehrszügen der Deutschen Bahn in Rheinland-Pfalz und im Saarland, sowie in allen Verkehrsmitteln von WVV (Westpfalz Verkehrsverbund) und VRT (Verkehrsverbund Region Trier). Im VRM (Verkehrsverbund Rhein-Mosel) auf allen RegioLinien der RMV, RWN, NVG und Moselbahn, sowie in allen Verkehrsmitteln in den linksrheinischen Gebieten der Verbünde KVV (Karlsruher Verkehrsverbund), RNN (Rhein-Nahe-Nahverkehrsverbund) und VRN (Verkehrsverbund Rhein-Neckar.) Bilet z dworca kolejowego Forbach kosztuje 2,2 euro (na podstawie: Gemeinschaftstarif mit Forbach ) Patrz: www.saarbahn.de/fahrplan.html Zalezy od tego co bedziesz robil we Francji, ale moze byc dla Ciebie interesujacy taki "ponadregionalny" bilet - Das Saar-Lor-Lux-Ticket za 15 euro i smigasz w Saarland, Francji i Luksemburgu. PZDR Loiterer miroda napisał: > Potrzebuje wskazowek odnosnie przejscia granicznego z Francja (Forbach). > Jak tam sie dostac z Hauptbahnhofu i czym. > Czy mozna uzywac LänderTicketu w komunikacji miejskiej ? > > radekwniemczech@wp.pl > miroda@web.de > > Temat: Newsweek Znalazlem i zalaczam; Szusem przez Europę Dla amatorów i zawodowców. Dla miłośników natury i luksusów. Na weekendową lub daleką wyprawę. "Newsweek" poleca najlepsze stacje narciarskie Europy. Co roku w listopadzie dręczy nas to samo pytanie: dokąd tej zimy na narty? Aby dokonać trafnego wyboru, "Newsweek" poprosił o pomoc ekspertów. Wzięli oni pod lupę stoki od Słowacji i Czech przez Austrię, Włochy po Francję i Szwajcarię. Porównywali koszty karnetów, oceniali łatwość dojazdu, liczbę wyciągów, jakość tras i otoczenie. Ale brali też pod uwagę własne wspomnienia z narciarskich wypraw. W ten sposób powstał nasz europejski miniatlas narciarski. Jagna Marczułajtis, mistrzyni snowboardu, poleca w Austrii wiecznie modny i niedaleki Kaprun, przyjazne dla rodzin Bad Gastein oraz młodzieżowe Les Deux Alpes we Francji. Małgorzata Tlałka, nasza była alpejka, proponuje francuskie Trzy Doliny, włoską Madonna di Campiglio oraz słowacki Chopok na weekendowe wypady. Andrzej Bachleda-Curuś, słynny narciarz, medalista mistrzostw świata, zaprasza do Francji, do Trzech Dolin. Jacek Trzemżalski, szef "SKI Magazynu" postawił na cztery austriackie regiony: sielankowy Turracher Höhe, modny Sölden, najbliższą stację z lodowcem Schladming, a także na perłę doliny Zillertal - Hintertux. Na koniec Krzysztof Olejnik, dziennikarz "Newsweeka", dorzucił na rozgrzewkę przed sezonem czeski Szpindlerowy Młyn. A na długi urlop z rodziną rekomenduje francusko-szwajcarski region Portes du Soleil. Zaś miłośnikom krajobrazów poleca włoską dolinę Val Gardena. Połamania desek! Więcej o nartach w Europie w "Wiadomościach" Radia Zet w piątek 5 listopada Krzysztof Olejnik Artykuł ukazał się w tygodniku Newsweek Polska, w numerze 45-46/04 na stronie 94 Pzdr.Skyddad Temat: Portugalia - samochodem? Z całym szacunkiem dla Bynka, Radka i innych uczestniczących w tym wątku (niezwykle ciekawym), ale może nie należy się śmiać z wątku "o której zajmować leżaki" skoro dla niektórych dobre miejsce przy basenie jest podstawą dobrego wypoczynku. Zarówno podróż samochodem, jak i samolotem ma swoje dobre i złe strony. Pamiętam mój wyjazd do Hiszpanii do Tossa de Mar w 1998 roku. Dwutygodniowy pobyt w hotelu z wyżywieniem z dojazdem własnym wykupiony w biurze podróży TUI za niewielkie pieniądze. Przed podróżą wielkie przygotowania, mapy, przewodnik Pascala (może dla kogoś śmieszny, dla nas bardzo pomocny) i postanowienie przejazdu nie autostradami (strzał w dziesiątkę), nie ze względów oszczędnościowych, ale za namową znajomych, którzy co roku wyjeżdżali do Francji. Wyjazd tydzień wcześniej niż wykupione wczasy. Wydawałoby się, że to wystarczy aby spokojnie dojechać na Costa Brava. Może wystarczyłoby, gdyby nie te boczne drogi (o których ktoś już pisał) we Francji i tyle miast i miasteczek (m.in. Le Puy, Carcassonne), do których trzeba koniecznie zjechać. Później już przestaliśmy reagować (z żalem)na te widoki bo do Tossy nie dojechalibyśmy nigdy. Dwa tygodnie w Hiszpanii, zwiedzanie okolicznych miejscowości, 3 dni na plaży i powrót do Gdańska mniej więcej przez tydzień. Po drodze przystanki m.in. w Andorze, Champanii, Paryżu (dwa dni). Wycieczka do dzisiaj pozostaje w pamięci, urlop trwał ponad cztery tygodnie, wiele zobaczyliśmy. Chwalę sobie taką formę wypoczynku, ale dobrze kiedy nas nic nie goni, nie jesteśmy skazani na tanie noclegi, bo np. we Francji trudno je znaleźć. Średnio za nocleg we Francji płaciliśmy około 300-400 zł za dobę (w 98 roku) + kolacja w granicach 200-250 zł. Nie wspomnę o cenach w Paryżu, gdzie dwa dni kosztowały prawie tyle co dwa tygodnie w Hiszpanii. Nie da się ukryć, że taka podróż w tamtą stronę jest rewelacyjna, z powrotem już nie za bardzo. Nie wiem, czy to zmęczenie podróżą, czy świadomość zbliżającego się końca urlopu i powrót do pracy, ale myślę że to drugie, chociaż swoją pracę bardzo A poza tym takie podróżowanie wcale nie jest tańsze niż samolotem. A niestety wielu naszych Rodaków kieruje się ceną. Wycieczka samolotem na pewno nie dostarczy tylu wrażeń po drodze (chociaż dla niektórych, kto wie???), natomiast na miejscu czasami to co zastajemy przerasta nasze oczekiwania. Mam na myśli zwłaszcza dalekie podróze, np. Meksyk, czy Tajlandia. Dla mnie zdecydowanie większe wrażenie niz podróż po Europie samochodem. A jeżeli jeszcze dochodzi do tego maksymalnie dwutygodniowy urlop to wyboru w zasadzie nie mamy nawet biorąc pod uwagę kierunki europejskie. Lepszy samolot i wynajem samochodu na miejscu. Trochę zazdroszczę Malinie, która dwa razy próbowała dojechać do Portugalii, ale boczne drogi we Francji w Hiszpanii ją zatrzymały. Ja ze względu na ograniczony czas podróży wybrałam rozwiązanie pośrednie fly&drive i mam nadzieję, że Portugalia zauroczy mnie również tak jak Was. Pozdrawiam Temat: Rainboiw Tours Francja- Paryż, Zamki Nad Loarą i M Rainboiw Tours Francja- Paryż, Zamki Nad Loarą i M Rainboiw Tours Francja- Paryż, Zamki Nad Loarą i Mt. St. Michel Francja jest piękna, warta zobaczenia, ale nie z biurem rainbow tours. Sam program wycieczki jest ciekawy, transfer do autokaru z rożnych miejscowości został sprawnie przeprowadzony, standard hoteli w których się nocowało tez był przyzwoity. Jednak biuro powinno rozsądniej dobierać pilotów. Pilotka wycieczki Paryż miasto Marzen nie znała w ogóle języka francuskiego! A pilot wycieczki Francja- Paryż, Zamki Nad Loarą i Mt. St. Michel ,pan Grzegorz jest niepoważną osobą. Ale po kolei. Dojazd od granicy polski do Orleanu trwał o 3 godz. dłużej niż planowano, były korki na drodze to oczywiste, ale to ze autokar zabłądził i ponad dwie godziny jeździliśmy po jakiś wioskach, nie słysząc od pilota ani słowa wyjaśnienia jest chyba niepoważne. Dojechaliśmy do hotelu około godziny 16 i pilot poinformował nas tylko, ze w pierwszym dniu nie będzie realizowany program, zostanie on przerzucony na dzien następny ( kosztem zamków). Rozumiem ze kierowcy musieli odpocząć, ale jest komunikacja miejsca a cala wycieczka wołała jechać do miasta niż przez cale popołudnie i wieczór siedzieć w pokoju wielkości 5 m2 w którym znajdowały się 3 łóżka, a włączenie równocześnie tv i ładowarki do komórki owocowało wyłączeniem prądu!. No ale do pilota nic nie docierało, on był zmęczony, i dlatego wszyscy musieliśmy siedzieć w hotelu. Pilot podał tylko swój numer komórki,nie podając nr do ambasady, lub centrali biura podróży, wiele osób nie miała roamingu, a w żadnym hotelu nie podał nikomu nr swojego pokoju w razie nagłego wypadku. Kolejna nieciekawa sytuacja zdażyła się gdy 20 km do Wersalu jechaliśmy 3.5 godzin, a wracaliśmy niecałe pół godziny, chociaż pilot był tam już 20 razy (usłyszeliśmy to od niego na samym początku). Od pilota nie usłyszeliśmy ani słowa przepraszam, ani wyjaśnienia czemu dojazd trwał tak długo. Pytany zbywał nas słowami „ma pan/pani rację”. Pod bramom wersalu po prostu nas zostawił dając 3 godz czasu. Panował tam wielki chaos, kupa turystów, wiele możliwych dróg zwiedzania, próbowaliśmy to jakoś ogarnąć sami tracąc czas zwiedzania bo pilota to nie interesowało co się z grupą dzieje. Pilot wykonywał minimum swojej pracy, po prostu wiózł na miejsce, dawał bilety i informował o godzinie powrotu. Nie opowiadał o Paryżu, tylko raz pokusił się by nam opowiedzieć co widzimy gdy jechaliśmy jedną z ulic. Sytuacji w których widać było jego niekompetencje było wiele. Jadąc metrem nie przewidział ze musi mieć drobne dla 46 osób a kasy o 8 godz są zamknięte i półtorej godziny czekaliśmy żeby je otworzyli czekając na dworcu na metro, zorganizował wycieczkę nocny Paryż nie dajcie się na to nabrać!!!! Pobrał po 10euro, sam poszedł na kabaret moulin rouge, nie informując ze on się na to zwiedzanie nie wybiera a osoby w autobusie będą jeździły z kierowcami, którzy nie znali miasta ( 10 razy objeżdzali w koło plac concorde), nie znali również francuskiego, a na nocne zwiedzanie pojechały osoby niepełnoletnie. Dano czas wolny pol godziny na placu Concorde, a później po prostu ruszyli nie licząc osób w autobusie, trzeba się było samemu pilnować. Zwiedzanie nocnego paryża miało trwać 2 godziny tymczasem już po 1.5 godziny kierowcy stanęli pod kabaretem informując ze to koniec objazdu i możemy siedzieć i czekać na pilota i osoby które poszły na kabaret. Nie dajcie się nabrać na ta wycieczkę! Dwie osoby spóźniły się 5 minut na zbiórkę, pilot planował je zostawić pod katedrą za to że się spóźnily, grupa kazała mu czekać! On uważał ze osoby które się spóźniają same mają sobie dojechać do hotelu- a on ani razu nie podał nam nawet jakim numerem metra można się dostać pod hotel, jaka to jest stacja, ani dzielnica paryża. Wejście do muzeum figur kosztuje 20euro od osoby! Nie warto! Lepiej przez ta godzine pospacerować sobie ulicami Paryża, pochodzić po sklepach lub coś zjeść. Jeden raz proponują kolację za 15 euro. Lepiej zjeść gdzieś w pobliskich knajpach. Ślimaki za 11 euro w połowie były puste, cos takiego nie powinno się zdarzać! Mogłabym jeszcze wiele wymieniać. Podejrzewam że po prostu źle trafiliśmy, ale osoby z równoczesnej wycieczki Paryż miasto marzeń także były bardzo niezadowolone ze swojej pilotki, która była 1 na 76 osób, nie znała francuskiego, i była bardzo nieprzyjemna. Temat: Portugalia - samochodem? Witaj Grażyno! Trochę poczułem się wywołany do tablicy ,bo to ja wspomniałem o moim zdaniem śmiesznym wątku – o której zajmować leżaki. Oczywiście nie śmieszy mnie sam wątek ale wypowiedzi uczestników tych niezwykłych zawodów oraz to , że zafundowali oni to sobie za własne pieniądze. Pieniądze często nie małe . Oczywiście ,że każdy może spędzać wakacje tak jak chce. Nawet jeżeli ma to być 2 tygodnie leżenia na leżaku przy basenie. I nie to mnie rozbawiło. Ale trochę śmieszą mnie sytuacje , gdy stateczni ,często mający sobie wysokie mniemanie ludzie , toczą podchody o kawałek plastiku .Śmieszy mnie a także trochę irytuje chęć przywłaszczenia sobie czegoś co należy do wszystkich .Chęć pokazania wszystkim jaki jestem sprytny. Bardziej pasuje tu słowo cwany. Dawniej , gdy moje dzieci były jeszcze zbyt małe na inne wczasy , również miałem okazję oglądać takie sceny.Tak jak wskazuje większość wypowiedzi , prym w tym wiodą Niemcy. Prawdopodobnie z byłej NRD. Polacy jednak za zwyczaj podejmują rywalizację . Wydaje mi się , że trzeba nieć trochę godności. Trochę dystansu do tak trywialnych problemów jak miejsce przy basenie za wszelką cenę. Bo przeważnie tych miejsc jest dosyć i starczyło byich dla wszystkich , gdyby zajmować tylko wtedy gdy się z nich korzysta. Ktoś na forum nazwał to buractwem . Na koniec trafnie podsumował wszystkich niejaki nygus. To tyle jeżeli chodzi o leżaki. Wracając do wątku tego forum cieszę się , że również jesteś zwolenniczką wakacji w drodze .Zapewne jak rozumiem tylko skromny urlop uniemożliwia Tobie ten sposób podróżowania po Europie. Całkowicie się z Tobą zgadzam, że przez Francję można jechać i nie dojechać do celu bo tyle jest tam ciekawych miejsc. Zaskoczyły mnie jednak Twoje wydatki na noclegi we Francji. Średnio 300-400zł za dobę!? To dosyć dużo - wiem , że bez problemu można wydać także 2-3 razy więcej. Można było także - zwłaszcza we Francji ( ad 98) wydać znacznie mniej .My co prawda zasadniczo sypialiśmy na campingach ale bywało także w hotelach. Nocleg dla 2-3 osób średnio 100zł w hotelu i 60zł na campingu. Skąd takie różnice - może potrzebujesz wyższego sttandardu? Nawet ceny z roku 2003 , chociaż istotnie wyższe niż w 98 , to i tak jakoś mi nie pasują do tego co opisujesz. W 2003 za skromny hotel we Francji płaciłem 30-50E to jest 140- 250 ( 2 osoby). Kolacje a za 200-300 zł też pewnie była w droższym hotelu. Przy takim podejściu do wydawania pieniędzy podróż samochodem robi się zabawą dla b.bogatych . Nam udaje się to robić znacznie taniaj (baz sknerstwa) ale wiem , że niektórzy potrafię wydać jeszcze mniej (patrz ten wątek – Mietek) Co do powrotu z wakacji to chyba tak już jest , że jest trochę mniej przyjemnie. To chyba bliska perspektywa kieratu życia codziennego , trochę znudzenie , trochę zmęczenie . pozdrawiam bardzo serdecznie bynek. p.s. nie wiem dlaczego ale dopiero dziś zauważyłem Twój post. Temat: oczy Buddy na zderzaku (medytacja dla kierowcy) oczy Buddy na zderzaku (medytacja dla kierowcy) kochani, moze wam sie spodoba :) serdecznosci lip _______ Medytacja Kierowcy Thich Nhat Hanh W medytacji chodzenia nie chodzi o to, żeby dokądś dojść. Chodzenia używamy po prostu jako obiektu na którym możemy się skoncentrować. Nawet jeżeli musimy się dokądś dostać - musimy tam dojść lub dojechać, mamy wtedy okazję do praktyki. Thich Nhat Hanh, wietnamski mistrz Zen i poeta, napisał wiele gath, czyli zwięzłych wersów, żeby wesprzeć naszą uważność podczas codziennych aktywności, takich jak na przykład prowadzenie samochodu. Zanim włączę silnik, Wiem dokąd chcę dojechać. Samochód i ja jesteśmy jednym. Jeśli on jedzie szybko, ja jadę szybko. Jeśli będziemy uważni w momencie odpalania samochodu, będziemy również wiedzieć jak właściwie go użyć. Kiedy jeździmy, zwykle myślimy o chwili przyjazdu, marnujemy całą podróż na rzecz myślenia o tym co będzie, kiedy dojedziemy. Jednak życie możemy znaleźć tylko w obecnej chwili, nigdy w przyszłości. Zupełnie możliwe jest, że po przyjeździe będziemy jeszcze bardziej cierpieć. Skoro mówimy już o celu podróży, dlaczego nie mielibyśmy powiedzieć czegoś o ostatecznym celu naszych podróży, cmentarzu? Nie chcemy jechać w kierunku śmierci, chcemy jechać w kierunku życia. Jednak gdzie ono jest? Życie można znaleźć jedynie w tej chwili. Dlatego też każdy przejechany kilometr, każdy krok, powinien przybliżać nas do teraźniejszego momentu. To jest właśnie praktyka uważności. Widząc czerwone światło lub znak stopu, możemy się uśmiechnąć i podziękować im - są bodhisattwami pomagającymi nam wrócić od teraźniejszej chwili. Czerwone światło jest dzwonem uważności. Wcześniej uważaliśmy go za wroga uniemożliwiającego nam osiągnięcie celu. Teraz wiemy jednak, że czerwone światło jest naszym przyjacielem pomagającym nam oprzeć się pośpiechowi, wzywającym nas do pozostania w chwili obecnej - tu, gdzie możemy znaleźć życie, radość i spokój. Nawet jeżeli nie jesteś kierowcą, możesz pomóc wszystkim pasażerom poprzez praktykę oddychania i uśmiechania się. Wiele lat temu pojechałem do Kanady, żeby poprowadzić tam odosobnienie. Przejeżdżaliśmy wtedy z przyjacielem przez Montreal. Pamiętam, że za każdym razem, gdy zatrzymywał się przed nami samochód, na tablicy rejestracyjnej pokazywał się napis "Je me souviens" ("Pamiętam"). Nie wiedziałem o czym chcą oni pamiętać, prawdopodobnie o swoim francuskim pochodzeniu, wpadłem jednak w związku z tym na pomysł: "Mam dla was wszystkich prezent" powiedziałem przyjacielowi "Za każdym razem, gdy zatrzyma się przed wami samochód z napisem 'Je me souviens', możecie traktować to jako dzwon uważności, pomagający wam oddychać i uśmiechać się. A jadąc przez Montreal będziecie mieć mnóstwo takich okazji." Mój przyjaciel był wniebowzięty! Tak mu się spodobała ta praktyka, że podzielił się nią z 200 osobami podczas odosobnienia. Jakiś czas potem, gdy przyjechał odwiedzić mnie we Francji powiedział, że Paryż nie jest dobrym miejscem na praktykę kierowania samochodem, ponieważ tu ludzie nie mają znaków "Je me souviens". Powiedziałem mu, że może przecież praktykować z czerwonymi światłami i znakami stopu. Kiedy opuścił Plum Village i wrócił do Montrealu napisał do mnie piękny list: "Thay, praktykowanie w Paryżu było bardzo łatwe. Nie tylko praktykowałem z czerwonymi światłami i znakami stopu, ale za każdy razem, gdy zatrzymywał się przede mną samochód, widziałem mrugające do mnie oczy Buddy. Nie mogłem się do nich nie uśmiechnąć." Nie walcz, gdy następnym razem utkniesz w korku. Walka nie ma sensu. Jeśli usiądziesz wygodnie i uśmiechniesz się do siebie, będziesz cieszył się chwilą obecną i sprawisz, że wszyscy w samochodzie poczują się szczęśliwi. Budda będzie tam, ponieważ Budda jest zawsze w chwili obecnej. Praktyka medytacji jest powrotem do chwili obecnej po to, żeby spotkać tu kwiat, niebieskie niebo, dziecko, olśniewająco czerwone światło. Przełożył Grzegorz Kuśnierz Fragment z "Present moment, wonderful moment: Mindfulness verses for daily living" (1990) Temat: Polskie jedzenie, produkty.. Nie pogniewaj sie, ale wino winu nie rowne...pewnie jeszcze wiele przed Toba ;-). a bagieta...no coz, sa gusta i gusciki, prawdziwy francuski chleb ( w formie bagietki) na zakwasie tez jest niczego sobie. Trzy miesiace to mimo wszystko malo, aby poznac subtelnosc francuskiej kuchni, bo diabel tkwi w szczegolach, a do "bagiety wracajac, Moze po prostu nie trafilas jeszcze na dobra piekarnie? Co do polskich produktow, to owszem, czasem mi ich brakuje, ale potrafie dlugo sie bez nich obejsc, wiec nie szukalam az tak intensywnie jak Ty. W ciazy troche mialam parcie na kiszone ogorki i kapuste, ale na szczescie nie o 2h w nocy, wiec nastepnego dnia zdarzylam dojechac do zydowskiego sklepu na Rue des Rosiers (Marais, metro Saint-Paul). Ptasie mleczko i pierniczki podsylaja (albo przywoza) czasem rodzice. Buraczki czy kapuste kiszona znajdziesz takze w sieciach Champion (ktora teraz zmienia nazwe na Carrefour market) a swieza kiszona kapuste na stoiskach garmazeryjnych, ale nie o kazdej porze roku. Teraz jest sezon ;-). Drozdze w kostce kupisz czasem w rejonie "pieczywo" hiper i super marketach, tylko trzeba dobrze pozagladac, poza tym mozesz je kupic (czasami trzeba zamowic ) w piekarni "na rogu", czyli tej, do ktorej Ci najblizej. Nieslodzone platki sniadaniowe (tu lacze sie w bolu) - na polce bio w supermarkecie albo w sklepach bio. tam zreszta znajdziesz duzy wybor kasz. W Paryzu jest troche polskich sklepow, warto tez zajrzec do wspomnianych wyzej zydowskich (i piekarni - jesli "chodzi" za Toba prawdziwy sernik) na Marais (np. po kiszone ogorki czy wedline), ale ceny sa dosc wysokie. Polskie produkty znajdziesz tez w sklepach Rhonalba ( ale sa dosc drogie) i generalnie w okolicach metra Barbes i Chateau d'Eau. Polskie sklepy sa w 9, 10 i 11, najlepiej pogoogluj. Korzystalam kiedys z jednego: adriana.margot.free.fr, dobrze zaopatrzony. ceny - dla mnie w miare ok, ale ktos moze napisac, ze wysokie. Kolezanka wspominala tez, ze w Monoprix w okolicah metra Nation jest tzw. polska polka. Nie sprawdzalam, bo nie bylo mi po drodze po tym, jak na rynku u siebie mialam kilka produktow, ktore mi podpasowaly. Podobno polskie produkty mozesz kupic kolo polskiego kosciola - podobnie jak prase - nie wiem, nigdy nie bylam, ale pewnie ktos o tym napisze. Jak wspomnialam wyzej, udalo mi sie znalezc twarog, kasze gryczana i jeczmienna, buraczki, papryke w sloikach a takze kapuste na ryneczku w Montrouge (tam, gdzie mieszkalam). Pan mial takze rolmopsy i wedzona rybe. Nie wiem jakiej byl nacji, ale stawiam na ktorys z krajow tzw. bylej Jugoslawii. Wiecej nie pomoge, bo od kilku miesiecy mieszkam w Marsylii i na razie nie udalo mi sie dotrzec do jedynego (ponoc) polskiego sklepu w okolicy. Temat: Uroki stolicy świata..biuro ITAKA No to z własnej inicjatywy, ale może komuś się przyda ;) opiszę wrażenia po wycieczce Paryż i zamki nad Loarą z Itaką: przejazd- autokar i kierowcy podnajmowani przez Itakę u innej firmy, ale komfort i profesjonalizm ok (choć zdarzyła się wpadka z małą awarią autobusu na trasie do Francji, no cóż- to sprzęt mechaniczny, zawsze trzeba się z tym liczyć, na szczęście w miarę szybko awaria usunięta i się nie powtórzyła), poza tym w czasie jazdy puszczane filmiki, przewodniczka opowiadała i czytała o Francji, postoje co 4h, czasem krótsze na toaletę (czas pracy kierowców musiał być ok, bo dwa razy nam się trafiły niemieckie kontrole, podczas których prześwietlili nas niemalże na wylot, sprawdzali np. tachografy- uwag nie było); hotele- były dwa z sieci Balladins, chyba 2 gwiazdki, ale na te parę godzin snu znośne, w każdym pokoje z łazienkami, pokoje małe, ale co najpotrzebniejsze- czyli głównie łóżka (wygodne) były ;) ; wyżywienie- śniadania w stylu francuskim: bułeczka z dżemikiem oraz croissant + kawa/herbata/sok, obiado-kolacje we flunchu i tu jest pies pogrzebany- jeśli przewodnik dobrze wytłumaczy zasady, jakie tam obowiązują, to się można najeść za te 8 euro do pełna, tylko trzeba liczyć jak się w tej kwocie zmieścić i brać np. zestaw dania, albo menu express/XL (w tym jest mięsko, dobrane do zestawu picie, mieszczący się w kwocie np. deser albo dodatkowe sałatki; a jak się od kasy odchodzi to już bez ograniczeń można dobierać sobie np. frytki, pure, ryż itp. + warzywa obiadowe np. marchewka z fasolką, kalafior, kukurydza; w smaku? Bez niesamowitych rewelacji, takie uniwersalne żarcie dla kubków smakowych z różnych szerokości geograficznych). Co pojawiło się poza ofertą katalogową jako opcja fakultatywna na mojej wycieczce: kolacja francuska za 36 euro od łebka, w knajpce z muzyczką, w jej skład wchodziła- przystawka np. sałatka z owoców morza (pychota!)/ ślimaki/ krewetki/ zupa cebulowa + danie główne np. kurczak na winie/ cielęcina/ indyk + taca serów + deser np. sałatka owocowa/ lody/ szarlotka + picie (w domyśle wino ;) do oporu ;) 36 euro to drogo, ale warto było, bo atmosfera super, a jedzenie i wino mhhhhmmm! Dodatkowo jeszcze osoby, które zapłaciły za tą kolację miały do wykorzystania w ostatnim dniu swój kupon do fluncha, więc nie musiały martwić się, o kasę na obiad (ci którzy nie byli musieli zapłacić osobno w tym dniu, tak więc kolacja de facto kosztowała 28 euro ;) ; program- zrealizowany na maksa a nawet ponad to co w katalogu, fakt, że czasu na Paryż np. Luwr relatywnie malutko, ale kto sobie wyobraża, że zwiedzi tą metropolię porządnie w 2-3 czy nawet 7 dni? Tak więc pokazane i opowiedziane było wszytko, co ujęte w ofercie katalogowej. Dość mało było czasu wolnego np. na zakup pamiątek, ale coś kosztem czegoś- doby się wydłużyć nie da, a jak się chce jak najwięcej zabytków i atrakcji zobaczyć... My jednego dnia tak zwiedzaliśmy, że do hotelu dotarliśmy o 1.00 w nocy ;) Pani przewodniczka Bożena- bardzo sympatyczna i kompetentna osoba :) ; uwagi- po nocce w autokarze i pierwszym dniu w Paryżu wracaliśmy do hotelu na przedmieściach komunikacją miejską-> metrem-> RER-> autobusem, ludzie byli wykończeni i wkurzyło to co poniektórych, bo wiadomo, że jechanie zatłoczonymi wagonami do przyjemności nie należy; niektórzy mieli uwagi do standardu hoteli (ale bądźmy szczerzy: czego od 2 gwiazdek można wymagać?) albo do jedzenia: że śniadania mikre, że we flunchu trudno się połapać i że smakuje inaczej niż polskie jedzenie- tyle co mi się obiło o uszy. Osobiście wycieczkę mogę raczej polecić dla osób, które za mniej-więcej 1.500,00 zł chcą zobaczyć (nie zwiedzić, bo na to jest zdecydowanie za mało czasu, ale solidnie zobaczyć, to już tak) Paryż i zwiedzić przepiękne zamki z cudnymi ogrodami nad Loarą a przy tym chcą zapomnieć o tym, gdzie i jak dojechać, gdzie kupić bilety, ile odstać (bo grupy często wchodzą poza kolejnością) np. w kilometrowych kolejkach na najsłynniejsze rusztowanie świata ;) Aha! I na koniec- Francuzi są kumaci o wiele bardziej niż np. Włosi jeśli chodzi o angielski, choć prawdą jest, że potrafią na złość w nim nie odpowiadać ;P Temat: Właśnie wrócilem z LaBaume/Frejus - polecam! Właśnie wrócilem z LaBaume/Frejus - polecam! Jestem zmordowany - po dzisiejszych blisko 1700 km. Gorąco polecam i miejsce i sam Eurocamp (mieliśmy namiot). Do jednego do czego można było mieć zastrzeżenia to do niektórych... sąsiadów POLAKÓW;/ Kto zasuwa 40 km/h po campie pełnym dzieci? - Polak. Inny Polak (nasz sąsiad w sensie namiotu) wiecie co zrobił? Normalnie szok i ch.mstwo: pęknął wąż służący do podlewania krzaczków i lał mu się na namiot. Mówię, że trzeba to zgłosić, bo nas zaleje (tryskało solidnie) i pytam uprzejmie czy to zgłosi (bo leje się na jego namiot, ale mnie to nie pociesza, bo obok jest mój), czy ja mam iść to zrobić? Mówi, że zgłosi, po pół godzinie go spotykam i mówi, że zgłosił już w recepcji Eurocampu. Ale niepokoi mnie syk wody, który wciąż słyszę - wiecie co zrobił? Szlag by to... tak ustawił wąż, żeby się lało tylko na mój(!) namiot a nie jego! I NIC NIGDZIE NIE ZGŁOSIŁ! Zgłosiłem zaraz po tym, do 15 minut pojawili się pracownicy Eurocampu, Keycampu (obok mieli też namioty), pracownicy campu i... wszystko naprawili! A gostek się na mnie obraził. Aaaa... kto myje garki i w ogóle "się myje" z - jakże by inaczej - stadem chemikalii do tych celów przeznaczonych w dojściu kranowym przy namiocie, wylewając pomyje i szampony na krzaczki... ano... już chyba wiecie: też Polak:/// Ech... No ale przyznam, że zaskoczony nie jestem - nigdy nie lubiałem być na tym samym campie z Polakami (choć coś się powoli zmienia - ale strasznie... powoli!): zawsze albo śmieci, albo libacje, albo awantury... Szkoda. W Hiszpanii miałem kiedyś sąsiada, Szwajcara - codziennie robił imprezę ze znajomymi: kawa, piwo, zabawy, i takie tam. I mimo że mieszkaliśmy tuż obok, nie tylko nam to nie przeszkadzało, ale było bardzo miłe. Mimo że w tych imprezach nie uczestniczyliśmy - jednak można! Sorry za to wywnętrzanie się - jestem chyba zmęczony;)) Aaaaa.... - jako że ostatnio dyskutowaliśmy o czasach dojazdu, to służę swoim: w 15 godzin 1665 km (w jedną stronę:)) Do tego należy doliczyć dodatkowe 3 godziny na zakupy w Wiedniu i parę innych "drobnostek";) Natomiast w ww. 15 godzinach mieszczą się 2 godziny... w korkach;((( Tam - we Włoszech, a z powrotem - potężny... na Słowacji(szok!). W drodze powrotnej przeżyliśmy z rodzinką zmianę pogody typu "szok";) Wjechaliśmy w któryś z tuneli (akurat krótki, kilkaset metrów) od strony Francji mając nad sobą prawie bezchmurne niebo z zachodzącym słońcem (było ok. 21-wszej) i 28°C w cieniu a po wyjeździe z tunelu nagła zmiany pogody tak nagle: 18°C, mgła, pochmurno, ciemno i tak przez jakieś 150-200 km! Normalnie takiej nagłej zmiany jeszcze nie doświadczyłem w drodze urlopowej;))) A w ogóle to jesteśmy z żoną i dzieckiem bardzo zadowoleni;))) Ale, ale... żeby nie było tak pięknie, to pod domem, już na parkingu urwało się dno skrzynki i parę butelek wina chlusnęło....;(((( Buuuu.....;((( Ale to nie problem: najważniejsze, że wakacje udane!:))) Wam również dziękuję: nie tylko bahowi i aseretce, ale też WAM WSZYSTKIM i każdemu... Z OSOBNA za rady i poświęcony czas!:)))))) Temat: Polacy chcieli zabić Rudolfa Hessa Polacy chcieli zabić Rudolfa Hessa Sława! Polacy chcieli zabić Rudolfa Hessa wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,2533477.html PAP, pi 05-02-2005, ostatnia aktualizacja 05-02-2005 16:59 Brytyjski kontrwywiad (MI5) udaremnił plany zamachu na życie zbiegłego do Wielkiej Brytanii zastępcy Adolfa Hitlera, Rudolfa Hessa, którego mieli dokonać latem 1941 roku oficerowie polskich sił zbrojnych na Zachodzie, stacjonujący w Szkocji - pisze sobotni dziennik "The Scotsman" czytaj dalej » r e k l a m a Gazeta twierdzi, że plany osiągnęły zaawansowane stadium, ale spiskowcy zostali aresztowani przez brytyjski kontrwywiad. Powołuje się przy tym na odtajniony ostatnio osobisty dziennik ówczesnego szefa MI5, Guya Liddela. Motywem zamachu przygotowywanego przez Polaków były obawy, że Hess może porozumieć się z Brytyjczykami w sprawie odrębnego pokoju, co oznaczałoby, że W. Brytania wycofałaby się z sojuszu z Polską, która w ten sposób zostałaby oddana na pastwę Hitlera. Rudolf Hess wylądował w Dungavel w pobliżu posiadłości księcia Hamilton w Lanarkshire w Szkocji 10 maja 1941 roku. Oświadczył, że do Szkocji przyleciał, by spotkać się z 14. księciem Hamilton. Książę osobiście znał przyjaciela Hessa - Albrechta Haushofera pracownika hitlerowskiego MSZ. Stało się to powodem do domysłów, że brytyjski wywiad, lub arystokracja mogą pośredniczyć w tajnych negocjacjach pokojowych z hitlerowcami. Obecnie takie spekulacje uważa się za bezpodstawne, ale na początku lat 40., wkrótce po upadku Francji, gdy W. Brytania nie była przygotowana do wojny, traktowano je poważnie. W ubiegłym roku syn 14. księcia Hamilton Lord James Douglas- Hamilton, poseł w szkockim parlamencie, opublikował ostatnio odtajnione dokumenty, z których wynika, że jego ojciec nie był uprzedzony o tym, że Rudolf Hess planował przylot do W. Brytanii z misją pokojową. Możliwość zawarcia brytyjsko-niemieckiego traktatu pokojowego w wyniku misji Hessa wyklucza też w swoim dzienniku szef kontrwywiadu Liddel. Według "Scotsmana", grupa polskich spiskowców z Fort William, gdzie mieścił się polski ośrodek szkoleniowy zdecydowana była nie dopuścić do tajnej umowy brytyjsko-niemieckiej na szkodę Polski, w której zawarcie szczerze wierzyła. 17 polskich oficerów, którym pomagało dwóch brytyjskich współspiskowców miało w planach podróż z Fort William do Aldershot w południowej Anglii. Hess był więziony na terenie tamtejszej tajnej bazy. Konspiratorom udało się dojechać do Aldershot, ale zostali aresztowani na stacji kolejowej. Rudolf Hess, którego po przylocie do Wielkiej Brytanii internowano, został skazany w 1946 roku przez trybunał w Norymberdze na dożywocie. Popełnił samobójstwo w berlińskim więzieniu Spandau w 1987 roku. Pozdrawiam i zapraszam na: Forum Słowiańskie Temat: Inwestycje w Małopolsce arcykr napisał: >> to po co ekran dźwiękoszczelny jest tak blisko jezdni ?? > Po obu stronach? z tego co pamiętam po obu, sprawdzę przez weeknd > 1. to nie znaczy że musi to być od razu autostrada, wystarczy wygodne > połączenie tych miast z wiślanką, DK 81 jest drogą pełną skrzyżowań w jednym poziomie, krętą, wąską i niebezpieczną. A1 ma słuzyć również transeuropejskiemu tranzytowi i położenie w jej pobliżu pomoże przyciągnąć inwestorów do miast ROW. tak jak i DK-1 z BB do Katowic, mówiliśmy o wygodnym połaczeniu, na warunki polskie obie stanowią wygodne połączenie. Dlaczego niby inwestorzy mają być ściągani do ROW, a nie do rejonu Tychy-Pszczyna-Czechowice-BB, w czym niby ROW jest lepszy ?? zresztą żory są już przy wiślance, więc > chyba mają lepsze połączenie niż Cieszyn, a z Rybnik do Żor jest tyle samo co > z Żywca do BB Ale w Żywcu nie ma kopalni. a co to ma do rzeczy ?? w Żorach za to nie ma browaru, licytujmy się dalej > 2. przecież autostrady będą drogami płatnymi, więc jaki tak naprawdę pożytek z tej autostrady będą mieli mieszkańcy ROW-u Uważasz, że mieszkańcy Krakowa lub Katowic nie mają pożytku z Autostrady Małopolskiej? > Gdy powstanie A1, to nowa droga BB-Cieszyn będzie świecić pustkami Czy po wybudowaniu odcinka A4 z Katowic do Krakowa zaczęła świecić pustkami trasa 94 orzez Olkusz albo trasa 79 przez Chrzanów? sam sobie odpowiadasz, jest wielkie jest wykorzystanie dróg alternatywnych do autostrady małopolskiej, a mieszkańcy ROW mają większą potrzebę dojazdu do katowic mają niż mieszkańcy Krakowa no i pamiętaj że główną alternatywą dla A-1 będzie wiślanka, a nie dłuższa S-1 > Poza tym pomimo zniesienia granic, jakieś terminale odpraw będą podobno > potrzebne, więc po co mamy inwestować w nowe przejście, skoro jest nowoczesne > przejście w Cieszynie ? Np. po to, żeby nie trzeba było zwalniać tylu celników. ;-) czyżby dwa duże przejścia graniczne oznaczały automatycznie dwa razy większy ruch i dwa razy więcej celników, tak to mam rozumieć ?? > mnie zastanawia dlaczego się buduje jednocześnie z tych samych miejsc dwie > drogi (autostrada i DTŚ), zamiast zbudować jedną do końca, a potem drugą Bo A4 nie przyda się jadącym np. z centrum Zabrza do centrum Chorzowa. ale po średnicowej spokojnie mógłby lecieć ruch z A4 narazie > > pytałem o korzyści jakie dają duże województwa (prócz wspólpracy z > > analogicznymi jednostkami Europy Zach.), i nie mogę się doszukać odpowiedz > i Na przykład Katowice mogą napisać w swoich programch promocyjnych, że są stolicą regionu, który liczy prawie 5 mln mieszkańców, a nie prawie 4 mln, jak było przed reformą... A z inwestycji w Katowicach korzyści ma cały region. i to wszystko ?? niewiele przeglądnąłem atlas z podziałem administracyjnym poszczególnych państw i wychodzi na to, że poza Niemcami, wszystkie kraje mają przeciętne jednostki admistracyjne o liczbie ludności ok. 200 tys. - 1 mln mieszkańców, z tymże Włochy i Francja pogrupowały w je w jeszcze większe prowincje Temat: Weekend we Lwowie Weekend we Lwowie Tak sobie mysle, ze warto podzielic sie doswiadczeniami z ostatniej mojej podrozy do Lwowa, jaka odbylem w dniach 25 - 28 czerwca. Jechalem w obie strony autobusem rejsowym z Warszawy noca. 21.30 z Dw. Zachodniego i spowrotem z dworca Stryjskiego tez 21.30. Koszt podrozy: bilet na Ukraine 75 zl, powrotny 82 UAH (61,50 zl) kupiony na ul. Teatralnej 26 w poblizu Opery. Autobusy prawie puste, kierowcy przyjemni. Granica w tamta strone - chyba niecale pol godziny, nikt sie o nic nie pytal. Granica spowrotem 4 godziny, bo kontrole po polskiej stronie sa opieszale, dlatego Ukraincy nie moga wpuszczac szybciej.Szkoda, ze nie ma wspolnej odprawy granicznej, byloby sprawniej.Posiadacz polskiego paszportu w ogole jest traktowany ulgowo, wiec troche bylo mi glupio w stosunku do moich ukrainskich towarzyszy podrozy. We Lwowie w porównaniu sprzed roku znow sie zmienilo, coraz wiecej eleganckich sklepow, a w supermarkecie na Kulparkowie stoisko z winami poraza iloscia gatunkow win ukrainskich. Czlowiek sobie w ogole nie zdawal sprawy, ze tam jest wiecej regionow uprawy winorosli niz we Francji chyba. Samego wina KAGOR kilkanascie odmian. Jesli chodzi o estetyke etykietek i butelek to chyba zatrudniaja najlepszych plastykow. O zaletach owocu pracy ukrainskich piwowarow pisac nie trzeba. Lwowski browar wypuscil nowosc - Lwiwskie specjal 1745 - rewelacja. czernihowskie biale natomiast to cos w stylu paulainera. Generalnie znow wiekszy dwukrotnie wybor, niz przed rokiem. W restauracji, moze nie tej najdrozszej, ale smacznie i milo zjadlem barszcz ukrainski i pierogi ukrainskie ( nie nazywajcie ich "ruskimi" we Lwowie, prosze!)do tego kufel piwka = 10 UAH czyli 7,50 zl. W kawiarni zaszalelismy. Wiedenska na pl Pidkowy, nowiutkie stoliki, dwadziescia gatunkow kawy, tylez samo herbaty, slodycze - palce lizac. We trojke za 3 kawy wiedenskie, dwa wielkie TORTY KIJOWSKIE ( cymesik) i 2 x 100 ml winka KAGOR + kieliszek koniaku ukrainskiego w sumie wyszlo 32 UAH (24 zl)Czy to drogo - sami ocencie. Nigdy nie probowalem jezdzic pociagiem "Roztocze" do Rawy Ruskiej. Stamtad podobno w godzine mozna sie dostac marszrutka do Lwowa. Nie wiem rowniez jak wyglada droga powrotna i na ile minut przed odjazdem nalezy byc w Rawie, zeby spokojnie do tego pociagu wsiasc. Wreszcie, czy bilet na odcinek Rawa-Hrebenne kupowac w Polsce czy na Ukrainie, bowiem na pewno calosci w taryfie TCV sie nie oplaca. Druga mozliwosc, do jazda przez Przemysl z wykorzystaniem przejscia pieszego. Tylko tutaj klopotem jest dlugosc dojazdu z Warszawy do Przemysla. Natomiast chyba jest to idealne rozwiazanie dla Krakowian. Z przejscia w Szechyniach do Lwowa marszrutka ( busik) kosztuje chyba ok 7 zl) Moze ktos sie podzieli swoimi doswiadczeniami? P.S. Planuje post "logistyczny" WEEKEND W CZARNOHORZE lub WEEKEND W GORGANACH, ale po zebraniu osobistych doswiadczen. Temat: Małgorzata Beblo Małgorzata Beblo Pani Malgorzata jest jedna z osob, ktore podpisaly histeryczny list otwarty do Adama Michnika ( forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=10650&w=9140159 ) Obok nazwiska dopisala - - praprawnuczka ostatniego polskiego sołtysa Katowic W zwiazku z tym warto przeczytac wywiad z potomkiem ostatniego "polskiego" soltysa Katowic, panem Berndtem Skiba, mieszkajacym w Niemczech: Odtworzyć rynek, narodu nie ruszać - mówi Bernd Skiba, potomek ostatniego sołtysa Katowic Rozmawiał Bartosz T. Wieliński 29-09-2003, ostatnia aktualizacja 29-09-2003 13:46 Bartosz T. Wieliński: Jak się Panu podoba w Katowicach? Bernd Skiba: Jest coraz ładniej. Przyjeżdżam tu mniej więcej raz na rok, więc dobrze widzę zmiany. To, co najbardziej mnie ujmuje, to kolorowe, odnowione kamieniczki w centrum miasta. No i oczywiście autostrada. Wreszcie można do was normalnie dojechać. Słyszał Pan o tym, że katowicki rynek będzie przebudowywany? - Wreszcie. Mam wielką prośbę do władz miasta: wyburzcie te betonowe straszydła i odbudujcie rynek taki, jaki był przed wojną. Kiedyś to było naprawdę przyjemne miejsce, a teraz przez te Skarbki i Zenity straciło klimat. Zastanawiam się, czemu władze się wahają, przecież na remont dostają pieniądze z Unii. A co Pan myśli o stawianiu pomników Holtzemu i Grundmannowi? - To bardzo dobry pomysł. Zabiegałem o to od dawna i w efekcie prezydent Katowic obiecał mi w liście, że jedną z nowo powstałych ulic nazwie Grundmana i Holtzego. Cieszę się, że udało się przekonać go do pomnika. Słyszałem, że powstał komitet budowy pomnika Ziętka. Dla mnie to postać trochę dwuznaczna, bo, mimo że był Ślązakiem, jednak współpracował z komunistami, ale nie negujmy jego zasług. Powinniśmy jednak najpierw uhonorować ojców miasta. Powiem więcej: Katowice są winne Grundmannowi i Holtzemu pomniki. I to mówi potomek sołtysa Skiby, którego Grundmann i Holtze zdjęli z urzędu? - Nie widzę nic zdrożnego w takich deklaracjach. Pewnie zaraz pan powie, że Skiba był Polakiem, który sprzeciwiał się germanizatorom. Odpowiadam: to nieprawda. Kazimierz Skiba urodził się w 1812 roku, w tych czasach nie można mówić o rozwiniętej tożsamości narodowej na Śląsku. Mój przodek mówił biegle po polsku i niemiecku, ale był Górnoślązakiem i poddanym króla Prus. Proszę na to spojrzeć z takiej strony: gdyby Skiba mocno deklarował swoją polskość, natychmiast zdjęto by go z urzędu. Zresztą swoje polskie imię pisał z niemiecka: "Kacimierz". Budowie miasta sprzeciwiał się dlatego, bo godziła w jego dotychczasowe życie i porządek świata. W nowym mieście nie było miejsca dla sołtysa. To był konflikt między mieszczanami i chłopami, a nie między Polakami i Niemcami. Jak zareagował Pan na wieść, że grób sołtysa Skiby długi czas był zaniedbany? - Napisałem do Józefa Kocurka, wiceprezydenta Katowic i również potomka Kazimierza Skiby, z prośbą o załatwienie tej sprawy. W pierwszym zdaniu zapytałem go po śląsku: " Ni jest wom gańba?". Jak widać poskutkowało. Nagrobek na cmentarzu przy ul. Francuskiej został pięknie odrestaurowany. Gdyby do Pana domu przyszedł rachmistrz spisowy, jaką narodowość by Pan zadeklarował? - Powiedziałbym, że jestem Górnoślązakiem z niemieckim paszportem. Koledzy śmieją się ze mnie, gdy twierdzę, że nie jestem Schlesier (Ślązak), tylko Oberschlesier (Górnoślązak). Komentują, że to tak jak kelner i oberkelner, ale ja jestem dumny ze swojego pochodzenia. Ale nie uważam, że potrzebny jest osobny śląski naród. Takie zabiegi mogą skończyć się jakąś drugą Jugosławią. Bądźmy dumni z naszej historii, zachowujmy język i tradycje, ale z narodem nie przesadzajmy. Bernd Skiba jest potomkiem Kazimierza Skiby, ostatniego sołtysa Katowic. Ma 79 lat. Urodził się w Lipinach, a w 1969 r. wyjechał do Niemiec. Jest emerytowanym chemikiem. Mieszka w Kamen w Zagłębiu Ruhry. Kazimierz Skiba ( 1812-1890) pochodził z chłopskiej rodziny zagrodników, która przybyła do Katowic gdzieś w XVIII wieku. Wtedy jego pradziadek Sebastian Skiba wybudował zagrodę na dzisiejszej ul. Warszawskiej. Zagroda Kazimierza stała zaś na skrzyżowaniu dzisiejszej ul. Reymonta i Wojewódzkiej. Kazimierz sołtysem został w wieku 33 lat i sprawował tę funkcję do 1859 r., kiedy to za blokowanie posunięć Holtzego i Grundmanna zdjęto go z urzędu. Do historii przeszło słynne "nie chca", którym Skiba i inni tutejsi członkowie rady reagowali na niemieckie propozycje rozwoju wsi. www1.gazeta.pl/katowice/1,39370,1695637.html Temat: Weekend we Lwowie Hej, a jakieś noclegi.........? jak najtańsze, oczywiście Gość portalu: Europejczyk napisał(a): > Tak sobie mysle, ze warto podzielic sie doswiadczeniami z ostatniej mojej > podrozy do Lwowa, jaka odbylem w dniach 25 - 28 czerwca. > Jechalem w obie strony autobusem rejsowym z Warszawy noca. 21.30 z Dw. > Zachodniego i spowrotem z dworca Stryjskiego tez 21.30. > > Koszt podrozy: bilet na Ukraine 75 zl, powrotny 82 UAH (61,50 zl) kupiony na > ul. Teatralnej 26 w poblizu Opery. Autobusy prawie puste, kierowcy przyjemni. > > Granica w tamta strone - chyba niecale pol godziny, nikt sie o nic nie pytal. > Granica spowrotem 4 godziny, bo kontrole po polskiej stronie sa opieszale, > dlatego Ukraincy nie moga wpuszczac szybciej.Szkoda, ze nie ma wspolnej > odprawy granicznej, byloby sprawniej.Posiadacz polskiego paszportu w ogole > jest traktowany ulgowo, wiec troche bylo mi glupio w stosunku do moich > ukrainskich towarzyszy podrozy. > > We Lwowie w porównaniu sprzed roku znow sie zmienilo, coraz wiecej > eleganckich sklepow, a w supermarkecie na Kulparkowie stoisko z winami poraza > iloscia gatunkow win ukrainskich. Czlowiek sobie w ogole nie zdawal sprawy, > ze tam jest wiecej regionow uprawy winorosli niz we Francji chyba. Samego > wina KAGOR kilkanascie odmian. Jesli chodzi o estetyke etykietek i butelek to > chyba zatrudniaja najlepszych plastykow. > O zaletach owocu pracy ukrainskich piwowarow pisac nie trzeba. > Lwowski browar wypuscil nowosc - Lwiwskie specjal 1745 - rewelacja. > czernihowskie biale natomiast to cos w stylu paulainera. Generalnie znow > wiekszy dwukrotnie wybor, niz przed rokiem. > > W restauracji, moze nie tej najdrozszej, ale smacznie i milo zjadlem barszcz > ukrainski i pierogi ukrainskie ( nie nazywajcie ich "ruskimi" we Lwowie, > prosze!)do tego kufel piwka = 10 UAH czyli 7,50 zl. > > W kawiarni zaszalelismy. Wiedenska na pl Pidkowy, nowiutkie stoliki, > dwadziescia gatunkow kawy, tylez samo herbaty, slodycze - palce lizac. > We trojke za 3 kawy wiedenskie, dwa wielkie TORTY KIJOWSKIE ( cymesik) i 2 x > 100 ml winka KAGOR + kieliszek koniaku ukrainskiego w sumie wyszlo 32 UAH (24 > zl)Czy to drogo - sami ocencie. > > Nigdy nie probowalem jezdzic pociagiem "Roztocze" do Rawy Ruskiej. Stamtad > podobno w godzine mozna sie dostac marszrutka do Lwowa. > Nie wiem rowniez jak wyglada droga powrotna i na ile minut przed odjazdem > nalezy byc w Rawie, zeby spokojnie do tego pociagu wsiasc. > Wreszcie, czy bilet na odcinek Rawa-Hrebenne kupowac w Polsce czy na > Ukrainie, bowiem na pewno calosci w taryfie TCV sie nie oplaca. > > Druga mozliwosc, do jazda przez Przemysl z wykorzystaniem przejscia pieszego. > Tylko tutaj klopotem jest dlugosc dojazdu z Warszawy do Przemysla. > Natomiast chyba jest to idealne rozwiazanie dla Krakowian. > Z przejscia w Szechyniach do Lwowa marszrutka ( busik) kosztuje chyba ok 7 zl) > > Moze ktos sie podzieli swoimi doswiadczeniami? > > P.S. > > Planuje post "logistyczny" WEEKEND W CZARNOHORZE lub WEEKEND W GORGANACH, ale > po zebraniu osobistych doswiadczen. > Temat: Weekend we Lwowie Hotel lviv, 20 hr/os obskurnawo, ale w samym centrum. na sylwestra i dlugie weekendy lepiej rezerwowac z miesiac wczesniej Gość portalu: Anulka napisał(a): > Hej, > > a jakieś noclegi.........? jak najtańsze, oczywiście > > Gość portalu: Europejczyk napisał(a): > > > Tak sobie mysle, ze warto podzielic sie doswiadczeniami z ostatniej mojej > > podrozy do Lwowa, jaka odbylem w dniach 25 - 28 czerwca. > > Jechalem w obie strony autobusem rejsowym z Warszawy noca. 21.30 z Dw. > > Zachodniego i spowrotem z dworca Stryjskiego tez 21.30. > > > > Koszt podrozy: bilet na Ukraine 75 zl, powrotny 82 UAH (61,50 zl) kupiony > na > > ul. Teatralnej 26 w poblizu Opery. Autobusy prawie puste, kierowcy przyjem > ni. > > > > Granica w tamta strone - chyba niecale pol godziny, nikt sie o nic nie pyt > al. > > Granica spowrotem 4 godziny, bo kontrole po polskiej stronie sa opieszale, > > > dlatego Ukraincy nie moga wpuszczac szybciej.Szkoda, ze nie ma wspolnej > > odprawy granicznej, byloby sprawniej.Posiadacz polskiego paszportu w ogole > > > jest traktowany ulgowo, wiec troche bylo mi glupio w stosunku do moich > > ukrainskich towarzyszy podrozy. > > > > We Lwowie w porównaniu sprzed roku znow sie zmienilo, coraz wiecej > > eleganckich sklepow, a w supermarkecie na Kulparkowie stoisko z winami > poraza > > iloscia gatunkow win ukrainskich. Czlowiek sobie w ogole nie zdawal sprawy > , > > ze tam jest wiecej regionow uprawy winorosli niz we Francji chyba. Samego > > wina KAGOR kilkanascie odmian. Jesli chodzi o estetyke etykietek i butelek > > to > > chyba zatrudniaja najlepszych plastykow. > > O zaletach owocu pracy ukrainskich piwowarow pisac nie trzeba. > > Lwowski browar wypuscil nowosc - Lwiwskie specjal 1745 - rewelacja. > > czernihowskie biale natomiast to cos w stylu paulainera. Generalnie znow > > wiekszy dwukrotnie wybor, niz przed rokiem. > > > > W restauracji, moze nie tej najdrozszej, ale smacznie i milo zjadlem barsz > cz > > ukrainski i pierogi ukrainskie ( nie nazywajcie ich "ruskimi" we Lwowie, > > prosze!)do tego kufel piwka = 10 UAH czyli 7,50 zl. > > > > W kawiarni zaszalelismy. Wiedenska na pl Pidkowy, nowiutkie stoliki, > > dwadziescia gatunkow kawy, tylez samo herbaty, slodycze - palce lizac. > > We trojke za 3 kawy wiedenskie, dwa wielkie TORTY KIJOWSKIE ( cymesik) i 2 > x > > 100 ml winka KAGOR + kieliszek koniaku ukrainskiego w sumie wyszlo 32 UAH > (24 > > zl)Czy to drogo - sami ocencie. > > > > Nigdy nie probowalem jezdzic pociagiem "Roztocze" do Rawy Ruskiej. Stamtad > > > podobno w godzine mozna sie dostac marszrutka do Lwowa. > > Nie wiem rowniez jak wyglada droga powrotna i na ile minut przed odjazdem > > nalezy byc w Rawie, zeby spokojnie do tego pociagu wsiasc. > > Wreszcie, czy bilet na odcinek Rawa-Hrebenne kupowac w Polsce czy na > > Ukrainie, bowiem na pewno calosci w taryfie TCV sie nie oplaca. > > > > Druga mozliwosc, do jazda przez Przemysl z wykorzystaniem przejscia piesze > go. > > Tylko tutaj klopotem jest dlugosc dojazdu z Warszawy do Przemysla. > > Natomiast chyba jest to idealne rozwiazanie dla Krakowian. > > Z przejscia w Szechyniach do Lwowa marszrutka ( busik) kosztuje chyba ok 7 > > zl) > > > > Moze ktos sie podzieli swoimi doswiadczeniami? > > > > P.S. > > > > Planuje post "logistyczny" WEEKEND W CZARNOHORZE lub WEEKEND W GORGANACH, > ale > > po zebraniu osobistych doswiadczen. > > Temat: Indeks predkosci opon Gość portalu: Niknejm napisał(a): > hanni napisał: > > > Tego natomiast, ze rowniez w Czechach, Francji i Hiszpani (!) “hehe& > #8221; > > ; w dzien, w > > sezonie, i to przekraczajac po drodze granice jechales „z prędkością > > > praktycznie stałą - ok. 180-190 km/h“ (i zapewne z podobna srednia) > nie > > opowiadalbym nawet im. > > Hanni, tak ze 3 lata temu miałem okazję przejechać się do Białegostoku z W-wy z > > facetem, który na tej (nie dwupasmowej przecież, tylko z poboczami w miarę > szerokimi) praktycznie trasie nie schodził poniżej 160, a momentami osiągał > 200. Cały czas niemal jechał środkiem wyprzedzając na trzeciego. > Za kolejną taka podróż grzecznie podziękowałem. Obłęd. > > Pzdr > Niknejm Dzięki Niknejm, bo już myślałem, żem Andersen i mi się przyśniło ;))) Dwa razy że mi się przyśniło.:))) He, he... Jest jakieś tam przysłowie nie pamiętam, jak dokładnie ono brzmi, ale sens jest taki, że niektórzy ludzie nie wierzą w coś, czego sami nie zrobili. Ale jak zapraszam na przejażdżkę - to nikt nie chce, tylko się każdy buja w swoich nie do końca mądrych tekstach typu "nie da się". A jeszcze jakby hanni wiedział, że ja wcale Mercedesem nie jeżdżę...:))) No i był wątek o oponach i w tym kontekście się wypowiedziałem (ktoś wspomniał o długiej jeździe w wysoką prędkością, więc się wypowiedziałem) - ale zawsze pogodę musi popsuć jakieś "zbieranie się na burzę". A co do ograniczeń: ja wcale nigdzie nie pisałem, że jechałem z prędkością zgodną z przepisami: jak było pusto i ograniczenie do 130, a warunku pozwalały - to i tak jechałem szybciej. Do śr. prędkości nie wliczałem rzecz jasna (ale czasowo - tak) postojów, tylko czas, w którym silnik pracuje. A z drugiej strony, przecież średnia prędkość jest - owszem - niższa od stałej, ale nie aż tak jak hanni pisze, że "jadąc 190 km/h średnia jest ok. 120 km/h). Jazda nie była szaleńcza, jak to Niknejm opisuje na jednym z przykładów, bo i warunki (wszelakie) inne, a poza tym nie jechałem, żeby bić jakieś rekordy (nawet jeżeli KOMUŚ się tak wydaje). Po prostu: jak jadę, to chcę być jak najszybciej na miejscu (ok. 90% pojazdów wyprzedzam). Zresztą - trasa też jest tak pomyślana, żeby nie nocować po drodze (chyba że jest to objazdówka, ale to co innego), a wyjeżdżając wypoczętym na noc - wieczorem dojechać już na miejsce i normalny nocleg. Drogi Hanni - Twój styl spokojnej jazdy wcale nie jest zły, ale nie krytykuj innych, że jeżdżą inaczej: to wcale nie musi znaczyć, że są mniej mądrzy lub gorszymi kierowcami. Taktem byłoby chociażby przemilczeć pewne rzeczy, o których wspomniałeś, a świadczą jedynie o Tobie. Koniec. Kropka. W tym wątku już nie będę Tobie odpisywał. Z wyrazami szacunku Kicur :)) Temat: Rumunia Z terenu Wegier polecam mimo wszystko przejście graniczne w Satu Mare. Wygodne i bardzo mały ruch. Dojazd od madziarów był w trakcie remontu, ale bez kłopotu. Straż graniczna pyta o cel podróży i wpisuje samochód do bazy danych przy wyjeździe mają cię jak na dłoni. W sumie 5 minut, rzeczowo i bez opłat. Dalej Satu Mare pierwsze wrażenie - to wschodnioeuropejska Hawana (chociaż tam nie byłem), eleganckie a przy tym nietesty zaniedbane budynki, miejscami ulica z cegły klinkierowej - miejsce z klimatem. Aktualnie roboty modernizacyjne sieci drogowej w dzielnicach centralnych. Poza miastem idealnie równa i mało uczęszczana droga przez tereny wiejskie, aż do Cluj. Brak infrastruktury, pasów na jezdni (jak w calej Rumunii)parkingów, a te ktore są zaśmiecone i cuchnące moczem.Do Bukaresztu droga do wyboru z mapy. Ja bym preferował bardziej południową odnogę. O Transylwanii jeszcze gdzieś napiszę. Polecam przejazd przez centrum Bukaresztu - bardzo ineteresujacy i nie taki straszny po naszych lokalnych doświadczeniach. Trzymać kierunek Calarasi. Na drogowskazach Constanca nie jest wcale eksponowana. Czas przejazdu ok. 1 godziny, ale bardzo goraco. Wtedy (sierpien zeszłego roku) było 37 stopni - klima w samochodzie zalecana. Przy wyjeździe nie należy szukać autostrady jeszcze nie była gotowa. Droga do Calarasi w początkowym odcinku w remoncie, później da się wytrzymać, wąsko, szybkość marszowa ok. 100km/h, nieliczne samochody z Włoch i Francji. Do Constacy nalezy dojechać wcześnie najpóźniej w godzinach popołudniowych bo w ciemnościach można nie znaleźć kwatery.Miasto jest zaniedbane, ulice z dziurami jak w całej Rumunii.Droga w stronę Mangalii dobra i szeroka miejscami biegnie tuż przy plaży.Wybrzeże nie jest szcególnie atrakcyjne. Dużo hoteli z lat siedemdziesiątych. Ceny w takim hotelu przy samej plaży ok. 10 Euro za łóżko. Dużo przyjezdnych z Mołdawii i Gruzji. Przy hotelach brak parkingów strzeżonych. Łatwo o miejsca w prywatnych kwaterach. Ceny już od 150 tys. lei za pokój (5Euro), ale wtedy warunki od których już odwykliśmy i nie ma gdzie postawić samochodu.Plaże ładne z drobnymi kłującymi muszelkami, ale raczej brudne pomimo, że sprzatane (Rumuni to jeszcze więksi śmieciarze niż Polacy). Podobnie woda w morzu , trzeba się oddalić nieco od brzegu, przy którym niestety nie brakuje pływjących smieci. Raz widziałem dużą meduzę, natomiast teren jest całkowicie pozbawiony osób narodowości romskiej. Na promenadzie mnóstwo straganów z tandetą, w miare niezłe i dość tanie knajpki z piwem i trunkami.Można zaszaleć w dyskotekach. Ceny zbliżone do polskich z miejsc nieturystycznych, czyli dwa razy drożej niż w pozostałej części Rumunii. Odradzam modne Vama Veche, bardzo drogo, bardzo kiepsko. Najlepiej chyba w Mamaia i Eforie Nord. Można też spróbowć w miejscowościach planetarnych niedaleko Mangalii z tym że są to staromodne i trochę zaniedbane kombinaty turystyczne.Polacy są tam mile widziany powiem wręcz że miejscowi troche za nami tęsknią. W każdym razie miejsce dla odważnych i Ci się nie zawiodą tą wycieczką w lata osiemdziesiąte. Chyba już za długo pieprzę. Strona 3 z 4 • Wyszukano 189 rezultatów • 1, 2, 3, 4 |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||