Strona Główna
j.angielski gotowe Rozmówki
j angielski Matura listy
j angielski-opis pokoju
j ęzyk angielski
Jak masować stopy
Jacek Kaczmarski piosenki
Jak napisać oświadczenie wzór
jajniki uplawy
Jak napisać CV
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • motorsport.pev.pl

  • Widzisz wypowiedzi wyszukane dla zapytania: j angielski opowiadania





    Temat: PRZEDSTAWCIE SIĘ
    Pierwsze dni w Abu Dhabi
    Jak wspomniałem, czytając ogłoszenie o pracy w Abu Dhabi nie miałem
    pojęcia "gdzie to jest". Oczywiście przeczytałem, że jest to w Zjednoczonych
    Emiratach Arabskich, ale oprócz tego, że to na pewno leży nad Zatoką Perską, to
    więcej nie wiedziałem. Dubaj - tak. Miałem nawet kilka serii znaczków z Dubaju
    z pieskami i kotami kupionych na początku lat siedemdziesiątych w NRD.
    Stopniowo dotarłem do niezbędnych informacji i lecąc do UAE miałem już jakie -
    takie pojęcie o tym kraju. Tutaj tylko dodam, że nigdy nie przekonałem się do
    lansowanej m.in. w Polsce wymowy nazwy tego Emiratu/miasta: Abu Zabi. U moich
    interlokutorów zawsze słyszałem mniej lub bardziej wyraźną gloskę "d" -
    nigdy "z".

    Wracam do pierwszego dnia pobytu w Abu Dhabi. Po przespaniu kilku godzin,
    koledzy proponują wypad na miasto. Zrobił się wieczór i nie jest za gorąco.
    Pierwsze wrażenie: miasto jest rozkopane, wszędzie piasek, duży ruch pieszych i
    samochodów i co najważniejsze co najmniej połowa tych pieszych ubrana inaczej
    niż na europejskich ulicach. Arabowie w galabijach, chustkach na głowie
    przytrzymywanymi egalami, Pakistańczycy w obszernych białych koszulach i równie
    obszernych białych spodniach, Sikhowie w charakterystycznych turbanach.
    Egzotyka. W uszach dźwięczą klaksony używane gdy potrzeba, ale również wtedy,
    gdy jest to całkowicie zbędne. Mnóstwo małych sklepików "wszystko za dwa
    dirhamy" typu "mydło i powidło". Nic nie kupujemy, bo koledzy uprzedzili nas,
    że wypłatę otrzymamy nieprędko. Trzeba więc oszczędnie korzystać z funduszy
    przywiezionych ze sobą. Odwiedzamy też suk, opędzając się od nachalnych
    sprzedawców i oszołomieni wrażeniami wracamy do hotelu na nocleg.

    Rano budzi nas wezwanie muezina na modlitwę (wczorajszych wezwań nie
    słyszeliśmy bo przespaliśmy). Jemy lekkie śniadanie. Dużo jarzyn i owoców, a
    mało chleba - z oszczędności. Około 8:30 jedziemy taksówką do firmy. Taksówki
    wszystkie jednakowo pomalowane: biały dach i maska oraz złote błotniki i
    charakterystyczne "koguty". Taksówek jest moc i są bardzo tanie. Taksówkarzami
    są przeważnie Pakistańczycy, rzadko znają kilka słów po angielsku. Natomiast
    właścicielami taksówek są wyłącznie "Lokale", czyli obywatele UAE. Oni też
    muszą być właścicielami lub współwłaścicielami wszystkich prywatnych firm i to
    co najmniej w 51%.

    W firmie poznajemy kolegów z działu, z którymi będziemy współpracować. Tu
    dygresja. Początkowo nie zamierzałem ujawniać co to za ministerstwo i co to za
    firma. Jednak to opowiadanie byłoby dużo uboższe, gdyby tego nie podać. A więc
    ministerstwo, to Ministry of Information and Culture, a firma którą kieruje
    Departament Techniki to Abu Dhabi Radio and TV. My zostaliśmy zwerbowani
    do "Outside Broadcasting", czyli Transmisji.

    Dotychczas usługi OB świadczyła prywatna firma syryjska związana z niemiecką
    spółką z Hamburga. Dziwna to była współpraca, bo sprzęt w olbrzymiej większości
    należał do Ministerstwa, a Syryjczycy dostarczali obsługę. Postanowiono
    OB "upaństwowić" i stąd nabór m.in. w Polsce. Za bezawaryjną pracę sprzętu
    odpowiadało w tej prywatnej firmie dwóch Niemców i dwóch Polaków. Jednym z tych
    Polaków był Wiesiek, mój kolega z grupy studenckiej. Wieśka ściągnął szef
    firmy, który poznał Wieśka, gdy ten z ramienia WZT montował urządzenia studia w
    TV w Damaszku, a Wiesiek pociągnął za sobą G. mechanika - "złotą rączkę". Od
    Wieśka dowiedziałem się, że jest z nim żona - Hanka - też z naszej grupy, a w
    zespole nadajników krótkofalowych na pustyni pracuje dwóch dalszych kolegów z
    naszego roku. Polacy byli jedynymi Europejczykami zatrudnionymi w technice
    firmy.

    W owym czasie Abu Dhabi miało tylko jeden program naziemny TV i dwa programy
    radiowe: arabski i angielski. Ten drugi ograniczał się do muzyki młodzieżowej i
    krótkich wiadomości. Transmitować mieliśmy głównie imprezy sportowe: regaty
    łodzi tradycyjnych i wyścigi wielbłądów. Ale zanim to nastąpiło, musieliśmy
    przejąć sprzęt od prywatnej firmy. Ja miałem odpowiadać za łącza mikrofalowe.

    C.d.n.





    Temat: spotkanie z pisarzem Wladimirem Sorokinem
    spotkanie z pisarzem Wladimirem Sorokinem
    17 stycznia o godz. 19.00 w Teatrze Rozmaitosci odbedzie sie spotkanie
    autorskie najwiekszego rosyjskiego pisarza Wladimira Sorokina. Warto tam byc!

    NOWA DRAMATURGIA I WIECZÓR AUTORSKI W TR

    17 stycznia, poniedziałek, godz. 19

    Władimir Sorokin, Dostoevsky-trip,
    przekład Agnieszka Lubomira Piotrowska

    W języku angielskim trip oznacza m.in. podróż narkotyczną, tzn. odmienny stan
    świadomości, istniejący na granicy dwóch realności. Rozdwojenie to także
    jedna z bardziej charakterystycznych cech poetyki Dostojewskiego. Bohaterowie
    sztuki Sorokina są uzależnieni, jednak nie od narkotyków, ale od literatury:
    Nabokova, Celine’a, Tołstoja.
    Siedem postaci dramatu czeka na dealera, który proponuje im coś zupełnie
    nowego – Dostojewskiego.
    Podróż w głąb literatury staje się dla bohaterów podróżą w głąb siebie, do
    najskrytszych wspomnień z dzieciństwa. Po drodze do siebie postaci
    przeistaczają się w bohaterów powieści Idiota i przeżywają kryzys świadomości
    bohaterów Dostojewskiego – ludzi przynależących do ginącego świata. Żyją na
    granicy, w wielkim napięciu, kiedy emocje sięgają zenitu. Wszyscy są opętani
    namiętnością (do pieniędzy, kobiet, destrukcji, życia...). Jednak podczas gdy
    u Dostojewskiego wszystko funkcjonuje w atmosferze ciągłego oczekiwania na
    katastrofę, u Sorokina ta katastrofa rozwija się na naszych oczach. Tak jakby
    autor pozbawił swoich balansujących nad przepaścią bohaterów równowagi.
    Narkotyczne działanie Dostojewskiego to „wywracanie siebie na lewą stronę”,
    projekcja wnętrza, intymności na zewnątrz.

    Wieczór autorski
    Władimir Sorokin

    Władimir Sorokin (ur. 1955), pisarz i grafik, jeden z czołowych
    przedstawicieli radzieckiego, a później rosyjskiego konceptualizmu. Pisze od
    1977 roku. U progu swej drogi literackiej był związany z kręgiem
    moskiewskiego undergroundu lat 80. W 1985 roku w Paryżu w
    wydawnictwie „Sintaksis” ukazała się jego pierwsza powieść Kolejka.
    Twórczość literacka Sorokina, pełna artystycznych eksperymentów i swobody w
    interpretacji najnowszej historii, przyniosła mu opinię skandalisty, ale
    i „prawdopodobnie ostatniego z długiej listy wielkich pisarzy rosyjskich”.
    Jest autorem opowiadań, dramatów i powieści, takich jak Tridcataja ljubow
    Mariny, Sierdca czetyrioch oraz Gołuboje sało. Książki Sorokina tłumaczono
    m.in. na niemiecki, angielski i francuski.

    Władimir Sorokin, nazywany ikoną rosyjskiego postmodernizmu, w swojej
    najnowszej powieści Lód rezygnuje z eksperymentów formalnych na rzecz
    efektownej i błyskotliwie opowiedzianej fabuły. Tajemnicza sekta poluje w
    Moskwie na ludzi o jasnych włosach i niebieskich oczach, poddając ich
    okrutnemu rytuałowi. Nieliczne ofiary, którym udało się przeżyć, dowiadują
    się, że należą do grona wybrańców: dwudziestu trzech tysięcy bytów, które
    niegdyś, w wyniku fatalnej pomyłki, stworzyły Ziemię i na miliony lat popadły
    w niewolę, zapominając o swej prawdziwej naturze. Wreszcie, za sprawą
    szczęśliwego zrządzenia losu, pierwsza z „nadistot” odkrywa prawdę o sobie i
    znajduje sposób, aby rozpoznać pogrążonych w nieświadomości towarzyszy.
    Sorokin odwołuje się do przetworzonych przez kulturę masową wątków
    gnostyckich oraz idei nietzscheańskiego nadczłowieka, wykorzystując je jako
    pretekst do rozważań nad względnością dobra i zła, dominacją rozumu nad
    uczuciami. Połączenie skrajnie pesymistycznej oceny rzeczywistości, groteski
    oraz czarnego humoru tworzy w tej książce mieszankę wybuchową, wzbogaconą
    dodatkowo mistrzowską narracją i agresywnym, sugestywnym językiem.

    Wieczór autorski zorganizowany we współpracy z wydawnictwem W.A.B. z okazji
    wydania powieści Władimira Sorokina Lód w tłumaczeniu Agnieszki Lubomiry
    Piotrowskiej






    Temat: KOC, Za chwilę dalszy ciąg program...
    W KOC-u była taka seria pn. „Kinokio”. W jednym z odcinków było coś tam (jako
    wątek poboczny), że jakiś tam gość gdzieś tam szedł i po drodze mijał różne
    państwa. I tak:
    – tablica z napisem Katar – kamera zjeżdża w bok, siedzą na ławce goście z
    chustkami i smarkają,
    – tablica z napisem Mali – idą krasnoludki,
    – tablica z napisem Czad – jakaś kapela gra metal,
    – tablica z napisem Dania – kamera robi zoom out, widać jakąś karczmę i całą
    tablicę z napisem: „Dania zimne i gorące”.

    Holmes (Szczęśniak) i Watson (Wasowski). Holmes:
    – Drogi Watsonie, a cóż to leży tu na podłodze? (jakieś fragmenty zwierzęcego
    futerka, kłaki itp.)
    Watson:
    – Ależ Holmesie! Przecież sam mówiłeś, abym urwał kończyny dla królika!

    Jakieś opowiadanie kryminalne (chyba w „Kinokio”). Głos lektora: „Znaleziono go
    z kulą głowie”. Obrazek: na podłodze leży gość, a z głowy wystaje mu taka
    drewniana kula inwalidzka.

    Jeszcze było (też chyba w „Kinokio”, też kryminalne): „Pożegnanie za friko”
    i „Zbrodnia Ikara”.

    W MSW (Magazynie Słynnych Wynalazków) artysta (Szczęśniak) prezentuje swoje
    dzieło – kolaż. Pokazuje, a tu narysowany kredkami taki zwykły kolaż (cyklista).

    Wasowski (chyba) w restauracji. Pochodzi kelner, ten duży dziadek (brat go
    widział niedawno w Warszawie!) i pyta co podać. Wasowki:
    – Wołowinę po angielsku.
    Za jakiś czas przychodzi dziadek, podaje i mówi:
    – Proszę.
    Wasowski:
    – Ale przecież ja zamawiałem po angielsku!
    – A, to przepraszam.
    Dziadek zabiera talerz, stawia z powrotem i mówi:
    – Here you are.

    Za chwilę dalszy ciąg programu

    Idzie łysy, w ręku trzyma prysznic – „słuchawkę” i szlauch. Wasowski pyta:
    – Co pan zrobił?
    – Byłem brudny, więc wziąłem prysznic.

    Łysy pakuje do walizki baterie R-20. Podchodzi Mann i pyta:
    – Co pan robi?
    Łysy:
    – Ładuję baterie.
    Mann:
    – To ja je panu rozładuję.
    Łapie za walizkę i wysypuje wszystko.

    Stoi Mann na balkonie. Trzyma opartą o balustradę wagę. Materna:
    – Co pan robi?
    Mann:
    – Zrzucam wagę – w tym momencie upuszcza ją z balkonu.

    Stoją Wasowski i Szczęśniak w płaszczach prochowcach. Podpis: „BRACIA
    SYJAMSCY”. Potem kamera jedzie na jednego, później na drugiego i odpowiednio
    podpisy: „Andrzej Syjamski”, „Robert Syjamski”.

    ZDCP: Leksykon Polskiej Muzyki Rozrywkowej

    Pień drzewa w zbliżeniu, kamera jedzie z dołu do góry.
    Podpis: Kora.

    Płynie rzeka.
    Podpis: Niemen.

    Podchodzi Wasowski do ściany i nakleja taki duży jednokolorowy „plakat”.
    Podpis: Nalepa.

    :-)))

    A ten żart z Murzynem i ogórkiem... Rewelacja!!! :-)))



    Temat: Rzeszowiak - z punktu widzenia załoganta "Steni"
    W Kłajpedzie czekaliśmy trzy dni na dobrą pogodę, by wrócić do Gdańska. Czas
    ten spędzaliśmy zwiedzając to piękne hanzeatyckie miasto i pomagając
    Rzeszowianom w klarowaniu łódki. Można w Kłajpedzie wybrać się do delfinarium,
    można urządzić sobie spacer po naprawdę pięknej starówce, wybrać się do kasyna
    bądź zabawić się w jednym z wielu klubów pubów. Atmosfera miasta jest
    oszałamiająca. Nie sposób się nudzić. Osobiście polecam dwa kluby: pierwszy
    to "Jazz klub" przy głównym rynku, drugi to "Prieplauka" przy ulicy Zveju,
    prowadzącej do przystani, tuż obok promu. W obu można się zabawić na całego i
    każdy znajdzie cos dla siebie. W "Jazz klubie" na pewno dobrze będą się bawić
    ludzie lubiący dobre imprezy w starym stylu, bardziej może nawet Rockowym niż
    Jazzowym, zaś do Prieplauki zaprosiłbym młodych ludzi lubiących się bawić przy
    aktualnych przebojach. W obu przy "Starce" i "Svyturysie".
    Litwinów zapamiętałem jako sympatycznych ludzi, praktycznie wszędzie można się
    było dogadać po angielsku. W rozmowach ze starszymi obywatelami pomocna jest
    znajomość języka rosyjskiego.

    Z Kłajpedy wyszliśmy nad ranem piętnastego sierpnia. Pogoda była świetna, morze
    płaskie jak lustro, słoneczko niezasłaniane nawet jednym obłoczkiem, lekki
    wiaterek chłodził przyjemnie rozgrzaną słońcem twarz, po prostu plaża. Sielanka
    w pełni. "Rzeszowiak" płynął o własnych siłach w naszej asyście. Co jakiś czas
    kontaktowaliśmy się przez radio. W pewnym momencie zauważyliśmy na horyzoncie
    jakiś okręt i jacht. Przez radio odezwał się do nas "Dar Pucka". Meldowali, że
    okręt rosyjskiej marynarki wojennej w dziwny sposób, zajeżdżając drogę, stara
    się zepchnąć ich na kurs wschodni, w stronę lądu. Poradziliśmy im płynąć w
    naszą stronę, a sami trochę zwolniliśmy, by dać im dojść do nas.
    Gdy byli dość blisko, udało mi się strzelić kilka fotek okrętowi zza ramienia
    Zbyszka, który ustawił się w drzwiach sterówki, by zasłonić mnie z aparatem.
    Gdy obie jednostki zrównały się z nami staraliśmy się porozumieć z okrętem
    rosyjskim, ale pozostawał głuchy na wezwania przez radio. Zaczął wyprawiać
    podobne manewry z "Rzeszowiakiem". Jedyna informacja jaką uzyskaliśmy z
    początku, to że mamy iść kursem dziewięćdziesiąt stopni, czyli w stronę
    rosyjskiego brzegu, którą pokazano nam na jakiejś dużej kartce, czy kawałku
    materiału. Później żartowaliśmy, że wyrwali kapitanowi prześcieradło spod
    tyłka, żeby nam to napisać. Dopiero, gdy podpłynęliśmy na zasięg głosu jakoś
    udało się Kapitanowi wyciągnąć informację, że trwają na tym akwenie ćwiczenia
    wojskowe i odbywa się "ostrije strjelanie". Więc szybko podaliśmy tę informację
    przez radio "Rzeszowiakowi" oraz "Darowi Pucka" i położyliśmy się na kurs
    dziewięćdziesiąt stopni. Mieliśmy iść nim, aż wyjdziemy z akwenu działań. W
    międzyczasie doszła nas informacja, że w rejonie ćwiczeń pojawił się jeszcze
    jeden polski jacht. Była to poznana przez nas w Kłajpedzie "Amica". Komunikacja
    była z nimi ciężka, ponieważ znajdowali się w dużej odległości od nas. W końcu
    udało nam się przekazać im informację o ćwiczeniach i konieczności zmiany
    kursu. W rezultacie wyglądało to tak, jakby kpt. Wyszyński nagle awansował z
    kapitana jednostki na komodora armady, małej co prawda, ale zawsze.
    Gdy w końcu dostaliśmy pozwolenie zmiany kursu, poszliśmy prosto na Gdańsk
    mijając półwysep Taran w zasięgu wzroku. Po drodze udało nam się dostrzec
    jeszcze zestaw holujący z tarczami do manewrów. Około godziny
    dziewiętnastej "Rzeszowiak" zgłosił nam awarię silnika. Podeszliśmy do nich i
    podaliśmy im hol wypożyczony z m/s "Kaunas" dzięki pomocy konsula polskiego na
    Litwie, pana Tadeusza Macioła. Co prawda, w międzyczasie udało im się awarię
    naprawić, ale pozostali na holu, by nie zmniejszać już prędkości i zaoszczędzić
    na czasie.
    Reszta drogi do Gdańska obyła się już bez żadnych przygód. W Górkach Zachodnich
    na odprawę zacumowaliśmy ok godziny drugiej nad ranem szesnastego sierpnia. O
    drugiej dwadzieścia odstawiliśmy "Rzeszowiaka" do jacht-klubu Stoczni
    Gdańskiej, a o w pół do czwartej zacumowaliśmy na Stogach w GKM LOK.
    Akcję tę będę pamiętał do końca życia, bo chyba jeszcze w historii żeglarstwa
    polskiego nikt nie odwalił takiego numeru jak my.

    Serdeczne podziękowania:
    Dla Załogi m/y "Stenia" za wyrozumiałość dla niedoświadczenia, rozbudzenie na
    nowo żeglarskich marzeń i pozbawienie złudzeń o długotrwałej sławie.
    Dla Konsula Honorowego Polski na Litwie pana Tadeusza Macioła za pomoc w
    sprawie kapitana "Rzeszowiaka" i wypożyczenia holu na drogę powrotną.
    Dla pewnej bardzo sympatycznej kelnerki z klubu "Prieplauka", z którą spędziłem
    bardzo sympatyczny wieczór. Jej imię niestety zatarło mi się w pamięci (Remija?)
    Dla kpt. Sławomira "Paskudy" Wyszyńskiego za pośrednie spowodowanie tegoż
    miłego wieczoru.

    Dla każdego, kto przebrnął, przez to opowiadanie i nie zasnął.




    Temat: Czy warto sprowadzic auto z USA ???
    'Pre-used' :-P
    Gość portalu: Dominik napisał(a):
    > Dzieki wszystkim za konkretne i dobre rady skorzystam z tego
    > i auto sprzedam w Stanach.
    > Szczegolne dzieki dla osobnika ps."Bart" choc nie jestem pewien czy zdola
    > zrozumiec co pisze bo mial problemy ze zrozumieniem mojego pytania.
    > Tak to jest jesli edukacje zakonczylo sie w szkole podstawowej.

    Po wysłaniu swego postu nie spodziewałem się bynajmniej pochlebnego odzewu bo
    sama moja wypowiedź być może niektórych uraziła. Niemniej jednak tak właśnie
    postrzegam sporą część "powracających" rodaków, przynajmniej tych którzy
    spędzili nieco więcej czasu niż potrzebne jest na skonsumowanie np. stypendium.
    A ty Dominiku, no cóż cieszę się że jesteś kimś więcej, że potrafisz pisać, że
    potrafisz używać komputera oraz że stać cię było na bmw. To świetnie. Widzę
    przed Tobą nowe szerokie horyzonty i możliwości jakie stoją otworem w naszym
    kraju. Jesteś wybrańcem z "praktyką" z usa a więc pewnie będziesz jednym z
    pierwszych na stosie cv w najlepszych pracodawców o jakich mozna marzyć. Sądzę,
    że możesz w ciemno zgłosić się do niejakiego "kierowieca", to facet który
    otwiera oczy wszystkim niedowiarkom (przynajmniej tu na forum) i Tobie też z
    pewnością jeszcze nie raz pomoże ;-P.
    Ja tymczasem po napisaniu ninijeszego postu zabiorę się znowu za ładowanie
    węgla do naszej zakładowej palarni, bo temperartura spadła i kierowniczka
    stołówki znowu wydzwania do mnie. Może w przyszłym miesiącu dostanę ekwiwalent
    za herbatę i dodatkową parę gumiaków ?

    > Napewno w Stanach nie byles i z opowiadan slyszales o Chicago, Brooklynie
    > (Greenpoint) ,bo coz bys tu robil ??? .

    Fakt, o Chicago tylko słyszałem i to sporo, ale na Greenpoincie mieszkałem
    prawie przez dwa lata, tak dokładnie to na Williamsburgu koło stacji Bedford
    Av. linii "L". Co ram robiłem ? No cóż, wykorzystując przerwę na rodzimej
    uczelni nieźle się bawiłem, kolego. Skąd taki sarkazm w mojej pierwszej
    wypowiedzi ? No cóż tak jak poprzednio widząc weekendowe wypady rodaków z
    położonej niżej manhattan ave. do pobliskiego, przy bedford parku z 2-litrowymi
    butelkami coca-coli w których tylko 1 litr to był słodki napój ;-) reszty można
    się domyślić, nie byłem dumny z tego jak żyje się moim ziomkom w tym "lepszym
    kraju".

    > O aucie uzywanym mowi sie used lub pre-owned jesli chciales dodac watek
    > angielski.

    Sory, ale na telewizyjnym kursie nie było zajęć z tej branży więc być może mi
    to umknęło. Postaram się na przyszłość poprawić. W każdym razie w przerwach
    między kolejnymi taczkami uzupełnię swój kajet o nowy "zamorski" idiom ;-P

    > Pozdrowienia
    > Dominik
    >




    Temat: Kolekcja literatury "Gazety Wyborczej" - konkurs!
    Umberto Eco, który jest włoskim teoretykiem literatury, debiutował w 1956 roku rozprawą na temat średniowiecznej estetyki. Jest autorem wielu prac naukowych, m.in.: La struttura assente oraz Le forme del contenuto. W Polsce poeta zadebiutował w 1980 bestsellerem Il nome della rosa (Imię róży), który uzyskał m.in. francuską nagrodę Medicis oraz został także sfilmowany.

    "Imię róży" przyniosło autorowi wielką międzynarodową sławę, powieść zaś stała się bestsellerem czytelniczym w kilkunastu krajach świata. Tajemnicę jej sukcesu stanowi oryginalne połączenie wielkiej erudycji historycznej z atrakcyjnym wątkiem kryminalnym. Akcja utworu toczy się w 1327 roku w jednym z opactw benedyktyńskich w północnych Włoszech. Do tego klasztoru, leżącego na uboczu szlaków komunikacyjnych, przybywa angielski franciszkanin Wilhelm z Baskerville ze swym sekretarzem i uczniem, nowicjuszem benedyktyńskim z Melku w Austrii - Adsem, który jest narratorem całej tej opowieści. W tym starym, bogatym i znanym w ówczesnej Europie opactwie - nie wymienionym z nazwy - ma odbyć się ważne spotkanie o charakterze polityczno-religijnym, dotyczące teologicznych kontrowersji na temat ubóstwa Jezusa Chrystusa i wynikających stąd namiętności polemicznych między "uczonymi w piśmie".

    Wilhelm i Adso zostają wciągnięci w pewne wydarzenia o charakterze kryminalnym. Oto tuż przed ich przybyciem w opactwie ginie w tajemniczych okolicznościach jeden z mnichów, co pociąga za sobą następne tajemnicze śmierci... Wilhelm Baskerville, jak prawdziwy detektyw stosujący nowoczesne metody dedukcji logicznej niczym sam Sherlock Holmes, prowadzi śledztwo, ale morderstwa wcale nie ustają. Powoli okazuje się, że klucz do rozwiązania tej zagadki znajduje się w bibliotece klasztornej, a motywy zbrodni mają charakter całkowicie ludzki, dający się racjonalnie wytłumaczyć. Wątek kryminalny nie wyczerpuje oczywiście bogactwa treści tego wielowątkowego utworu, a jest tylko bardzo zręcznie wplecionym w jego tok pretekstem narracyjnym. Powieść jest tak zbudowana, że daje różne możliwości odczytania i interpretacji intencji autorskich.

    Historyczna powieść Eco, jak każda prawdziwa powieść, jest utworem współczesnym, bo nie tylko wątek kryminalny, ale i wątek historyczny jest również pretekstem do wypowiadania się na wiecznie aktualne tematy ludzkiej natury, moralności i psychologii. Stosuje tu pisarz model nowoczesnej, wielopiętrowej narracyjnej gry literackiej, bawiąc się przy okazji wraz z czytelnikiem różnymi stylami opowiadania, konwencjami, a nawet pojedynczymi słowami. Wkładając w usta swych bohaterów nie tylko cytaty biblijne czy średniowieczno-metafizyczne, jak w przypadku zakochanego braciszka Adsa, który mówi o miłości słowami ojców Kościoła, nie popada w erudycyjną "ciężkostrawność" (S. Lem), puste zdobnictwo. Jest to ten sam element gry literackiej, jaki cały czas prowadzi pisarz ze swymi czytelnikami, którzy, jak mówi autor w posłowiu: Zidentyfikowali się z naiwnym narratorem i poczuli się usprawiedliwieni, kiedy czegoś nie pojmowali. Przywróciłem im lęk przed sprawami płci, nieznanymi językami, złożonością ludzkiej myśli, tajemnicami życia politycznego...

    "Imię róży" Umberto Eco jest niewątpliwe wielkim bestsellerem współczesnych czasów... Powieść ta jest nie tylko "perłą" literatury, ale także rewelacyjnym sposobem na relaks i miłe spędzenie letnich, ciepłych wieczorów. Polecem!
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dsj4cup.htw.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukano 150 rezultatów • 1, 2, 3 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl.