Strona Główna Jak dzwonić tanio Jadwiga Serkowska Jagódki ZPiT Jak nagrać MP3 Jak malować pastelami rady Jacek Gardener Jak napisać program nauczania Jacek Ziobro minister PiS jajlepsze gry samochodowe |
Widzisz wypowiedzi wyszukane dla zapytania: Jak dzwonić z zagranicyTemat: Nowe markety Ano właśnie bo nie dorośliśmy jako społeczenstwo i jako naród i jako państwo do otwartych granic do konkurencji na równych warunakch. Bo z jednej strony stanął biedny polski przedsiembiorca który własciwie stawial pierwsze kroki an wolnym rynku a z drugiej zaprawiony w bojach przedstawiciel koncernu XYZ dysponujący ogrommnym kapitałe mający doświadczenie w walce z konkurencją która czasem też nie przebierała w srodkach i na dokladke mogacy sobie pozwolic (dzieki naszemu dziurawemu jak sito prawu) na jazde przez 2 czy 5 lat na stratach albo na minimalnym zysku bo zysk i tak liczy sie jako całość aby wykończyć konkurencje. Wpuszczenie na ledwie co delkatnie znormalizowany rynek gigantów z zachodu było ogromnym błędem. Podobie jak zezwolenie na tworzenie pierwszych polskich ieci na wzór zachodni (czesto tylko po to aby pod przykrywką poszukiwania kapitłu sprzedać go z zyskiem zachodniej sieci). Zarazem państwo zupełnie przestał obchodzic los drobnych producentów. Moze sie powtarzam ale przez lata kupowaliśmy jajka od osoby która miała kilka kilkanascie kur było to JAJKA a teraz teraz kupujemy produkt jajko podobny majacy tyle wspólnego z dawnymi JAJKAMI co Mercedes z Fiatem 126p ale drobnych producentów zabilismy na swoje wlasne życzenie. Polak przyzwyczajony przez pierwsze markety do klimatyzowanych hal chce jak panisko kupowac warzywa w hali targowej zrobionej tak jak market a ze tam kupuje warzywa warzywo podobne takie jak w markecie czy jajka jajko podobne to niema znaczenia no i jeszcze jedno tam wcale nie jest tanio bo i nie moze bo koszty utrzymania hali sa wielkorotnie wieksze niz koszta drobnego sprzedawcy który stał dawniej na targowisku z warzywami z własnego pola czy jajkami z własnych kur. Polacy niestety nie maja czegos takiego jak alarm który dzwoniłby ze cos jezt nie tak. Nie jestesmy w stanie zrozumiec tego ze zachód do pewnych rzeczy dochodzi dziesiatki lat a tego nie da sie przeskoczyc za lat 5 czy 10 wiec trzeba chronic swoj wlasny rynek swoich konsumentów swoich producentów nie spieszyc sie z otwieraniem szeroko granic bo nas czapka nakryja. Dziwie sie ajk słysze o ajk to dobrze ze iast budek na Promenadzie mamy piekną hale - świetnie rewelacyjne i co z tego ile osób handlowalo na promenadzie z budami ile przenisło sie do hali? 50%? 60? no max 70% a co z resztą których nie bylo stać na box? To jest tak samo jak z wpuszczenim firm zagranicznych nie zawsze dobrze jest jesli duzy pożera malego zasem na tym wszyscy traca. Jednym słowem troche rozsądku nie przyspieszajmy na sile historii bo sie obudzimy z reka w nocniku. Temat: Niemiecka pamięć-niemiecka trauma Podróżniku CZeść Podróżniku! 1.Generalnie to muszę Ci powiedzieć że nie mam pretensji do Niemców o to że są teraz sami trochę poprowadzić lokomotywę, byle nikomu nie wyrywali na siłę kierownicy. Trzeba też uważać z ogniem pod kotłem, nie za dużo pary (zwłaszcza przed wyborami) Nie sądzę też że dotychczas musieli marznąć na stopniach wagonu. To taka trochę populistyczna retoryka (choć trudno o to posądzać prezydenta - pewnie to słowa wyjęte z kontekstu). Nie przeceniałbym też dzisiaj problemu wagi Bałkanów. To zrobił się problem lokalny. To nie zagraża bezpieczeństwu Europy pogrążonej w trawienu nadwyzek żywnościowych. Restytucja Krzyża Żelaznego to jakaś degręgolada wpisująca sę niestety w proces odrodzenia pruskiej megalomanii. Popatrzmy też na skrzydła dzisiejszej luftwaffe - mogliby coś z tym zrobić. 2. Wiesz, z tymi reakcjami strony polskiej to nie jest taka prosta sprawa. Trudno aby minister spraw zagranicznych dzwonił do RTL i domagał się sprostowania na antenie. Trzeba dokładnie sprawdzić jakie są kompetencje IPn, ale jak pisalem reagują zwłaszcza wtedy gdy takie przekłamania pojawiają się w literaturze, w tym zgranicznej. Możesz spróbować, jeśli masz ten numer TAZ o Sobiborze, wysłać im z pytaniem o procedurę w takich sytuacjach. Nie miałeś na myśli FAZ? Z Wołominem to może i dobry pomysł na kiepskich pismaków , z Pruszkowem nie bardzo bo zamiemogły biedaczyny. Zdrowie im się posypało tak nagle... Ciągle z tego powodu odraczają procesy. 3. Też cenię działalność Krzemińskiego czy Pięciaka. Może to i lepiej że np Reich Ranicki zbyt dużo nie mówi o Polsce i Polakach (może przez wzglad na własną niewygodną przeszłość) ale jego wiedza o Polsce współczesnej może co najmniej naszemu obrazowi zaszkodzić. Całkiem niedawno nazwał polską literaturę "kulturalnym skansenem" i moze trochę po prawdzie stwierdził że zachwyt niemieckiej krytyki nad polską książką to czysta kurtuazja i polski kompleks który nie pozwala mówić elicie źle o polskiej kulturze. Całkiem rzeczowo pisze Gnauck. 4. W Polsce problem pracy Rafała Jakubowskiego (Arbeitsdisziplin) raczej nie rozpatrywało się w kontekście stosunków pol -niem, ale bardziej w kategorii swobody wypowiedzi. Jednocześnie kontekst polityczny jest oczywiście dostrzegany. Instytut Historii Sztuki UAM wraz z Piotrem Piotrowskim wysłali notę protestacyjną (nie pomnę do kogo). Klopot w tym że w elitach wladzy każdego szczebla brak jest jakiegokolwiek pierwiastka intelektualnego. Volkswagen też postąpił niezręcznie. Miast stanąc z problemem twarzą w twarz próbując zmienić wizerunek firmy zastosował metodę cenzury prewencyjnej. 5. Walser jest (jeśli dobrze pamieam) twórcą osławionej moralnej kłonicy. Gdzieś zwierzał sie pamiętam jak to kilkanaście razy odwracał twarz od ekranu oglądając film o obozach. Dla niego pamięć, zbiorowa zwłaszcza, jest zbyt ciężka aby mogła być pokutą za przewiny ojców. Bubis o którym wspominałeś stwierdza wprost: Walser wypiera przeszłosć. Problem w tym że Walser w Niemczech może stać się całkiem przypadkowo pretekstem i apologetą ruchów prawicowych Temat: Czy Adaś et company kupili II program TV? On (ef) wie, że gdzieś dzwoniło. bo komu dzwonią, temu dzwonią - jemu nie dzwuni żaden dzwun. Spychalska Ewa (tow.) - to o nią mu chodzi. Mówią w kręgach, że to cioteczna szwagierka Jakubowskiej Aleksandry (tow.) a po kądzieli skwocha ojca e-fa. (tow.) Co i tak na jedno wychodzi (tayszom). Odwołana za wyjątkową niekompetencję. Oświadczenie sen. Z. Antoszewskiego (tow.)- wujecznego bratanka z SLD, dawnego prezesa pewnych futbolistów z Łodzi.. 4 posiedzenie Senatu RP 10 grudnia 1997 r. Oświadczenie kieruję do ministra spraw zagranicznych, pana Bronisława Geremka. Z dużym niesmakiem przeczytałem w prasie opinię ministra spraw zagranicznych Bronisława Geremka, dotyczącą pracy pani Ewy Spychalskiej, ambasadora Rzeczypospolitej Polskiej na Białorusi. Zarzuca on pani ambasador, że utrzymuje kontakty wyłącznie z prezydentem i rządem Białorusi, a nie spotyka się z kręgami opozycji, jak również że nie zna języka białoruskiego. Można lubić prezydenta Aleksandra Łukaszenkę i powołany przezeń rząd lub ich nie lubić, ale trudno wymagać od ambasadora obecnego państwa, w tym konkretnym wypadku ambasadora Rzeczypospolitej Polskiej, aby podczas pełnienia misji dyplomatycznej ignorował prezydenta Białorusi i jego rząd. Przecież istotą funkcji ambasadora jest przede wszystkim utrzymywanie kontaktu z prezydentem, rządem oraz ministerstwem spraw zagranicznych kraju, w którym pełni on misję dyplomatyczną. Uważam, i mam nadzieję, że wielu obecnych na tej sali podzieli mój pogląd, iż z opozycją mogą i powinni się spotykać, kontaktować i wymieniać poglądy oraz doświadczenia przede wszystkim przedstawiciele stowarzyszeń i organizacji społecznych, partii i stronnictw politycznych, związków zawodowych i tak dalej. Oburza mnie to, że wyraźnie sterowane przez rządzącą koalicję ataki prasowe na kilku ambasadorów, wywodzących się z lewicy, stały się formą pracy ministra Geremka. Szczególnej brutalności nabrały one w przypadku Ewy Spychalskiej. Padają pod jej adresem zarzuty, że nie zna realiów Białorusi. Gdybym nie znał pani ambasador i nie wiedział o jej wcześniejszych wizytach, kontaktach i rozmowach w krajach poradzieckiego Wschodu, w tym zwłaszcza Białorusi, przyznaję, że mógłbym w to uwierzyć. Ponieważ jednak dobrze znam panią Ewę Spychalską i wiem o jej przebogatym doświadczeniu wyniesionym ze współpracy ze Wschodem, w tym zwłaszcza z Białorusią, oraz o jej dobrej znajomości języka urzędowego na Białorusi, czyli rosyjskiego, pozwolę sobie jednoznacznie stwierdzić, że zarzut nieznajomości języka białoruskiego, którym na co dzień posługuje się tylko około 4% mieszkańców Białorusi, jest bezsensowny. Rzeczywiście, bardzo łatwo jest postawić zarzut niekompetencji. Iluż naprawdę wartościowych ludzi zniszczono w ten sposób w przeszłości i, niestety, niszczy się obecnie, szafując tym argumentem. Z całym przekonaniem twierdzę, że niewielu ambasadorów Rzeczypospolitej zna realia kraju, w którym pełni służbę dyplomatyczną, tak dobrze jak pani ambasador Spychalska. Ataki na nią są klasycznym przykładem zwalczania przedstawicieli lewicy w służbie dyplomatycznej. Czy rzeczywiście pani ambasador Ewa Spychalska nie zna Białorusi? Pytam więc, jak można postawić taki zarzut pani Ewie Spychalskiej, osobie, która aktywnie działała w Stowarzyszeniu Współpracy Polska-Wschód i była aktywnym współorganizatorem Stowarzyszenia Polska-Białoruś w 1992 r.? Byłem zresztą przewodniczącym tego ostatniego i dobrze pamiętam jej wypowiedzi na jednym ze spotkań, kiedy z zatroskaniem mówiła o złej kondycji bardzo wielu polskich firm spowodowanej tylko tym, że odwróciliśmy się od Białorusi i ograniczyliśmy handel oraz kooperację produkcyjną z tym krajem. A przecież na Białorusi byliśmy i nadal jesteśmy trzecim partnerem handlowym po Rosji i Ukrainie. I tam jest nasz interes gospodarczy. Pani Spychalska apelowała wówczas o stworzenie w Stowarzyszeniu Polska-Białoruś społecznego klimatu sprzyjającego rozszerzeniu współpracy gospodarczej, kulturalnej i naukowo-technicznej z Białorusią, a także o zwiększenie zainteresowania losem naszych rodaków, którzy tam żyją. Z tego co wiem, pani ambasador pozostała wierna tym słowom i stara się je maksymalnie skutecznie wcielać w życie jako rzecznik interesów Rzeczypospolitej Polskiej na Białorusi. Pytam e-fa ja? Komu to służy? To całe zamnieszanie? Temat: & #35 & #35 Dymiaca bron Saddama & #35 & #35 Dymiaca bron Saddama Irak ukrywa głowice chemiczne i biologiczne w bunkrach pod upozorowanymi wydmami na pustyni i w tunelach pod kanałami Bagdadu - twierdzi były ochroniarz Husajna. Izraelski wywiad Mosad przepytuje go w tajnej bazie wojskowej na pustyni Negew. Jego rewelacje wesprą George'a Busha w dowiedzeniu, że Husajn kłamie, łamie rezolucję ONZ i że operacja wojskowa w Iraku, która skończy z reżimem, jest w pełni usprawiedliwiona. Postawny goryl irackiego dyktatora Abu Hamdi Mahmoud wymienił wiele obiektów, do których inspektorzy nie dotarli, m.in.: - podziemną fabrykę broni chemicznej w południowej części Bagdadu, - składowisko północnokoreańskich rakiet scud w pobliżu Ramadi, - podziemne bunkry na pustyni w zachodniej części Iraku, składowisko broni biologicznej. William Tierney, były ONZ-owski inspektor, który na własną rękę wciąż zbiera informacje o irackich arsenałach, twierdzi, że rewelacje Mahmouda są tą dymiącą bronią, o którą upomina się międzynarodowa społeczność. - Kiedy inspektorzy skontrolują miejsca wskazane przez Mahmouda, będzie po Husajnie - powiedział. Rewelacje Portiera Mahmoud był członkiem elitarnej jednostki ochraniającej Husajna, zwanej Murasiq Qun - krąg wewnętrzny. Miał ksywę Portier. Tego muskularnego mężczyznę widać na większości fotografii tuż za siedzącym dyktatorem w trakcie oficjalnych obrad np. Rady Rewolucyjnej lub po jego lewej stronie, kiedy Husajn jest w ruchu. Uciekł z Iraku razem z pilotem rosyjskim myśliwcem. Przedtem Mosad wywiózł z Iraku jego żonę i dzieci. W zeszłym tygodniu Mahmoud był odpytywany w ściśle strzeżonej bazie na izraelskiej pustyni Negew. Izraelski premier Ariel Szaron podobno ujawnił zaledwie część jego zeznań wywiadom amerykańskiemu CIA i brytyjskiemu MI6. Jak twierdzą źródła zbliżone do premiera, Szaron szykuje mocny argument przeciw europejskim pacyfistom i przywódcom przeciwnym rozbrojeniu Iraku siłą. Chce im pokazać czarno na białym, jak Husajn oszukuje Hansa Blixa i jego inspektorów i jak perfidnie bawi się w kotka i myszkę z międzynarodową społecznością. Tajne arsenały pod domem kuzyna Rewelacje Mahmouda mówią o pięciu bunkrach ukrytych pod specjalnie usypanymi wydmami. Tam są składowane głowice identyczne z tymi, które ponad dwa tygodnie temu znaleźli inspektorzy ONZ w jednym z magazynów. Mahmoud twierdzi, że te puste, odkryte przez ekipę Blixa pociski wcale nie były zapomniane, jak usiłował wmówić wszystkim Bagdad, ale że po prostu nie zdążono ich przetransportować do tajnych bunkrów na pustyni, gdzie miały być napełnione. Broń masowego rażenia jest też ukryta w kompleksie tuneli głęboko pod kanałami ściekowymi Bagdadu i w podziemnej sieci w Ouja, na północ od rodzinnego miasta Husajna Tikrit. Kompleks zbudowano pięć lat temu przy pomocy chińskich inżynierów. Prowadzi do niego zakamuflowane wejście z jednego z domów w Tikrit. Dom należy do jednego z kuzynów Husajna. Podziemny arsenał znajduje się około kilometra od jego domu. Kręgi piekła Mahmoud twierdzi, nie bez pewnej dumy, że należał do ścisłego grona najbardziej zaufanych ochroniarzy Saddama i że miał wstęp do najbardziej chronionych miejsc, gdzie Saddam śpi i je posiłki. Niewiele osób ma możność bycia blisko Husajna. Wiele obrazów, które pokazują dziś stacje telewizyjne, pochodzi sprzed wielu lat. Husajn nie spotyka się z nikim i nie pokazuje się publicznie. Jeśli chce z kimś rozmawiać, sam do niego dzwoni. Jeśli ten ktoś oddzwania, by przekazać zamówioną informację, łączy się albo z synami dyktatora Udajem lub Kusajem, albo z wicepremierem Tarikiem Azizem. Wszyscy, którzy mają do niego dostęp, czyli krąg wewnętrzny, muszą posługiwać się specjalnym kodem, by dostać się do środka z kręgu zewnętrznego. Ale nawet oni mogą zbliżyć się do Saddama tylko przez specjalne bramki kontrolne. Nawet Tarik Aziz jest rewidowany, czy nie wnosi z sobą broni. - Saddam wie, że za jego głowę proponuje się fortunę - mówi Mahmoud. Paranoiczny strach przed śmiercią Husajna wzmógł się, gdy najstarszy syn Udaj cudem uszedł z życiem po próbie zabójstwa - uzbrojony zamachowiec kulami podziurawił jego samochód jak sito w 1996 r. Potem Udaj był częściowo sparaliżowany i jeździł na wózku inwalidzkim. Saddam nie wierzy nawet swojej osobistej ochronie. Dlatego przypomina chodzącym arsenał. Chodzi z ukrytą bronią w każdym zakamarku ubrania. Zawsze pod ręką ma przycisk alarmowy, na wypadek, gdyby ktoś wydał mu się podejrzany. "Herald Sun" www.zw.com.pl/apps/informacje/zagranica//tekst.jsp?place=zw_zagranica_list_articles&news_id=8654 Temat: Jeszcze o polskich marynarzach w Grecji Jeszcze o polskich marynarzach w Grecji Mija już pół roku, odkąd trzech polskich marynarzy pracujących u cypryjskiego armatora zawitało do małego greckiego portu Astakos. Obiecywano im, że nie będą mieli problemów z wyjazdem - nie mogą wyjechać do dziś. Marynarze nie wierzą w zapewnienia rządu i polskiej ambasady, iż te dokładają wszelkich starań, by rozwiązać patową sytuację. Nie pomogła im nawet wizyta w Atenach szefa polskiej dyplomacji. Historię trójki polskich marynarzy pływających u cypryjskiego armatora pierwszy raz opisaliśmy przed kilkoma tygodniami. Przypomnijmy - polscy obywatele od początku lutego przebywają na greckich wodach terytorialnych w porcie Astakos, nie znajdując się jednocześnie formalnie na terenie tego państwa. Ich paszporty zarekwirowała miejscowa policja imigracyjna, która twardo trzyma się stanowiska, że w tym porcie, zgodnie z układem z Schengen, nie może zostać dokonana odprawa paszportowa. Marynarze nie mogą również opuścić portu, ponieważ nie pozwala na to stan techniczny statków. Stanowisko jest twarde, choć były od niego odstępstwa - w tym samym porcie odprawiono do domu 25 osób z tej załogi. Ostatecznym rozwiązaniem sprawy miał zająć się podczas wizyty w Grecji minister Włodzimierz Cimoszewicz. Ustalił z greckim ministrem spraw zagranicznych, że cała sprawa zostanie szybko rozwiązana przy udziale polskiej ambasady w Atenach. Było to 10 lipca, ale do pierwszych rozmów w tej sprawie doszło dopiero dwa tygodnie później. Jak dowiedzieliśmy się w resorcie spraw zagranicznych, Grecy obiecali wówczas, że polscy marynarze będą mogli wrócić do kraju najpóźniej za 14 dni. Nikt jednak nie zadzwonił z tą informacją do czekających na wyjazd marynarzy. - Do nas w ogóle nikt nie dzwoni, to my się upominamy o informacje - zaznacza jeden z marynarzy, Jacek Betiuk. Jedyny sygnał, jaki tego dnia otrzymali marynarze, to faks przesłany z Ambasady RP w Nikozji via ateńska ambasada. Z dokumentu wynika, że starania w celu uwolnienia Polaków podejmuje ich armator. On też otrzymał zapewnienie od greckich władz, że sprawa zostanie rozwiązana w ciągu dwóch tygodni. Wczoraj w biurze prasowym MSZ usłyszeliśmy, że rozmowy z władzami odbędą się we wtorek oraz że Grecy nie wywiązali się z obiecanego terminu i na polecenie ministra Cimoszewicza sprawą osobiście zajmie się ambasador Grzegorz Dziemidowicz. Ale marynarze nie chcą już słyszeć o kolejnych terminach. - Cały czas mówią nam: wtorek, piątek, następny wtorek, a my tylko chcemy poznać dzień naszego wyjazdu - twierdzą. Żalą się, że jedyne, na co stać było ambasadę, to rada, by nie robić rozgłosu wokół sprawy i nie rozdrażniać Greków. - Siedzieliśmy cicho, ale ile można? - pytają dziś. W wydanym oświadczeniu Iwo Wichert, Tadeusz Fryc i Jacek Betiuk piszą, że "stali się ofiarami bezprecedensowego przypadku łamania praw człowieka w kraju należącym do Unii Europejskiej". "Jesteśmy polskimi obywatelami, którym odmawia się prawa do legalnego powrotu do Ojczyzny (...) zostaliśmy zakładnikami granicznych przepisów unijnych, dowolnie interpretowanych" - napisali zdesperowani mężczyźni w specjalnym oświadczeniu. Mikołaj Wójcik Za dwa tygodnie... W jednej z amerykańskich komedii główny bohater kupuje z żoną ogromny dom po okazyjnej cenie. Później okazuje się, że to waląca się rudera. Mężczyzna zleca remont firmie budowlanej. Gdy co pewien czas pyta, kiedy wszystko będzie gotowe, wciąż słyszy powtarzające się jak zaklęcie słowa "za dwa tygodnie". A tym czasem na jego oczach budynek niszczeje. Ta scena jako żywo przypomina sytuację, jakiej doświadczają polscy marynarze w Astakos. Wciąż słyszą o kolejnych terminach powrotu do Polski. Za każdym razem okazuje się, że do wyjazdu jest równie daleko, jak z Aten do Warszawy. Trudno to racjonalnie wytłumaczyć, ale jeśli unijne prawo (a wszystko wskazuje na to, że tak) jeszcze w innych miejscach jest równie nieprecyzyjne i komplikujące życie ludziom, to bez wątpienia nie jest to punkt dla zwolenników UE. Temat: Hitler i okultyzm Moja najukochansza zkonczyla psycholgie w Uniwersytecie w >Lund wSzwecji.Byl okres ,ze miala zajecia z parapsychologi.Jako ciekawostka opowiadala,ze sale wykladowa odrazu opuscili wszyscy komunizujacy i lewacy nie wierzac w takie brednie.Zona zostala.Przekazala mnie prawie wszystko.Czy wiecie ,ze mozna sie porozumiewac telepatycznie.Mysmy nauczyli dzieci i sami w rodzinie to robimy.Jest sytuacja powazna,nikt sie nie martwi,wszystko o sobie wiemy.Do tego doszlo,przedtem jak nie bylo komorek zona sie skupila i ja przychodzilem do domu z zakupami tymi co ona sobie zyczyla.Zawsze sie pytala zkad wiedziales,no przeciesz pomyslalas,ja to odebralem. Nie bede sie zaglebial w temat,ale mala dygresja,problem jest jak na bok skoczysz po powrocie sie pyta milo Ci bylo.Niestey jak sie czlowiek zwiaze duchowo to juz trzeba cierpiec.Pzdr.Zolnierz P.S.Doloze jeszcze jedna rzecz,jednym z wykladowcow psychologi profesor i to znana postac ulepszyl aparature do porozumiewania sie z ludzmi umarlymi,ale tylko do jednego miesiaca po smierci,pozniej sie kontakt urywa.Faktycznie na falach srednich w tlumie szumow fali nosnej czasami sa slyszalne glosy i to wroznych jezykach.Te ulepszenie polegala na filtrowaniu pewnych czestotliwosci akustycznych tak ,aby doprowadzic do dzwieku rozumianego.Rzecz niesamowita.Jak dusze prosza po smierci o poinformowanie zyjacych o czyms co zapomnieli przekazac.Osobiscie pare tygod ni temu ,jestem czlowiekiem zdrowym i malo co zyciem nie przyplacilem .Dostalem ataku serca na pare sekund,ktory sam przemoglem i niemoglem znalesc przyczyny ,lekarze rowniez,zdrowy jak kon wynik choresterole jak trzeba.Zona zrobila male sledztwo.Pol miesiaca wczesniej miala kontakt sluzbowy z osoiba starsza,tak sie zlozylkem ze dzwonilem do niej na komorke i Ona pozniej podala mnie do telefonu te ososbe.Ja pocieszylem i serdecznie z nia pogadalem.Co sie okazalo,ta osoba umiera i wtym czasie kiedy sie to stalo bylem zagranica i dostalem ten problem w tej samej sekundzie coi ona umierala. Pozniej moj EKG wykazywal ze cos bylo,bylem wczoraj na pedalowaniu w szpitalu rowerkiem.Serce ja dzwon,jak u mlodego czlowieka kazali zejsc z rowerkaz obawy ze bym go nie zajezdzil nasmierc.To byl ten malutki wycinek roznych mozliwosci. Kiedys moze Wam opowiem wiecej.Nawet sobie niezdajecie sprawy jak sie z Wami koresponduje ,poznalem Wasze dusze i wiem kto jest kto,jakie naprzyklad ma problemy co go w zyciu dreczy. Na ten temat sie nie bede wypowiadal.W dusze ludzkie sie nie wchodzi.Jest duzo mozliwosci natury praktycznej,topograficznej,GPS naturalny wbudowany do organizmu i mase innych rzeczy ktore nawet ulatwaija zycie ,w handku czytanie cudzych mysli,przewidywanie sytuacji.Cofniecie sie w czasie z obrazem i dzwiekiem. rzeczy niewiarygodne,ale niestey istniejace i niewiele ludzi jest tymi mozliwosciami obdazonymi. Temat: Czy to będą bliźniaki? Jak Wy miałyście? W takim razie coś sprawdzimy!Sama jestem ciekawa wyników...Ponieważ ja przed 21 laty usłyszałam definicję,że niestety nie będę miała dzieci,to dokładnie wiem co czujesz.Gdy pani doktor zobaczyła mnie z wielkim brzuchem (pierwsza ciążą z synem) prawie zemdlała!Powiem Ci tak.Teraz mam czwórkę.17-letni syn.16-letnia córka.Bliźniaki-2,10 miesięcy.Od tamtej pory,tzn. od urodzenia pierwszego dziecka wszystcy w moim otoczeniu, którzy nie mogli mieć dzieci, po spotkaniu ze mną mają je.Wiem,co sobie pomyślicie, ale czy zbiegiem okoliczności można nazwać następujące przypadki? 1)1989r.Koleżanka z pracy.Miała wtedy 45lat i 10 letniego syna.Pragnęła 2 dziecka jak żadna inna kobieta.Wysłałam ją do mojej pani doktor (Poznań,Julita Nowak,przyjmowała koło okrąglaka).Po długich namowach pojechała.Pół roku i ciążą.Zdrowa dziewczynka.Ma na imię Jagódka. 2)1993r.Siostra mojego kolegi ze studiów.10 lat bezowocnych prób.Mąż zagranicą.Wszystko już mieli.Jak ich poznałam tylko pomyślałam sobie o tym,że oni to muszą mieć dziecko!Po kilku miesiącach ciążą.Donoszona.Śliczny chłopczyk,Emilek. 3)2002r.Moja świerzo poznana koleżanka-Agnieszka.10 lat po ślubie.Wybudowany dom.Zakończone właśnie jego urządzanie.Tak bardzo chciałaby mieć dziecko.Kilka miesięcy.Pomyślałam sobie...będziesz miała!W rezultacie- Kubuś.Pełnia szczęścia. Po Agnieszce przebiegło mi przez myśl, że to może ja mam coś wspólnego z tymi dzieciaczkami.To wszystko były przecież beznadziejne przypadki, z obszernymi historiami lekarskimi.Sama osobiście nie wierzę w takie historie...ale... 4)2005.Iza-koleżanka z pracy.Zawsze chciała mieć dziecko.Beznadziejny przypadek.Kilka ciąż donoszonych do 6-tego miesiąca.Tragedia.Rodziła dzieci a one umierały.Jak ją poznałam zastanawiała się nad adopcją.Mówię:-Iza,będziesz miała,na pewno.Musisz tylko bardzo chcieć.A ona na mnie z krzykiem,że ma już ..na cmentarzu,i że nie wytrzyma następnej ciąży,fizycznie i psychicznie!Myślałam o niej tak intensywnie jak nigdy wcześniej.Kilka miesięcy potem przyszło mi do głowy,żeby do niej zadzwonić i zapytać co u niej słychać(nie mam z nią kontaktu, ponieważ ja jestem na wychowawczym).Dzwoniłam do domu ale nikt nie odebrał.Po kilku miesiącach zadzwoniłam do pracy a portier mi mówi,że Iza jest na macierzyńskim!Aż krzyknęłam! 5)2006.Styczeń.Niania moich dzieciaczków.Bezowocne,kilkunastoletnie małżeństwo.Telefon:"-Mogę zwolnić się dzisiaj na godzinkę.Od kilku miesięcy nie mam okresu.Umówiłam się na wizytę".Mówię-Iwonka,Ty jesteś w ciąży!Ona:"Niemożliwe.Robiłam test"...Pod koniec września termin.To dziewczynka.Teraz to już na głos powiedziałam,że chyba uruchomię dziełalność:"Bezinwazyjne udzieciaczkowanie na życzenie". To jeszcze nie koniec ponieważ bawię się w zgadywanie płci i zawsze trafiam.Jak patrzę na przyszłą mamę, to zawsze wiem co będzie miała.Wiem,że to niektórym wyda się idiotyczne ale ja też piszę to pół żartem pół serio.Jak juz wspomniałam nie wierzę w takie brednie...ale co nam szkodzi spróbować.Ja teraz sobie pomyślę o Twoich przyszłych bliźniakach (w ilości mogę się pomylić) a Ty za kilka miesięcy powiesz mi,że jesteś w ciąży,dobrze? )Pozdrawiam serdecznie. P.S.Tylko nie piszcie strasznych, poważnych ripost.To naprawdę tylko zabawa. Temat: Nurek zatonął Drobne nieporozumienie - Zbigniew Wrobel a nie Miroslaw. Pan panie Gadomski jestes inteligentny facet. Tylko, ze czasami jak sie czyta pana teksty i cos sie wie na temat to zadziwia masa uproszczen. Niby wiadomo, ze dzwonia, ale niewiadomo, w ktorym kosciele. Drazni tylko czasami ten ton wszechwiedzacego. PKN i tak dostalby Gdanska, a wiadomo to od czasu gdy "czarna polewke" dostal Lukoil, czyli gdzies od wrzesnia. Sporna kwestia pozostawala cena, tutaj Wrobel i Kaczmarek nie mogli sie dogadac oraz to co stanie sie z RG po prywatyzacji (Kaczmarek chcial utrzymania niezaleznosci RG a Wrobel fuzji). Sama prywatyzacja RG to kuriozum. Lata prob, w koncu wybrany najgorszy inwestor z mozliwych (Rotch), bez pieniedzy, pomyslu (poza wyprzedaza majatku) i marki. A przeciez od poczatku wiadmomo bylo, ze fuzja z Plockiem jest najlogiczniejszym posunieciem, trzeba bylo ja zrobic 10 lat temu. W zadnym kraju w naszym regionie, a kraje sa podobnej wielkosci zarowno terytorialnie, jak i pod wzgledem bogactwa nie ma dwoch firm paliwowych. Na Wegrzech mamy MOL, na Slowacji Slovnaft, w Czechach Unipetrol, w Austrii OMV itd. Zwlaszcza, ze przy gigancie PKN-ie, mowienie o jakimkolwiek oslabianiu jego pozycji poprzez utrzymywanie slabej i malutkiej RG jest tylko mydleniem oczu. A po polaczeniu powstanie spolka zdolna konkurowac z najlepszymi i nawiekszymi, wyjsc poza Polske, rozpoczac konsolidacje sektora w Europie. Swoja droga to ciekawe, ze czesto podnosi sie problem konkurencyjnosci polskich firm w starciu z zachodnioeuropejskimi, martwiac sie przy okazji, ze tamte wejda na na polski rynkek i zniszcza "polskich producentow". A kiedy mamy firme, ktora jest w stanie konkurowac nie tylko w Polsce, ale i w Europie to szybko chcemy oslabic jej pozycje i pojawiaja sie zadania dopuszczenia na rynek w wiekszym stopniu firm zachodnich. (nawiasem mowiac nie ma ograniczen przy imporcie paliw i jakos ceny nie spadaja). Odwolanie Modrzejewskiego to bylo kuriozum, wg najlepszych wzrocow radzieckich. Choc sam Moderzejewski byl beznadziejnym menedzerem i odwolac go nalezalo. Z Browarami to nie bylo tak. Prawda, ze cena jaka zaplacil Kulczyk byla niska (przynajmniej w porownaniu do oczekiwan przed wejsciem na gielde). Gdyby po sprzedazy SP chcial wprowadzic swoje akcje na gielde to nie bylo problemu, BW przez dluzszy czas byly spolka publiczna, byl prospekt itd. Tylko po sprzedazy Kulczyk mial prawie wszystkie akcje, poza pracowniczymi. Nalezy tez pamietac, ze Kulczyk nie kupowal jednego z najwiekszych browarow w Polsce, ale browar lokalny (tak jak Browary Warszawskie) - ktory dopiero dzieki programowi inwestycyjnemu i akcji reklamowej stal sie konkurentem Zywca, czy Okocimia. Swoja droga, chyba nawet lepiej mu sie powiodlo niz konkurentom wspieranym przez uznanych inwestorow zagranicznych. Choc sposob ich prywatyzacji byl dziwny, zgoda. Na koniec. To, ze forma sprzedazy Banku Handlowego grupie inwestorow stabilnych (jak to sie nazywalo) nie byla dobrym pomyslem jest dla mnie oczywiste. Czy uzyskanoby wiecej sprzedajac od razu jednemu inwestorowi? To jest gdybanie i sposob myslenia troche w stylu przeciwnikow prywatyzacji. Citibank kupil BH i zaplacil ile zaplacil po pierwsze dlatego, ze wowczas juz niewiele bankow mozna bylo kupic, a zaden rzad nie chcial sprzedac tego co zostalo Citi (przypomnijmy, ze walczyl o Pekao i przegral z raczej malo znanym bankiem wloskim). W czasach prywatyzacji BH wybor bankow byl wiekszy i to lepszych, bardziej atrakcyjnych. Wiec jesli ktos chcial tu wejsc to placil premie, ale za banki z baza klintow detalicznych, siecia dystrybucyjna itd. Po drugie Citibank przeja glownie Handlobank, najwiekszy sukces BH, ktorego w czasie prywatyzacji jeszcze nie bylo. Po trzecie dla Citi bylo to byc albo nie byc, bo jest to bank, ktory nie dziala na rynkach gdzie nie ma okreslonej pozycji. OK. Skoncze, choc moglbym jeszcze dlugo. Temat: wyborcza w białymstoku jest kiepska Wyborcza w Białymstoku nie jest taka kiepska Miałem głosu nie zabierać, bo dodatku białostockiego z racji na miejsce zamieszkania nie czytuję. Aż tu, przy porządkowaniu szuflady - znajduję jeden egzemplarz GW Białystok, datowany 11 czerwca 2002 roku. Więc spójrzmy, co my tu mamy? Z lewego górnego rogu spogląda na mnie urocza Pani Kasia - Redaktor Dyżurna. I tu pierwsza uwaga - poproszę o większe zdjęcia redaktorów dyżurnych - lubię widzieć z kim rozmawiam, kiedy dzwonię z nagłą interwencją. A już zwłaszcza, kiedy mówimy o Paniach Redaktor :) Na pierwszej stronie: 1. większy artykuł na temat wyników matur. Szkoły mają obowiązek podać ich wyniki do kuratorium do września. Gazeta dociera do nich, zestawia w ranking i publikuje już w czerwcu. Tak więc dziennikarz Gazety - potrafi. 2. krótszy artykuł o skażonym banknocie wykrytym u obywatelki Rosji na granicy - ot taka ciekawostka. 3. podobnej wielkości artykuł o włączeniu do kontraktu dla województwa nowych zadań inwestycyjnych 4. kilka drobnych notatek: braku wypłat pracownikom Bison-Bialu, długach szpitali, przyjęciu korzyści majątkowej przez wiceprezydenta Suwałk Na drugiej stronie są informacje kulturalne(Dni Białegostoku, do kina, spotkanie z Andystą), zaproszenia na koncert i przegląd teatralny (dziecięcy). Obraz tego, co dzieje się w białostockiej kulturze. Dobrze zrobiony przegląd - choć istotnie zbyt wiele się w tym czasie w Białymstoku nie dzieje. Następnie cytaty z Forum Białystok po przegranym na MŚ meczu z Portugalią. I tu muszę pochwalić wybór - na 22 wypowiedzi, 8 jest niejakiego Ralstona (jakiś niegłupi facet musi być;))) Na stronie trzeciej - rozwinięcie krótkich notek ze strony pierwszej, plus informacja o zakończonym spisie powszechnym i nieudanym odwolaniu burmistrza Jedwabnego Na stronie czwartej artukuły o zamkniętym skrzyżowaniu w centrum z informacjami o objazdach i terminach zakończenia prac drogowych, sporze marszałka województwa z lekarzami, aferze w Suwałkach (łapówka od lokalnego biznesmena wręczona wiceprezydentowi) - ciekawy artykuł, obszerna relacja z wystawy w Galerii Politechnika Następne trzy strony stanowi Gazeta na Studia. Opisy trojga białostoczan z ich zagranicznych wyjazdów naukowych w ramach stypendium Sokrates. Oraz bardzo użyteczne adresy różnych instytucji fundujących stypendia studentom, wraz z opisem podstawowych dziedzin objętych programami stypendialnymi, w tym również w tak egzytycznych miejscach (coś dla Chatki) jak np.: Mongolia Reszta gazety to już ogłoszenia, reklamy, nekrologi, pogoda, komiksy, krzyżowka i program telewizji. No i oczywiście sport na ostatniej stronie. Podsumowując: objętość niewielka, ale nie oszukujmy się tak wiele się znowu w regionie nie dzieje. Zaskakująco dużo informacji kulturalnych, jak na miejsce, w którym znowu aż tak dużo się nie dzieje. Do tego dobrze podanych. To na duży plus. Sporo poświęcone sprawom edukacji (licea, studia) - dużo naprawdę użytecznych informacji. To tylko jeden numer, na pewno nie można wyciągać daleko idących wniosków, ale myślę, że wcale nie jest tak najgorzej z Wyborczą w Białymstoku. Co nie oznacza, że nie może być lepiej. Zawsze może. Pozdrowienia dla Redakcji i życzenia większej ilości zadowolonych czytelników niż niezadowolonych. Temat: Ksiądz syn biskupa Ksiądz syn biskupa Masz rywala? Sprawdź, czy ten, kto przyprawia ci rogi, nie nosi czarnej sukienki. Jeśli tak, oślepnij i ogłuchnij. W Tomaszowie Mazowieckim mieszka Krzysztof Pan. Do niedawna wiódł bardzo ustabilizowane życie. Pracował w poważnych firmach zagranicznych, robił doktorat, działał w Partii Ludowo-Demokratycznej. Wprawdzie rozszedł się z żoną, ale ze związku został dorodny syn, a samotność osładzała przyjaciółka. Katarzyna Król ma 42 lata, blond włosy i aparycję anioła. Charakter tylko trochę gorszy, jednak Pan wytrzymał z nią 9 lat. Sponsor Pewnie byliby szczęśliwi do dzisiaj, ale pewnego dnia czesząc się Pan zauważył, że na głowie oprócz włosów ma rogi. Nie doznał szoku, bo pewne objawy sygnalizowały istnienie konkurenta. Do tej pory po prostu wolał nie zastanawiać się, skąd Kasia bierze szmal na jedwabne majtki albo staniki – arcydzieła sztuki gorseciarskiej. Jak bezrobotna reguluje rachunki za telefon komórkowy? Z zasiłku? A musiała płacić niemało, wszak tylko do niego dzwoniła kilka razy dziennie. Detektyw Jak się ma znajomości tu i ówdzie, łatwo ustalić, kto jest właścicielem numeru, nawet jeśli jest zastrzeżony, jak to było w tym wypadku. Okazało się, że numerek należy do spółki z o.o. zarejestrowanej w pobliskiej Łodzi. Pojechał do miasta Millera. Siedziba firmy Miłosierdzie mieściła się przy ulicy Warszawskiej 504/73. Wdrapał się na piętro. Zwyczajne mieszkanie w bloku. Drzwi zamknięte. Udał się do Sądu Gospodarczego. Wziął dokumenty rejestrowe przedsiębiorstwa sponsorującego jego kochankę. Miłosierdzie powstało we wrześniu 1996 r. Założył ją mgr Ireneusz Kwas. Zanim spółka zarobiła pierwsze pieniądze, Kwas odsprzedał 40 proc. udziałów. Szczęśliwym nabywcą została jedna z łódzkich parafii. Proboszcz z talentem do biznesu, który tak szybko zwietrzył życiową szansę parafii, nazywa się mgr Ireneusz Kwas. Zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa. Z analizy kwitów finansowych wynikało, że biznesmen Ireneusz Kwas wspierany przez proboszcza ks. Ireneusza Kwasa znakomicie radzili sobie na trudnym łódzkim rynku. Miłosierdzie robiło geszefty w całej Polsce. Faktury Miłosierdzia obcowały z błogosławioną Stellą Maris z Gdańska. (...) Dzięki rodzinnym protekcjom dotarł do samej wierchuszki łódzkiego Kościoła kat. Tu dowiedział się (imię i nazwisko rozmówcy znane redakcji), że powinien wziąć zimny prysznic i poskładać do kupy resztki ze swojego życia. Ks. Ireneusz Kwas jest nie do ruszenia. Jego ojciec dorobił się w Kościele kat. godności biskupa. www.nie.com.pl/main.php?dzial=akt&id=3951 Temat: motocylkiści motocylkiści Koniec z pobłażaniem! Cała Polska nadal żyje historią zastrzelonego przez policję motocyklisty. W tak dużym stopniu przywykliśmy do nieudolności naszych umundurowanych stróżów prawa, że gdy wreszcie zrobią coś takiego, co nie dziwi u ich zagranicznych kolegów, wpadamy w stan osłupienia. Piotr R. Frankowski, frankowski-sideways.blog.onet.pl/ 2006-08-04 12:14 OK, i ja mam mieszane uczucia w tej sprawie. Jednak wydaje mi się, że warto na to wydarzenie spojrzeć chłodno i bez emocji. Od lat obserwuję u nas dwa gatunki motocyklistów. Pierwszy z nich to ludzie rozsądni, którzy nawet w największe upały nie wsiadają na motocykl bez wszystkich elementów ochronnego stroju. Wiedzą bowiem, że w ich przypadku strefa kontrolowanego zgniotu to całe ich ciało. Jeżdżą szybko, nawet bardzo szybko, ale z dumą zdobywają coraz większe umiejętności. Do tej grupy zaliczę też właścicieli chopperów, którzy przez cały tydzień noszą w pracy krawat i wcale nie głupieją, wsiadając na jednoślad. I na pewno nie potrzebują napadać na sklepy czy stacje benzynowe. I jest grupa druga. Często na motocyklach, których nie powinno się, ze względów bezpieczeństwa, przerabiać nawet na kosiarki do trawy, w szortach, klapkach i bez rękawiczek. Frakcja ludzi, na których nie działa fizyka, którzy są pewni, że po dramatycznym "dzwonie" ożyją, niczym bohater gry komputerowej. Podginają tylne tablice rejestracyjne, żyją w przeświadczeniu całkowitej bezkarności. To znaczy żyli tak do teraz. Dziwne, że nie myślą choć przez chwilę o kierowcach samochodów, którzy już wiedzą, że źle kończy się sytuacja, w której nie zatrzymują się na żądanie umundurowanego policjanta, stojącego przy oznakowanym radiowozie. Blokada, kolczatka, strzały, trup. Motocykliści, podobnie zresztą jak wielu polskich przestępców (UWAGA! nie mówię wcale, że wszyscy motocykliści to przestępcy!), uważają, że policję można kompletnie zlekceważyć. Fotoradary są dla samochodziarzy, kontrole drogowe też, a pościgi za motocyklistami często kończą się źle dla gliniarzy, których radiowozy nie mają ubezpieczenia auto casco. Taka sytuacja nie może trwać w nieskończoność, bo stróże prawa nie mogą demonstrować własnej bezsilności całemu społeczeństwu. Polska policja jest daleka od ideału, ale nie może wypowiadać komunikatu: "wsiądź na motocykl, a nigdy cię nie złapiemy", bo to dla sił pilnujących porządku prawnego po prostu samobójstwo. Więc będą strzelać, mam nadzieję, że nie tylko do motocyklistów, za to coraz częściej do uciekających złodziei i bandziorów. Motocyklista z prowincji popełnił błąd, był pewien, że będzie "jak zawsze". Dlaczego nie zatrzymał się na policyjnej blokadzie? Nie wiadomo. Przypomnijcie sobie jednak sytuację z Nowego Jorku z czasów burmistrza Giulianiego: zero tolerancji. Grozisz policjantowi bronią - jesteś trupem, to twoja decyzja. Uciekasz autem przed policjantami - mogą cię zastrzelić. Wybieraj. Owszem, zginęło na początku kilka niewinnych osób, ale później N.Y. stał się bezpiecznym miastem. Ludzie uwierzyli, że policja nie zrezygnuje z egzekwowania prawa wszystkimi dostępnymi sposobami. Nie chcielibyście, żeby tak było u nas? Fakt jest taki, że gość UCIEKAŁ i żaden świetlany życiorys tego nie zmieni. Stało się. Następni może przez chwilę pomyślą, nim zrobią coś równie durnego. Żarty się skończyły, policjanci BĘDĄ strzelać. I gdy pomyślimy logicznie, to nie jest do końca takie złe. I co wy na to? Temat: czy jest piekniejsze miejsce niz Wieliczka Witam !!!! Nie wiem jakie usprawiedliwienie na swoją nieobecność na forum ma -A, tudzież inni mieszkańcy Wieliczki. Ja mam. Z tytułu wykonywanej umowy na pracę, byłem na „biznesowo-ekspresowym” spotkaniu w Mikołajkach, www.golebiewski.pl/hotel.php?hot=miko&lg=pl&tresc=wypo organizowanym przez jedną z poważnych firm branży energetycznej. Byli tam ludzie niemal z całej Polski. Byli tam Ślązacy, Kaszubi, ludzie z Mazur i Rzeszowszczyzny. Nabyta wiedza, oraz odnowione kontakty będą zapewne pomocne mi w wykonywaniu codziennych zawodowych obowiązków. Pogoda dopisała, nawet wiatr dmuchał w żagle jak na zamówienie. Na zakończenie spotkania „ucztowanie staropolskie” trwało niemal do świtu. Jak to wszystko wytrzymała wątroba, sam się zastanawiam. Było sympatycznie, wesoło i hucznie. Dziękując za ostatni Twój post, śmiem zauważyć, że do dzisiaj mam w pamięci niektóre części rozkładu jazdy pociągów relacji Wieliczka R. - Kraków Gł i odwrotnie. Szczególnie dobrze pamiętam pociąg wyjeżdżający z Wieliczki o godzinie 4.40. Pociągiem tym w każdy poniedziałek (w lat 78/79) jeździłem budować cukrownie w Ropczycach.(przesiadka w Bieżanowie 4.59, do pociągu Kraków Gł - Przemyśl) Z Twego postu wynika, że z sentymentem wracasz do tych lat, kiedy pociągi mijały się na przystanku kolejowym Wieliczka. Jedne przyjeżdżał z Krakowa, inne z Wieliczki Rynek. Nie dziwię się. Byliśmy młodsi, prowadziliśmy beztroskie życie, dźwigaliśmy mniejszy bagaż przykrych doświadczeń i obowiązków. Jeśli w wolnych chwilach, chcesz jeszcze pojeździć pociągami, a masz odpowiedni procesor i dobrą kartę grafiki, to ze strony www.eu07.eu.org/ pobierz stosowne pliki, zainstaluj w systemie operacyjnym i jazda. Uważaj tylko na czerwone swiatła na semaforach. A jeśli jesteśmy przy wątku pociągowym i Dniu Dziecka. Czy znasz „Nową Lokomotywę” ? Oto ona. (przepraszam jednocześnie za ostatni wers wiersza, ale jest on jego ozdobą) Lokomotywa (autor nieznany) Stoi na stacji lokomotywa, która ma jeździć na biopaliwa. Chciałaby jechać, ale nie może, bo to po pierwsze wypada drożej. Po drugie, skutkiem jakichś przekrętów, w kraju brak kilku biokomponentów, a jak się kupi je z zagranicy, to będą stratni polscy rolnicy. Po trzecie spalin skład tak się zmienia, ze wzrosną wokół zanieczyszczenia. Po czwarte jazda ma wpływ szkodliwy na biedny silnik lokomotywy... Takich zagrożeń jest ze czterdzieści, sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści. Lecz choćby przyszło ekspertów tysiąc, a każdy gotów nie tylko przysiąc, lecz także dowieść w uczonych pracach, ze ta ustawa się nie opłaca. To ją ochoczo przegłosowali znaczną większością Wysokiej Sali, zlobbingowani nasi posłowie, co kłopot maja z olejem w głowie. Nagle gwizd, nagle świst, spaliny buch, koła w ruch. Najpierw powoli jak żółw ociężale na biopaliwie silnik odpalił turkoce, łomoce coś stuka i puka to tłoki tak walą, korbowód się grzeje i strzela coś w rurę, coś dziwnego się dzieje. Obroty nierówne zawory już dzwonią, a z rury zajeżdża ziemniaczanych placków wonią. Ruszyła maszyna po szynach ospale bo biopaliwo jest na gorzale. I biegu przyspiesza i gna coraz prędzej, lecz silnik wręcz wyje i grzeje się częściej i zgrzytów w silniku znieść już nie sposób i wszystko czerwone się nagle zrobiło i lokomotywę ......................... . I jeszcze jedno, coby zkończyć definitywnie temat pociągów. Kiedyś moja przyszła żona, dowiedziawszy się ze dojeżdżam do Krakowa z Wieliczki pociągiem, postawiła mi pytanie: „Czy masz tylko pociąg do Wieliczki” ? I tym optymistycznym akcentem kończymy tematy komunikacyjne. Z należytym szacunkiem dla Ciebie i Twoich dzieci w dniu ich święta Maszynista - Wieliczanin Dobranoc Temat: Pytanie - jak wydać swoją książke? O kradziez swojej ksiazki/pomyslu sie nie martw. W momencie kiedy ktos cos napisal automatycznie ma do tego tzw. copyright (nie jestem pewien jak to po polsku). Jesli chcesz byc zupelnie bezpeczny, wyslij manuskrypt do siebie, i zachowaj nierozpakowana przesylke z data nadania. Postaram sie cos ci poradzic w oparciu o swoje doswiadczenie. Nabylem je zagranica, wiec moga byc pewne roznice w tym jak sie sprawy zalatwia tam, a jak tutaj. Bedziesz musial sam sie zorientowac co dziala w realiach polskich. No i z gory przepraszam za niejasnosci i nieporadny jezyk - dopiero od niedawna ucze sie na nowo pisac po polsku. Teraz tak: wiele ludzi chce wydac ksiazke, znacznie mniej stac na to zeby ja w ogole napisac, zas jeszcze mniej - zeby napisac ja na tyle dobrze, zeby nadawala sie do wydania. No i w obecneym klimacie musi sie jeszcze to dobrze sprzedac - czasy deficytowych wydawnictw finansowanych glownie przez podatnikow juz minely.Wiec przede wszystkim upewnij sie, ze twoja ksiazka naprawde nadaje sie do wydania. Daj ja do przeczytania jak najwiekszej ilosci osob i sluchaj uwaznie, co maja do powiedzenia. Jesli pojawia sie dialogi typu 'to mi sie nie podobalo', 'a to dlatego ze nie zrozumiales, bo mi tu chodzilo o to i o to' - czas na rewizje. Pamietaj ze piszesz dla czytelnika nie dla siebie samego. No i bierz poprawke na pobudki osobiste u swoich recenzentow - jesli ktos bliski nie bedzie chcial sprawic ci przykrosci, to bedzie prawil falszywe komplementy itp. Kiedy zaczniesz juz szukac wydawcy, zacznij od zrobienia wywiadu. Zorientuj sie, ktorzy wydawcy wydaja ksiazki podobne do twojej (w charakterze). Np. wydawca ktory specjalizuje sie w wydawaniu ksiazek o komputerach nie bedzie zainteresowany powiescia dla dzieci, zas firma ktora wydaje ksiazki o ogrodnictwie nie bedzie zainteresowana tomikem poezji. Kiedy juz bedziesz mial liste potencjalnych wydawcow, zwroc szczegolna uwage na tych, ktorych ksiazki 'pasuja' najlepiej do twojej. Np mozesz miec 2 wydawcow fikcji ktorzy specjalizuja sie w kryminalach i romansach, a ty wlasnie napisales kryminal. Zwroc uwage ktore ksiazki sa najblizej twojej pod wzgledem klimatu psychologicznego czy tez tonacji emocjonalnej, tematyki (np ktos kto ma wyrazny ciag do wydawania powiesci sensacyjnych ktorych akcja dzieje sie w egzotycznych krajach bedzie automatycznie mial oko na nowe powiesci z tym wspolnym mianownikiem). Po tym wstepnym wywiadzie bedziesz mial liste wydawcow, od najbardziej (potencjalnie) zainteresowanego do najmniej. Wtedy dobrze jest naiwazac bezposredni kontakt: zwykle w wydawnictwie jest okreslona osoba ktora zajmuje sie 'nie zamowionymi' manuskryptami. Najlepiej zadzwonic, ustalic kto to jest, proozmawiac z ta osoba, i wyslac manuskrypt do tej konkretnej osoby. Kiedy juz masz namierzona serie wydawnictw oraz konkretne osoby w tych wydawnictwach - czas zaczac wysylac! Jesli napisales powiesc, wyslij trzy pierwsze rozdzialy/pierwsze 50 stron manuskryptu plus streszczenie reszty. Wazne: twoj manuskrypt musi byc profesjonalny, tj zadnych bledow, duze marginesy, podwojna spacja miedzy liniami,itp. Dla pewnosci spytaj o te sprawy kiedy bedziesz rozmawial z wydawnictwami. No i koncowa uwaga: zeby twoja ksiazka byla tak dobra, jak tylko moze byc, powinienes napisac trzy drafty. Pierwszy - zeby wszystko znalazlo sie na papierze (czy na monitorze). Drugi - poprawki strukturalno-kompozycyjne. Trzeci - dla stylu. Ksiazka powinna sie jakis czas 'odlezec' miedzy draftami, zebys mogl spojrzec na nia swiezym okiem. Mam nadzieje ze ci to cokolwiek pomoze. Powodzenia! Temat: Fiat Albea,interesuja mnie opinie o tym aucie Byc moze powodem awaryjnosci byl kraj pochodzenia czyli Argentyna. Czesci byly drogie, bo oryginalne. Samochod byl zbyt nowy, aby rodzimi producenci zamiennikow zareagowali. A na zagranicznych nie bylo co liczyc - wszak tylko w Polsce sprzedawano to cudo. Kiedy zaczely sie pojawiac zamienniki ja wlasnie sprzedawalem to g... Jezeli chodzi o alternator to fiat ani myslal cokolwiek refundowac. Ciesze sie, ze po wymianie w autoryzowanym serwisie w Poznaniu udalo sie dojechac do Warszawy. Mechanik nie dokrecil drazka stabilizatora do wahacza. Ledwo przylapana obejma wystrzelila, uszkodzila oslone przegubu. Warsztat z Poznania zalecil mi dostarczenie na wlasny koszt samochodu, choc warsztat w W-wie stanowczo twierdzil, ze usterka jest wynikiem niedokladnego montazu po wymianie. Okolo miesiaca samochod stal na parkingu i czekal na interwencje fiata. Pomijam fakt, ze ustalenie numeru dzialu reklamacji fiata w Bielsko-Bialej zajelo mi dwa dni. Wszyscy odsylali mnie do warsztatu, ktory rozpatrzy reklamacje i ze takie procedury. Mnie procedura kosztowalaby transport auta z W-wy do Poznania, gdzie zapewne spreparowaliby cos i obciazyliby kosztami. Solennie rowniez zapewnili, ze koszt transportu maja w d.... nawet jesli uznaja reklamacje. Teraz sam warsztat naszego potentata. Moja kobieta miala kiedys Uno. Po 8 miesiacach wypadl pierwszy przeglad. Kosztowal prawie 900 zl!!! Kwota wynikala z mojej niewiedzy. Nie wiedzialem mianowicie, ze fiat to takie g... i ze warsztat nic nie ustala z klientem, nawet w okresie gwarancji. W kwocie tej byla wymiana oleju i filtrow (jasne, ze materialy eksploatacyjne kosztuja) oraz demontaz, toczenie i montaz tarcz hamulcowych oraz wymiana klockow (mechanik uswiadomil mnie, ze przeciez sam mowilem, ze przy hamowaniu hamulce piszcza - to wymienili - po co gadalem...), dolanie plynu do spryskiwacza (z "robocizna" blisko 100 zl!!!!! - moglem se wszak sam dolac) oraz usuniecie trzeszczenia tapicerki drzwi (gwarancja jego zdaniem nie obejmuje trzeszczenia - trzeszczenie w koncu pokochalem, bo pojawilo sie 2-3 dni po "naprawie"). Jak stalem sie nieszczesliwym wlascicielem fiata sieny zadzwonilem do serwisu, aby uswiadomic sie w cenach obslugi. Pan w sluchawce oswiadczyl mi, ze przeglad po 20.000 km kosztuje 700 zl, 1000 zl z materialami (ze zlota maja te materialy?) plus koszt napraw. Podkreslam, nie uzyl okreslenia: "plus to co jeszcze ewentualnie wyjdzie". Zdanie brzmialo: "plus naprawy". Oczywiscie do glowy panom z dawnego Polmozbytu nie wpadalo, aby telefonicznie ustalac zakres robot przekraczajacy te 700 zl (materialy kupowalem sam taniej). Naprawiali co trzeba lub nie. Tak bylo w trzech kolejnych serwisach, wiec pewnie tak jest wszedzie. Przeglad po 80.000 wykonalem sam w cenie materialow (kupionych samodzielnie oczywiscie). W analogicznym okresie ojciec za przeglad forda escorta placil 450 zl z materialami i jeszcze dzwonili, gdy wykryli cos, co chcieli naprawic, ale nie mieli smialosci, bo klient moze sobie nie zyczyc. Przypomina mi sie zdanie pana w sklepie fiata gdy troszke zmartwiony przybylem w celu zakupu wahaczy przednich (370 zl/szt mniej wiecej co 30.000 km). Na pytanie o same silentbloki ow pan powiedzial, ze "w trosce o wysoka jakosc fiat nie dopuszcza do wymiany tylko tego elementu". W analogicznym okresie robilem rozpoznanie w sprawie wahaczy do mazdy. Kompletne kosztowaly 540 zl/strone. Ponadto mazda niedbajaca o wysoka jakosc dopuszcza wymiane siletblokow i swoznia. Koszt siletblokow to 270 zl/strone. Pojechalem do stacji diagnostycznej i pomimo 200.000 km na karku diagnosta stwierdzil: "panie, skad maja byc luzy jak tu wszystko jak nowe!". Moze troche maniakalnie nie lubie jakosci fiata. Moze rzeczywiscie mialem wyjatkowego pecha do samochodu i serwisu. Faktem jest jednak to, ze ostatnio mialem 4 mazdy i 2 fiaty. Oba fiaty zawodzily czestawo (a nowe samochody naiwnie chcialem serwisowac w autoryzowanych warsztatach). Wszystkie mazdy mialy duze przebiegi i wiele latek na karku. Zadna z nich jednak nie przyspozyla mi tylu trosk i kosztow co fiaty, choc pierwsza byla samochodem mocno powypadkowym (nie mialem wtedy jeszcze oka do oceny takich niuansow) i miala prawo doskwierac mi mocno. Jako czlowiek spokojny, nieklotliwy i znajacy umiar w zemscie nie polecam fiata nawet wrogom. Wrogom polecam VW ;) Pozdrawiam Czlowiek skazony jakoscia japonskich samochodow Temat: Ponadplanowy wzrost chinskiej gospodarki.+ 7,9% Gość portalu: JOrl napisał(a): > Zbigniew, nareszcie rozumiem na czym polega ta przeszkadzajaca w pracy > biurokracja: > >Chodzilo mi o to , ze w Niemczech podatki sa dosc wysokie. > >Majac partnera w Chinach ( i tutaj musze przyznac , ze sa to z reguly firmy > z > >Tajwanu lub Hongkongu - tam miesci sie centrala , ale produkujace w ChRL > >zwykle > >blisko wybrzeza ) dzwonisz do niego i mówisz , ze potrzeba Ci faktury z tak > a > >czy inna cena.Odpada Ci problem wykazywania kosztów dla urzedu finansowego > bo > >od razu wykazujesz , ze prawie dokladasz do interesu.Róznica z faktury wrac > a > >do Niemiec jako inwestycja zagraniczna , pozyczka lub co innego. > Przeciez to sa po prostu oszustwa, Zbigniew! Zareczam Tobie, ze taka firma jak > moja, a to jest regula, takich kombinacji NIE przeprowadza. Chociazby dlatego, > ze jest jakies prawdopodobienstwo ze wpadniesz. Poza tym zadna przy zdrowych > zmyslach ksiegowa w Twojej firmie czegos takiego nie zrobi. I Dostawca tez nie. > > Oczywiscie kupujemy od posrednikow, jak potrzebujemy elementy z zagranicy. > Przeciez nie bedziemy sie uganiali gdzies w Honkongach za czyms. To robia > posrednicy. Z Niemiec. My pracujemy nad czyms innym. Kazdy robi co powinien. > A nie uwazsz, ze jak masz faktycznie zysk, to powinienes uczciwie podatki > zaplacic? > Jest takie powiedzenie w Niemczech, jak placisz podatki to Ci idzie dobrze. > Teraz rozumiem wiecej. Moj brat w Polsce, tez ma jakas firme, mowi ze niestety > musial zejsc ostatnio na psy i zaczac oszukiwac. I ze nasza mama, poznanianka, > w grobie sie przewraca. I to mowie powaznie. No cuz to niestety staje sie regula - ten kto prowadzi interesy uczciwie - ponosi z tego tytulu wyzsze koszty i przegrywa z tym, ktory robi to nieuczciwie - wiec albo pada albo robi to samo. Rozwazmy przyklad firmy ktora ma trudno sciagalne naleznosci - najpierw musieli zaplacic VAT z wlasnych srodkow od wystawionej faktury, potem wyslac kilka ponaglen, potem probowac odzyskac pieniadze poprzez firme widykatorska lub sad - znowu musza poniesc koszty, wiec nawet jesli uda im sie pieniadze odzyskac to i tak poniesli ogromne straty - jesli nie maja wolnych srodkow obrotowych to juz padli..., chyba ze nie beda placic pracownikom, ZUS, beda brali towar na dlugie terminy platnosci i nie placili... i kolo sie zamyka. Rzecz nie ma juz charakteru marginalnego... a chroniczny. Kredyt oczywiscie dostanie nie ten kto ma najbardziej realistyczny biznes-plan ale ten kto ma najwiekszy majatek ew. kontakty jak pan Jacek Merkel w Kredyt Banku - czyli firma moze miec klientow, dobry produkt, perspektywy rozwoju i pasc. A swiatla w tym tunelu nie widac ... Temat: Samobójstwo gimnazjalistki - żenujące reakcje... roman_j napisał: > Często niestety jest tak, że nauczyciel nie chce nic robić. Dla świętego > spokoju. A jeśli uzasadnia to wolnością, to ja to traktuję wyłącznie jako > wymówkę. Szkołą z definicji jest instytucją totalitarną. Granice wolności ucznia > określa regulamin szkoły i jeśli jest zbyt liberalny, zawsze można go zmienić. To "czesto niestety jest tak" opierasz na doswiadczeniu czy na odczuciu? Popracuj w szkole, a zobaczysz ile bedziesz mogl zmienic majac zapal i szczere checi ;) Masz odgorne ograniczenie w postaci: kuratorium, dyrektor. I to oni sa rozdajacymi karty, wg mojej oceny czesto pod wplywem tendencji spoleczno-politycznych, naciskow co glupszych rodzicow itd. A jak bedziesz sie wychylal, to tez sa sposoby, by takiego "do przodu" ostudzic :) > Zapytam pół-żartem, pół-serio, co byś powiedział, gdyby np. policjant Cię > "pstryknął w ucho" dlatego, że np. zaparkowałeś w niewłaściwym miejscu albo > konduktor w pociągu (proszę bez skojarzeń z posłem Bestrym), bo nie miałeś > ważnego biletu? Spodobałoby Ci się to? Mnie nie i pewnie dałbym to wyraźnie do > zrozumienia. :-)) Prosze nie porownuj sytuacji doroslego obywatela w pelni odpowiedzialnego za swe czyny z rozbrykanym wyrostkiem. Odpowiem pol-zartem pol serio, co bys powiedzial, gdyby 12 latka osadzono i wsadzono do paki na 25 lat? :) > Proporcja była taka, że uczniowie bali się nauczycieli. Ale i tutaj były > granice, bo nie oszukujmy się, sam słyszałem wielokrotnie o przypadkach napadów > uczniów na nauczycieli. Oczywiście poza szkołą, bo uczeń bal się belfra tylko na terenie szkoły. Nie gloryfikujmy więc dawniejszych czasów, bo wtedy też były > patologie. Może tylko nie mówiło się o nich tyle, bo czasy były takie, że > niewygodne fakty zamiatało się pod dywan. Pomagała w tym cenzura. I dlatego moż e dziś mamy dużo lepszy obraz tamtych czasów. Niż on rzeczywiście był. :-)) Moze i tak jest. A moze po prostu teraz "odreagowujac" dawny system przegieto za bardzo w druga strone. Slyszalem nawet teorie, ze do wladzy dorwaly sie nieuki i teraz sie "odgryzaja" ;))) > Zgadzam się w 100%. Ale należy dodać, że egzekwowanie tego rygoru może i powinno > się odbywać bez użycia przemocy. Moze kiedys ogladales cykl dokumentalny o Kawalerii Powietrznej. Bluzgi, poniewieranie itd. Przyszedl pewien oficer do pracy po szkole w USA. Oburzony popatrzyl na metody szkolenia i zaczal prace z nastawieniem: "jak tak mozna?, tak sie nie godzi itd." Po 2 miesiacach stwierdzil (za przeproszeniem wrazliwszych Czytelnikow-zwlaszcza tego z zagranicy) "panie poruczniku, qrwa musialem ich zczochrać, bo to bydło ...itd". Oczywiscie w stosunku do szkoly to inna skala. Ale jaki mamy system kar w szkole? Podejrzewam, ze za "przemoc" uznanoby postawienie do kata. Bo jak? to godzi w godnosc.... > Myślę, że on używa słowa "represyjny" w nieco innym znaczeniu niż potoczne jego rozumienie. Ale nie chcę rozwijać tego wątku, bo musiałbym sięgnąć po tekst > źródłowy, a trudno się przez niego przekopać. :-)) I strach, bo on zasztyletowal wlasna zone podobno ;) > Którą reformę masz na myśli i jaki konkretnie ciąg przyczynowo-skutkowy? Reforme, czy tez reformy, a w zasadzie dzialania ostatnich kilku lat- powstanie gimnazjow, biurokratyczny system awansu nauczycielskiego etc.... > Ale za tę relację odpowiadają przede wszystkim jej uczestnicy. Jaki wpływ ma > reforma na to, jak się nauczyciele dogadują z rodzicami, rodzice z dziećmi, a > dzieci z nauczycielami? Może jest jakiś związek, ale ja go nie widzę. :-)) Ma i to duzy. Jesli bedzie "na sztywno" ustalone, ze pierwszy podstawowy kontakt przy wystapieniu problemow to rodzic idzie do wychowawcy, w sytuacji gdy sa rozbieznosci - drektor i na koniec kuratorium to powstanie pewna procedura i nawyk. W chwili obecnej, nazwijmy "troll" dzwoni anonimowo do kuratorium, robi sie zamieszanie, "panika" i "bicie piany". > Ja uważam, że trzeba pokolenia, a może nawet pokoleń, bo sytuacja w szkole jest > tylko pochodną sytuacji w społeczeństwie, w rodzinach i pochodną ogólnych > relacji międzyludzkich. Ktoś, kto próbuje zwalać winę tylko na szkołę i system > oświaty jest w sytuacji człowieka, który wini głowę za to, że boli, a nie > próbuje dociec, dlaczego boli i co zrobić, żeby znowu nie zabolała. :-)) Zgoda w 100% :)))) Temat: święta i............... dzyn dzyn dzyn....uderzono w stol ;) > no i jesteś.....jak się cieszę.... Akurat ;))) Znów mnie sprowokowałaś, któregoś dnia Ci nie daruję ;))))) Coś mało asertywny widać jestem ;) No ale co sobie będę odmawiał kiedy zostało mi już według ZUSu tylko 208 miesięcy życia(lub coś koło tego;) Coś mi dzwoni w uszach, ale to normalne w grudniu, więc nawet do lekarza nie pójdę. Klimat świąteczny wciągać zaczynam otworami na twarzy, ot co ;) Żaden tam Droga Pani Kresko "tradycyjny" - zwyczajnie: swojski, rodzinny. Bo czym jest tradycja? Kultywowaniem obrzędów, postępowaniem według norm niezmiennych od setek lat?. Konia z rzędem temu, kto wyłuszczy mi to zwyczajnie i zrozumiale. Dobrze, dorzucę jeszcze w promocji obroku na cały rok ;))) Dla kunia, choć wszyscy wiedzą że suchym chlebem karmiony być lubi. Droga Kresko - wchodzi w nasze życie owa nieszczęsna unifikacja świąt wszelakich z całym "dobrodziejstwem" gadżetów. Trudno się na to obruszać- przeciez to tylko zjawisko. Znak czasów i tyle. Jesli bezkrytycznie będziemy przyswajać sobie każdą nowinkę, to oczywiście zjawisko to będzie miało charakter wyraźnie negatywny. Ale, jeśli wchłoniemy świadomie tylko część nowinek, czy będzie to czymś złym?. Staną się jednym z elementów naszej obrzędowości , którą przekażemy następnym.Historia choinki świątecznej nie jest przeciez nieodmienna od lat. Też zaadaptowaliśmy ją z innego wzorca kulturowego;)))) I proszę - jest teraz nasza, swojska. Przejrzałem swe posty na forum, zrobiłem rachunek sumienia. W żaden jednak sposób nie znalazłem niczego co pozwoliłoby na wniosek, że jako człowiek majętny pokusić się mógłbym na szaleństwa w zagranicznych kurortach. Powiem więcej. Po gorączkowych przeszukaniach wszelkich możliwych zakamarków, brutalnym gwałcie na porcelanowej śwince oraz po telefonie do banku, stwierdzam z całą stanowczością. Nie stać mnie na jakikolwiek kurort. Co ja plotę , nie stać mnie nawet na wczasy pod gruszą ;))))) I proszę, zszedłem na manowce. O Świętach miało być - więc niech się stanie. Po oststanich 12 latach pracy "świątek -piątek" zatraciłem różnicę pomiędzy dniem światecznym i dniem powszednim. Kolejna kartka w kalendarzu. Ostatnio coś się jednak zmieniło. Na lepsze jak śmiem sądzić. Choinka odzyskała zapach, nadając nowy klimat Świętom Bożego Narodzenia. Plastikowe drzewko powędtowało do piwnicy, w ślad za nimi powędrowały równie martwe plastikowe wieńce, ozdoby etc etc. Dzień przed Wigilią (niezgodnie z powszechną tradycją;) najmłodsza istota w rodzinie ubiera drzewko osadzone w stojaku przez najstarszego faceta w rodzie. Ręcznie malowane bombki wieszane są z pietyzmem pospołu z nowszymi zakupami. Czasem tylko zdarzy się cichutkie puk pękającego szkła i sapnięcie rodziny. No tak, ta bombka miała 50 lat. Wieszała ją babcia, kiedy była mała, a ten pęknięty szpic to sprawka wujka jakieś 20 lat temu. Smutek przemijania i przeświadczenie, że nic nie jest wieczne. Ale za chwilę jest już inaczej. Jest radość, że na naszym drzewku wisi jeszcze tyle przypominajek. I ciągle dochodzą nowe. Bo to jest już nasz tradycja. Niekoniecznie taka sama jak sąsiada, niekoniecznie podlana kolędami Mazowsza - jest nasza, swojska. Lecz na Pierwszą Gwiazdkę czekają wszyscy wytrwale;)) Nie w nabożnym skupieniu, lecz gwarnie i z humorem. Wszak na stole kalorii bez liku ;)) Życzenia Wigilijne tak znane wszystkim od lat, że każde z Nas mogłoby je dokończyć za składającego. A przeciez nie robimy tego. Nie znalazłem jeszcze takiego mądrego, który wyjaśniłby takie zachowanie. Może to klimat, nastrój lub sztampa? Nie dbam o to. Nie kupię jednak makowca, czy bigosu w markecie. W tej jeden, jedyny czas w roku zaczyna to mieć szczególne znaczenie. Może być przypalony, cierpki, zgoła niejadalny. Nie dbam o to. Przez cały rok karmimy się tandetą, robimy szybkie , odpersonalizowane zakupy. Gonimy za czymś , czego nie zdołamy utrzymać; staramy się być i stac kimś innym niż jesteśmy. Ale w ten jeden, jedyny czas dany jest nam uroczy moment. Moment w którym doświadczamy bliskości, ciepła i poczucia wspólnoty z innymi. Choinka,ozdoby, bigos czy Mikołaj;to tylko akcenty. Niewiele znaczące jeśli nie wiązemy z nimi emocji. Więc jeśli dla kogoś plastikowy bałwanek oznacza to samo czym dla mnie jest powycierana i spękana bombka choinkowa - cieszę się. Jesli zamiast oryginalnego barszczu na swoim stole postawi instant z papierowej torebki- i da mu to radość - cieszę się. Ciesze się , bo mam poczucie że każdy własną miarą doświadcza znanego mi uczucia. Droga Kresko - sprowokowałaś mnie kolejny raz.;)) przez Ciebie będę zmuszony logowac się jako egzaltacja ;))) pada śnieg, pada śnieg ciesza się dzieci/ tu płatek, tam płatek, coś dużo ich leci ;))))))))))) Ech , pozdrawiam Temat: Przymusowa aborcja i sterylizacja Chinek Przymusowa aborcja i sterylizacja Chinek My sobie debatujemy o umożliwieniu aborcji, a w Chinach torturje się kobiety, by wykonać aborcję nawet w zaawansowanej ciąży. Stosowane metody przywodzą na myśl esesmańskie praktyki w obozie zagłady. "Skandal na chińskiej wsi. Lokalne władze wciąż przymusowo usuwają kobietom ciąże i je sterylizują. Działacz społeczny Chen Guangcheng przekazał zachodnim mediom wstrząsające zeznania ofiar. Zaraz potem Chena uprowadzono Brutalne metody polityki "jednego dziecka" to przeszłość - zapewniają władze Chin. Jednak w okolicach miasta Linyi we wschodniej prowincji Shandong przymusowo sterylizowano kobiety, usuwano siedmio- i ośmiomiesięczne ciąże! Przerażający proceder ujawnił miejscowy działacz społeczny - 34-letni niewidomy Chen Guangcheng. Opowiedział dziennikarzom, jak w marcu tego roku do wiosek niedaleko Linyi przyjechali wysłannicy miejscowego wydziału planowania rodziny. Urzędnicy tego wydziału odpowiadają za egzekwowanie polityki "jednego dziecka", którą wprowadzono w 1980 r., gdy Chinom groziła eksplozja demograficzna. Urzędników wcześniej zbesztano na regionalnej konferencji za brak skuteczności, bo na podległym im terenie limit urodzeń został znacznie przekroczony. A od dotrzymania limitów zależą urzędnicze premie i awanse. - Dlatego nie przebierali w środkach. Rodzicom mającym dwójkę dzieci kazali się poddać sterylizacji. Wezwali na aborcję każdą matkę dwójki dzieci będącą znowu w ciąży, nawet zaawansowanej - opowiadał Chen. Zagrożone zabiegami kobiety ukryły się; była wśród nich Feng Zhongxia z wioski Maxiagou - 36-latka w siódmym miesiącu ciąży. Urzędnicy wzięli jako zakładników jej krewnych. Bili ich i głodzili. Feng wyszła z ukrycia, gdy dowiedziała się, że urzędnicy grożą, iż "prędzej dadzą umrzeć krewnym, niż pozwolą się jej wymknąć". Chen nagrał zeznanie Feng i wielu innych ofiar. Feng opowiedziała, jak na izbie porodowej lekarz wbił strzykawkę z trucizną w jej macicę. Zastrzyk wywołał poród. Potem noworodka utopiono w wiadrze z zimną wodą. Dzięki pomocy chińskich prawników Chen dotarł wiosną do zagranicznych dziennikarzy. Sprawa nabrała międzynarodowego rozgłosu. Dziennikarka amerykańskiego "Time'a" dowiedziała się, że tylko w jednym z powiatów - Yinan - przymusowych sterylizacji i aborcji było 7 tys.! Miejscowe władze próbowały uciszyć Chen Guangchenga, zamykając go w areszcie domowym w Linyi. We wrześniu zdołał jednak wyjechać do Pekinu. Tam znów spotkał się z zachodnimi dziennikarzami, przedstawicielami ambasady USA i chińskimi prawnikami. Powiedział, że przygotowuje pozew o naruszenie praw człowieka. 7 września został w stolicy uprowadzony. Wiadomo, że porywaczami byli policjanci z Linyi działający ręka w rękę z urzędnikami tamtejszego wydziału planowania rodziny. O porwaniu Chen opowiedział reporterce Radia Wolna Azja przez komórkę, której mu nie odebrano: - Ktoś złapał mnie za włosy i walił moją głową o kierownicę. Bito mnie po głowie. Dwukrotnie zemdlałem. Powiedział też, że miejscowe władze grożą mu procesem i wieloletnim wyrokiem za ujawnienie tajnych danych prasie zagranicznej. Ogólnochińska Komisja Planowania Rodziny, do której zadzwonił dziennikarz "Washington Post" w sprawie porwania Chena, była życzliwa, ale bezradna. Urzędnik obiecał zadzwonić do Shandongu i zapewniał, że winni zostaną ukarani. Czy tak się stanie, można wątpić. W Chinach władze prowincjonalne są potęgą i pekińskich ministerstw się nie boją." serwisy.gazeta.pl/swiat/1,34174,2915052.html?nltxx=1721538&nltdt=2005-09-14-03-05 Temat: Pszam NN na 32% /25+7/_ w 8% psz.oście sie sami! Pszam NN na 32% /25+7/_ w 8% psz.oście sie sami! Z powodu wyjścia z siebie, na skutek niemoznosci technicznej i niemozliwosci teoretycznej odpowiedzenia na: zarzuty Janusza z inwektywami pod mym adr. i Andrzeja bez inwektyw, ale i bez zbytniego oburzenia na nie, ze zaprzeczam - sfilmowanym esbeckimi metodami - zdarzeniom: - przenoszenia w reklamowkach przez dewotki duzych sum w zlotych, zebranych od wdow przez ojca Rydzyka do kantorow. - wywiezienia 200000 DM przez Odre przez radiotechnika. - sprowadzenia sprzetu nadawczego, studyjnego i anten jako darowizny do Torunia. Stwierdzam, ze fakt sfilmowania jest PRAWDĄ! Widzialem na ekranie jedna reklamowke niesiona przez filmowanego z tylu osobnika udajacego dewotke. Widac bylo tylko nogi i sama reklamowke! Co do radiotechnika - sfilmowano drzwi i okno. napisu nie zdazylem przeczytac. Nie zaprzeczam, ze mogl byc to warsztat radiotechniczny! Sumy 200.000 DM nie widzialem. Nie potrafie oszacowac waluty ani sumy niesionej przez aktora, udajacego staruszke. Widzialem natomiast na filmie; - Urzedniczke Wysokiej Izby SkarbowosKolodkowaną do tego stopnia, iz.... nie wiedziala - czy w ogole brac podatek od "wdowiego grosza" z rent po zmarlych mezach. Poczytuje sobie to za... pierwsza jaskolke obudzenia sie sumien, w resortach podleglych Min_Fin. Jak to kazde, zaplanowane nawet najbardziej perfidnie ZLO, moze zamienic sie, dzieki wspolnej modlitwie, nie naszej, niestety! - w poczatek DOBRA! Potwierdzam, ze widzialem: -najmniejszy bank na zapadlej wsi Unii Europejskiej, tak maly jak male bylo czolo redemporysty w Niemczech, proszacego po polsku w imieniu Roberta Kwiatkowskiego prezesa TVP, by Tadziu odszedł jeszcze DZIŚ....... Ja znow prosze, w swoim imieniu: - Roberciku! odejdz chocby wczoraj... Psze_pszam Wszystkich Fanow Kwiatkowskich; Andrzeja i Roberta w 25%+7+ samopszepszcie sie w 8% ale nie więcej niz 40 %! Naprawde wiecej nie warto! Aha... Gembarowskich, Durczokow i spikczerek tyż! P.S.1 "Wyłanczam" radio gdy dzwoni ojciec dyrektor do Radia Maryja. "Wlanczam" w niedziele o 22:00 do 24:00! "Dokładnie". P.S. 2. Jestem za wszczeciem sledztwa nie - "w sprawie" czy - "czy aby organy nie przekroczyly prawa przy oskarzaniu(TeleVizyjn.)" ....jak to bylo dziesiatki razy w zwyczaju w III RP, czy to z GalagaNowym itd ale jestem za sledztwem, osadzeniem i ukaraniem ale KOLEJNO, UCZCIWIE, SPRAWIEDLIWIE, RZETELNIE i DO KONCA w sprawach tworzenia POTEG FINANSOWO-MEDIALNYCH z pieniedzy obywateli polskich, darowizn zagranicznych, budzetu, przekretow, lapowek, itp. Tylko na Varchoła Milego! - dlaczego zaczynamy od wdow? Dlaczego teraz po audycji z 15.11.2002 w RM z udzialem doradcy Brukseli(!!!!) do negocjacji z nowymi panstwami? Czyzby dlatego, ze ujawnil mechanizmy i kulisy .... oszwabiania Polski przez Unie Europejska? Temat: Zwrot podatku z USA ANGLII IRLANDII O Angli,USA,Irlandi nic nie moge powiedziec,ale pozwole sobie napisac kilka zdan na temat prawa podatkowego w Niemczech: Prawo do wykonywania uslug podatkowych maja tylko osoby i stowarzyszenia,ktore sa do tego upowaznone (§ 2 Steuerberatungsgesetz).Sa to Jezeli chodzi o osoby doradcy podatkowi (Steuerberater) prawnicy (Rechtsanwälte) oraz stowarzyszenia pod nazwa Lohnsteuerhilvfeverein. Zagraniczni doradcy podatkowi nie majacy niemieckich uprawnien ("die nicht nach deutschen Recht zugelassen sind")nie maja prawa- rowniez operujac z zagranicy- do swiadczenia pomocy w sprawach podatkowych. Te przepisy sa na terenie Niemiec surowo egzekwowane.Oczywiscie ,jezeli ktos da komu zrobic swoje rozliczenie "na kolanie", sam ja podpisze, to na zewnatrz wyglada to tak, ze Herr Schmidt czy Pan Kowalski sam sobie zrobil to rozliczenie.Takie "uslugi" oferuja pracujacym w Niemczech Polakom np. agenci ubezpieczeniowi,ktorzy zarobili sie "specjalistami" od prawa podatkowego.Rowniez pod polskimi kosciolami roi sie od "fachowcow".Tylko jak ocenic prawidlowosc takiej uslugi? I do kogo miec pretensje (rowniez prawne),jezeli zwrot podatku okaze sie zbyt maly,a okres odwolania ( 1 miesiac) juz minal? Odpowiedz jest prosta:tylko do siebie. Co do zamieszczonego ogloszenia: jest to kolejna firma-posrednik.Zbiora papiery,przesla do kogos,kto usluge wykona ,albo tez zrobia to samii skasuja pieniadze bez zdnego ryzyka,czy odpowiedzialnosci za wykonana usluge.Wypda miec nadzieje, ze prawo polskie wkrotce i takich posrednikow wytepi. Do pewnych podanych informacji musze sie ustosunkowac. 1.Oplata 5€:oplaty pocztowe i telefoniczne kosztuja wiecej.Oferta-przyneta. Klientowi i tak wystawi sie dodatkowy rachunek. W Niemczech istnieje zakaz pobierania prowizji.Podstawa do oplaty jest zawsze zarobek brutto. Srednio oplaty te wynosza (Lohnsteuerhilvfeverein) ca. 80-130 €. U Steuerberater nieco drozej.Adresy i telefony w kazdej ksiazce telefonicznej ,dla nie znajacych niemieckiego ogloszenia w prasie polskojezycznej.Radze korzystac tylko z pomocy tych,ktrzy do swiadczenia tezje pomocy sa uprawnieni. 2.100 % naleznego zwrotu - ile zwrotu bedzie okreslaja mozliwosci odpisu danej osoby oraz fachowe opracowanie dokumentow.Z pewnoscia nie odbywa sie to wg. "uproszczonych procedur",bynajmniej w Niemczech.Do zrobienia dobrego (skutecznoscia) rozliczenia podatkowego trzeba sie dobrze przygotowac. 3."Zgubiles dokumenty -odzyskamy je za darmo": kolejne puste haslo. Jezeli pracownik zgubi karte podatkowa,to i tak nikt juz jej nie odzyska,ani nie bedzie(po uplywie roku kalendarzowego) wystawiony jej duplikat.Pracodawca wystawia zastepcze zaswiadczenie (besondere Lohnsteuerbescheinigung),pracownik podpisuje deklaracje(Verlustanzeige) o zagubieniu karty i sprawa jest zalatwiona.Tez za darmo. 4."Zwroty w dni, a nie w miesiace" : sredni okres oczekiwania w Niemczech na decyzje (Bescheid) wynosi 3-4 miesiace.W Finanzamt Oranienburg,ktory rozlicza polskich pracownikow firm budowlanych,czeka sie 5-6 miesiecy. Dla znajacych jezyk niemiecki : prosze zadzwonic do Oranienburga i sie zapytac: Numer telefonu:00493301 -857-0. Na zakonczenia rada dla wszystkich ,ktorzy sami nie potrafia sami zrobic sobie rozliczenia podatkowego: jak boli zab, idz do dentysty,aby go wyleczyl,nie do kowala,aby go obcegami wyrwal. Temat: Wójt uciekł z pielgrzymką Wójt uciekł z pielgrzymką Wójt Orli nie poszedł do sądu, bo jest na zwolnieniu lekarskim. Pojechał za to na kilka dni na Ukrainę Co robi Michał Iwańczuk, wójt Orli, by nie stanąć przed sądem za jazdę po pijanemu? Przedstawia sądowi zwolnienie lekarskie, że jest ciężko chory, a sam jedzie na pielgrzymkę na Ukrainę. Wczorajsza rozprawa wójta Michał Iwańczuka za jazdę pod wpływem alkoholu nie odbyła się. - Mój klient nie mógł wcześniej dostarczyć zwolnienia, bo był chory - stwierdził na rozprawie obrońca wójta Iwańczuka, przedstawiając kolejne zwolnienie lekarskie. - Ma dolegliwości wątrobowe i powinien przebywać w domu. Zwolnienie lekarskie wystawiła Janina Kryńska-Jabłońska, lekarz rodzinny z Hajnówki. Wójt jest zwolniony z pracy od 17 do 26 sierpnia. - Michał Iwańczuk ma nadciśnienie i zmiany w sercu. Przebywał u nas w szpitalu - mówi doktor Kryńska-Jabłońska. - Może chodzić, ale powinien przebywać w domu. Nie powinien brać udział w jakichkolwiek rozprawach sądowych, bo najmniejszy stres może wywołać nawet zawał. Czy wójt jest chory? - zapytaliśmy się w Urzędzie Gminy w Orli. - Nie wiem, gdzie jest wójt i kiedy wróci - mówi Mirosława Szajkowska, sekretarka wójta Iwańczuka. - Ma on nienormowany czas pracy i nie spowiada się przed swoimi pracownikami, gdzie się udaje i kiedy wraca. Sąd sobie pozwala - My sprawę załatwiliśmy szybko, akt oskarżenia przeciwko wójtowi szybko napisaliśmy - mówi Krzysztof Zwoliński, prokurator rejonowy w Bielsku Podlaskim. - A jak sąd sobie pozwala na "granie na nosie", to tak ma. Zgodnie z rozporządzeniem ministra sprawiedliwości sąd powinien uwzględniać jedynie zwolnienia wystawione przez lekarza biegłego. Zwolnienia od lekarzy rodzinnych powinny być traktowane jako nieusprawiedliwiona nieobecność na rozprawie. W takim wypadku sąd powinien zwrócić się do policji o doprowadzenie oskarżonego przed oblicze sądu. Sędzia Joanna Panasiuk rozkłada ręce. - Cóż tu można zrobić - mówi. - Na dzień dzisiejszy sąd zażądał opinii biegłego lekarza sądowego. Ten stwierdzi, czy stan zdrowia oskarżonego rzeczywiście nie pozwala na stawienie się w sądzie i udział w rozprawie. Piwo do bagażnika i w drogę Czy wójt Michał Iwańczuk jest tak ciężko chory, że nie może stanąć przed sądem? "Poranny" spotkał wójta wczoraj rano przed cerkwią św. Michała w Bielsku Podlaskim. Iwańczuk przyszedł, bo jest organizatorem pielgrzymki autokarowej na Ukrainę, która wyruszyła z Bielska Podlaskiego. O godzinie ósmej przed cerkwią zebrała się grupka pielgrzymów, w większości kobiety. Wójt przyjechał polonezem koloru kości słoniowej dziesięć minut po ósmej. Miał kierowcę. Był pełen wigoru. Nie wyglądał na osobę schorowaną. Przywitał się z pielgrzymami. Kilka razy dzwonił przez telefon komórkowy. Gminny autobus przyjechał po dziewiątej. Pielgrzymi zajęli miejsca w autobusie, wójt sprawdził obecność. Autobus odjechał. Wójt Iwańczuk wsiadł do poloneza i ruszył za autobusem. Mieli kilka przystanków w Bielsku. Ostatni przy sklepie spożywczym LUX. - Wójt na sto procent jedzie z nami - stwierdził jeden z pielgrzymów. Kierowca poloneza załadował do bagażnika pielgrzymowego autobusu zgrzewkę piwa i autobus ruszył w drogę. Wójt zajął miejsce na pierwszym siedzeniu. - Michał Iwańczuk absolutnie nie może też brać udziału w jakichkolwiek pielgrzymkach, tym bardziej zagranicznych - dodaje lekarz Kryńska-Jabłońska. - Jak jest na zwolnieniu, to powinien przebywać w domu. źródło: www.poranny.pl Strona 3 z 3 • Wyszukano 180 rezultatów • 1, 2, 3 |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||