Strona Główna jak leczyć zapalenie okostnej jak napisać poprawnie list jajka wielkanocne robione szydełkiem Jacek Dresz J Lo Make up Jade Walk Jak leczyć naderwany mięsień Jądro ciemności miejsce akcji Jabłoń wschodnia Jachranka Nauczyciel |
Widzisz wypowiedzi wyszukane dla zapytania: jak kocha mężczyznaTemat: problem z dzieckiem mojego partnera! Masz rację w tym co napisałaś. Ja to wiem on to wie , wszyscy oprócz tego dziecka. Problem w tym,że żyliśmy w innych światach. To dziecko uczy sie od moich dzieci, z marnym skutkiem ale jednak cos tam zostaje. Nie che obrazac ex ale wiem,ze jej poglądy na temat wychowywania dzecka sa odmienne od moich. Coz jej dziecko ja na to nic nie poradze. Ona wpaja dziecku,zę najwazniejszy jest dach nad głowa i pieniądze. Ja co innego. dzisiaj nie wytrzymałam Syn mojego partnera ma niebawem urodziny.W dniu urodzin niestety nie będa sie widzieli. Postanowilismy dzis to uczcic, skromnie ale jednak. Wazna pamiec i wspomnienia. w naszym wspólnym domu dzieci dostają od nas jeden prezent na urodziny. Moje dzieci to akceptuja i są szczesliwe. Nie dopominaja sie o wiecej bo wiedza ,ze wiecej nie dostaną . Bedzie przyjecie ,tort i prezent i jest oki. Natomiast dziecko partnera zazyczyło sobie wczesniej prezent-kupił, pozniej znowu prezent rzekomo na urodziny-kupił. Ciągle powtarzalismy,ze wiecej od nas prezentów nie bedzie, kochamy go bardzo ale nie mamy pieniązków. Niby zrozumiał. Dzis natomiast- z wyrzutami pytał gdzie prezent, nie interesowalo go przyjecie. A mój mężczyzna -powiedział dobrze pojedziemy i wybierzesz sobie co cchesz. ja w szoku, moje dzieci zdezorientowane, wiadomo każde dziecko chiałoby wiecej. zaczełam rozmawiac z partnerem ,ze to nie w porzadku itp. Mały sie wsciekł zaczał wszystkich wyzywac, na nic sie zdały tłumaczenia. Ojciec nie wiedział co powiedziec, wiec ja wkurzona - powiedziałam... nie ma więcej i nie bedzie,przykro mi ale dostałes juz prezenty i musisz sie nauczyc a pzrede wszystkim słuchac co dorosli mówią do ciebie, będziesz dorosły, zaczniesz zarabiac piniazki i bedziesz sobie kupował... itd itp Moje kategoryczne- masz przestac płakac! poskutkowało. Pewnie mnie nienawidzi i pzrekaze wszystko mamusi ale cóz....mały nie bedzie żadZił wszystkimi. ufff Temat: porażka porażka Jestem tu po raz pierwszy, ale nie jestem tu przypadkiem. Piszę, poniewaz czuję, że w moim małżenstwie jest coraz gorzej. Zacznę od początku. Dwa lata temu wyszlam za mąż za 10 lat starszego mężczyznę z 10 letnim dzieckiem. Zdawałam sobie sprawę, że nie zawsze będzie różowo, ale myślałam, że jak ludzie się kochają... Mieszkamy we trójkę, dziecko ma tylko nas (nie ma biologicznej mamy od kilku lat). Nie mogę poradzic sobie z chlopcem, a co za tym idzie coraz bardziej sie do niego zniechęcam. Nieustannie kłócę się z mężem - powód dziecko. Nie mam żadnych doświadczeń. Potrafię podać obiad,sprawdzić wypracowanie, wyprasować koszulę.Nie potrafię pokochać. Nie portafię zrozumiec, ze dziecko kłamie, ma o wszystko pretensje. Probowałam rozmawiac o tym z dzieckiem, zabierałam na lody, spacery, by sie otworzył i powiedzial, czego oczekuje.Nic to nie dało. Nastolatek zamyka się w sobie, przy czym żadne tłumaczenia do niego nie trafiają. Uwielbia przy tym wszelkie wyjazdy, wyjścia. Czuję się cora bardziej zagubiona. Ja też mam pretensje, teraz się juz z nimi nawet nie kryję.O wszystkim informuję mojego meża. Zresztą tylko on jest w stanie wpłynać na dziecko. Co miesiąc przeżywam ogromny stres z powodu rachunków telefonicznych. Ciężko pracujemy, ale też oszczedzamy żeby w domu niczego nie brakowało. Jak wytłumaczyć dziecku, że telefon nie służy do pogaduszek z kolegami? Czy mam się pozbawić łącznośći z rodziną (wyprowadziłam się kilkaset km od domu rodzinnego), zlikwidować telefon z powodu dziecka? Nie mogę o tym rozmawiac z mężem, który czesto zmienia w tej kwestii zdanie (ostatnio stwierdził, ze syn widocznie ma takie potrzeby, a on nie będzie mu wszystkiego zabraniał). Dodam też, że w 80% ja utrzymuję dom. Niby rozumiem mojego meża. Może ja w stosunku do własnego dziecka też byłabym taka liberalna? Ale to wszystko boli. Czuję, że nasze kłótnie bardzo satysfakcjonują nastolatka. Mąż mi zarzuca, że nie potrafię nic dobrego powiedziec o dziecku. I to jest prawda. Tak wiele razy się na nim zawiodłam, że nie potrafię. Co mam robić? Coraz cześciej myślę, żeby to wszystko zostawic i zwyczajnie uciec. (zresztą wczoraj usłyszałam z ust mojego ukochanego męża, że droga wolna). Wiem też, ze sama na pewno dalabym sobie świetnie radę. Tylko, zadaję sobie pytanie, czy to najlepsze wyjście? Czy mam przyznac się do tego, że maje małżenstwo, dla którego tak wiele poświęciłam, okazało się porażką? Temat: Czy musimy się ukrywać ? Ja na twoim miejscu ukrywałabym związek z Twoim facetem, zbyt wiele ryzykujecie. I myślę, ze nie będzie łatwo przed sądem udowodnić kiedy się poznaliście i kiedy nastąpił ten całkowity rozkład pożycia pomiędzy eks a Twoim mężczyzną. Na pewno na Waszą korzyść przemawia fakt, ze nie mieszkacie razem czyli nie prowadzicie wspólnego gospodarstwa domowego. Sądzę, ze dla obu stron jest najlepiej, kiedy rozstanie odbywa się w miarę normalnej, bezkonfliktowej atmosferze. Mój eks jest ewidentnie winny rozpadowi małżeństwa. Jednak będę pisać pozew o rozwód bez orzeczenia winy. Po wielu dyskusjach na temat naszego rozstania doszliśmy do jakiegoś porozumienia. Poza tym mój mąż, który niby kocha naszego synka, nie chce już być jego ojcem. W te sobotę, oboje z jego dziewczyna przekonywali mnie o korzyściach dla dziecka wynikających z takiej sytuacji, gdzie nie będzie ono rozbite między dwie rodziny. Podejrzewam jednak, ze sprawa rozchodzi się o alimenty. Ponadto dziewczyna mojego eksa twierdzi, że nie chce mieć faceta z przeszłością, pomimo, iż w jakiś sposób przywiązała się do naszego synka. Ja pomimo wszystko nie rozumiem sytuacji. Nie kłócimy się, wręcz żyjemy w zgodzie i przyjaźni. Mój eks jest tymczasowo zwolniony przeze mnie od płacenia alimentów. Nie utrudniam mu kontaktów z dzieckiem, przychodzi do nas kiedy chce i o której chce, sam lub z dziewczyną, ma klucz od mojego mieszkania. Może zabierać synka na spacer, na stancję gdzie mieszkają lub do Centrum Zabaw. A jednak... Dostałam od niego oświadczenie, które mam złożyć w sądzie przy pozwie a on na rozprawie potwierdzi swoje stanowisko. W oświadczeniu tym, mój eks wyraźnie stwierdza, ze nie widzi przeszkód w pozbawieniu go władzy rodzicielskiej, a po otrzymaniu rozwodu zamierza złożyć przed Sądem opiekuńczym oświadczenie, ze wyraża zgodę na przysposobienie dziecka przez przyszłego męża matki. Uzgodniliśmy, ze na świadków powołamy naszych partnerów. Zeznają oni, ze są naszymi konkubentami i obie strony chcą ponownie zawrzeć związek małżeński. W moim przypadku będzie to bardzo naciągane, bo ja nie mieszkam z moim partnerem. Zastanawiam się, czy dobrze robię, ale ja tez chce mieć już to za sobą. moj adres: daruncia@wp.pl / na "gazetowy" nic nie dochodzi :( Temat: Macochy bezdzietne. Dlaczego??????? Do Carmelli. Oj Biedactwo!!! Nie martw się tak bardzo. Ja też jestem z katolickiej rodziny i kiedyś nawet do oazy należałam :-). Od 15 roku mi przeszło. Ale oczywiście - moja rodzina też jest stosunkowo konserwatywna i mama mi czasami tłumaczyła, ze z facetem to bez ślubu nie można... (wydaje mi się, ze to bardziej pod wpływem swojej siostry mówiła a mojej ciotki - ta to dopiero jest katoliczka). Ta ciotka to tez mi kiedys pogadanki puszczała, ze jak by ona miałą córkę - to nigdy by jej z meżczyzną na wakacje nie pusciła etc... A ja tu oczywiście standardowe zmiany facetów co jakiś czas = rzecz jasna wspólne wakacje. Stwierdziłam stosunkowo wczesnie, ze nieststy rodzinka to może swoje gadać a ja swoje zrobię - bo to w końcu moje życie i ja odpowiem za konsekwencje niewłaściwego wyboru życiowego partnera. A faceta przed ślubem to trzeba przetestować z wszelkich możliwych stron, zeby potem niespodzianek nie było. Jedna taka niespodzianka mnie spotkała. Mianowicie przed moim obecnym m. spotykałam sie z pewnym facetem (średnio atrakcyjnym fizycznie, za to wydawało mi się interesujacym intelektualnie). Facet ten stanął po prostu na głowie, zeby mnie zdobyć. I udało mu się. całe szczeście na baardzo krótko. Po zamieszkaniu wyszły takie jego przyzwyczajenia (alkohol, imprezki co 2 dni) i umiłowanie mamusi, że czym predzej uciekłam. Tak, ze zamieszkanie przed ślubem to podstawa. tak, ze rodzinką się nie przejmuj - to Twoje zycie. Czasy sie zmieniły. Trudno. Powinni się cieszyć, ze jesteś szcześliwa bo to najważniejsze. Opinie innych - szczególnie na tak banalny temat - po prostu sie nie liczą. Co do dziecka. Tutaj już trochę trudniej. Wydaje mi sie, ze tak to trochę jest z tymi facetami z odzysku, że skoro zaspokoili spoje potrzeby posiadania potomstwa, to wiecej już nie muszą. Ale tutaj powinni tez pomyśleć też o potrzebach kobiety, która kochają. Dlatego trzeba z nimi rozmawiać. Pozdrawiam. Nie smuć sie!!!! Temat: A może najlepiej na mieście Cóż badia mamy trochę inne poglądy na szczęście, partnerstwo, rodzinę. Ja nie potrafiłabym świadomie krzywdzić partnera którego kocham. Gdybym nie poczuła od razu sympatii do jego dzieci, SPRÓBOWAŁABYM przynajmniej jakoś to wszystko ułożyć. Myśląc własnie o nim, o MOJEJ rodzinie, o przyszłości. > Beatka, fajno - empatia dla taty i dziecka, dlaczego nie prosisz o empatię dla drugiej żony i jej dzieci? Dlatego, że jako osoba dorosła powinna wiedzieć z czym wiąże się bycie z mężczyzną dzieciatym. Nikt jej do tego związku nie zmuszał. Ojciec ma prawo spotykać sie ze SWOIMI dziećmi we WŁASNYM domu. Skoro nie jestem tego w stanie zaakceptować to z takim człowiekiem się nie wiążę. Bo krzywdzę w ten sposób zbyt wiele osób. Taki jest mój pogląd na te sprawy, moja moralność. Ty mozesz mieć inną. >Dlaczego pragnienia ojca mają być realizowane kosztem ukrywania uczuć drugiej żony. Myślisz, że to jest uczciwe i dobre rozwiązanie? Wcale nie chcę aby druga żona uczucia ukrywała. Ale to ona dochodzi do układu ojciec-dziecko i powinna być tego świadoma. Nie bierze ślubu TYLKO z mężczyzną, ale z mężczyzną który jest ojcem. Gdyby dziecko mieszkało z ojcem to chyba jakos bardziej by to przyjęła do wiadomości, ale skoro dzieciak poza domem.... > Wcześniej, przed takim doświadczeniem jęknęłabym, że to nie do przyjęcia, teraz rozumiałabym, że next pragnie mieć własna rodzinę, i nie musi > ponosić "domowych" konsekwencji tego, że mam dziecko z kim innnym, kto sie > nadal tym dzieckiem opiekuje. Badia i mam uwierzyć że tak bez problemu byś sie z tym pogodziła?? ;-) Że nie chciałabyś układać SWOICH dzieci do snu, pokazać im swojego domu itp, itd.???!!! Tak spokojnie byś wytłumaczyła dzieciom, że masz nowego męża, który nie chce ich poznać, nie chce aby przychodziły do twojego domu, wiec dlatego MUSICIE spotykać sie na mieście ??? :-) I nie kiełkowałby w Tobie żal do partnera????? > Ale to są uczucia kobiety, która swój dom i swoja rodzine stawia nawsze na > pierwszym miejscu, a faceci maja zapewne jakoś inaczej. Tak faceci na pierwszym miejscu stawiają pracę :-))))))) p.s. to dziecko należy do rodziny. Jest dzieckiem męża. Tak samo jest jego jak potem wasze wspólne. A jż. twierdzisz że nasze to nasze, a tamte to gorsze, bo tylko w 50% należy do naszej rodziny, to badia... różnimy sie o 100%. > Wolałabym, żeby spotykały sie z mężem wyłacznie na mieście niz miałyby spotykac sie także z kobieta, która ma do nich takie nastawienie jak ja w tej chwili. To szczere. Na prawdę chciałabym oszczędzić tego moim dzieciom. :-) a w jakim wieku masz dzieci? >Gdyby tak było z moim dzieckiem, wolałabym, żeby tata był tatą "nie mieszkającym z nami", dochodzącym na urodziny czy Świeta, zabierającym na weekend i wakacje, bo to bliższe normalności (moim zdaniem) niż tata, jego żona, ich dwójka dzieci i wszyscy u nas na przyjęciu Komunijnym. Ty. Właśnie Ty byś wolała. A co na to tata i dzieci??? Podobno miłość polega na dawaniu?! > Poza tym bałabym się, że te naszą "nową normalność" rodem z końca dwudziestego wieku dziecko weźmie za normalne rozdinne stosunki i powieli w dorosłym życiu. W tym też różnimy się o 180 stopni. Bo dla mnie bardziej normalna i oczywista jest sytuacja gdy rodzice sie rozwodzą, zakładaja nowe rodziny ale pozostają rodzicami, do których domu mozna przyjść, gdzie w nowych rodzinach są przynajmniej akceptowane, gdzie panują "normalne" stosunki /normalne dla mnie, bo tutaj się róznimy/. Bo ja bym wolała gdyby moje dzieci ewentualnie powieliły taką sytuację, niż tatusia odświętnego. Dla którego zdanie nowej żony jest ważniejsze niz układy z dziećmi. Nie umiem sobie wyobrazić, że tak postepuję. Cały czas czułabym się winna, czułabym że krzywdzę partnera i jego dziecko. Ja nie umiem sobie wyobrazić że mój syn czy córka powielają w przyszłosci postepowanie Twoje, czy Takiego ojca. Nie chciałabym bardzo tego, dla mnie byłaby to porażka wychowawcza. Taka jestem. Ty jesteś inna, inaczej myślisz. No to tolerancja ;-) i koniec dyskusji ;-). Temat: rozbicie malżeństwa Delfino Nie do końca rozumiem, jakimi kierujesz się motywami. Powtórzę się więc poniekad za Mikawi. Czy chodzi tu o jakis nadludzki niemalże altruizm wobec innych (chcesz ich uszczęślwić kosztem siebie?), czy o wyzbycie się wyrzutów sumienia, co jest już blizsze egoizmowi z kolei ("ważne, bym ja czuła się oczyszczona z zarzutów"?). Sądzę, że powinnaś odpowiedzieć sobie szczerze, dlaczego skłaniasz się ku takiemu myśleniu - obcemu mi, przyznam, ale zrozumiałemu. *** Od zawsze, a było to na długo przed faktem poznania mojego obecnego partnera, byłam zwolenniczką poglądu, że związki niszczą Ci, którzy je tworzą. Moim zdaniem nie istnieje nic takiego, jak wina osoby trzeciej, ponieważ, zabrzmi to zabawnie, żeby zaistniał trójkąt, musi najpierw przestać istniec duet, czyli, de facto, faktyczny trójkąt (z pełnym zaangazowaniem emocji każdej jego strony) nie istnieje nigdy, gdyż nawet w sytuacji, kiedy funkcjonuje jeszcze formalnie stary związek, a ktoś decyduje się na rozpoczęcie nowego, jego emocji w starym juz nie ma, a tym samym nie ma związku. I nie ma tu nic do rzeczy, u boku kogo, tymczasowo widnieje się na papierze. Posługując się mniej zawiłym tokiem myślenia - nie rozgladasz się na boki, póki jesteś szczęśliwa. Sam fakt, że to robisz, świadczy więc za tym, że nie jesteś. Oczywiście, jak w każdym zyciowym scenariuszu, praktyka jest zazwyczaj bardziej skomplikowana niż teoria. Tym samym, tyle o ile nie zgodzę się nigdy z poglądem o "wyłącznej winie tej trzeciej", przyznam, że w stosowaniu radykalnych rozwiązań mężczyżni są z reguły większymi tchórzami niż kobiety i dlatego częściej zdarzają im się uwikłania w "okresy przejściowe" pod tytułem "jeszcze żonaty, ale już związany z inną kobietą". Odpowiedź na taki stan rzeczy jest prosta - mężczyźni nie umieją odchodzić donikąd. Są bardziej gruboskórni i ubożsi o cały wachlarz emocji, charakterystyczny kobietom, dlatego łatwiej jest im tkwić w nieudanych związkach, choćby nie wiem jak wstrętnych, bo potrafią przedłozyć wygodę, przyzwyczajenie itd. nad miłość, pasję, namiętność. Dopiero kiedy namacalnie (a niestety zazwyczaj wiąże się to z poznaniem kogoś nowego) uświadomią sobie, w czym tkwią, rozbudza się w nich tęsknota za prawdziwym uczuciem, do którego gdzies tam pod warstwą swojej "wszystkojedności" i "bylejakości" tęsknią. Rozwijają wtedy skrzydła, odchodzą ze starych do nowych związków, z nadzieją na lepsze i wtedy zaczynają się schody... Zawsze dziwiło mnie, dlaczego mężczyźni nie odchodzą ze związków, w którym jest im źle, póki jeszcze mogą zrobić to z klasą, zanim rozpoczną się dramaty w stylu "byłe", "obecne", dzieci itd. Może dlatego, że ja myślę inaczej.Bo ja potrafię... Nie wiem. Kiedy zdałam mojemu mężczyźnie pytanie, co robił przez 5 lat u boku kobiety, na której temat tak de facto nic nie potrafi powiedzieć, która jest mu na wskroś obca pod każdym względem, odpowiedział mi, że nie wie... Wie jednak, że to jego wina, bo za długo zwlekał z decyzją, by powiedzieć swojej żonie o tym, że jej nie kocha. Stchórzył. I zapłacił za to wyskoką cenę. Zapłaciła ja ona i płacę ją ja. Ale to nie moja wina, że oni nie umieli zbudować sobie szczęścia. Mam nadzieję, że dojdziesz do takiego rozwiązania, które pozwoli Ci spać spokojniej, niezależnie od decyzji, jaką podejmiesz. Trzymaj się. Kasjusz Ps. Nie rozumiem tylko jednego. Czy Twój mężczyzna też czuje, że u boku byłej zony byłby szczęśliwszy, czy to tylko Twoje odczucia? I pamiętaj, że nikogo nie zabierasz dopóty, dopóki ten ktoś sam nie chce zostac zabranym. Temat: A może najlepiej na mieście "generalnie wszystko sie tu zgadza nie rozumiem tylko, dlaczego partner ma miec żal do swojej obecnej i tez zal kiedys wybuchnie. Wybuchnie, ale tylko w zwiazku, gdzie o problemach sie nie rozmawia i one sie kumuluja. Nie zawsze musi byc to tez 'wina' jego obecnej za te 'spotkania na miescie." Ja napisałam o w miarę normalnej sytuacji. Czyli ojciec kocha bardzo swoje dzieci a one jego. Była jest normalna i nie jest przeciwna spotkaniom. Wystarczy wtedy odrobina empatii i postawienie się w sytuacji takiego taty, którego jakoby kochacie. Ma nowy dom, nową rodzinę i nie moze tam WE WŁASNYM DOMU spotykać się z WŁASNYMI dziećmi. Tylko empatia... A gdyby wasze dzieci po rozwodzie zostły pod opieką męża, mogłybyście widywać je tylko od czasu do czasu i to jeszcze poza domem, bo obecny ma przeciwwskazania. /ja to bym z takim człowiekiem, który moich dzieci nie akceptuje nie była/ ale gdyby... to miałabym do niego OGROMNY żal, narastający żal.... badia > Dlaczego mąż ma mieć żal do partnerki? Za to, że ona chce mieć swoją rodzinę, za to, że kocha swoje dzieci, za to, że nie czuje się współpodpowiedzialna za wychowanie jego dzieci? za to wreszcie, że znając swoje uczucia (wrogie np) do cudzuego dziecka nie chce się z nim widywać, żeby nie wyrządzić mu krzywdy. Nie szukaj badia usprawiedliwienia na siłę. Dobra, kochająca partnerka bierze także pod uwagę potrzeby, uczucia męża. Nie szantażuje go dla swojej egoistycznej wygody. Wiesz badia z teściową można życ na odległość. Z dziećmi nie za bardzo. Czy naprawdę chciałabyś aby twoje dzieci w przyszłości spotykały się z byłym mężem wyłącznie na mieście, ze wszystkimi konsekwencjami??? > Ale takiego normalnego taty to one nie będą miały z powodu rozwodu. Dlatego NALEŻY minimalizować negatywne skutki rozwodu. Bo KAŻDE dziecko może spotkać rozwód rodziców. > spotykanie sie poza domeme, nie oznacza, że tata się ukrywa, ale że to tata > spotyka sie z dziećmi, a nie że zamiast spotkania z dzieckiem przywozi je do > swojego obecnego domu i każe się nim zajmować obecnej. Nie wiem badia w jakim wieku masz dziecko, ale chyba jeszcze bardzo małe. Skoro uważasz że spotkania na mieście są wystarczające. Ja nie piszę o podrzucaniu dzieci obecnej, bo to tak samo patologia jak spotkania na mieście. "Wiem jedno, że jeśli next czuje negatywne uczucia do dziecka, a większość ponieważ kocha własne nie ma ochoty na matkowanie cudzym, to dla dziecka lepiej, żeby sie z taka next nie widywało." Ja myślę że najlepiej by było gdyby taka kobieta w ogóle nie wiązała się z mężczyzną którego dziecka nie akceptuje /kochać nie musi ;-)/. Bo nikogo tym tak naprawdę nie uszczęśliwi. I bajki o miłości nie trafiają mi do przekonania. Dziecko to nie pies, którego można dać w odstawkę. Jeżeli tyle nie mozna dla "kochanego" partnera zrobić, to lepiej dać sobie spokój. >I lepiej nie udawać niż udawać dla wygody taty, bo tak na prawdę głównym argumntem, który sie tu pojawia jest wygoda taty. :-))))) a wg mnie to głównym argumentem jest wygoda drugich partnerek. Bo ani to wygoda dla dzieci ani ojców. A bzdurne tłumaczenie o oporządzaniu tamtych dzieci, podrzucaniu obecnym żonom itp. To tylko kwestia ugody, rozmowy między małżonkami. Bo też jestem za tym aby to był czas spędzony z ojcem ;-)) Pozdrawiam. Temat: zycie w Egipcie... nie mam teraz czasu, zeby przeczytac wszystkie wypowiedzi, przepraszam,ale chcialabym powiedziec o swoich doswiadczeniach- mieszkalam w Egipcie kilka lat. Uwielbiam ten kraj, tych ludzi, mam oczywiscie masę prZYjacioł, bo jak wiecie oni są nieslychanie serdeczni i przyjacielscy. wiele sie nauczylam tam mieszkajac, zmienilam swoje podejscie do wielu rzeczy, kocham swoich przyjaciol, ale nie wyobrazam sobie wyjsc za Araba, poniewaz, choc jako rpzyjaciele wspaniali, jako partnerzy dla swoich zon czy ukochanych byli dla mnie- zbyt inni od tego, czego ja poszukuję w partnerstwie. Są cudwoni, romantyczni, potrafią zrobić magiczne wrazenie swoją meskoscią etc, natomiast podzial rol niestety jest na tyle silny, ze chocby zycie rodzinne bylo najbardziej udane dla kobiety, i byla zadowolona, mezczyzna na boku najczesciej nie mial skrupolow, by miec swoje wlasne prywatne zycie, ktore nie wykluczalo zabaw z innymi kobietami. Dlatego najcudowniej nawet traktujacy swoje partnerki moi przyjaciele i znajomi- a po tylu latach i radosnym pogrązeniu sie w zyciu tam naprawde poznalam wielu ludzi- byli dla mnie dowodem, ze nie odnalazlabym sie w takim ukladzie. Wielowiekowa kultura i tradycje to cos, z czym trudno walczyc. ja lubię męzczyzn, ktorzy mają własne zycie i są niezalezni, natomiast jednak swiadomosc, ze co by nie mowil partnerce uwaza za oczywiste, ze moze na boku miec inna kobiete, dla mnie jest decydująca. nie chcę tak. Przez lata walczylam w obronie tej kultury i rowniez zdolnosci mężczyzn do stworzenia z kobietą spoza tamtej kultury wspanialego związku. znam rodziny, w ktorych kobiety są ogromnie szczęsliwe, kochające, oddane, pelne szacunku. ale to są juz ludzie w srednim wieku, z dorastającymi dziecmi...natomiast wszyscy mlodsi faceci, ktorych poznawalam blizej i ktorzy np spedzali wieczory w gronie przyjaciol, w tym i mnie, bo bylam ylko pzyjaciolka, nie dziewczyna zadnego z nich- trzymali swoje dziewczyny dla siebie. tak wiec w gronie przyjaciol spotykaly sie- samotne lub zwiazane z cudzoziemcami Arabki, samotni lub zwiazani, ale samotnie przychodzący panowie, i cudzoziemcy, jak ja. dodam, ze to byli wszystko luzie wyksztalceni, obyci, podrozujacy do innych krajow, do Europy, etc. Jesli znalam te ich dziewczyny, to spotykalysmy sie na babskich spotkaniach, natomiast wspolne moge policzyc na palcach jednej ręki. obacalam sie w roznych kręgach i roznych srodowiskach, natomiast ten model nie ulegal zmianie, czy bylam jedyna cudzoziemka, czy tez grono bylo mieszane, czy juz wchodzilam niemal w zaprzyajzniona rodzine jako przyjaciolka domu. dlatego nie twierdze, ze to niemozliwe, natomiast ja sie nie spotkalam z przykladem relacji przez te wszystkie lata, ktory dalby mi wiare, ze i mnie by sie tak udalo z moim partnerem Arabem. Przepraszam wszystkie szczęsliwe zony Arabow. jestem gleboko przekonana, ze sa wyjatki, szczegolnie, jesli mieszka sie poza krajem arabskim. Natomiast jesli kobieta z Europy chce przezyc szczesliwe lata w kraju arabskim- jak ja- to jednak polecam bycie niezalezną od tamtejszych norm społecznych. ktore szanuję ogromnie- po prostu nie we wszystkich się odnajduję. Temat: rozterki partnerki mezczyzny po przejsciach :(( dziewczyny, dziekuje Wam wszystkim za tak wielki odzew i Wasze rady. Nie spodziewalam sie tego az tyle. Ogolnie widze, ze winna wam jestem troche wyjasnien. Jestesmy szczesliwym zwiazkiem, bardzo sie kochamy i mamy do siebie ogromne zaufanie. Moj facet jest wspanialym mezczyzna, niezwykle czulym, cieplym, wrazliwym. Oczywiscie, nie wynikalo to z mojego postu, gdyz pisalam o problemach jakie mam, a nie o tym, co jest u nas dobre. Co do zdrady - nie mam w sobie niepewnosci, ze zrobi kiedys to samo w stosunku do mnie. Nie jest tak, ze w ogole nie rozmawialismy o tej stronie jego przeszlosci. Mowilismy i troche wiem, ale po prostu jak dla mnie, troche za malo, by zrozumiec to wszsytko tak do konca. Z jego natomiast strony jest ogromny wstyd, ze cos takiego kiedys sie wydarzylo. Wiem, ze zaluje tego strasznie, wiele razy mowil mi, ze mam przestac sie czepiac tego tematu, gdyz wystarczy, ze zona, ktora zdradzal mu przebaczyla i ze on i tak bedzie mial wyrzuty sumienia do konca zycia. O kobiecie z ktora zdradzal nie chce nawet wspominac. Chcialby wymazac wszystko z pamieci. Wiecie, gdy mi tak mowi i gdy widze jak cierpi z tego powodu, naprawde nie chce rozgrzebywac tego bardziej. Slub.. mi chodzi wlasnie o to, o czym pisala jedna z Was, o taka romantyczna strone tego - nazywanie sie mezem, zona, piekna przysiega, noszenie obraczki, wspolne nazwisko. Zalezy mi na tym, ale najgorsze w tym jest to, ze ja go rozumiem, ze on moze byc zrazony do takiej instytucji, ze mozna nazwac moje argumenty infantylnymi. I fatalne jest w tym wszsytkim jeszcze jedno, ze jestesmy naciskani przez moich rodzicow (strasznych katolikow), co go niestety skutecznie zniecheca. No i pewnie, kto chcialby zenic sie pod batem? Zazdrosc o przeszlosc - pisalyscie, ze to najmniej wazny z moich problemow, a dla mnie wydaje sie on najistotniejszy. Naprawde ciezko mi jest zaakceptowac fakt, ze moj mezczyzna kochal kiedys inna kobiete, wyznawal jej milosc, tulil ja, mowil piekne slowa, etc. Jedna z Was napisala, ze z tym po prostu trzeba sie pogodzic, a jesli nie potrafimy - nalezy odejsc. Swieta prawda. I cale szczescie mysle, ze powoli, powoli dochodze do takiego pogodzenia. Chyba to tez zalezy od tego ile czasu jestesmy razem - z kazdym miesiacem, z kazdym NASZYM, WSPOLNYM doswiadczeniem ta zazdrosc staje sie troche mniejsza. Bo zaczynamy juz tworzyc NASZA przeszlosc, wpisywac sie w historie jako MY. Ale mimo wszystko, czasem potrafi wszystko odzyc, zazdrosc zakluc, zabolec. To wyjasnilam troszke. Ogolnie wiem, ze jestesmy na dobrej drodze, ale powolnej i czasem z zakretami. Dlatego napisalam do Was. Troche dlatego, by wiedziec czy tez "grzebiecie" w przeszlosci swoich partnerow, a bardziej dlatego, by sie dowiedziec, jak skutecznie przestac to robic. pozdrawiam Was wszystkie i jeszcze raz dzieki za Wasze slowa! Temat: A może najlepiej na mieście zgadzam się z każdą literką. dodam tylko, ze zaczynajac zyc z kims, o kim wiemy, ze ma "przychowek" :-) - to swiadomie decydujemy sie na pewne obciazenia dla nas z tym zwiazane. podobnie jak nasz mezczyzna swiadomie bierze odpowiedzialnosc za to, zeby i nam w tym zwiazku bylo dobrze i jak najmniej niewygodnie z powodu jego przeszlosci. dokladnie tak jak piszesz, Nat - czasem sie trzeba postawic z drugiej strony.u mnie wlasnie dzieki temu zmienil sie niemal o 180 stopni stosunek do syna Osobisty. Pomyslalam, co by bylo, gdybym wychowywala najmlodszą w swoim domu, a Osobisty chcialby, zebym ograniczyla z nią kontakty, albo wogole ich zaprzestała.. jakikolwiek wybor zawsze byłby rozstrzygany na korzysc dziecka. liczylabym moze i na wyrozumialosc Osobistego i na swoją umiejętność "wynagrodzenia" mu tego tym, ze spotkania z dzieckiem i zajmowanie sie nim bylyby porownywalne do tego jak interesuje sie naszym domem i naszymi dziecmi i samym Osobistym. I z ty,m chybaprzede wszystkim trzeba się pogodzic. Podobnie jak dziecko i Ex muszą się pogodzić z tym, że i czas i $ będą rowno dzielone miedzy wszystkie dzieci i Obecną neizaleznie od ich liczby :) Dziecko jest wazne tak samo jak ktos z kim zyjemy, kogo kochamy. Tylko inaczej.Równorzędność tych "ważnosci" wymaga od Ojca w tym przypadku neisamowitej umiejętności sprawiedliwego podziału czasu, uwagi, siebie pomiędzy zone i dziecko - tak, zeby jak najmniej oboje odczuwali jego brak. Liczmy więc na umiejętności logistyczno-zachowawcze Mężczyzn...:-)) ! (oups! no, dobrze... ja wiem, to zdanie trąci czasem fantastyką..;-) ale niektorzy starają się te umiejetnosci posiąść:-) Osobisty od początku mi mówił, ze nie zrezygnuje ze spedzania czasu z dzieckiem i zebym pomyslala, czy ja sie w tym odnajdę. przynajmniej postawił sprawę jasno. powiedzialam (ważąc każde słowo, bo brnęłam w coś co znałąm tylko w teorii) że OWSZEM. tak jak ja jemu zadałam pytanie, czy on bedzie w stanie zapewnic mi i naszym ewentualnymdzieciom takie zycie, zebysmy czuli sie dobrze i nie odczuwali jego braku i straty na rzecz tamtego dziecka. i czy da radę finansowo utrzymac nas wszystkich :-) powiedział, że da rade. pytałam wiele razy o to. no wiec chybaoboje odpowiadamy za swoje słowa ktore wtedy powiedzielismy sobie. i nawet jak na początu bywałam zła, ze nie mam go całkiem dla siebie, ze jedzie do dziecka na drugi koniec Polski, ze ja sama, a on tam... - ach ta konfrontacja z rzeczywistoscia :-) - to milklam, dopoki nie bylam spokojna i wtedy dopiero rozmawialismy o tym. on rozumie moje potrzeby, a ja jego. chociaż czasem i zgrzyty bywają. ale staramy sie je rozwiazywac szybko. teraz juz jest ok, mamy ułożone zycie razem. i ciagle odpowiadamy za to co powiedzielismy sobie. i jest dzieki temu naprawdę nam łatwiej. dzieki swiadomosci od początku i wyjasnieniu sobie swoich stanowisk wobec zastanej sytuacji "dzieciatosci" Osobistego. stanowisk, ktore są niezmienne. kompromisy są potrzebne, a jakże... ale to jak w kazdym zwiazku chyba. u nas wystepuja jedynie na plaszczyznie "dzieciatosci" jego :-) pozdr. Joanna Temat: w slad za Felinka i ja sie chwale :) konkubinka napisała: > Jak wiele praw przypisuje sobie kobieta, która świadomie odbiera dziecku ojca, > mężczyznę pozbawia autorytetu, obraża i przedstawia w negatywnym świetle? W > kwestii alimentów dla dziecka większość polskich matek po rozwodzie nie umie > patrzeć na byłego męża jak na człowieka. Bezwzględnie pozbawia go nawet > ostatniej złotówki, traktując te pieniądze nie tylko jako kwotę niezbędną na > pokrycie potrzeb dziecka, lecz także jako źródło dodatkowego dochodu. Zdarzają > się sytuacje, w których - zdaniem matki - lepsza dla dziecka jest opiekunka niż > > ojciec, który mógłby zaopiekować się dzieckiem. Zdarza się, że lepiej jest > wysłać dziecko na drogie kolonie niż na wakacje z tatą. > > Jak wiele matek kreuje się na cierpiące niedostatek, poświęcające się dla > dziecka i ogłasza to całemu otoczeniu, oczekując współczucia od ludzi bliskich, > > obcych i sądu? Ile z nich zrezygnowałoby z płaconych im alimentów na rzecz > opieki naprzemiennej (np. tak, by ojciec przez pół miesiąca wypełniał te same > obowiązki i ponosił te same koszty względem dziecka co ona)? Bardzo niewiele. > Kobiety mieszkające po rozwodzie z dzieckiem zapominają o tym, że za rozpad > związku często odpowiadają dwie strony, nie pamiętają o swych winach. Choć > złamały człowiekowi serce i zawiodły zaufanie, każą mu płacić za własne błędy, > obarczając odpowiedzialnością za to, że małżeństwo nie przetrwało. Jako karę > stosują separację dziecka od ojca albo zawyżanie alimentów. Byłoby mało takich > przypadków, gdyby nasz wymiar sprawiedliwości na to nie zezwalał. > Napiszę tak od serca. Poczułam się bardzo dotknięta tym atrykułem, chociaż wiem konkubinko, że starałaś się obiektywnie opisać całą sytuację, w jakiej się znalazłaś. Ustosunkuję się do powyżej cytowanych zdań. Myślę, ze jest to zbyt przesadzone twierdzenie, że sądy sa prokobiece. Ja się z tym w swoim przypadku nie spotkałam. Dodatkowo poznałam kilka samotnych matek, które naprawdę cierpia biedę bo np ojciec ich dziecka wyjechał do Stanow, ma wszystko gdzieś i nie płaci grosza na dziecko. Poza tym kiedy kobieta zostaje sama znajduje się w punkcie wyjscia w duzo trudniejszej sytuacji niż jej eks mąż lub jesli nie była mężatka - ojciec jej dziecka. Najczęściej zostaje porzucona i tak stje się niewygodną eks. Trudniej jej jest znaleźć partnera. Ma więcej obowiązkow. Moj eks zrzekł się praw rodzicielskich tylko po t by nie płacić alimentow. Jego nie interesuje czy jego dzicko będzie miało co jeśc i w co sie ubrac. Uważa, że jezeli teraz mam nowego faceta, to on przede wszystkim powinien troszczyć się o dobro dziecka a nie biologiczny ojciec. Biologicznemu ojcu należa sie same prawa. Dziecko nie powinno mowić do męża swojej matki tato, chociaz w niedalekiej przyszłości zostanie przysposobione. Bo moj eks jest zazdrosny. Ostatnio powiedział, ze ograniczam mu jego prawa, pewnie pod wpływem podobnego do twojego artykułu albo raczej wypowiedzi w telewizji, bo czytać to moj eks nigdy nie lubił. Nie pozwalam mu na nieoraniczony kontakt z dzieckiem. I w takiej sytuacji jaka jets teraz będę walczyc jak lwica, by te kontakty były przez mnie jak najbardziej kontrolowane, dopoki dziecko jest jeszce małe. Denerwuje mnie to, ze on się wstydzi swojego syna. Boi sie, ż ektos go nie zobaczył z nim na mmieście. Ale widywac chce. Na razie Przemek jest mały, ale gdy podrosnie co będzie? Njchhetniej uciekąlbym za granicę, zeby synek mógł rozmawiać, ze swoim biologicznym ojcem tylko przez telefon. Nie chce, by ktos go skrzywdził i zniszcył jego uczucia. Chciaąłyb wychowac Przemka na wrazliwego , ufnego chłopca. A jego biologiczny ojciec nie jest osoba godna zaufania. Jest typowym egoista, ktory mysli tylko o sobie. Jemu nie zalezy na kontaktach z dzieckiem, bo je kocha, tylko chce ,zeby Przemek nie mial kidys pretensji, ze się go wyrzekł. Ten człowiek naprawdę stoi mi kością w gardle, chociaz nie ma we mnie nienawiści do niego jako do człowieka. Jest niechęć jako do ojca mojego dziecka, ktory tak naprawde nie dba o swojego syna, tylko o własne samopoczucie. Temat: "Odwiedziny" dzieci - nasze prawa i obowiązki. e.beata napisała: > Poczytałam te posty i nasuwa mi się pytanie od którego trzeba byłoby zacząc > KAŻDY związek z mężczyzną "obciążonym". > Bo odnoszę wrażenie, że dla niektórych kobiet "wiedziały gały co brały" oznacza > : > partner ma dzieci, czyli rodzina jest obciążona alimentami no i odwiedzinami > jego dzieci. I myślą że to wszystko. Czy zastanawiały się przed, że być może > przyjdzie sytuacja, że będzie trzeba zamieszkać z dziećmi męża na stałe. > Gotować, opierać i wychowywać na codzień. Czy jestem na to gotowa???? Czy sprosta się jakiejś sytuacji nigdy nie wiadomo wcześniej na 100%. Myślę, że wiele z nas nad tym wszystkim się zastanawiało. Nie zauważasz (nie chcesz zauważyć), że w dużej mierze relacje między drugimi żonami a dziećmi z poprzednich związków zależą od OJCA dzieci a ich MATKĄ. Jeżeli oni ustalają pewne rzeczy między sobą i nie dezorganizuje to mojego domu to ok. Jeżeli stwierdzam, ze zbyt ingeruje w normalne funkcjonowanie - rozmawiam z mężem, a potem on ze swoją eks(jeśli się ze mną zgadza). Często jest tak, że matka nie widzi potrzeby bliskiej integracji między swoim dzieckiem a nową rodziną ojca. Tak było na początku u nas - matka nie chciała jego kontaktu z młodszym przyrodnim bratem. To, że Mały u nas bywa jest wynikiem uporu jego Ojca. To, że ona gotowała, prała było jej decyzją, którą nam narzuciła. > Bo z niektórych postów wynika, że wcale nie. > Gdyby ktoś mówił, że mnie kocha ale nie lubił mojego dziecka.... tolerował je > wyłącznie ze względu na mnie.... Ja osobiście takiego poświęcenia bym nie > chciała. Widocznie niektórym to odpowiada. W dodatku są to sytuacje, kiedy dzieci nie przyjeżdżają do ojca do domu (i z tego co pamiętam jest w tym duży udział matek). >Żona byłego nie, ale dzieci NALEŻĄ do waszej rodziny. Myślicie czasem > o tym, że i wasze ukochane dzieci mogą kiedyś mieć "macochę" albo drugiego > tatę? I jak chciałybyście aby je traktowano? I znowu: to na forum samodzielnych głośno swego czasu perswadowano drugim, że nie są dla dzieci żadną rodziną. Rodziną można być ustawowo, ale chyba ważniejsza jest więź między jej członkami? A więc jak wyżej: jeśli ktoś nie widuje się z dzieckiem, nie zna go, nie jest jego krewnym, nie ma między nimi więzi, to wg. mnie rodziną nie są. Takich rzeczy się nie dekretuje i pozostawia sumieniu. Moje dziecko jedno ma "macochę", bo jego tata ma żonę - ale to dla niego żadna rodzina. Macochy bez " mam nadzieję, że nie będą miały, bo ja na tamten świat się nie wybieram. Natomiast mój syn, jak niejednokronie pisałam, ma ojczyma, chociaż tytułuje go tatą i tak taż traktuje. I jest to związek wzajemny. Jeśli będzie tak, że zamieszkamy także z synem męża stworzymy razem rodzinę. Ale jest to bardzo mało prawdopodobne, bo jego mama nigdy się na to nie zgodziła, a źle jej nie życzę, bo generalnie nie jestem krwiożerczą drugą żoną ;-). pzdr ashan Temat: zycie w Egipcie... Witam was Przyglądam się waszej rozmowie od jakiegoś czasu, ale teraz postanowiłem się włączyć. Widzisz koronka ty sama dajesz sobie odpowiedź w ostatnim poście. Zawsze jest tak, że gdy kogoś się kocha to nieodparte wrażenia będące właściwie pewnością formułuje się w postaci wątpliwości "obawiam sie tego i tego, bo zauważyłam to i to, co zdaje się może chyba potwierdzać czasami..." a tak naprawdę, gdyby twoje słowa okroić z uczucia, które niestety upośledza trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość to zostanie brak wzajemnego zrozumienia z powodu różnicy kultur, brak doceniania roli i znaczenia kobiety w oczach twojego chłopaka i EWIDENTNY smutny koniec takiego związku. Ja wcale nie twierdzę, że Arabowie robią z kobiet niewolnice, ale jest to kultura, gdzie rola kobiety jest diametralnie różna od naszej. Przeczytaj reportaż z ostatniego Dużego Formatu "Wyborczej". Bardzo pouczający. Pamiętam jeszcze relacje ochmistrza ze statku naszej floty handlowej, który opowiadał, że było kilka portów do których nienawidził zawijać - to były porty w krajach arabskich. A tam na nabrzerzach często Polki ubrane na sposób arabski błagające na kolanach by przemycić je do kraju, opowiadające o przerażających przeżyciach - na studiach zakochane do szaleństwa, on miły, obsypujący prezentami, niesamowita fascynacja, także jego odmiennością i oczywiście zapewnienia, że po przyjeździe do jego rodziny wszystko będzie w porządku, że nikt nie będzie jej więził, że będzie prawie jak tutaj. A tam na miejscu koszmar i to znacznie większy niż możesz sobie wyobrażać. Facet mówił, że niektórzy marynarze dosłownie płakali, ale nie mogli nic zrobić, bo za taki numer byłoby tamtejsze więzienie. Mówił mi, że w końcu zaczął się upijać, gdy widział te nabrzeża. Tych dzieczyn było tam mnóstwo. Nie raz rodziny starają się wyrwać je stamtąd, ale bez rezultatu. Prawo jest po stronie mężczyzny. W Pakistanie kobieta żądająca rozwodu jest często przez męża okaleczana bądź mordowana. Wiem, że ten kraj to skrajność, ale nigdzie nie licz na równouprawnienie. Jeśli będziesz chciała odejść i jakoś ci się to uda, pożegnaj się przedtem ze swoimi dziećmi na zawsze. Może w niektórych aspektach się mylę, nie jestem specjalistą od prawa egipskiego, a szczególnie od praktyki jego stosowania, ale bardzo delikatnie mówiąc nie jest różowo. Nie twierdzę, że tak jest wszędzie, ale twierdzę, że wszędzie w krajach arabskich jest z tym inaczej niż u nas i różnice są raczej większe niż mniejsze. Twierdzę, że uczucie przyćmiewa zdrowy rozsądek i umiejętność trzeźwej oceny sytuacji i twierdzę, że ZAWSZE wątpliwości jakie na przykład ciebie trapią okazują się w końcu być pewnikami, tylko natężenie tej pewności jest coraz większe i większe. Przemyśl tę decyzję na zimno jeśli tylko umiesz, skorzystaj z rad innych. W żadnym wypadku nie skacz na głęboką wodę bez rozpoznania. Pozdrawiam - Hirgen Temat: rozbicie malżeństwa Witajcie, Znów będzie chaotycznie, znów przepraszam. Dzieje sie b. często (wiem to od znajomych), ze meżczyźni w kryzysie nie wiedzą co robic, czują sie bardzo zagubieni. Wiadomo także, ze sa oni psychicznie od nas, kobiet, znacznie mniej wytrzymali, nie ma więc co sie dziwić, że pani, kóra zjawia sie wtedy w jego zyciu, staje sie dobrą wróżką, która wskazuje zagubionemu misiowi drogę we mgle....najczesciej wprost do własnego domku z piernika (taka metafora sielanki). Smieję się teraz sama z siebie, bo tak mi zależało, zeby miś siedział w mojej złotej klateczce jak najdłużej i nie zauważał złotej kłódeczki! Dzisiaj ja zastanawiam sie juz w spokoju, ile tak naprawde wypracowalismy na nasza korzyść, a na ile on uciekł z poprzedniego, skomplikowanego związku. Na pewno zakochalismy sie w sobie, a co do tego, to naprawde trudno mieć do kogokolwiek pretensje. Tym bardziej, gdy chcąc nie chcąc widywalismy sie regularnie. Ech, wiem, że to najtrudniejsze na świecie wczuc się w racje obu stron.... Kobieta, ktora jest z rozwodnikiem, szybciutko oskarża poprzednia partnerkę, tym bardziej, ze przecież misio - taki kochany, tak skrzywdzony....SCENARIUSZ STARY JAK SWIAT. Słowa, które padają powtarzaja sie od setek lat ( tu przyznam się, ze socjologia to moje hobby a zawodowo zajmuję sie wnętrzami), mianowicie: zołza, nie dbala o niego, same pretensje, same roszczenia, paniusia... A kobieta, od której odszedł mąż? oskarża babkę, która zajęła jej miejsce - ze to jej wina, ze skorzystała z kryzysu, ze suka, itp Rozbić komus związek to jest tragedia dla osoby wrażliwej. Tym bardziej, ze zawsze wygląda to tak, ze robi sie to z wyrachowania, dla własnego szczescia. Jeśli jeszcze zostają dzieci - to koszmar. Właściwie to koszmar co najmniej 3 osób. Tamtej, jego, mój, mojego byłego ...i dzieci. Ja widzialam, że cierpieli wszyscy, ale najbardziej cierpi zawsze osoba porzucona. Ja mogłam sie wtulić w ramiona człowieka, ktory mnie kocha....a ona juz nie. Tak samo później...ja juz cholernie marzłam...a słyszalam tylko złe słowa...Tak bardzo potrzebowałam elementarnego wsparcia, ciepła... Według mnie Justinka wcale nie generalizuje ani nie szufladkuje ( ale nie czytałam innych wypowiedzi, znam na razie tylko ten wątek) Dla mnie (podkreslam DLA MNIE) osiągnęła ona 40% obiektywizmu - gratuluję. Panie, które jesteście tymi, co "rozbiły": zdajecie sobie sprawę, że "tamta" cierpi? że jest sama, że się boi? że żałuje i w pierwszym odruchu zrobi wszystko - aż do samoupodlenia - aby odzyskać misia? Mysl, ze byc może to nie ma sensu, że trzeba przecierpieć ( jak spiewa Kasia Nosowska - "..przeczekac trzeba mi"), że to mogla byc od początku pomyłka? Że szczęście jest i dla mnie? Zwróćcie uwagę, że tam, gdzie pojawia sie agresja, tam dzieje sie coś niepokojącego. Jak stan zapalny, który nieważne w jakim miejscu ciała - powoduje ze na termometrze rosnie kreska... Szukajmy włąsnego szczęścia, ono na pewno jest i dla nas - ale nie na siłe! Szczęście rodzi inne pokrewne pozytywne uczucia: spokój i poczucie bezpieczeństwa. Szczescia sie innym zazdrości, dlatego sie je ukrywa, żeby nikt nam go nie skradł. Szczeście na pokaz jest podejrzane. Dlatego nie wylewajcie swojej agresji na byłe kobiety swoich partnerów. One juz sa nieszczesliwe. Życzcie im szczescia, a i Wam będzie lepiej ( hihi, bo nie będą Was nagabywać - taki zarcik). To tyle na dziś. pozdrawiam gorąco i porzucone, i rozbijaczki małżeństw! Strona 2 z 2 • Wyszukano 98 rezultatów • 1, 2 |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||