Strona Główna j.angielski gotowe Rozmówki j angielski Matura listy j angielski-opis pokoju j ęzyk angielski Jak masować stopy Jacek Kaczmarski piosenki Jak napisać oświadczenie wzór jajniki uplawy Jak napisać CV |
Widzisz wypowiedzi wyszukane dla zapytania: j angielski opowiadaniaTemat: PRZEDSTAWCIE SIĘ Pierwsze dni w Abu Dhabi Jak wspomniałem, czytając ogłoszenie o pracy w Abu Dhabi nie miałem pojęcia "gdzie to jest". Oczywiście przeczytałem, że jest to w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, ale oprócz tego, że to na pewno leży nad Zatoką Perską, to więcej nie wiedziałem. Dubaj - tak. Miałem nawet kilka serii znaczków z Dubaju z pieskami i kotami kupionych na początku lat siedemdziesiątych w NRD. Stopniowo dotarłem do niezbędnych informacji i lecąc do UAE miałem już jakie - takie pojęcie o tym kraju. Tutaj tylko dodam, że nigdy nie przekonałem się do lansowanej m.in. w Polsce wymowy nazwy tego Emiratu/miasta: Abu Zabi. U moich interlokutorów zawsze słyszałem mniej lub bardziej wyraźną gloskę "d" - nigdy "z". Wracam do pierwszego dnia pobytu w Abu Dhabi. Po przespaniu kilku godzin, koledzy proponują wypad na miasto. Zrobił się wieczór i nie jest za gorąco. Pierwsze wrażenie: miasto jest rozkopane, wszędzie piasek, duży ruch pieszych i samochodów i co najważniejsze co najmniej połowa tych pieszych ubrana inaczej niż na europejskich ulicach. Arabowie w galabijach, chustkach na głowie przytrzymywanymi egalami, Pakistańczycy w obszernych białych koszulach i równie obszernych białych spodniach, Sikhowie w charakterystycznych turbanach. Egzotyka. W uszach dźwięczą klaksony używane gdy potrzeba, ale również wtedy, gdy jest to całkowicie zbędne. Mnóstwo małych sklepików "wszystko za dwa dirhamy" typu "mydło i powidło". Nic nie kupujemy, bo koledzy uprzedzili nas, że wypłatę otrzymamy nieprędko. Trzeba więc oszczędnie korzystać z funduszy przywiezionych ze sobą. Odwiedzamy też suk, opędzając się od nachalnych sprzedawców i oszołomieni wrażeniami wracamy do hotelu na nocleg. Rano budzi nas wezwanie muezina na modlitwę (wczorajszych wezwań nie słyszeliśmy bo przespaliśmy). Jemy lekkie śniadanie. Dużo jarzyn i owoców, a mało chleba - z oszczędności. Około 8:30 jedziemy taksówką do firmy. Taksówki wszystkie jednakowo pomalowane: biały dach i maska oraz złote błotniki i charakterystyczne "koguty". Taksówek jest moc i są bardzo tanie. Taksówkarzami są przeważnie Pakistańczycy, rzadko znają kilka słów po angielsku. Natomiast właścicielami taksówek są wyłącznie "Lokale", czyli obywatele UAE. Oni też muszą być właścicielami lub współwłaścicielami wszystkich prywatnych firm i to co najmniej w 51%. W firmie poznajemy kolegów z działu, z którymi będziemy współpracować. Tu dygresja. Początkowo nie zamierzałem ujawniać co to za ministerstwo i co to za firma. Jednak to opowiadanie byłoby dużo uboższe, gdyby tego nie podać. A więc ministerstwo, to Ministry of Information and Culture, a firma którą kieruje Departament Techniki to Abu Dhabi Radio and TV. My zostaliśmy zwerbowani do "Outside Broadcasting", czyli Transmisji. Dotychczas usługi OB świadczyła prywatna firma syryjska związana z niemiecką spółką z Hamburga. Dziwna to była współpraca, bo sprzęt w olbrzymiej większości należał do Ministerstwa, a Syryjczycy dostarczali obsługę. Postanowiono OB "upaństwowić" i stąd nabór m.in. w Polsce. Za bezawaryjną pracę sprzętu odpowiadało w tej prywatnej firmie dwóch Niemców i dwóch Polaków. Jednym z tych Polaków był Wiesiek, mój kolega z grupy studenckiej. Wieśka ściągnął szef firmy, który poznał Wieśka, gdy ten z ramienia WZT montował urządzenia studia w TV w Damaszku, a Wiesiek pociągnął za sobą G. mechanika - "złotą rączkę". Od Wieśka dowiedziałem się, że jest z nim żona - Hanka - też z naszej grupy, a w zespole nadajników krótkofalowych na pustyni pracuje dwóch dalszych kolegów z naszego roku. Polacy byli jedynymi Europejczykami zatrudnionymi w technice firmy. W owym czasie Abu Dhabi miało tylko jeden program naziemny TV i dwa programy radiowe: arabski i angielski. Ten drugi ograniczał się do muzyki młodzieżowej i krótkich wiadomości. Transmitować mieliśmy głównie imprezy sportowe: regaty łodzi tradycyjnych i wyścigi wielbłądów. Ale zanim to nastąpiło, musieliśmy przejąć sprzęt od prywatnej firmy. Ja miałem odpowiadać za łącza mikrofalowe. C.d.n. Temat: spotkanie z pisarzem Wladimirem Sorokinem spotkanie z pisarzem Wladimirem Sorokinem 17 stycznia o godz. 19.00 w Teatrze Rozmaitosci odbedzie sie spotkanie autorskie najwiekszego rosyjskiego pisarza Wladimira Sorokina. Warto tam byc! NOWA DRAMATURGIA I WIECZÓR AUTORSKI W TR 17 stycznia, poniedziałek, godz. 19 Władimir Sorokin, Dostoevsky-trip, przekład Agnieszka Lubomira Piotrowska W języku angielskim trip oznacza m.in. podróż narkotyczną, tzn. odmienny stan świadomości, istniejący na granicy dwóch realności. Rozdwojenie to także jedna z bardziej charakterystycznych cech poetyki Dostojewskiego. Bohaterowie sztuki Sorokina są uzależnieni, jednak nie od narkotyków, ale od literatury: Nabokova, Celine’a, Tołstoja. Siedem postaci dramatu czeka na dealera, który proponuje im coś zupełnie nowego – Dostojewskiego. Podróż w głąb literatury staje się dla bohaterów podróżą w głąb siebie, do najskrytszych wspomnień z dzieciństwa. Po drodze do siebie postaci przeistaczają się w bohaterów powieści Idiota i przeżywają kryzys świadomości bohaterów Dostojewskiego – ludzi przynależących do ginącego świata. Żyją na granicy, w wielkim napięciu, kiedy emocje sięgają zenitu. Wszyscy są opętani namiętnością (do pieniędzy, kobiet, destrukcji, życia...). Jednak podczas gdy u Dostojewskiego wszystko funkcjonuje w atmosferze ciągłego oczekiwania na katastrofę, u Sorokina ta katastrofa rozwija się na naszych oczach. Tak jakby autor pozbawił swoich balansujących nad przepaścią bohaterów równowagi. Narkotyczne działanie Dostojewskiego to „wywracanie siebie na lewą stronę”, projekcja wnętrza, intymności na zewnątrz. Wieczór autorski Władimir Sorokin Władimir Sorokin (ur. 1955), pisarz i grafik, jeden z czołowych przedstawicieli radzieckiego, a później rosyjskiego konceptualizmu. Pisze od 1977 roku. U progu swej drogi literackiej był związany z kręgiem moskiewskiego undergroundu lat 80. W 1985 roku w Paryżu w wydawnictwie „Sintaksis” ukazała się jego pierwsza powieść Kolejka. Twórczość literacka Sorokina, pełna artystycznych eksperymentów i swobody w interpretacji najnowszej historii, przyniosła mu opinię skandalisty, ale i „prawdopodobnie ostatniego z długiej listy wielkich pisarzy rosyjskich”. Jest autorem opowiadań, dramatów i powieści, takich jak Tridcataja ljubow Mariny, Sierdca czetyrioch oraz Gołuboje sało. Książki Sorokina tłumaczono m.in. na niemiecki, angielski i francuski. Władimir Sorokin, nazywany ikoną rosyjskiego postmodernizmu, w swojej najnowszej powieści Lód rezygnuje z eksperymentów formalnych na rzecz efektownej i błyskotliwie opowiedzianej fabuły. Tajemnicza sekta poluje w Moskwie na ludzi o jasnych włosach i niebieskich oczach, poddając ich okrutnemu rytuałowi. Nieliczne ofiary, którym udało się przeżyć, dowiadują się, że należą do grona wybrańców: dwudziestu trzech tysięcy bytów, które niegdyś, w wyniku fatalnej pomyłki, stworzyły Ziemię i na miliony lat popadły w niewolę, zapominając o swej prawdziwej naturze. Wreszcie, za sprawą szczęśliwego zrządzenia losu, pierwsza z „nadistot” odkrywa prawdę o sobie i znajduje sposób, aby rozpoznać pogrążonych w nieświadomości towarzyszy. Sorokin odwołuje się do przetworzonych przez kulturę masową wątków gnostyckich oraz idei nietzscheańskiego nadczłowieka, wykorzystując je jako pretekst do rozważań nad względnością dobra i zła, dominacją rozumu nad uczuciami. Połączenie skrajnie pesymistycznej oceny rzeczywistości, groteski oraz czarnego humoru tworzy w tej książce mieszankę wybuchową, wzbogaconą dodatkowo mistrzowską narracją i agresywnym, sugestywnym językiem. Wieczór autorski zorganizowany we współpracy z wydawnictwem W.A.B. z okazji wydania powieści Władimira Sorokina Lód w tłumaczeniu Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej Temat: KOC, Za chwilę dalszy ciąg program... W KOC-u była taka seria pn. „Kinokio”. W jednym z odcinków było coś tam (jako wątek poboczny), że jakiś tam gość gdzieś tam szedł i po drodze mijał różne państwa. I tak: – tablica z napisem Katar – kamera zjeżdża w bok, siedzą na ławce goście z chustkami i smarkają, – tablica z napisem Mali – idą krasnoludki, – tablica z napisem Czad – jakaś kapela gra metal, – tablica z napisem Dania – kamera robi zoom out, widać jakąś karczmę i całą tablicę z napisem: „Dania zimne i gorące”. Holmes (Szczęśniak) i Watson (Wasowski). Holmes: – Drogi Watsonie, a cóż to leży tu na podłodze? (jakieś fragmenty zwierzęcego futerka, kłaki itp.) Watson: – Ależ Holmesie! Przecież sam mówiłeś, abym urwał kończyny dla królika! Jakieś opowiadanie kryminalne (chyba w „Kinokio”). Głos lektora: „Znaleziono go z kulą głowie”. Obrazek: na podłodze leży gość, a z głowy wystaje mu taka drewniana kula inwalidzka. Jeszcze było (też chyba w „Kinokio”, też kryminalne): „Pożegnanie za friko” i „Zbrodnia Ikara”. W MSW (Magazynie Słynnych Wynalazków) artysta (Szczęśniak) prezentuje swoje dzieło – kolaż. Pokazuje, a tu narysowany kredkami taki zwykły kolaż (cyklista). Wasowski (chyba) w restauracji. Pochodzi kelner, ten duży dziadek (brat go widział niedawno w Warszawie!) i pyta co podać. Wasowki: – Wołowinę po angielsku. Za jakiś czas przychodzi dziadek, podaje i mówi: – Proszę. Wasowski: – Ale przecież ja zamawiałem po angielsku! – A, to przepraszam. Dziadek zabiera talerz, stawia z powrotem i mówi: – Here you are. Za chwilę dalszy ciąg programu Idzie łysy, w ręku trzyma prysznic – „słuchawkę” i szlauch. Wasowski pyta: – Co pan zrobił? – Byłem brudny, więc wziąłem prysznic. Łysy pakuje do walizki baterie R-20. Podchodzi Mann i pyta: – Co pan robi? Łysy: – Ładuję baterie. Mann: – To ja je panu rozładuję. Łapie za walizkę i wysypuje wszystko. Stoi Mann na balkonie. Trzyma opartą o balustradę wagę. Materna: – Co pan robi? Mann: – Zrzucam wagę – w tym momencie upuszcza ją z balkonu. Stoją Wasowski i Szczęśniak w płaszczach prochowcach. Podpis: „BRACIA SYJAMSCY”. Potem kamera jedzie na jednego, później na drugiego i odpowiednio podpisy: „Andrzej Syjamski”, „Robert Syjamski”. ZDCP: Leksykon Polskiej Muzyki Rozrywkowej Pień drzewa w zbliżeniu, kamera jedzie z dołu do góry. Podpis: Kora. Płynie rzeka. Podpis: Niemen. Podchodzi Wasowski do ściany i nakleja taki duży jednokolorowy „plakat”. Podpis: Nalepa. :-))) A ten żart z Murzynem i ogórkiem... Rewelacja!!! :-))) Temat: Rzeszowiak - z punktu widzenia załoganta "Steni" W Kłajpedzie czekaliśmy trzy dni na dobrą pogodę, by wrócić do Gdańska. Czas ten spędzaliśmy zwiedzając to piękne hanzeatyckie miasto i pomagając Rzeszowianom w klarowaniu łódki. Można w Kłajpedzie wybrać się do delfinarium, można urządzić sobie spacer po naprawdę pięknej starówce, wybrać się do kasyna bądź zabawić się w jednym z wielu klubów pubów. Atmosfera miasta jest oszałamiająca. Nie sposób się nudzić. Osobiście polecam dwa kluby: pierwszy to "Jazz klub" przy głównym rynku, drugi to "Prieplauka" przy ulicy Zveju, prowadzącej do przystani, tuż obok promu. W obu można się zabawić na całego i każdy znajdzie cos dla siebie. W "Jazz klubie" na pewno dobrze będą się bawić ludzie lubiący dobre imprezy w starym stylu, bardziej może nawet Rockowym niż Jazzowym, zaś do Prieplauki zaprosiłbym młodych ludzi lubiących się bawić przy aktualnych przebojach. W obu przy "Starce" i "Svyturysie". Litwinów zapamiętałem jako sympatycznych ludzi, praktycznie wszędzie można się było dogadać po angielsku. W rozmowach ze starszymi obywatelami pomocna jest znajomość języka rosyjskiego. Z Kłajpedy wyszliśmy nad ranem piętnastego sierpnia. Pogoda była świetna, morze płaskie jak lustro, słoneczko niezasłaniane nawet jednym obłoczkiem, lekki wiaterek chłodził przyjemnie rozgrzaną słońcem twarz, po prostu plaża. Sielanka w pełni. "Rzeszowiak" płynął o własnych siłach w naszej asyście. Co jakiś czas kontaktowaliśmy się przez radio. W pewnym momencie zauważyliśmy na horyzoncie jakiś okręt i jacht. Przez radio odezwał się do nas "Dar Pucka". Meldowali, że okręt rosyjskiej marynarki wojennej w dziwny sposób, zajeżdżając drogę, stara się zepchnąć ich na kurs wschodni, w stronę lądu. Poradziliśmy im płynąć w naszą stronę, a sami trochę zwolniliśmy, by dać im dojść do nas. Gdy byli dość blisko, udało mi się strzelić kilka fotek okrętowi zza ramienia Zbyszka, który ustawił się w drzwiach sterówki, by zasłonić mnie z aparatem. Gdy obie jednostki zrównały się z nami staraliśmy się porozumieć z okrętem rosyjskim, ale pozostawał głuchy na wezwania przez radio. Zaczął wyprawiać podobne manewry z "Rzeszowiakiem". Jedyna informacja jaką uzyskaliśmy z początku, to że mamy iść kursem dziewięćdziesiąt stopni, czyli w stronę rosyjskiego brzegu, którą pokazano nam na jakiejś dużej kartce, czy kawałku materiału. Później żartowaliśmy, że wyrwali kapitanowi prześcieradło spod tyłka, żeby nam to napisać. Dopiero, gdy podpłynęliśmy na zasięg głosu jakoś udało się Kapitanowi wyciągnąć informację, że trwają na tym akwenie ćwiczenia wojskowe i odbywa się "ostrije strjelanie". Więc szybko podaliśmy tę informację przez radio "Rzeszowiakowi" oraz "Darowi Pucka" i położyliśmy się na kurs dziewięćdziesiąt stopni. Mieliśmy iść nim, aż wyjdziemy z akwenu działań. W międzyczasie doszła nas informacja, że w rejonie ćwiczeń pojawił się jeszcze jeden polski jacht. Była to poznana przez nas w Kłajpedzie "Amica". Komunikacja była z nimi ciężka, ponieważ znajdowali się w dużej odległości od nas. W końcu udało nam się przekazać im informację o ćwiczeniach i konieczności zmiany kursu. W rezultacie wyglądało to tak, jakby kpt. Wyszyński nagle awansował z kapitana jednostki na komodora armady, małej co prawda, ale zawsze. Gdy w końcu dostaliśmy pozwolenie zmiany kursu, poszliśmy prosto na Gdańsk mijając półwysep Taran w zasięgu wzroku. Po drodze udało nam się dostrzec jeszcze zestaw holujący z tarczami do manewrów. Około godziny dziewiętnastej "Rzeszowiak" zgłosił nam awarię silnika. Podeszliśmy do nich i podaliśmy im hol wypożyczony z m/s "Kaunas" dzięki pomocy konsula polskiego na Litwie, pana Tadeusza Macioła. Co prawda, w międzyczasie udało im się awarię naprawić, ale pozostali na holu, by nie zmniejszać już prędkości i zaoszczędzić na czasie. Reszta drogi do Gdańska obyła się już bez żadnych przygód. W Górkach Zachodnich na odprawę zacumowaliśmy ok godziny drugiej nad ranem szesnastego sierpnia. O drugiej dwadzieścia odstawiliśmy "Rzeszowiaka" do jacht-klubu Stoczni Gdańskiej, a o w pół do czwartej zacumowaliśmy na Stogach w GKM LOK. Akcję tę będę pamiętał do końca życia, bo chyba jeszcze w historii żeglarstwa polskiego nikt nie odwalił takiego numeru jak my. Serdeczne podziękowania: Dla Załogi m/y "Stenia" za wyrozumiałość dla niedoświadczenia, rozbudzenie na nowo żeglarskich marzeń i pozbawienie złudzeń o długotrwałej sławie. Dla Konsula Honorowego Polski na Litwie pana Tadeusza Macioła za pomoc w sprawie kapitana "Rzeszowiaka" i wypożyczenia holu na drogę powrotną. Dla pewnej bardzo sympatycznej kelnerki z klubu "Prieplauka", z którą spędziłem bardzo sympatyczny wieczór. Jej imię niestety zatarło mi się w pamięci (Remija?) Dla kpt. Sławomira "Paskudy" Wyszyńskiego za pośrednie spowodowanie tegoż miłego wieczoru. Dla każdego, kto przebrnął, przez to opowiadanie i nie zasnął. Temat: Czy warto sprowadzic auto z USA ??? 'Pre-used' :-P Gość portalu: Dominik napisał(a): > Dzieki wszystkim za konkretne i dobre rady skorzystam z tego > i auto sprzedam w Stanach. > Szczegolne dzieki dla osobnika ps."Bart" choc nie jestem pewien czy zdola > zrozumiec co pisze bo mial problemy ze zrozumieniem mojego pytania. > Tak to jest jesli edukacje zakonczylo sie w szkole podstawowej. Po wysłaniu swego postu nie spodziewałem się bynajmniej pochlebnego odzewu bo sama moja wypowiedź być może niektórych uraziła. Niemniej jednak tak właśnie postrzegam sporą część "powracających" rodaków, przynajmniej tych którzy spędzili nieco więcej czasu niż potrzebne jest na skonsumowanie np. stypendium. A ty Dominiku, no cóż cieszę się że jesteś kimś więcej, że potrafisz pisać, że potrafisz używać komputera oraz że stać cię było na bmw. To świetnie. Widzę przed Tobą nowe szerokie horyzonty i możliwości jakie stoją otworem w naszym kraju. Jesteś wybrańcem z "praktyką" z usa a więc pewnie będziesz jednym z pierwszych na stosie cv w najlepszych pracodawców o jakich mozna marzyć. Sądzę, że możesz w ciemno zgłosić się do niejakiego "kierowieca", to facet który otwiera oczy wszystkim niedowiarkom (przynajmniej tu na forum) i Tobie też z pewnością jeszcze nie raz pomoże ;-P. Ja tymczasem po napisaniu ninijeszego postu zabiorę się znowu za ładowanie węgla do naszej zakładowej palarni, bo temperartura spadła i kierowniczka stołówki znowu wydzwania do mnie. Może w przyszłym miesiącu dostanę ekwiwalent za herbatę i dodatkową parę gumiaków ? > Napewno w Stanach nie byles i z opowiadan slyszales o Chicago, Brooklynie > (Greenpoint) ,bo coz bys tu robil ??? . Fakt, o Chicago tylko słyszałem i to sporo, ale na Greenpoincie mieszkałem prawie przez dwa lata, tak dokładnie to na Williamsburgu koło stacji Bedford Av. linii "L". Co ram robiłem ? No cóż, wykorzystując przerwę na rodzimej uczelni nieźle się bawiłem, kolego. Skąd taki sarkazm w mojej pierwszej wypowiedzi ? No cóż tak jak poprzednio widząc weekendowe wypady rodaków z położonej niżej manhattan ave. do pobliskiego, przy bedford parku z 2-litrowymi butelkami coca-coli w których tylko 1 litr to był słodki napój ;-) reszty można się domyślić, nie byłem dumny z tego jak żyje się moim ziomkom w tym "lepszym kraju". > O aucie uzywanym mowi sie used lub pre-owned jesli chciales dodac watek > angielski. Sory, ale na telewizyjnym kursie nie było zajęć z tej branży więc być może mi to umknęło. Postaram się na przyszłość poprawić. W każdym razie w przerwach między kolejnymi taczkami uzupełnię swój kajet o nowy "zamorski" idiom ;-P > Pozdrowienia > Dominik > Temat: Kolekcja literatury "Gazety Wyborczej" - konkurs! Umberto Eco, który jest włoskim teoretykiem literatury, debiutował w 1956 roku rozprawą na temat średniowiecznej estetyki. Jest autorem wielu prac naukowych, m.in.: La struttura assente oraz Le forme del contenuto. W Polsce poeta zadebiutował w 1980 bestsellerem Il nome della rosa (Imię róży), który uzyskał m.in. francuską nagrodę Medicis oraz został także sfilmowany. "Imię róży" przyniosło autorowi wielką międzynarodową sławę, powieść zaś stała się bestsellerem czytelniczym w kilkunastu krajach świata. Tajemnicę jej sukcesu stanowi oryginalne połączenie wielkiej erudycji historycznej z atrakcyjnym wątkiem kryminalnym. Akcja utworu toczy się w 1327 roku w jednym z opactw benedyktyńskich w północnych Włoszech. Do tego klasztoru, leżącego na uboczu szlaków komunikacyjnych, przybywa angielski franciszkanin Wilhelm z Baskerville ze swym sekretarzem i uczniem, nowicjuszem benedyktyńskim z Melku w Austrii - Adsem, który jest narratorem całej tej opowieści. W tym starym, bogatym i znanym w ówczesnej Europie opactwie - nie wymienionym z nazwy - ma odbyć się ważne spotkanie o charakterze polityczno-religijnym, dotyczące teologicznych kontrowersji na temat ubóstwa Jezusa Chrystusa i wynikających stąd namiętności polemicznych między "uczonymi w piśmie". Wilhelm i Adso zostają wciągnięci w pewne wydarzenia o charakterze kryminalnym. Oto tuż przed ich przybyciem w opactwie ginie w tajemniczych okolicznościach jeden z mnichów, co pociąga za sobą następne tajemnicze śmierci... Wilhelm Baskerville, jak prawdziwy detektyw stosujący nowoczesne metody dedukcji logicznej niczym sam Sherlock Holmes, prowadzi śledztwo, ale morderstwa wcale nie ustają. Powoli okazuje się, że klucz do rozwiązania tej zagadki znajduje się w bibliotece klasztornej, a motywy zbrodni mają charakter całkowicie ludzki, dający się racjonalnie wytłumaczyć. Wątek kryminalny nie wyczerpuje oczywiście bogactwa treści tego wielowątkowego utworu, a jest tylko bardzo zręcznie wplecionym w jego tok pretekstem narracyjnym. Powieść jest tak zbudowana, że daje różne możliwości odczytania i interpretacji intencji autorskich. Historyczna powieść Eco, jak każda prawdziwa powieść, jest utworem współczesnym, bo nie tylko wątek kryminalny, ale i wątek historyczny jest również pretekstem do wypowiadania się na wiecznie aktualne tematy ludzkiej natury, moralności i psychologii. Stosuje tu pisarz model nowoczesnej, wielopiętrowej narracyjnej gry literackiej, bawiąc się przy okazji wraz z czytelnikiem różnymi stylami opowiadania, konwencjami, a nawet pojedynczymi słowami. Wkładając w usta swych bohaterów nie tylko cytaty biblijne czy średniowieczno-metafizyczne, jak w przypadku zakochanego braciszka Adsa, który mówi o miłości słowami ojców Kościoła, nie popada w erudycyjną "ciężkostrawność" (S. Lem), puste zdobnictwo. Jest to ten sam element gry literackiej, jaki cały czas prowadzi pisarz ze swymi czytelnikami, którzy, jak mówi autor w posłowiu: Zidentyfikowali się z naiwnym narratorem i poczuli się usprawiedliwieni, kiedy czegoś nie pojmowali. Przywróciłem im lęk przed sprawami płci, nieznanymi językami, złożonością ludzkiej myśli, tajemnicami życia politycznego... "Imię róży" Umberto Eco jest niewątpliwe wielkim bestsellerem współczesnych czasów... Powieść ta jest nie tylko "perłą" literatury, ale także rewelacyjnym sposobem na relaks i miłe spędzenie letnich, ciepłych wieczorów. Polecem! Strona 3 z 3 • Wyszukano 150 rezultatów • 1, 2, 3 |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||