Strona Główna Jak napisać konspekt zajęć Jak napisać list Polski Jak Napisać Odwołanie Zażalenie Jak napisac opinie pracownikowi Jak napisać oświadczenie wzór jak napisać podanie bierzmowanie jak napisać podanie pracę jak napisać poprawnie list Jak napisac prace kontrolna Jak napisać program nauczania |
Widzisz wypowiedzi wyszukane dla zapytania: Jak napisać bibliografiTemat: Antysuworow, czyli prawdziwa historia drugiej wojn CD Wszystkie ww. liczby na 1.06.1941 sa podane w trzecim tomie 12-tomnika "Historia Drugiej wojny swiatowej" wydanej w latach 70-tych, podanego w bibliografii do "Lodolamacza". A dane o dowodcach okregami wojskowymi mozna znalesc w "Sowieckij encyklopedii wojskowej", tez, jak to dziwnie nie brzmi, znajdujacej sie w bibliograficznej liscie ksiazek W.Suworowa. Widocznie, przeladowajace mozg Wladimira Bogdanowicza numery dywizji i armii przemiszali sie w jedna niesmaczna kasze. Jesli nie czytacz ksiazki nawet z listu bibliograficznego swych dziel, to, oczywiscie, pozostaje tylko mowic: "Ja szukalem. To byl zmeczajace, nudne szukanie". Od razu przypomina sie basn o malpie i okulary. Dalej naszego OStapa ponioslo (to jest taklie slynne rosyjskie powiedzenie - mowimy tak w przypadku jak ktos zaczyna mowic ewidentne bzdury - prim. Misza): "Stalin przygotowywal sie do natarcia. 63 dywizjie pancerne - i przy tym zadnego batalionu saperskego!" Tutaj Wladimir Bogdanowicz, lagodnie mowiac, dal plame. Inzyneryjne jednostki, oczywiscie, istnieli w RKKA 22.06.1941. Jesli W.Suworowa interesuja scisle saperskie bataliony, to ich bylo az 20 oddzielnych i po jednemu w kazdej dywizji strzeleckich. Naprzyklad, w strzeleckiej dywizji, w ktorej sluzyl ojciec naszego bohatera, Bogdan Wasiljewicz Rezun - 140 dywizji strzeleckiej 36 korpusu strzeleckiego 5 armii Pol-Zachodniego frontu byl 199 saperski batalion. (patrz "Liste #5 strzeleckich, gornostrzeleckich, zmechanizowanych i motoryzowanych dywizji, wchodzacych w sklad dzialajacej armii w lata Wielkiej WOjny Ojczyznianej, lata 1941-1945"). Powstaje rezonne pytanie: dlaczego ze taki, lagodnie mowiac, nieprzyzwoity i slabowiedzacy badana sprawa czlowiek zostal taki popularny? Popularnosc W.Suworowa - to jest popularnosc nieskomplikowanych hollywoodskich melodram i actionow. On wcale nie probuje prowadzic za soba czytacza, objasniajac prostym jezykiem skomplikowane rzeczy. Wladimir Bogdanowicz zniza sie do poziomu prostych wyjasnien skamplikowanych zjawisk. Czasem W. Suworow uzywa "bajecznego stylu" - na lamach jego ksiazek spotkamy "mieczy-kladency" na nowym poziomie technicznym, cudo-czolgi i cudo-samoloty. Spotkamy smierc Koszczeja (to jest najstrasznejszy bohater bajek rosyjskich- taki Sauron - prim. Misza :)), w roli ktorej wystapia roponosne rejony Plojeszti. I w koncu, spotkamy pierscien wszechwladzy, ktorym zostaje tysiac bombowcow z piatym silnikiem. Wladimir Bogdanowicz zamiast realnych postaci i wydarzen naszej i swiatowej historii wymyslil bohaterow dziwnej mieszanki narodowej bajki, bestsellera z przydworcowego kiosku i "Epizona N, Gwiezdnych wojen". Naukowe i nawet publicystyczne pracy w takiej technice sie nie pisza. Tradycyjna metodologia badan zaklada rozpatrzenie wszystkich majacych sie danych. Fakty, sprzeczne z teoria, musza byc dokladnie wyjasnione i zinterpretowane. Pretenzje do Wladimira Bogdanowicza, to sa nie wskazania drobnych niescislosci wielkiego historika, a krytyka samej metodologii budowania dowodow, bazujacej sie na demagogii i przekreceniu faktow. Normalnie argumentowane, niech i nieprzyjemne dla oficjalnej historiografii teorie sa widziane w naukowych okregach znacznie spokojniej. Problem polega na tym, ze w popularnosci prace naukowe przegrywaja dzielom mistrow bestsellerow w miekkim opakowaniu wlasnie w sile swej naukowosci i powaznosci. Ale inaczej nie da sie. Historyczna nauka, mimo braku symbolow specyficznych, jak matematcyzne znaki integrala lub znaku summy, jest nie mniej skomplikowana nauka, potrzebujacej dokladnego i powaznego podejscia i pewnych nawykow zawodowych. Upewnilem sie w tym na wlasmym doswiadczeniu, poswiecajac kilkanascie lat na badanie zasad sztuki operacyjnej, metodow badania historycznego, dokumentow i knig o tamtej wojnie. Zaproponowana uwadze czytaczy ksiazka - to jest nie tylko polemika z W. Suworowym, to jest rowniez proba napisania swego rodzaju encyklopedii wojny, dac bazowa wiedze o zasadach prowadzenia dzialan bojowych i stosowania broni i sprzetu bojowego. A teraz niech kto zechce niech przeczyta sama ksiazke, a kto chce wierzych w rusofobskie bajki - niech czyta dalej dziela Rezuna. Pozdr Misza Temat: ZUS czy nie ZUS - kto powinien wypłacać nasze e... Nie mam zamiaru sie odnosic do kolejnej propozycji czytania papers. Bo je czytam. Moge ci przeslac bibliografie i references. Tutaj jest miejsce na publicystyke. To co pisze, pisze na podstawie swojej wiedzy. Moze jest mala, moze mniejsza od twojej, ok. Ale nie pisze dyrdymalow i nie jestem intelekturalnie arogancki. Sadze ze to przywilej geniuszy. A to ze pytaja Gore to bardzo dobrze. Mowi madrze i uzywa dobrych argumentow. To ze dziennikarze nie znaja sie na systemach emarytalnych czy na gospodarke to tez dobrze: przecietny czytelnik malo co sie zna. Zadaniem dziennikarza jest dosatrczyc mu informacje. Moze ci sie nie podobac ze pytaja Gore. Ja jednak gdybym byl dziennikarzem ktory robi wywiad na temat syst emerytalnego pytalbym jego autora. I zawsze go pytaja. Pamietam polemike w GW pana Cezarego Mecha, owczesnego szefa KNUFE i Marka Gory. Co tydzien byl artykul i riposta. W sumie jakies 3 artykuly. Bardzo ciekawe, bardzo madrze napisane. Dotyczyly konkurencji na rynku OFE (Gora krytykowal Mecha za blokowanie polaczenia sie jakis OFE...chyba to byl KB). Nie jest wiec jak piszesz ze GW nie daje mozliwosci wypowiedzenia sie przedstawicielom roznych pogladow. Poza tym, powinienem ci teraz napisac: to zainwestuj 10 zl w dostep do archiwum GW i wygrzeb te art (choc je pewnie pamietasz:) Ale jednak widze ze nie pamietasz ze GW jednak lubi drukowac polemiki. Panie ginlo, po prostu ja sie z panem fundamentalnie nie zgadzam ze istnieje podzial na ekonomistow od balcerka, od gory, jakis przydupasów typu petru itd. I ze jest podzial na gazetowych ekonomistow i tych prawdziwych. Owszem, jak czytam tego ex doradce prezyd. Kwasniewskiego zawsze mi sie chce puscic pawia. To taki stek truizmow i jakis pedziowaty jezyk. Ale czy mowi cos nieprawdziwego? Ja tam uwazam ze jest wiecej zgody niz konfliktu wsrod ekonomistow. Ale kazdy jeden jest tak zarozumialy ze czepia sie drugiego o kazde slowko. Wiem ze Gora taki wlasnie NIE JEST. A wracajac do ZEM. Sadze ze ustawa pewnie bedzie wygladac tak ze ubezpieczyciel dostanie kapital w zamian za przyjecie zobowiazania do wyplaty annuitetu, ineksowanego inflacja zapewne. I to co sobie zarobi na kapitale to bedzie jego. Ten biznes bedzie wiec bardzo dochodowy. I ZEM bedzie mial zawsze srodki na koncie, na pewno na poczatku dzialania gdy bedzie bral nowych klientow, ale i po 20 latach tez. Wiec moze w ogole nie bedzie prowizji. A co bedzie gdyby takim funduszem zarzadzal ZUS? Mysle ze w pewnym momencie politycy by powiedzieli tak: to panstwo bierze na siebie zaobowiazanie do wyplaty indeksowanego annuitetu w zamian za kapitaly... Czemu nie? NA to samo wyjdzie.. Tylko ze panstwo wyda ten kapital i emerytury nie beda mialy zadnego zabezpieczenia poza tym ze "panstwo obiecalo". Od tego reforma miala nas ustrzec. Temat: komu potrzebne jest małżeństwo? Blanchet Zakladam, ze naprawde szukasz odpowiedzi z tym malzenstwem, dlatego pisze... Moze to, co napisze, jakos Ci sie przyda? Wiesz, znam mnostwo doroslych dzieci z rozbitych rodzin, malo tego, sama jestem takim dzieckiem... Zauwazylam przedziwna rzecz. Otoz mam w rodzinie kobiete, ktorej rodzice sie rozwiedli. Ona sama aktualnie zyje z drugim mezem, oraz z kochankiem. Ma piecioro dzieci (dwoje z pierwszego malzenstwa, dwoje z drugiego i jedno kochanka). I ta wlasnie pani, teraz juz w wieku balzakowskim, calkiem neidawno na forum ogolnorodzinnym, przy swoim przyrodnim rodzenstwie (w liczbie 2 sztuk) stwierdzila, ze NIE ROZUMIE, dlaczego JEJ rodzice sie rozwiedli... Sama we wlasnym zyciu 'rozwodzila' sie parokrotnie, ale 'pojac nie moze', dlaczego to zrobili JEJ rodzice. BO ona najglebiej jest przekonana, ze sie kochali i byli dla siebie... NIe wazne, ze kazde z nich zalozylo swoja nowa rodzine i kazde ma 'nowe' dzieci, cos tak, jak ona sama... WIdzisz, mysle, ze kazde dziecko, by byc wlasciwie 'zrownowazone', potrzebuje 'porzadku' w swojej rodzinie. Potrzebuje mamy, taty, potrzebuje, by oni sie kochali. I potrzebuje poczucia bezpieczenstwa. A ono wlasnie plynie z faktu, ze rodzice sa NIEZMIENNIE, ze sa razem, dla siebie,dla dzieci - na cale zycie. Czyli zlozyli sobie slub. Bo slub to - mowiac w wielkim uproszczeniu - jest wolitywne potwierdzenie zaangazowania emocjonalnego. Kocham i wybieram konkretna osobe:bede z nia i bede ja wspierac, bede tez przyjmowac wsparcie... Od momentu wspolnego podjecia decyzji o tym laczeniu sie nastepuje rzeczywisty proces scalania dwoch osob/dwoch kosmosow. A naturalnym przejawem tego scalenia, jego owocem, jest dziecko... Dlatego rozwod rodzicow jest w pewnym sensie kompletnym przekresleniem dziecka. Jakby zaprzeczeniem jego istnienia... I dlatego nie mozna sie z tym pogodzic... albo tak to jest arcytrudne, jak wolisz... Slub to nie jest 'kontrakt'. Jego istota jest wlasnie owo rozumne i swiadome podjecie ZOBOWIAZANIA wobec drugiej osoby i ewentualnych dzieci, ze kosmos, ktory zamierzamy stworzyc, ten wspolny kosmos, bedzie TRWALY, zapewni malzonkom i ich dzieciom fundamentalne dla istnienia poczucie bezpieczenstwa... tozsame z miloscia. Kluczem do religijnego wytlumaczenia malzenstwa nie jest lek przed kara, jak piszesz, a... milosc wlasnie. WIdzisz - znow w wielkim uproszczeniu - Bog to (troche po platonsku ujme) milosc, dobro, prawda, piekno... ALe tez konkretna, fizyczna osoba. Jesli jestem w zgodzie z Bogiem, to jestem w kregu milosci, dobra, prawdy, piekna... Jesli wybieram sobie mezczyzne, to chce z nim budowac jedno - w prawdzie, milosci, pieknie, wszystkim, co dobre... czyli z Bogiem. BO to jest tozsame, czyli dziala niejako automatycznie po prostu... Jesli dla kogos aspekt religijny nie ma znaczenia, a tak sie czesto zdarza, to i tak moze dokonac aktu woli - podjac decyzje, ze bedzie z druga osoba do konca... I wcale nie musi tego robic nawet przed urzednikiem stanu cywilnego... Wystarczy tylko szczere i uczciwe serce... Jednak z BOgiem jest po prostu... latwiej. BO poza tym, ze On jest energia, dobrem,prawda itd, jest jeszcze konkretna OSOBA, ktora kocha i wspiera... I daje sile wtedy, gdy po ludzku czlowiek juz nie powinien sobie poradzic... Czego najzywszym dowodem cala moja biografia na przyklad... Powtorze jednak: nie sposob budowac wspolnego swiata bez uprzedniego zobowiazania sie wszystkich stron, ten swiat chcacych wybudowac... a tym zobowiazaniem wlasnie, w przypadku rodziny, jest 'slub' - czy to w kosciele, czy w USC, czy bez zadnych swiadkow/sygnatariuszy... Nie chce tu nikogo 'nawracac'. To po prostu moje rozumienie sprawy i moje swiadectwo.Kazdy z nas ma prawo do ksztaltowania wlasnej biografi tak, jak sobie tego zyczy. Nie mowie zatem Blanchet, ani nikomu innemu: 'wez slub'- bo to indywidualna sprawa kazdego. Jednak to, co napisala Blanchet o slubie powiedzialo mi, ze ona kompletnie nie pojmuje, o jakiej rzeczywistosci mowa. I troszke ja lekcewazy...:(... Stad moje 'wypracowanie'... Moze pomoze ono Blanchet zrozumiec troszke wiecej i nie wypowiadac sie lekcewazaco o wyborach innych (tak to odebralam, wybacz Blanchet, jesli nie bylo to Twoja intencja...)? I na koniec - nie mam w zwyczaju potepiac ludzi, ktorzy zyja w konkubinatach... To naprawde ich sprawa... pzdr j. Temat: co myślicie o tabletach ekstazy? canis_canis napisała: > > Rozumiem, że Twój obiektywizm jest bardziej obiektywny od obiektywizmu innych.. Nie uzurpuję sobie prawa do wszechwiedzy. To po pierwsze. Na każde ze swoich słów wypowiedzianych w tym temacie mogę przedstawić Ci dowody w postaci naukowych publikacji. To po drugie. Nikogo nie namawiam do brania czegokolwiek. To po trzecie. Potępiam osoby, które ulegają presji mediów i w czambuł potępiają wszystko nie mając zielonego pojęcia o czym piszą i mówią. To po czwarte. > Dlaczego zakładasz, że wszyscy, którzy wypowiadają się "przeciw" bazują > na "propagandzie mediów"? Bo gdybyś zechciała zapoznać się choćby z raportami WHO dotyczącymi marihuany, to zmieniłabyś zdanie w 5 minut i zaczęłabyś bardziej refleksyjnie podchodzić do tego co np. ja uważam w tej materii. >A Ty jakiej propagandzie ulegasz twierdząc, że > marihuana nie jest narkotykiem, że ma właściwości lecznicze, że sporadyczne > używanie innych narkotyków nie jest szkodliwe? Dla mnie na przykład to też > propaganda i to na dodatek niebezpieczna. Nie czytam Faktu, Wprost i SuperExpressu. Czytuję natomiast Science Medical, raporty WHO, publikacje naukowe z dziedziny psychologii (pragniesz bibliografii?, jeśli tak to służę natychmiast), opieram swoją wiedzę na obserwacjach zarówno osób uzależnionych jak i używających okazjonalnie. Uważasz to za propagandę? >Naoglądałam się w życiu sporo > ludzi,którzy przez ćpanie (picie) zniszczyli sobie życie.Na poczatku też > zawsze "eksperymentowali" tak,żeby się nie uzależnić. Ja też się naoglądałem setki, tysiące takich ludzi. Uważam, że są głupcami. Tak samo jak głupcami są Ci, którzy "wpieprzają" (za przeproszeniem) jak prosiaki tony jedzenia i robią z siebie otyłe beczki nie potrafiące ruszać się z miejsca własnego zamieszkania, a gdy wyjdą na ulicę czy wsiądą do tramwaju do zapach ich potu z powodu ich otyłości przeszkadza normalnie oddychać. Ciekaw jestem, jakich ludzi zauważasz na ulicy więcej? > Wiem,że Cię nic i nikt nie przekona, ale może nie propaguj swojej filozofii .>tak uparcie, bo dla wielu może być ona naprawdę niebezpieczna, uwierz. Ja nie mam żadnej filozofii związanej ani z używkami ani z narkotykami. Tak samo jak nie mam do nich uprzedzeń. To jest różnica pomiędzy mną a Tobą. Niczego tutaj nie lansuje, tylko otwarcie piszę co wg mnie jest pozytywne a co jest złe. :-) biseks PS. W którymś wątku związanym z polityką zarzucono mi, że jestem komuchem, bo napisałem że nie widzę pozytywnego wpływu Jana Pawła II na obecną sytuację polityczną na świecie (tak jak Ty mi zarzucasz /bardzo błędnie zresztą/, że mam jakąś filozofię propagującą używanie narkotyków /co za bzdura - nie czytasz wszystkiego co piszę, tylko selektywnie odpowiadasz na wybrane przez siebie posty/). A do komunistów mam dokładnie takie samo nastawienie jak do LPR i im podobnych. Tak samo jest tutaj, w tym wątku z ecstasy i marihuaną. Moje zdanie jest takie, że należy starać się poznać wszystkie aspekty, nie tylko te negatywne. Należy przeczytać artykuły potępiające i zachwalające używanie i wyciągnąć sobie nalezyte wnioski, o ile ma się zdolność do właściwego przeanalizowania treści pisanych. Ja ani nie namawiam nikogo!!!, ani nie potępiam w czambuł!!! Napiszę Ci więc raz jeszcze wyraźnie: KAZDY CZŁOWIEK MA WOLNĄ WOLĘ I TO OD JEGO ROZUMU ZALEŻY CZY ZDECYDUJE SIĘ CZEGOKOLWIEK UŻYWAĆ. I PÓKI MA NAD TYM PEŁNĄ KONTROLĘ I NIE SZKODZI SPOŁECZNIE, PÓTY JEST TO TYLKO I WYŁĄCZNIE JEGO SPRAWA. Temat: Prymas Tysiąclecia i "Nasz Dziennik" o Miłoszu > > Jeżeli przedstawia się stwierdzenia pokazujące innego czlowieka w zlym św > ietle > > to na przedstawiającym te stwierdzenia (tym bardziej jak nie sa one > powszechnie znane)lezy obowiazek udowodnienia ze sa prawdziwe. >>>>>> Jeśli są oczywiste i powszechne znane to nie. Tylko, że w tym przypadku one nie są powszechne i oczywiste. Ilu ludzi w kraju słyszało cokolwiek o tym ? Ja nie słyszałem. Podejrzewam, że większość Polakow tez nie. Sam napisałeś wcześniej : "Czy podane fakty w bibliografii Miłosza - starannie zresztą przemilczane w oficjalnych propagandówkach - są kłamstwem czynie" Najpierw piszesz, że mało się o tym mówi, a potem że są powszechnie znane. Gdzie tu logika ??? > "Jerzy Urban był rzecznikiem rządu w czasach stanu wojennego" nie trzeba za > każdym razem dowodzić, ponieważ jest ono oczywiste i łatwo sprawdzalne. To prawda.W przypadku Miłosza łatwo sprawdzalna jest jednak tylko informacja, iż był komunistycznym dyplomatą. A co jest oczywistego w stwierdzeniu, iż Miłosz opowiadał się za uczynieniem z Polski 17. Republiki Sowieckiej, czy to też jest łatwo sprawdzić ? Może jednak ND powinien napisac gdzie Miłosz to napisał albo przynajmniej jesli tego nie napisal kiedy to powiedzial i przy jakiej okazji. > "Na arenę życia publicznego młody Miłosz wkracza w roli komunizującego demagoga > . > - publicysty oskarżającego kapitalizm o wyzysk, społeczny establishment o o > umysłową płytkość, narodowy szowinizm, antysemityzm, literatów zaś o > humanistyczne złudzenia, które winny ustąpić sztuce zaangażowanej w walkę > społeczną" (s. 11). > > "Wykorzystując wileńskie kontakty, Miłosz zdobywa posadę dyplomaty. [...] Na > początku 1946 r. mały statek towarowy z Czesławem [Miłoszem] i Janką [jego żoną > ] > na pokładzie zawija do portu w Nowym Jorku, gdzie wita ich Aleksander Hertz. > Miłosz pracuje w polskim konsulacie, wkrótce zostaje awansowany i przeniesiony > na stanowisko attache kulturalnego w ambasadzie w Waszyngtonie. Na podstawie > artykułów w 'New York Timesie' przygotowuje dla zwierzchników analizy sytuacji > politycznej w Stanach [...] (s. 13). To jest dowód ale tylko na stwierdzenia, które najłatwiej udowodnić. Co z resztą ? 1)Opowiadał się za uczynieniem z Polski 17. Republiki Sowieckiej. 2)Warto przypomnieć, że w 1945 roku publicznie postulował, aby w Polsce Ludowej nie wydawać Biblii. 3)Stwierdził, że to książka okrutna, krwawa i przygnębiająca. 4)Na łamach "Tygodnika Powszechnego" atakował ojca Maksymiliana M. Kolbego. 5)Oczerniał wydawane przez świętego Maksymiliana pisma "Mały Dziennik" i Rycerz Niepokalanej", nazywając je antysemickimi." Temat: Czy ten śmieszny profesor szplit Szanowny panie doktorze, znowu pisze pan nieprawdę. Trudno powiedzieć czy wynika to z niewiedzy czy ze złej woli. Po pierwsze: jedyną osobą, która ma coś do powiedzenia w sprawie zatrudnienia pracownika naukowego jest rektor danej uczelni. Zatrudnienie to odbywa się na zasadzie konkursu oraz po zasięgnięciu opinii Rady Wydziału, na której kandydat ma pracować. Z tego co mi wiadomo to prof. Szplit nie był w roku 2002 rektorem AŚ. Ponieważ pan nie zrobił na czas hablitacji to już w roku 1997 prosił pan rektora o przedłużenie zatrudnienia na stanowisku adiunkta. W roku 2002 również nie wykazał się pan stopniem doktora habilitowanego. Gdyby zrobił pan habilitację to nie musiałby pan prosić kogokolwiek o przedłużenie umowy ponieważ byłoby ono automatyczne. W pana wypadku należało złożyć PROŚBĘ o przedłużenie umowy. Z sobie jedynie wiadomych przyczyn nie zrobił pan tego. Pismo to należało skierować do REKTORA i można było to zrobić w REKTORACIE. To co pan pisze o tym, że prof. Szplit był nieuchwytny jest żałosne a co najważniejsze nieprawdziwe. To nie prof. Szplit miał pana zatrudniać ale Akademia Świętokrzyska. Ale jeszcze raz powtarzam: gdyby zrobił pan na czas habilitację nie byłoby potrzeby pisania jakichkowliek podań i próśb. Nie zrobił pan habilitacji i bzdury (znowu!) pan opowiada, że to wina uczelni. Smutne, że pracownik uczelni posuwa się do takich prostackich kłamstw, żeby zatuszować swoją niekompetencję. Pan nie napisał ani słowa. Nie rozpoczął pan nawet starań o uzyskanie habilitacji na żadnej uczelni w Polsce (w tym również na Uniwesytecie Warszawskim). Liczył pan na to, że władze uczelni przestraszone pana pismami pozwolą się oszukiwać na temat postępów w pana pracy i uda się panu przetrwać do emerytury na stanowiski adiunkta. Znamienne jest, że pana obecny pracodowca nie był naiwny i nie dał się "nabrać" na kłamstwa o "odniesieniach do literatury" i zatrudnił pana na stanowisku dydaktycznym odsuwając tym samym od badań naukowych. Pana tłumaczenie o "płytkach CD" jako żywo przypomina mi tłumaczenie dziecka ze szkoły podstawowej, że pies zjadł mu zeszyt i dlatego nie ma pracy domowej. Minęły zresztą już prawie 3 lata od tych wydarzeń i powstaje pytanie: gdzie jest pana praca? Kiedy można spodziewać się kolokwium habilitacyjnego? Na jakim wydziale i na jakiej uczelni? Kto będzie recenzował? 3 lata to chyba czas wystarczający na odtworzenie bibliografii? A może tak się pan zaangażował w czytanie starych prac prof. Massalskiego czy Szplita, że nic pan nie zrobił? Wydział Matematyczno-Przyrodniczy ocenia swoich pracowników jak każdy inny wydział dowolnej uczelni w tym kraju. Po pierwsze sprawdza się czy dana osoba ma odpowiedni tytuł naukowy a dopiero potem ocenia się jej dorobek w postaci artykułów i książek. Jakie są pana kryteria oceny dorobku? Może jest to ilość artykułów? Naprawdę wierzy pan, że tak jak podczas "burzy mózgów" ilość przechodzi w jakość? I jeszcze raz na koniec: każdy pracownik na uczelni MUSI robić stopnie naukowe. Asystent aby stać się doktorem ma 8 lat, adiunkt 11 z możliwością przedłużenia o 4 lata (za zgodą rektora i po wykazaniu ważnych przyczyn opóźnienia). Jest to wyłączny sposób na zatrudnienie się na uczelni w Polsce. Osoby, które nie spełniają tych wymogów (jak pan) mogę być zatrudnione wyłącznie na stanowisku dydaktycznym (np. wykładowcy, instruktura, laboranta). Warto również napisać, że nawet gdyby pan ubiegał się o przedłużenie to pana praca skończyłaby się w tym roku. JM Rektor-elekt prof. Renz podjęła decyzję, że na uczelni nie mogą pracować adiunkci w wieku więcej niż 60 lat. Jest to zrozumiałe ponieważ zatrudnienie takich nieperspektywicznych pracowników blokuje etaty i zabiera godziny, czyli oddala od celu jakim jest powołanie Uniwersytetu. Jak więc widać i tak nie miałby pan czego szukać na uczelni. Chyba, że faktycznie prowadziłby pan punkt ksero. Z poważaniem anty-korczyński Temat: dot. filii w AE w Kielcach 7. Cały ten punkt to stek kłamstw. To duża sztuka napisać kilka zdań bez jednego słowa prawdy. Ten doktor, którego tak się bałeś w czasie twojego zatrudnienia napisał habilitacje (ma świetne recenzje), kilka artykułów, miał sporo ale bynajmniej nie 2000 godzin. Jak widać twoje obawy były słuszne i z całą pewnością, przy jego pracowitości i kompetencjach, byłby to twój obecny przełożony, gdyby tą starą strukturę WZiA utrzymać. Szkoda, że w tym punkcie nie napisałeś nic o doktoratach asystentów zatrudnionych w twoim zakładzie. Może jednak nie mam racji, że blokowałeś kariery tych ludzi i oni już dawno się obronili? Napisz proszę sprostowanie! Wystarczy wspomnieć, że taki np. prof. Szplit rocznie publikuje co najmniej 5-6 artykułów, otrzymał grant MNiI a jego oceny dokonane przez PKA to prawie laurka. Co więcej praktycznie wszyscy jego podwładni już obronili doktoraty albo czekają na obrony. Ot. taka ciekawostka. a)Habilitacja Szplita została wydana oczywiście jako książka. Nakład był spory i daleko wyższy niż 150 czy 200 egzemplarzy. Jest ona bez najmniejszego problemu dostępna w Deutsche Bücherei, gdzie jak podawałeś można zamówić poszczególne strony w cenie 20 eurocentów. Habilitacja miała oczywiście recenzje wydawnicze a recenzje "normalne" (nb. a są jakieś nienormale?) nawet tu przytaczałeś. Habilitacja została wydana w języku niemieckim i w takim była również recenzowana. Poziom wydawniczy jest faktycznie fatalny ale taki był standard wtedy zarówno w NRD jak i w Polsce. Ty w latach 80-tych habilitacji nie pisałeś to nie możesz wiedzieć np. o problemie przydziału na papier? b) Jesteś ostatnią osobą, która powinna poruszać sprawy bibliografii. Swoje "notki bibliograficzne" (nb. co to jest?) odtwarzasz już 4 lata. Inni w tym czasie stworzyli juz całą pracę :) Bibliografia została stworzona zgodnie ze standardem wymaganym wtedy (lata 80-te XX wieku) w NRD. c) jak zwykle nie potrafisz przetłumaczyć poprawnie nawet jednego zdania na polski. No i informuje cię, że w latach 80-tych takie osoby jak Jaruzelski, Honecker a nawet Marks i Lenin(tych dwóch ostatnich już zza grobu) mieli przemożny wpływ finansowanie budownictwa mieszkaniowego zarówno w Polsce jak i w NRD. Bardzo ważne dla tego działu gospodarki były również sprawozdania publikowane w Neues Deutschland. Podobnie istotne jest, dla zrozumienia twoje milczenia na tematy polityczne w latach 80-tych, lektura np. Trybuny. Jeśli chciałbym opisać terror i strach, w którym wtedy funkcjonowałeś (chyba, ze byłeś funkcjonariuszem jakiejś agendy partyjnej) to sięgnąłbym po materiały Zjazdów PZPR czy SB. Wyrywanie słów z kontekstu w sytuacji, kiedy cała praca poświęcona jest krytyce panujących rozwiązań w zakresie finansowania budownictwa mieszkaniowego to po prostu zwykła manipulacja. Mam nadzieję , że wynika ona z kłopotów językowych a nie np. wrednego charakteru. Patrząc tak jak ty to robisz można napisać, prof. Kołakowski to dureń skoro i w jego dziełach można odnaleźć takie słowa jak "Marks", "Kapitał" czy "Lenin". Jak taka manipulacja wygląda w kontekście kodeksu dobrych praktyk? No ale ty nie jesteś juz naukowcem to pewnie i ten kodeks cię nie obowiązuje. Nie rozumiem o czym miałyby świadczyć niewielkie fragmenty bibliografii, którą dalej prezentujesz? Że praca była napisana? To zdaje się ty twierdziłeś (a potem za to nie przeprosiłeś), że tej habilitacji nie można znaleźć. Okazuje się, że jednak można, tylko ty biedaczku nic nie rozumiesz. Ten brak zrozumienia tłumaczy znakomicie przebieg twojej kariery naukowej i zajmowane obecnie stanowisko. Sądzę, że innych prac również nie rozumiałeś i dlatego jesteś tym kim jesteś. Myślę, że ten mój przydługi wywód powinien cię zdenerwować, dać do myślenia i skłonić wreszcie do honorowego wyjścia z sytuacji, w którą beznadziejnie brniesz. Po prostu wystarczy, że przeprosisz za swoje kłamstwa Szplita, Kowala, Kuleszyńskiego i Masslaskiego i zajmiesz się wreszcie swoją habilitacją a nie nieudolnymi próbami tłumaczenia cudzej. Pozdrawiam serdecznie miko2 PS. Jeślibyś mógł, to prześlij mi ta pracę habilitacyjną Szplita na adres miko123@wp.pl Będzie mi łatwiej wtedy prostować twoje manipulacje :) Strona 3 z 3 • Wyszukano 195 rezultatów • 1, 2, 3 |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||