Strona Główna
Jak dzwonić tanio
Jadwiga Serkowska
Jagódki ZPiT
Jak nagrać MP3
Jak malować pastelami rady
Jacek Gardener
Jak napisać program nauczania
Jacek Ziobro minister PiS
jajlepsze gry samochodowe
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl

  • Widzisz wypowiedzi wyszukane dla zapytania: Jak dzwonić z zagranicy





    Temat: Nowe markety
    Ano właśnie bo nie dorośliśmy jako społeczenstwo i jako naród i jako państwo do
    otwartych granic do konkurencji na równych warunakch. Bo z jednej strony stanął
    biedny polski przedsiembiorca który własciwie stawial pierwsze kroki an wolnym
    rynku a z drugiej zaprawiony w bojach przedstawiciel koncernu XYZ dysponujący
    ogrommnym kapitałe mający doświadczenie w walce z konkurencją która czasem też
    nie przebierała w srodkach i na dokladke mogacy sobie pozwolic (dzieki naszemu
    dziurawemu jak sito prawu) na jazde przez 2 czy 5 lat na stratach albo na
    minimalnym zysku bo zysk i tak liczy sie jako całość aby wykończyć konkurencje.
    Wpuszczenie na ledwie co delkatnie znormalizowany rynek gigantów z zachodu było
    ogromnym błędem. Podobie jak zezwolenie na tworzenie pierwszych polskich ieci
    na wzór zachodni (czesto tylko po to aby pod przykrywką poszukiwania kapitłu
    sprzedać go z zyskiem zachodniej sieci). Zarazem państwo zupełnie przestał
    obchodzic los drobnych producentów. Moze sie powtarzam ale przez lata
    kupowaliśmy jajka od osoby która miała kilka kilkanascie kur było to JAJKA a
    teraz teraz kupujemy produkt jajko podobny majacy tyle wspólnego z dawnymi
    JAJKAMI co Mercedes z Fiatem 126p ale drobnych producentów zabilismy na swoje
    wlasne życzenie. Polak przyzwyczajony przez pierwsze markety do klimatyzowanych
    hal chce jak panisko kupowac warzywa w hali targowej zrobionej tak jak market a
    ze tam kupuje warzywa warzywo podobne takie jak w markecie czy jajka jajko
    podobne to niema znaczenia no i jeszcze jedno tam wcale nie jest tanio bo i nie
    moze bo koszty utrzymania hali sa wielkorotnie wieksze niz koszta drobnego
    sprzedawcy który stał dawniej na targowisku z warzywami z własnego pola czy
    jajkami z własnych kur. Polacy niestety nie maja czegos takiego jak alarm który
    dzwoniłby ze cos jezt nie tak. Nie jestesmy w stanie zrozumiec tego ze zachód
    do pewnych rzeczy dochodzi dziesiatki lat a tego nie da sie przeskoczyc za lat
    5 czy 10 wiec trzeba chronic swoj wlasny rynek swoich konsumentów swoich
    producentów nie spieszyc sie z otwieraniem szeroko granic bo nas czapka
    nakryja. Dziwie sie ajk słysze o ajk to dobrze ze iast budek na Promenadzie
    mamy piekną hale - świetnie rewelacyjne i co z tego ile osób handlowalo na
    promenadzie z budami ile przenisło sie do hali? 50%? 60? no max 70% a co z
    resztą których nie bylo stać na box? To jest tak samo jak z wpuszczenim firm
    zagranicznych nie zawsze dobrze jest jesli duzy pożera malego zasem na tym
    wszyscy traca. Jednym słowem troche rozsądku nie przyspieszajmy na sile
    historii bo sie obudzimy z reka w nocniku.





    Temat: Niemiecka pamięć-niemiecka trauma
    Podróżniku
    CZeść Podróżniku!
    1.Generalnie to muszę Ci powiedzieć że nie mam pretensji do Niemców o to że są
    teraz sami trochę poprowadzić lokomotywę, byle nikomu nie wyrywali na siłę
    kierownicy. Trzeba też uważać z ogniem pod kotłem, nie za dużo pary (zwłaszcza
    przed wyborami) Nie sądzę też że dotychczas musieli marznąć na stopniach
    wagonu. To taka trochę populistyczna retoryka (choć trudno o to posądzać
    prezydenta - pewnie to słowa wyjęte z kontekstu). Nie przeceniałbym też dzisiaj
    problemu wagi Bałkanów. To zrobił się problem lokalny. To nie zagraża
    bezpieczeństwu Europy pogrążonej w trawienu nadwyzek żywnościowych. Restytucja
    Krzyża Żelaznego to jakaś degręgolada wpisująca sę niestety w proces odrodzenia
    pruskiej megalomanii. Popatrzmy też na skrzydła dzisiejszej luftwaffe - mogliby
    coś z tym zrobić.
    2. Wiesz, z tymi reakcjami strony polskiej to nie jest taka prosta sprawa.
    Trudno aby minister spraw zagranicznych dzwonił do RTL i domagał się
    sprostowania na antenie. Trzeba dokładnie sprawdzić jakie są kompetencje IPn,
    ale jak pisalem reagują zwłaszcza wtedy gdy takie przekłamania pojawiają się w
    literaturze, w tym zgranicznej. Możesz spróbować, jeśli masz ten numer TAZ o
    Sobiborze, wysłać im z pytaniem o procedurę w takich sytuacjach. Nie miałeś na
    myśli FAZ?
    Z Wołominem to może i dobry pomysł na kiepskich pismaków , z Pruszkowem nie
    bardzo bo zamiemogły biedaczyny. Zdrowie im się posypało tak nagle... Ciągle z
    tego powodu odraczają procesy.
    3. Też cenię działalność Krzemińskiego czy Pięciaka. Może to i lepiej że np
    Reich Ranicki zbyt dużo nie mówi o Polsce i Polakach (może przez wzglad na
    własną niewygodną przeszłość) ale jego wiedza o Polsce współczesnej może co
    najmniej naszemu obrazowi zaszkodzić. Całkiem niedawno nazwał polską
    literaturę "kulturalnym skansenem" i moze trochę po prawdzie stwierdził że
    zachwyt niemieckiej krytyki nad polską książką to czysta kurtuazja i polski
    kompleks który nie pozwala mówić elicie źle o polskiej kulturze. Całkiem
    rzeczowo pisze Gnauck.
    4. W Polsce problem pracy Rafała Jakubowskiego (Arbeitsdisziplin) raczej nie
    rozpatrywało się w kontekście stosunków pol -niem, ale bardziej w kategorii
    swobody wypowiedzi. Jednocześnie kontekst polityczny jest oczywiście
    dostrzegany. Instytut Historii Sztuki UAM wraz z Piotrem Piotrowskim wysłali
    notę protestacyjną (nie pomnę do kogo). Klopot w tym że w elitach wladzy
    każdego szczebla brak jest jakiegokolwiek pierwiastka intelektualnego.
    Volkswagen też postąpił niezręcznie. Miast stanąc z problemem twarzą w twarz
    próbując zmienić wizerunek firmy zastosował metodę cenzury prewencyjnej.
    5. Walser jest (jeśli dobrze pamieam) twórcą osławionej moralnej kłonicy.
    Gdzieś zwierzał sie pamiętam jak to kilkanaście razy odwracał twarz od ekranu
    oglądając film o obozach. Dla niego pamięć, zbiorowa zwłaszcza, jest zbyt
    ciężka aby mogła być pokutą za przewiny ojców. Bubis o którym wspominałeś
    stwierdza wprost: Walser wypiera przeszłosć. Problem w tym że Walser w
    Niemczech może stać się całkiem przypadkowo pretekstem i apologetą ruchów
    prawicowych






    Temat: Czy Adaś et company kupili II program TV?
    On (ef) wie, że gdzieś dzwoniło.
    bo komu dzwonią, temu dzwonią - jemu nie dzwuni żaden dzwun.

    Spychalska Ewa (tow.) - to o nią mu chodzi. Mówią w kręgach, że to cioteczna
    szwagierka Jakubowskiej Aleksandry (tow.) a po kądzieli skwocha ojca e-fa.
    (tow.) Co i tak na jedno wychodzi (tayszom).
    Odwołana za wyjątkową niekompetencję.

    Oświadczenie sen. Z. Antoszewskiego (tow.)- wujecznego bratanka z SLD, dawnego
    prezesa pewnych futbolistów z Łodzi..

    4 posiedzenie Senatu RP

    10 grudnia 1997 r.

    Oświadczenie kieruję do ministra spraw zagranicznych, pana Bronisława Geremka.

    Z dużym niesmakiem przeczytałem w prasie opinię ministra spraw zagranicznych
    Bronisława Geremka, dotyczącą pracy pani Ewy Spychalskiej, ambasadora
    Rzeczypospolitej Polskiej na Białorusi. Zarzuca on pani ambasador, że utrzymuje
    kontakty wyłącznie z prezydentem i rządem Białorusi, a nie spotyka się z
    kręgami opozycji, jak również że nie zna języka białoruskiego.

    Można lubić prezydenta Aleksandra Łukaszenkę i powołany przezeń rząd lub ich
    nie lubić, ale trudno wymagać od ambasadora obecnego państwa, w tym konkretnym
    wypadku ambasadora Rzeczypospolitej Polskiej, aby podczas pełnienia misji
    dyplomatycznej ignorował prezydenta Białorusi i jego rząd. Przecież istotą
    funkcji ambasadora jest przede wszystkim utrzymywanie kontaktu z prezydentem,
    rządem oraz ministerstwem spraw zagranicznych kraju, w którym pełni on misję
    dyplomatyczną. Uważam, i mam nadzieję, że wielu obecnych na tej sali podzieli
    mój pogląd, iż z opozycją mogą i powinni się spotykać, kontaktować i wymieniać
    poglądy oraz doświadczenia przede wszystkim przedstawiciele stowarzyszeń i
    organizacji społecznych, partii i stronnictw politycznych, związków zawodowych
    i tak dalej.

    Oburza mnie to, że wyraźnie sterowane przez rządzącą koalicję ataki prasowe na
    kilku ambasadorów, wywodzących się z lewicy, stały się formą pracy ministra
    Geremka. Szczególnej brutalności nabrały one w przypadku Ewy Spychalskiej.
    Padają pod jej adresem zarzuty, że nie zna realiów Białorusi. Gdybym nie znał
    pani ambasador i nie wiedział o jej wcześniejszych wizytach, kontaktach i
    rozmowach w krajach poradzieckiego Wschodu, w tym zwłaszcza Białorusi,
    przyznaję, że mógłbym w to uwierzyć. Ponieważ jednak dobrze znam panią Ewę
    Spychalską i wiem o jej przebogatym doświadczeniu wyniesionym ze współpracy ze
    Wschodem, w tym zwłaszcza z Białorusią, oraz o jej dobrej znajomości języka
    urzędowego na Białorusi, czyli rosyjskiego, pozwolę sobie jednoznacznie
    stwierdzić, że zarzut nieznajomości języka białoruskiego, którym na co dzień
    posługuje się tylko około 4% mieszkańców Białorusi, jest bezsensowny.
    Rzeczywiście, bardzo łatwo jest postawić zarzut niekompetencji. Iluż naprawdę
    wartościowych ludzi zniszczono w ten sposób w przeszłości i, niestety, niszczy
    się obecnie, szafując tym argumentem.

    Z całym przekonaniem twierdzę, że niewielu ambasadorów Rzeczypospolitej zna
    realia kraju, w którym pełni służbę dyplomatyczną, tak dobrze jak pani
    ambasador Spychalska. Ataki na nią są klasycznym przykładem zwalczania
    przedstawicieli lewicy w służbie dyplomatycznej. Czy rzeczywiście pani
    ambasador Ewa Spychalska nie zna Białorusi? Pytam więc, jak można postawić taki
    zarzut pani Ewie Spychalskiej, osobie, która aktywnie działała w Stowarzyszeniu
    Współpracy Polska-Wschód i była aktywnym współorganizatorem Stowarzyszenia
    Polska-Białoruś w 1992 r.? Byłem zresztą przewodniczącym tego ostatniego i
    dobrze pamiętam jej wypowiedzi na jednym ze spotkań, kiedy z zatroskaniem
    mówiła o złej kondycji bardzo wielu polskich firm spowodowanej tylko tym, że
    odwróciliśmy się od Białorusi i ograniczyliśmy handel oraz kooperację
    produkcyjną z tym krajem. A przecież na Białorusi byliśmy i nadal jesteśmy
    trzecim partnerem handlowym po Rosji i Ukrainie. I tam jest nasz interes
    gospodarczy. Pani Spychalska apelowała wówczas o stworzenie w Stowarzyszeniu
    Polska-Białoruś społecznego klimatu sprzyjającego rozszerzeniu współpracy
    gospodarczej, kulturalnej i naukowo-technicznej z Białorusią, a także o
    zwiększenie zainteresowania losem naszych rodaków, którzy tam żyją.

    Z tego co wiem, pani ambasador pozostała wierna tym słowom i stara się je
    maksymalnie skutecznie wcielać w życie jako rzecznik interesów Rzeczypospolitej
    Polskiej na Białorusi.

    Pytam e-fa ja? Komu to służy? To całe zamnieszanie?




    Temat: & #35 & #35 Dymiaca bron Saddama
    & #35 & #35 Dymiaca bron Saddama

    Irak ukrywa głowice chemiczne i biologiczne w bunkrach pod upozorowanymi
    wydmami na pustyni i w tunelach pod kanałami Bagdadu - twierdzi były
    ochroniarz Husajna. Izraelski wywiad Mosad przepytuje go w tajnej bazie
    wojskowej na pustyni Negew. Jego rewelacje wesprą George'a Busha w
    dowiedzeniu, że Husajn kłamie, łamie rezolucję ONZ i że operacja wojskowa w
    Iraku, która skończy z reżimem, jest w pełni usprawiedliwiona.

    Postawny goryl irackiego dyktatora Abu Hamdi Mahmoud wymienił wiele obiektów,
    do których inspektorzy nie dotarli, m.in.: - podziemną fabrykę broni
    chemicznej w południowej części Bagdadu, - składowisko północnokoreańskich
    rakiet scud w pobliżu Ramadi, - podziemne bunkry na pustyni w zachodniej
    części Iraku, składowisko broni biologicznej.

    William Tierney, były ONZ-owski inspektor, który na własną rękę wciąż zbiera
    informacje o irackich arsenałach, twierdzi, że rewelacje Mahmouda są tą
    dymiącą bronią, o którą upomina się międzynarodowa społeczność. - Kiedy
    inspektorzy skontrolują miejsca wskazane przez Mahmouda, będzie po Husajnie -
    powiedział.

    Rewelacje Portiera

    Mahmoud był członkiem elitarnej jednostki ochraniającej Husajna, zwanej
    Murasiq Qun - krąg wewnętrzny. Miał ksywę Portier. Tego muskularnego
    mężczyznę widać na większości fotografii tuż za siedzącym dyktatorem w
    trakcie oficjalnych obrad np. Rady Rewolucyjnej lub po jego lewej stronie,
    kiedy Husajn jest w ruchu. Uciekł z Iraku razem z pilotem rosyjskim
    myśliwcem.

    Przedtem Mosad wywiózł z Iraku jego żonę i dzieci. W zeszłym tygodniu Mahmoud
    był odpytywany w ściśle strzeżonej bazie na izraelskiej pustyni Negew.
    Izraelski premier Ariel Szaron podobno ujawnił zaledwie część jego zeznań
    wywiadom amerykańskiemu CIA i brytyjskiemu MI6. Jak twierdzą źródła zbliżone
    do premiera, Szaron szykuje mocny argument przeciw europejskim pacyfistom i
    przywódcom przeciwnym rozbrojeniu Iraku siłą. Chce im pokazać czarno na
    białym, jak Husajn oszukuje Hansa Blixa i jego inspektorów i jak perfidnie
    bawi się w kotka i myszkę z międzynarodową społecznością.

    Tajne arsenały pod domem kuzyna

    Rewelacje Mahmouda mówią o pięciu bunkrach ukrytych pod specjalnie usypanymi
    wydmami. Tam są składowane głowice identyczne z tymi, które ponad dwa
    tygodnie temu znaleźli inspektorzy ONZ w jednym z magazynów. Mahmoud
    twierdzi, że te puste, odkryte przez ekipę Blixa pociski wcale nie były
    zapomniane, jak usiłował wmówić wszystkim Bagdad, ale że po prostu nie
    zdążono ich przetransportować do tajnych bunkrów na pustyni, gdzie miały być
    napełnione.

    Broń masowego rażenia jest też ukryta w kompleksie tuneli głęboko pod
    kanałami ściekowymi Bagdadu i w podziemnej sieci w Ouja, na północ od
    rodzinnego miasta Husajna Tikrit. Kompleks zbudowano pięć lat temu przy
    pomocy chińskich inżynierów. Prowadzi do niego zakamuflowane wejście z
    jednego z domów w Tikrit. Dom należy do jednego z kuzynów Husajna. Podziemny
    arsenał znajduje się około kilometra od jego domu.

    Kręgi piekła

    Mahmoud twierdzi, nie bez pewnej dumy, że należał do ścisłego grona
    najbardziej zaufanych ochroniarzy Saddama i że miał wstęp do najbardziej
    chronionych miejsc, gdzie Saddam śpi i je posiłki. Niewiele osób ma możność
    bycia blisko Husajna. Wiele obrazów, które pokazują dziś stacje telewizyjne,
    pochodzi sprzed wielu lat. Husajn nie spotyka się z nikim i nie pokazuje się
    publicznie. Jeśli chce z kimś rozmawiać, sam do niego dzwoni. Jeśli ten ktoś
    oddzwania, by przekazać zamówioną informację, łączy się albo z synami
    dyktatora Udajem lub Kusajem, albo z wicepremierem Tarikiem Azizem. Wszyscy,
    którzy mają do niego dostęp, czyli krąg wewnętrzny, muszą posługiwać się
    specjalnym kodem, by dostać się do środka z kręgu zewnętrznego. Ale nawet oni
    mogą zbliżyć się do Saddama tylko przez specjalne bramki kontrolne.

    Nawet Tarik Aziz jest rewidowany, czy nie wnosi z sobą broni. - Saddam wie,
    że za jego głowę proponuje się fortunę - mówi Mahmoud. Paranoiczny strach
    przed śmiercią Husajna wzmógł się, gdy najstarszy syn Udaj cudem uszedł z
    życiem po próbie zabójstwa - uzbrojony zamachowiec kulami podziurawił jego
    samochód jak sito w 1996 r. Potem Udaj był częściowo sparaliżowany i jeździł
    na wózku inwalidzkim. Saddam nie wierzy nawet swojej osobistej ochronie.
    Dlatego przypomina chodzącym arsenał. Chodzi z ukrytą bronią w każdym
    zakamarku ubrania. Zawsze pod ręką ma przycisk alarmowy, na wypadek, gdyby
    ktoś wydał mu się podejrzany.

    "Herald Sun"
    www.zw.com.pl/apps/informacje/zagranica//tekst.jsp?place=zw_zagranica_list_articles&news_id=8654




    Temat: Jeszcze o polskich marynarzach w Grecji
    Jeszcze o polskich marynarzach w Grecji
    Mija już pół roku, odkąd trzech polskich marynarzy pracujących u cypryjskiego
    armatora zawitało do małego greckiego portu Astakos. Obiecywano im, że nie
    będą mieli problemów z wyjazdem - nie mogą wyjechać do dziś. Marynarze nie
    wierzą w zapewnienia rządu i polskiej ambasady, iż te dokładają wszelkich
    starań, by rozwiązać patową sytuację. Nie pomogła im nawet wizyta w Atenach
    szefa polskiej dyplomacji.
    Historię trójki polskich marynarzy pływających u cypryjskiego armatora
    pierwszy raz opisaliśmy przed kilkoma tygodniami. Przypomnijmy - polscy
    obywatele od początku lutego przebywają na greckich wodach terytorialnych w
    porcie Astakos, nie znajdując się jednocześnie formalnie na terenie tego
    państwa. Ich paszporty zarekwirowała miejscowa policja imigracyjna, która
    twardo trzyma się stanowiska, że w tym porcie, zgodnie z układem z Schengen,
    nie może zostać dokonana odprawa paszportowa.
    Marynarze nie mogą również opuścić portu, ponieważ nie pozwala na to stan
    techniczny statków.
    Stanowisko jest twarde, choć były od niego odstępstwa - w tym samym porcie
    odprawiono do domu 25 osób z tej załogi. Ostatecznym rozwiązaniem sprawy miał
    zająć się podczas wizyty w Grecji minister Włodzimierz Cimoszewicz. Ustalił z
    greckim ministrem spraw zagranicznych, że cała sprawa zostanie szybko
    rozwiązana przy udziale polskiej ambasady w Atenach. Było to 10 lipca, ale do
    pierwszych rozmów w tej sprawie doszło dopiero dwa tygodnie później. Jak
    dowiedzieliśmy się w resorcie spraw zagranicznych, Grecy obiecali wówczas, że
    polscy marynarze będą mogli wrócić do kraju najpóźniej za 14 dni. Nikt jednak
    nie zadzwonił z tą informacją do czekających na wyjazd marynarzy.
    - Do nas w ogóle nikt nie dzwoni, to my się upominamy o informacje - zaznacza
    jeden z marynarzy, Jacek Betiuk.
    Jedyny sygnał, jaki tego dnia otrzymali marynarze, to faks przesłany z
    Ambasady RP w Nikozji via ateńska ambasada.
    Z dokumentu wynika, że starania w celu uwolnienia Polaków podejmuje ich
    armator. On też otrzymał zapewnienie od greckich władz, że sprawa zostanie
    rozwiązana w ciągu dwóch tygodni.
    Wczoraj w biurze prasowym MSZ usłyszeliśmy, że rozmowy z władzami odbędą się
    we wtorek oraz że Grecy nie wywiązali się z obiecanego terminu i na polecenie
    ministra Cimoszewicza sprawą osobiście zajmie się ambasador Grzegorz
    Dziemidowicz. Ale marynarze nie chcą już słyszeć o kolejnych terminach.
    - Cały czas mówią nam: wtorek, piątek, następny wtorek, a my tylko chcemy
    poznać dzień naszego wyjazdu - twierdzą.
    Żalą się, że jedyne, na co stać było ambasadę, to rada, by nie robić rozgłosu
    wokół sprawy i nie rozdrażniać Greków.
    - Siedzieliśmy cicho, ale ile można? - pytają dziś.
    W wydanym oświadczeniu Iwo Wichert, Tadeusz Fryc i Jacek Betiuk piszą,
    że "stali się ofiarami bezprecedensowego przypadku łamania praw człowieka w
    kraju należącym do Unii Europejskiej".
    "Jesteśmy polskimi obywatelami, którym odmawia się prawa do legalnego powrotu
    do Ojczyzny (...) zostaliśmy zakładnikami granicznych przepisów unijnych,
    dowolnie interpretowanych" - napisali zdesperowani mężczyźni w specjalnym
    oświadczeniu.
    Mikołaj Wójcik

    Za dwa tygodnie...

    W jednej z amerykańskich komedii główny bohater kupuje z żoną ogromny dom po
    okazyjnej cenie. Później okazuje się, że to waląca się rudera. Mężczyzna
    zleca remont firmie budowlanej. Gdy co pewien czas pyta, kiedy wszystko
    będzie gotowe, wciąż słyszy powtarzające się jak zaklęcie słowa "za dwa
    tygodnie". A tym czasem na jego oczach budynek niszczeje. Ta scena jako żywo
    przypomina sytuację, jakiej doświadczają polscy marynarze w Astakos. Wciąż
    słyszą o kolejnych terminach powrotu do Polski. Za każdym razem okazuje się,
    że do wyjazdu jest równie daleko, jak z Aten do Warszawy. Trudno to
    racjonalnie wytłumaczyć, ale jeśli unijne prawo (a wszystko wskazuje na to,
    że tak) jeszcze w innych miejscach jest równie nieprecyzyjne i komplikujące
    życie ludziom, to bez wątpienia nie jest to punkt dla zwolenników UE.




    Temat: Hitler i okultyzm
    Moja najukochansza zkonczyla psycholgie w Uniwersytecie w >Lund wSzwecji.Byl
    okres ,ze miala zajecia z parapsychologi.Jako ciekawostka opowiadala,ze sale
    wykladowa odrazu opuscili wszyscy komunizujacy i lewacy nie wierzac w takie
    brednie.Zona zostala.Przekazala mnie prawie wszystko.Czy wiecie ,ze mozna sie
    porozumiewac telepatycznie.Mysmy nauczyli dzieci i sami w rodzinie to
    robimy.Jest sytuacja powazna,nikt sie nie martwi,wszystko o sobie wiemy.Do
    tego doszlo,przedtem jak nie bylo komorek zona sie skupila i ja przychodzilem
    do domu z zakupami tymi co ona sobie zyczyla.Zawsze sie pytala zkad
    wiedziales,no przeciesz pomyslalas,ja to odebralem.
    Nie bede sie zaglebial w temat,ale mala dygresja,problem jest jak na bok
    skoczysz po powrocie sie pyta milo Ci bylo.Niestey jak sie czlowiek zwiaze
    duchowo to juz trzeba cierpiec.Pzdr.Zolnierz
    P.S.Doloze jeszcze jedna rzecz,jednym z wykladowcow psychologi profesor i to
    znana postac ulepszyl aparature do porozumiewania sie z ludzmi umarlymi,ale
    tylko do jednego miesiaca po smierci,pozniej sie kontakt urywa.Faktycznie na
    falach srednich w tlumie szumow fali nosnej czasami sa slyszalne glosy i to
    wroznych jezykach.Te ulepszenie polegala na filtrowaniu pewnych czestotliwosci
    akustycznych tak ,aby doprowadzic do dzwieku rozumianego.Rzecz niesamowita.Jak
    dusze prosza po smierci o poinformowanie zyjacych o czyms co zapomnieli
    przekazac.Osobiscie pare tygod
    ni temu ,jestem czlowiekiem zdrowym i malo co zyciem nie
    przyplacilem .Dostalem ataku serca na pare sekund,ktory sam przemoglem i
    niemoglem znalesc przyczyny ,lekarze rowniez,zdrowy jak kon wynik choresterole
    jak trzeba.Zona zrobila male sledztwo.Pol miesiaca wczesniej miala kontakt
    sluzbowy z osoiba starsza,tak sie zlozylkem ze dzwonilem do niej na komorke i
    Ona pozniej podala mnie do telefonu te ososbe.Ja pocieszylem i serdecznie z
    nia pogadalem.Co sie okazalo,ta osoba umiera i wtym czasie kiedy sie to stalo
    bylem zagranica i dostalem ten problem w tej samej sekundzie coi ona umierala.
    Pozniej moj EKG wykazywal ze cos bylo,bylem wczoraj na pedalowaniu w szpitalu
    rowerkiem.Serce ja dzwon,jak u mlodego czlowieka kazali zejsc z rowerkaz obawy
    ze bym go nie zajezdzil nasmierc.To byl ten malutki wycinek roznych mozliwosci.
    Kiedys moze Wam opowiem wiecej.Nawet sobie niezdajecie sprawy jak sie z Wami
    koresponduje ,poznalem Wasze dusze i wiem kto jest kto,jakie naprzyklad ma
    problemy co go w zyciu dreczy. Na ten temat sie nie bede wypowiadal.W dusze
    ludzkie sie nie wchodzi.Jest duzo mozliwosci natury
    praktycznej,topograficznej,GPS naturalny wbudowany do organizmu i mase innych
    rzeczy ktore nawet ulatwaija zycie ,w handku czytanie cudzych
    mysli,przewidywanie sytuacji.Cofniecie sie w czasie z obrazem i dzwiekiem.
    rzeczy niewiarygodne,ale niestey istniejace i niewiele ludzi jest tymi
    mozliwosciami obdazonymi.



    Temat: Czy to będą bliźniaki? Jak Wy miałyście?
    W takim razie coś sprawdzimy!Sama jestem ciekawa wyników...Ponieważ ja przed 21
    laty usłyszałam definicję,że niestety nie będę miała dzieci,to dokładnie wiem co
    czujesz.Gdy pani doktor zobaczyła mnie z wielkim brzuchem (pierwsza ciążą z
    synem) prawie zemdlała!Powiem Ci tak.Teraz mam czwórkę.17-letni syn.16-letnia
    córka.Bliźniaki-2,10 miesięcy.Od tamtej pory,tzn. od urodzenia pierwszego
    dziecka wszystcy w moim otoczeniu, którzy nie mogli mieć dzieci, po spotkaniu ze
    mną mają je.Wiem,co sobie pomyślicie, ale czy zbiegiem okoliczności można nazwać
    następujące przypadki?
    1)1989r.Koleżanka z pracy.Miała wtedy 45lat i 10 letniego syna.Pragnęła 2
    dziecka jak żadna inna kobieta.Wysłałam ją do mojej pani doktor (Poznań,Julita
    Nowak,przyjmowała koło okrąglaka).Po długich namowach pojechała.Pół roku i
    ciążą.Zdrowa dziewczynka.Ma na imię Jagódka.
    2)1993r.Siostra mojego kolegi ze studiów.10 lat bezowocnych prób.Mąż
    zagranicą.Wszystko już mieli.Jak ich poznałam tylko pomyślałam sobie o tym,że
    oni to muszą mieć dziecko!Po kilku miesiącach ciążą.Donoszona.Śliczny
    chłopczyk,Emilek.
    3)2002r.Moja świerzo poznana koleżanka-Agnieszka.10 lat po ślubie.Wybudowany
    dom.Zakończone właśnie jego urządzanie.Tak bardzo chciałaby mieć dziecko.Kilka
    miesięcy.Pomyślałam sobie...będziesz miała!W rezultacie- Kubuś.Pełnia szczęścia.
    Po Agnieszce przebiegło mi przez myśl, że to może ja mam coś wspólnego z tymi
    dzieciaczkami.To wszystko były przecież beznadziejne przypadki, z obszernymi
    historiami lekarskimi.Sama osobiście nie wierzę w takie historie...ale...
    4)2005.Iza-koleżanka z pracy.Zawsze chciała mieć dziecko.Beznadziejny
    przypadek.Kilka ciąż donoszonych do 6-tego miesiąca.Tragedia.Rodziła dzieci a
    one umierały.Jak ją poznałam zastanawiała się nad adopcją.Mówię:-Iza,będziesz
    miała,na pewno.Musisz tylko bardzo chcieć.A ona na mnie z krzykiem,że ma już
    ..na cmentarzu,i że nie wytrzyma następnej ciąży,fizycznie i
    psychicznie!Myślałam o niej tak intensywnie jak nigdy wcześniej.Kilka miesięcy
    potem przyszło mi do głowy,żeby do niej zadzwonić i zapytać co u niej
    słychać(nie mam z nią kontaktu, ponieważ ja jestem na wychowawczym).Dzwoniłam do
    domu ale nikt nie odebrał.Po kilku miesiącach zadzwoniłam do pracy a portier mi
    mówi,że Iza jest na macierzyńskim!Aż krzyknęłam!
    5)2006.Styczeń.Niania moich dzieciaczków.Bezowocne,kilkunastoletnie
    małżeństwo.Telefon:"-Mogę zwolnić się dzisiaj na godzinkę.Od kilku miesięcy nie
    mam okresu.Umówiłam się na wizytę".Mówię-Iwonka,Ty jesteś w
    ciąży!Ona:"Niemożliwe.Robiłam test"...Pod koniec września termin.To
    dziewczynka.Teraz to już na głos powiedziałam,że chyba uruchomię
    dziełalność:"Bezinwazyjne udzieciaczkowanie na życzenie".
    To jeszcze nie koniec ponieważ bawię się w zgadywanie płci i zawsze trafiam.Jak
    patrzę na przyszłą mamę, to zawsze wiem co będzie miała.Wiem,że to niektórym
    wyda się idiotyczne ale ja też piszę to pół żartem pół serio.Jak juz wspomniałam
    nie wierzę w takie brednie...ale co nam szkodzi spróbować.Ja teraz sobie pomyślę
    o Twoich przyszłych bliźniakach (w ilości mogę się pomylić) a Ty za kilka
    miesięcy powiesz mi,że jesteś w ciąży,dobrze? )Pozdrawiam serdecznie.
    P.S.Tylko nie piszcie strasznych, poważnych ripost.To naprawdę tylko zabawa.




    Temat: Nurek zatonął
    Drobne nieporozumienie - Zbigniew Wrobel a nie Miroslaw.
    Pan panie Gadomski jestes inteligentny facet. Tylko, ze czasami
    jak sie czyta pana teksty i cos sie wie na temat to zadziwia
    masa uproszczen. Niby wiadomo, ze dzwonia, ale niewiadomo, w
    ktorym kosciele. Drazni tylko czasami ten ton wszechwiedzacego.
    PKN i tak dostalby Gdanska, a wiadomo to od czasu gdy "czarna
    polewke" dostal Lukoil, czyli gdzies od wrzesnia. Sporna
    kwestia pozostawala cena, tutaj Wrobel i Kaczmarek nie mogli
    sie dogadac oraz to co stanie sie z RG po prywatyzacji
    (Kaczmarek chcial utrzymania niezaleznosci RG a Wrobel fuzji).
    Sama prywatyzacja RG to kuriozum. Lata prob, w koncu wybrany
    najgorszy inwestor z mozliwych (Rotch), bez pieniedzy, pomyslu
    (poza wyprzedaza majatku) i marki. A przeciez od poczatku
    wiadmomo bylo, ze fuzja z Plockiem jest najlogiczniejszym
    posunieciem, trzeba bylo ja zrobic 10 lat temu. W zadnym kraju
    w naszym regionie, a kraje sa podobnej wielkosci zarowno
    terytorialnie, jak i pod wzgledem bogactwa nie ma dwoch firm
    paliwowych. Na Wegrzech mamy MOL, na Slowacji Slovnaft, w
    Czechach Unipetrol, w Austrii OMV itd. Zwlaszcza, ze przy
    gigancie PKN-ie, mowienie o jakimkolwiek oslabianiu jego
    pozycji poprzez utrzymywanie slabej i malutkiej RG jest tylko
    mydleniem oczu. A po polaczeniu powstanie spolka zdolna
    konkurowac z najlepszymi i nawiekszymi, wyjsc poza Polske,
    rozpoczac konsolidacje sektora w Europie. Swoja droga to
    ciekawe, ze czesto podnosi sie problem konkurencyjnosci
    polskich firm w starciu z zachodnioeuropejskimi, martwiac sie
    przy okazji, ze tamte wejda na na polski rynkek i
    zniszcza "polskich producentow". A kiedy mamy firme, ktora jest
    w stanie konkurowac nie tylko w Polsce, ale i w Europie to
    szybko chcemy oslabic jej pozycje i pojawiaja sie zadania
    dopuszczenia na rynek w wiekszym stopniu firm zachodnich.
    (nawiasem mowiac nie ma ograniczen przy imporcie paliw i jakos
    ceny nie spadaja). Odwolanie Modrzejewskiego to bylo kuriozum,
    wg najlepszych wzrocow radzieckich. Choc sam Moderzejewski byl
    beznadziejnym menedzerem i odwolac go nalezalo.
    Z Browarami to nie bylo tak. Prawda, ze cena jaka zaplacil
    Kulczyk byla niska (przynajmniej w porownaniu do oczekiwan
    przed wejsciem na gielde). Gdyby po sprzedazy SP chcial
    wprowadzic swoje akcje na gielde to nie bylo problemu, BW przez
    dluzszy czas byly spolka publiczna, byl prospekt itd. Tylko po
    sprzedazy Kulczyk mial prawie wszystkie akcje, poza
    pracowniczymi. Nalezy tez pamietac, ze Kulczyk nie kupowal
    jednego z najwiekszych browarow w Polsce, ale browar lokalny
    (tak jak Browary Warszawskie) - ktory dopiero dzieki programowi
    inwestycyjnemu i akcji reklamowej stal sie konkurentem Zywca,
    czy Okocimia. Swoja droga, chyba nawet lepiej mu sie powiodlo
    niz konkurentom wspieranym przez uznanych inwestorow
    zagranicznych. Choc sposob ich prywatyzacji byl dziwny, zgoda.
    Na koniec. To, ze forma sprzedazy Banku Handlowego grupie
    inwestorow stabilnych (jak to sie nazywalo) nie byla dobrym
    pomyslem jest dla mnie oczywiste. Czy uzyskanoby wiecej
    sprzedajac od razu jednemu inwestorowi? To jest gdybanie i
    sposob myslenia troche w stylu przeciwnikow prywatyzacji.
    Citibank kupil BH i zaplacil ile zaplacil po pierwsze dlatego,
    ze wowczas juz niewiele bankow mozna bylo kupic, a zaden rzad
    nie chcial sprzedac tego co zostalo Citi (przypomnijmy, ze
    walczyl o Pekao i przegral z raczej malo znanym bankiem
    wloskim). W czasach prywatyzacji BH wybor bankow byl wiekszy i
    to lepszych, bardziej atrakcyjnych. Wiec jesli ktos chcial tu
    wejsc to placil premie, ale za banki z baza klintow
    detalicznych, siecia dystrybucyjna itd. Po drugie Citibank
    przeja glownie Handlobank, najwiekszy sukces BH, ktorego w
    czasie prywatyzacji jeszcze nie bylo. Po trzecie dla Citi bylo
    to byc albo nie byc, bo jest to bank, ktory nie dziala na
    rynkach gdzie nie ma okreslonej pozycji.
    OK. Skoncze, choc moglbym jeszcze dlugo.



    Temat: wyborcza w białymstoku jest kiepska
    Wyborcza w Białymstoku nie jest taka kiepska
    Miałem głosu nie zabierać, bo dodatku białostockiego z racji na miejsce
    zamieszkania nie czytuję. Aż tu, przy porządkowaniu szuflady - znajduję jeden
    egzemplarz GW Białystok, datowany 11 czerwca 2002 roku. Więc spójrzmy, co my tu
    mamy? Z lewego górnego rogu spogląda na mnie urocza Pani Kasia - Redaktor
    Dyżurna. I tu pierwsza uwaga - poproszę o większe zdjęcia redaktorów dyżurnych -
    lubię widzieć z kim rozmawiam, kiedy dzwonię z nagłą interwencją. A już
    zwłaszcza, kiedy mówimy o Paniach Redaktor :)
    Na pierwszej stronie:
    1. większy artykuł na temat wyników matur. Szkoły mają obowiązek podać ich
    wyniki do kuratorium do września. Gazeta dociera do nich, zestawia w ranking i
    publikuje już w czerwcu. Tak więc dziennikarz Gazety - potrafi.
    2. krótszy artykuł o skażonym banknocie wykrytym u obywatelki Rosji na granicy -
    ot taka ciekawostka.
    3. podobnej wielkości artykuł o włączeniu do kontraktu dla województwa nowych
    zadań inwestycyjnych
    4. kilka drobnych notatek: braku wypłat pracownikom Bison-Bialu, długach
    szpitali, przyjęciu korzyści majątkowej przez wiceprezydenta Suwałk
    Na drugiej stronie są informacje kulturalne(Dni Białegostoku, do kina,
    spotkanie z Andystą), zaproszenia na koncert i przegląd teatralny (dziecięcy).
    Obraz tego, co dzieje się w białostockiej kulturze. Dobrze zrobiony przegląd -
    choć istotnie zbyt wiele się w tym czasie w Białymstoku nie dzieje.
    Następnie cytaty z Forum Białystok po przegranym na MŚ meczu z Portugalią. I tu
    muszę pochwalić wybór - na 22 wypowiedzi, 8 jest niejakiego Ralstona (jakiś
    niegłupi facet musi być;)))
    Na stronie trzeciej - rozwinięcie krótkich notek ze strony pierwszej, plus
    informacja o zakończonym spisie powszechnym i nieudanym odwolaniu burmistrza
    Jedwabnego
    Na stronie czwartej artukuły o zamkniętym skrzyżowaniu w centrum z informacjami
    o objazdach i terminach zakończenia prac drogowych, sporze marszałka
    województwa z lekarzami, aferze w Suwałkach (łapówka od lokalnego biznesmena
    wręczona wiceprezydentowi) - ciekawy artykuł, obszerna relacja z wystawy w
    Galerii Politechnika
    Następne trzy strony stanowi Gazeta na Studia. Opisy trojga białostoczan z ich
    zagranicznych wyjazdów naukowych w ramach stypendium Sokrates. Oraz bardzo
    użyteczne adresy różnych instytucji fundujących stypendia studentom, wraz z
    opisem podstawowych dziedzin objętych programami stypendialnymi, w tym również
    w tak egzytycznych miejscach (coś dla Chatki) jak np.: Mongolia
    Reszta gazety to już ogłoszenia, reklamy, nekrologi, pogoda, komiksy, krzyżowka
    i program telewizji. No i oczywiście sport na ostatniej stronie.

    Podsumowując: objętość niewielka, ale nie oszukujmy się tak wiele się znowu w
    regionie nie dzieje. Zaskakująco dużo informacji kulturalnych, jak na miejsce,
    w którym znowu aż tak dużo się nie dzieje. Do tego dobrze podanych. To na duży
    plus. Sporo poświęcone sprawom edukacji (licea, studia) - dużo naprawdę
    użytecznych informacji. To tylko jeden numer, na pewno nie można wyciągać
    daleko idących wniosków, ale myślę, że wcale nie jest tak najgorzej z Wyborczą
    w Białymstoku. Co nie oznacza, że nie może być lepiej. Zawsze może.
    Pozdrowienia dla Redakcji i życzenia większej ilości zadowolonych czytelników
    niż niezadowolonych.



    Temat: Ksiądz syn biskupa
    Ksiądz syn biskupa
    Masz rywala? Sprawdź, czy ten, kto przyprawia ci rogi, nie nosi czarnej
    sukienki. Jeśli tak, oślepnij i ogłuchnij.
    W Tomaszowie Mazowieckim mieszka Krzysztof Pan. Do niedawna wiódł bardzo
    ustabilizowane życie. Pracował w poważnych firmach zagranicznych, robił
    doktorat, działał w Partii Ludowo-Demokratycznej. Wprawdzie rozszedł się z
    żoną, ale ze związku został dorodny syn, a samotność osładzała przyjaciółka.
    Katarzyna Król ma 42 lata, blond włosy i aparycję anioła. Charakter tylko
    trochę gorszy, jednak Pan wytrzymał z nią 9 lat.
    Sponsor
    Pewnie byliby szczęśliwi do dzisiaj, ale pewnego dnia czesząc się Pan
    zauważył, że na głowie oprócz włosów ma rogi. Nie doznał szoku, bo pewne
    objawy sygnalizowały istnienie konkurenta. Do tej pory po prostu wolał nie
    zastanawiać się, skąd Kasia bierze szmal na jedwabne majtki albo staniki –
    arcydzieła sztuki gorseciarskiej. Jak bezrobotna reguluje rachunki za telefon
    komórkowy? Z zasiłku? A musiała płacić niemało, wszak tylko do niego dzwoniła
    kilka razy dziennie.
    Detektyw
    Jak się ma znajomości tu i ówdzie, łatwo ustalić, kto jest właścicielem
    numeru, nawet jeśli jest zastrzeżony, jak to było w tym wypadku. Okazało się,
    że numerek należy do spółki z o.o. zarejestrowanej w pobliskiej Łodzi.
    Pojechał do miasta Millera. Siedziba firmy Miłosierdzie mieściła się przy
    ulicy Warszawskiej 504/73. Wdrapał się na piętro. Zwyczajne mieszkanie w
    bloku. Drzwi zamknięte. Udał się do Sądu Gospodarczego. Wziął dokumenty
    rejestrowe przedsiębiorstwa sponsorującego jego kochankę. Miłosierdzie
    powstało we wrześniu 1996 r. Założył ją mgr Ireneusz Kwas. Zanim spółka
    zarobiła pierwsze pieniądze, Kwas odsprzedał 40 proc. udziałów. Szczęśliwym
    nabywcą została jedna z łódzkich parafii. Proboszcz z talentem do biznesu,
    który tak szybko zwietrzył życiową szansę parafii, nazywa się mgr Ireneusz
    Kwas. Zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa. Z analizy kwitów finansowych
    wynikało, że biznesmen Ireneusz Kwas wspierany przez proboszcza ks. Ireneusza
    Kwasa znakomicie radzili sobie na trudnym łódzkim rynku. Miłosierdzie robiło
    geszefty w całej Polsce. Faktury Miłosierdzia obcowały z błogosławioną Stellą
    Maris z Gdańska.
    (...)
    Dzięki rodzinnym protekcjom dotarł do samej wierchuszki łódzkiego Kościoła
    kat. Tu dowiedział się (imię i nazwisko rozmówcy znane redakcji), że powinien
    wziąć zimny prysznic i poskładać do kupy resztki ze swojego życia. Ks.
    Ireneusz Kwas jest nie do ruszenia. Jego ojciec dorobił się w Kościele kat.
    godności biskupa.

    www.nie.com.pl/main.php?dzial=akt&id=3951



    Temat: motocylkiści
    motocylkiści
    Koniec z pobłażaniem!
    Cała Polska nadal żyje historią zastrzelonego przez policję motocyklisty. W
    tak dużym stopniu przywykliśmy do nieudolności naszych umundurowanych stróżów
    prawa, że gdy wreszcie zrobią coś takiego, co nie dziwi u ich zagranicznych
    kolegów, wpadamy w stan osłupienia.
    Piotr R. Frankowski, frankowski-sideways.blog.onet.pl/ 2006-08-04 12:14
    OK, i ja mam mieszane uczucia w tej sprawie. Jednak wydaje mi się, że warto na
    to wydarzenie spojrzeć chłodno i bez emocji.

    Od lat obserwuję u nas dwa gatunki motocyklistów. Pierwszy z nich to ludzie
    rozsądni, którzy nawet w największe upały nie wsiadają na motocykl bez
    wszystkich elementów ochronnego stroju. Wiedzą bowiem, że w ich przypadku
    strefa kontrolowanego zgniotu to całe ich ciało. Jeżdżą szybko, nawet bardzo
    szybko, ale z dumą zdobywają coraz większe umiejętności. Do tej grupy zaliczę
    też właścicieli chopperów, którzy przez cały tydzień noszą w pracy krawat i
    wcale nie głupieją, wsiadając na jednoślad. I na pewno nie potrzebują napadać
    na sklepy czy stacje benzynowe.

    I jest grupa druga. Często na motocyklach, których nie powinno się, ze
    względów bezpieczeństwa, przerabiać nawet na kosiarki do trawy, w szortach,
    klapkach i bez rękawiczek. Frakcja ludzi, na których nie działa fizyka, którzy
    są pewni, że po dramatycznym "dzwonie" ożyją, niczym bohater gry komputerowej.
    Podginają tylne tablice rejestracyjne, żyją w przeświadczeniu całkowitej
    bezkarności. To znaczy żyli tak do teraz. Dziwne, że nie myślą choć przez
    chwilę o kierowcach samochodów, którzy już wiedzą, że źle kończy się sytuacja,
    w której nie zatrzymują się na żądanie umundurowanego policjanta, stojącego
    przy oznakowanym radiowozie. Blokada, kolczatka, strzały, trup.

    Motocykliści, podobnie zresztą jak wielu polskich przestępców (UWAGA! nie
    mówię wcale, że wszyscy motocykliści to przestępcy!), uważają, że policję
    można kompletnie zlekceważyć. Fotoradary są dla samochodziarzy, kontrole
    drogowe też, a pościgi za motocyklistami często kończą się źle dla gliniarzy,
    których radiowozy nie mają ubezpieczenia auto casco. Taka sytuacja nie może
    trwać w nieskończoność, bo stróże prawa nie mogą demonstrować własnej
    bezsilności całemu społeczeństwu. Polska policja jest daleka od ideału, ale
    nie może wypowiadać komunikatu: "wsiądź na motocykl, a nigdy cię nie
    złapiemy", bo to dla sił pilnujących porządku prawnego po prostu samobójstwo.
    Więc będą strzelać, mam nadzieję, że nie tylko do motocyklistów, za to coraz
    częściej do uciekających złodziei i bandziorów. Motocyklista z prowincji
    popełnił błąd, był pewien, że będzie "jak zawsze". Dlaczego nie zatrzymał się
    na policyjnej blokadzie? Nie wiadomo. Przypomnijcie sobie jednak sytuację z
    Nowego Jorku z czasów burmistrza Giulianiego: zero tolerancji. Grozisz
    policjantowi bronią - jesteś trupem, to twoja decyzja. Uciekasz autem przed
    policjantami - mogą cię zastrzelić. Wybieraj. Owszem, zginęło na początku
    kilka niewinnych osób, ale później N.Y. stał się bezpiecznym miastem. Ludzie
    uwierzyli, że policja nie zrezygnuje z egzekwowania prawa wszystkimi
    dostępnymi sposobami.

    Nie chcielibyście, żeby tak było u nas? Fakt jest taki, że gość UCIEKAŁ i
    żaden świetlany życiorys tego nie zmieni. Stało się. Następni może przez
    chwilę pomyślą, nim zrobią coś równie durnego. Żarty się skończyły, policjanci
    BĘDĄ strzelać. I gdy pomyślimy logicznie, to nie jest do końca takie złe.
    I co wy na to?



    Temat: czy jest piekniejsze miejsce niz Wieliczka
    Witam !!!!

    Nie wiem jakie usprawiedliwienie na swoją nieobecność na forum ma -A, tudzież
    inni mieszkańcy Wieliczki.
    Ja mam.
    Z tytułu wykonywanej umowy na pracę, byłem na „biznesowo-ekspresowym” spotkaniu
    w Mikołajkach,

    www.golebiewski.pl/hotel.php?hot=miko&lg=pl&tresc=wypo
    organizowanym przez jedną z poważnych firm branży energetycznej.
    Byli tam ludzie niemal z całej Polski. Byli tam Ślązacy, Kaszubi, ludzie
    z Mazur i Rzeszowszczyzny. Nabyta wiedza, oraz odnowione kontakty będą zapewne
    pomocne mi w wykonywaniu codziennych zawodowych obowiązków.
    Pogoda dopisała, nawet wiatr dmuchał w żagle jak na zamówienie. Na zakończenie
    spotkania „ucztowanie staropolskie” trwało niemal do świtu. Jak to wszystko
    wytrzymała wątroba, sam się zastanawiam. Było sympatycznie, wesoło i hucznie.

    Dziękując za ostatni Twój post, śmiem zauważyć, że do dzisiaj mam w pamięci
    niektóre części rozkładu jazdy pociągów relacji Wieliczka R. - Kraków Gł
    i odwrotnie.
    Szczególnie dobrze pamiętam pociąg wyjeżdżający z Wieliczki o godzinie 4.40.
    Pociągiem tym w każdy poniedziałek (w lat 78/79) jeździłem budować cukrownie
    w Ropczycach.(przesiadka w Bieżanowie 4.59, do pociągu Kraków Gł - Przemyśl)
    Z Twego postu wynika, że z sentymentem wracasz do tych lat, kiedy pociągi
    mijały się na przystanku kolejowym Wieliczka. Jedne przyjeżdżał z Krakowa,
    inne z Wieliczki Rynek.
    Nie dziwię się. Byliśmy młodsi, prowadziliśmy beztroskie życie, dźwigaliśmy
    mniejszy bagaż przykrych doświadczeń i obowiązków.
    Jeśli w wolnych chwilach, chcesz jeszcze pojeździć pociągami, a masz odpowiedni
    procesor i dobrą kartę grafiki, to ze strony

    www.eu07.eu.org/

    pobierz stosowne pliki, zainstaluj w systemie operacyjnym i jazda.
    Uważaj tylko na czerwone swiatła na semaforach.

    A jeśli jesteśmy przy wątku pociągowym i Dniu Dziecka.
    Czy znasz „Nową Lokomotywę” ?

    Oto ona.
    (przepraszam jednocześnie za ostatni wers wiersza, ale jest on jego ozdobą)

    Lokomotywa (autor nieznany)

    Stoi na stacji lokomotywa,
    która ma jeździć na biopaliwa.
    Chciałaby jechać, ale nie może,
    bo to po pierwsze wypada drożej.
    Po drugie, skutkiem jakichś przekrętów,
    w kraju brak kilku biokomponentów,
    a jak się kupi je z zagranicy,
    to będą stratni polscy rolnicy.
    Po trzecie spalin skład tak się zmienia,
    ze wzrosną wokół zanieczyszczenia.
    Po czwarte jazda ma wpływ szkodliwy
    na biedny silnik lokomotywy...
    Takich zagrożeń jest ze czterdzieści,
    sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści.
    Lecz choćby przyszło ekspertów tysiąc,
    a każdy gotów nie tylko przysiąc,
    lecz także dowieść w uczonych pracach,
    ze ta ustawa się nie opłaca.
    To ją ochoczo przegłosowali
    znaczną większością Wysokiej Sali,
    zlobbingowani nasi posłowie,
    co kłopot maja z olejem w głowie.

    Nagle gwizd, nagle świst,
    spaliny buch, koła w ruch.
    Najpierw powoli jak żółw ociężale
    na biopaliwie silnik odpalił
    turkoce, łomoce coś stuka i puka
    to tłoki tak walą,
    korbowód się grzeje
    i strzela coś w rurę,
    coś dziwnego się dzieje.
    Obroty nierówne
    zawory już dzwonią,
    a z rury zajeżdża
    ziemniaczanych placków wonią.
    Ruszyła maszyna po szynach ospale
    bo biopaliwo jest na gorzale.
    I biegu przyspiesza
    i gna coraz prędzej,
    lecz silnik wręcz wyje
    i grzeje się częściej
    i zgrzytów w silniku
    znieść już nie sposób
    i wszystko czerwone się nagle zrobiło
    i lokomotywę ......................... .

    I jeszcze jedno, coby zkończyć definitywnie temat pociągów.

    Kiedyś moja przyszła żona, dowiedziawszy się ze dojeżdżam
    do Krakowa z Wieliczki pociągiem, postawiła mi pytanie:

    „Czy masz tylko pociąg do Wieliczki” ?

    I tym optymistycznym akcentem kończymy tematy komunikacyjne.

    Z należytym szacunkiem dla Ciebie i Twoich dzieci w dniu ich święta

    Maszynista - Wieliczanin

    Dobranoc




    Temat: Pytanie - jak wydać swoją książke?
    O kradziez swojej ksiazki/pomyslu sie nie martw. W momencie kiedy ktos cos
    napisal automatycznie ma do tego tzw. copyright (nie jestem pewien jak to po
    polsku). Jesli chcesz byc zupelnie bezpeczny, wyslij manuskrypt do siebie, i
    zachowaj nierozpakowana przesylke z data nadania.

    Postaram sie cos ci poradzic w oparciu o swoje doswiadczenie. Nabylem je
    zagranica, wiec moga byc pewne roznice w tym jak sie sprawy zalatwia tam, a jak
    tutaj. Bedziesz musial sam sie zorientowac co dziala w realiach polskich. No i
    z gory przepraszam za niejasnosci i nieporadny jezyk - dopiero od niedawna ucze
    sie na nowo pisac po polsku.

    Teraz tak: wiele ludzi chce wydac ksiazke, znacznie mniej stac na to zeby ja w
    ogole napisac, zas jeszcze mniej - zeby napisac ja na tyle dobrze, zeby
    nadawala sie do wydania. No i w obecneym klimacie musi sie jeszcze to dobrze
    sprzedac - czasy deficytowych wydawnictw finansowanych glownie przez podatnikow
    juz minely.Wiec przede wszystkim upewnij sie, ze twoja ksiazka naprawde nadaje
    sie do wydania. Daj ja do przeczytania jak najwiekszej ilosci osob i sluchaj
    uwaznie, co maja do powiedzenia. Jesli pojawia sie dialogi typu 'to mi sie nie
    podobalo', 'a to dlatego ze nie zrozumiales, bo mi tu chodzilo o to i o to' -
    czas na rewizje. Pamietaj ze piszesz dla czytelnika nie dla siebie samego. No i
    bierz poprawke na pobudki osobiste u swoich recenzentow - jesli ktos bliski nie
    bedzie chcial sprawic ci przykrosci, to bedzie prawil falszywe komplementy itp.

    Kiedy zaczniesz juz szukac wydawcy, zacznij od zrobienia wywiadu. Zorientuj
    sie, ktorzy wydawcy wydaja ksiazki podobne do twojej (w charakterze). Np.
    wydawca ktory specjalizuje sie w wydawaniu ksiazek o komputerach nie bedzie
    zainteresowany powiescia dla dzieci, zas firma ktora wydaje ksiazki o
    ogrodnictwie nie bedzie zainteresowana tomikem poezji.

    Kiedy juz bedziesz mial liste potencjalnych wydawcow, zwroc szczegolna uwage na
    tych, ktorych ksiazki 'pasuja' najlepiej do twojej. Np mozesz miec 2 wydawcow
    fikcji ktorzy specjalizuja sie w kryminalach i romansach, a ty wlasnie
    napisales kryminal. Zwroc uwage ktore ksiazki sa najblizej twojej pod wzgledem
    klimatu psychologicznego czy tez tonacji emocjonalnej, tematyki (np ktos kto ma
    wyrazny ciag do wydawania powiesci sensacyjnych ktorych akcja dzieje sie w
    egzotycznych krajach bedzie automatycznie mial oko na nowe powiesci z tym
    wspolnym mianownikiem).

    Po tym wstepnym wywiadzie bedziesz mial liste wydawcow, od najbardziej
    (potencjalnie) zainteresowanego do najmniej. Wtedy dobrze jest naiwazac
    bezposredni kontakt: zwykle w wydawnictwie jest okreslona osoba ktora zajmuje
    sie 'nie zamowionymi' manuskryptami. Najlepiej zadzwonic, ustalic kto to jest,
    proozmawiac z ta osoba, i wyslac manuskrypt do tej konkretnej osoby.

    Kiedy juz masz namierzona serie wydawnictw oraz konkretne osoby w tych
    wydawnictwach - czas zaczac wysylac! Jesli napisales powiesc, wyslij trzy
    pierwsze rozdzialy/pierwsze 50 stron manuskryptu plus streszczenie reszty.
    Wazne: twoj manuskrypt musi byc profesjonalny, tj zadnych bledow, duze
    marginesy, podwojna spacja miedzy liniami,itp. Dla pewnosci spytaj o te sprawy
    kiedy bedziesz rozmawial z wydawnictwami.

    No i koncowa uwaga: zeby twoja ksiazka byla tak dobra, jak tylko moze byc,
    powinienes napisac trzy drafty. Pierwszy - zeby wszystko znalazlo sie na
    papierze (czy na monitorze). Drugi - poprawki strukturalno-kompozycyjne.
    Trzeci - dla stylu. Ksiazka powinna sie jakis czas 'odlezec' miedzy draftami,
    zebys mogl spojrzec na nia swiezym okiem.

    Mam nadzieje ze ci to cokolwiek pomoze. Powodzenia!




    Temat: Fiat Albea,interesuja mnie opinie o tym aucie
    Byc moze powodem awaryjnosci byl kraj pochodzenia czyli Argentyna. Czesci byly drogie, bo oryginalne. Samochod byl zbyt nowy, aby rodzimi producenci zamiennikow zareagowali. A na zagranicznych nie bylo co liczyc - wszak tylko w Polsce sprzedawano to cudo. Kiedy zaczely sie pojawiac zamienniki ja wlasnie sprzedawalem to g... Jezeli chodzi o alternator to fiat ani myslal cokolwiek refundowac. Ciesze sie, ze po wymianie w autoryzowanym serwisie w Poznaniu udalo sie dojechac do Warszawy. Mechanik nie dokrecil drazka stabilizatora do wahacza. Ledwo przylapana obejma wystrzelila, uszkodzila oslone przegubu. Warsztat z Poznania zalecil mi dostarczenie na wlasny koszt samochodu, choc warsztat w W-wie stanowczo twierdzil, ze usterka jest wynikiem niedokladnego montazu po wymianie. Okolo miesiaca samochod stal na parkingu i czekal na interwencje fiata. Pomijam fakt, ze ustalenie numeru dzialu reklamacji fiata w Bielsko-Bialej zajelo mi dwa dni. Wszyscy odsylali mnie do warsztatu, ktory rozpatrzy reklamacje i ze takie procedury. Mnie procedura kosztowalaby transport auta z W-wy do Poznania, gdzie zapewne spreparowaliby cos i obciazyliby kosztami. Solennie rowniez zapewnili, ze koszt transportu maja w d.... nawet jesli uznaja reklamacje.

    Teraz sam warsztat naszego potentata. Moja kobieta miala kiedys Uno. Po 8 miesiacach wypadl pierwszy przeglad. Kosztowal prawie 900 zl!!! Kwota wynikala z mojej niewiedzy. Nie wiedzialem mianowicie, ze fiat to takie g... i ze warsztat nic nie ustala z klientem, nawet w okresie gwarancji. W kwocie tej byla wymiana oleju i filtrow (jasne, ze materialy eksploatacyjne kosztuja) oraz demontaz, toczenie i montaz tarcz hamulcowych oraz wymiana klockow (mechanik uswiadomil mnie, ze przeciez sam mowilem, ze przy hamowaniu hamulce piszcza - to wymienili - po co gadalem...), dolanie plynu do spryskiwacza (z "robocizna" blisko 100 zl!!!!! - moglem se wszak sam dolac) oraz usuniecie trzeszczenia tapicerki drzwi (gwarancja jego zdaniem nie obejmuje trzeszczenia - trzeszczenie w koncu pokochalem, bo pojawilo sie 2-3 dni po "naprawie"). Jak stalem sie nieszczesliwym wlascicielem fiata sieny zadzwonilem do serwisu, aby uswiadomic sie w cenach obslugi. Pan w sluchawce oswiadczyl mi, ze przeglad po 20.000 km kosztuje 700 zl, 1000 zl z materialami (ze zlota maja te materialy?) plus koszt napraw. Podkreslam, nie uzyl okreslenia: "plus to co jeszcze ewentualnie wyjdzie". Zdanie brzmialo: "plus naprawy". Oczywiscie do glowy panom z dawnego Polmozbytu nie wpadalo, aby telefonicznie ustalac zakres robot przekraczajacy te 700 zl (materialy kupowalem sam taniej). Naprawiali co trzeba lub nie. Tak bylo w trzech kolejnych serwisach, wiec pewnie tak jest wszedzie. Przeglad po 80.000 wykonalem sam w cenie materialow (kupionych samodzielnie oczywiscie). W analogicznym okresie ojciec za przeglad forda escorta placil 450 zl z materialami i jeszcze dzwonili, gdy wykryli cos, co chcieli naprawic, ale nie mieli smialosci, bo klient moze sobie nie zyczyc.

    Przypomina mi sie zdanie pana w sklepie fiata gdy troszke zmartwiony przybylem w celu zakupu wahaczy przednich (370 zl/szt mniej wiecej co 30.000 km). Na pytanie o same silentbloki ow pan powiedzial, ze "w trosce o wysoka jakosc fiat nie dopuszcza do wymiany tylko tego elementu". W analogicznym okresie robilem rozpoznanie w sprawie wahaczy do mazdy. Kompletne kosztowaly 540 zl/strone. Ponadto mazda niedbajaca o wysoka jakosc dopuszcza wymiane siletblokow i swoznia. Koszt siletblokow to 270 zl/strone. Pojechalem do stacji diagnostycznej i pomimo 200.000 km na karku diagnosta stwierdzil: "panie, skad maja byc luzy jak tu wszystko jak nowe!".

    Moze troche maniakalnie nie lubie jakosci fiata. Moze rzeczywiscie mialem wyjatkowego pecha do samochodu i serwisu. Faktem jest jednak to, ze ostatnio mialem 4 mazdy i 2 fiaty. Oba fiaty zawodzily czestawo (a nowe samochody naiwnie chcialem serwisowac w autoryzowanych warsztatach). Wszystkie mazdy mialy duze przebiegi i wiele latek na karku. Zadna z nich jednak nie przyspozyla mi tylu trosk i kosztow co fiaty, choc pierwsza byla samochodem mocno powypadkowym (nie mialem wtedy jeszcze oka do oceny takich niuansow) i miala prawo doskwierac mi mocno.

    Jako czlowiek spokojny, nieklotliwy i znajacy umiar w zemscie nie polecam fiata nawet wrogom. Wrogom polecam VW ;)

    Pozdrawiam
    Czlowiek skazony jakoscia japonskich samochodow



    Temat: Ponadplanowy wzrost chinskiej gospodarki.+ 7,9%
    Gość portalu: JOrl napisał(a):

    > Zbigniew, nareszcie rozumiem na czym polega ta przeszkadzajaca w pracy
    > biurokracja:
    > >Chodzilo mi o to , ze w Niemczech podatki sa dosc wysokie.
    > >Majac partnera w Chinach ( i tutaj musze przyznac , ze sa to z reguly firmy
    > z
    > >Tajwanu lub Hongkongu - tam miesci sie centrala , ale produkujace w ChRL
    > >zwykle
    > >blisko wybrzeza ) dzwonisz do niego i mówisz , ze potrzeba Ci faktury z tak
    > a
    > >czy inna cena.Odpada Ci problem wykazywania kosztów dla urzedu finansowego
    > bo
    > >od razu wykazujesz , ze prawie dokladasz do interesu.Róznica z faktury wrac
    > a
    > >do Niemiec jako inwestycja zagraniczna , pozyczka lub co innego.
    > Przeciez to sa po prostu oszustwa, Zbigniew! Zareczam Tobie, ze taka firma
    jak
    > moja, a to jest regula, takich kombinacji NIE przeprowadza. Chociazby
    dlatego,
    > ze jest jakies prawdopodobienstwo ze wpadniesz. Poza tym zadna przy zdrowych
    > zmyslach ksiegowa w Twojej firmie czegos takiego nie zrobi. I Dostawca tez
    nie.
    >
    > Oczywiscie kupujemy od posrednikow, jak potrzebujemy elementy z zagranicy.
    > Przeciez nie bedziemy sie uganiali gdzies w Honkongach za czyms. To robia
    > posrednicy. Z Niemiec. My pracujemy nad czyms innym. Kazdy robi co powinien.
    > A nie uwazsz, ze jak masz faktycznie zysk, to powinienes uczciwie podatki
    > zaplacic?
    > Jest takie powiedzenie w Niemczech, jak placisz podatki to Ci idzie dobrze.

    > Teraz rozumiem wiecej. Moj brat w Polsce, tez ma jakas firme, mowi ze
    niestety
    > musial zejsc ostatnio na psy i zaczac oszukiwac. I ze nasza mama,
    poznanianka,
    > w grobie sie przewraca. I to mowie powaznie.

    No cuz to niestety staje sie regula - ten kto prowadzi interesy uczciwie
    - ponosi z tego tytulu wyzsze koszty i przegrywa z tym, ktory robi to
    nieuczciwie - wiec albo pada albo robi to samo. Rozwazmy przyklad firmy
    ktora ma trudno sciagalne naleznosci - najpierw musieli zaplacic VAT z wlasnych
    srodkow od wystawionej faktury, potem wyslac kilka ponaglen, potem probowac
    odzyskac pieniadze poprzez firme widykatorska lub sad - znowu musza poniesc
    koszty, wiec nawet jesli uda im sie pieniadze odzyskac to i tak poniesli
    ogromne straty - jesli nie maja wolnych srodkow obrotowych to juz padli...,
    chyba ze nie beda placic pracownikom, ZUS, beda brali towar na dlugie terminy
    platnosci i nie placili... i kolo sie zamyka. Rzecz nie ma juz charakteru
    marginalnego... a chroniczny. Kredyt oczywiscie dostanie nie ten kto ma
    najbardziej realistyczny biznes-plan ale ten kto ma najwiekszy majatek
    ew. kontakty jak pan Jacek Merkel w Kredyt Banku - czyli firma moze miec
    klientow, dobry produkt, perspektywy rozwoju i pasc.

    A swiatla w tym tunelu nie widac ...




    Temat: Samobójstwo gimnazjalistki - żenujące reakcje...
    roman_j napisał:

    > Często niestety jest tak, że nauczyciel nie chce nic robić. Dla świętego
    > spokoju. A jeśli uzasadnia to wolnością, to ja to traktuję wyłącznie jako
    > wymówkę. Szkołą z definicji jest instytucją totalitarną. Granice wolności ucznia
    > określa regulamin szkoły i jeśli jest zbyt liberalny, zawsze można go zmienić.

    To "czesto niestety jest tak" opierasz na doswiadczeniu czy na odczuciu?
    Popracuj w szkole, a zobaczysz ile bedziesz mogl zmienic majac zapal i szczere
    checi ;) Masz odgorne ograniczenie w postaci: kuratorium, dyrektor. I to oni sa
    rozdajacymi karty, wg mojej oceny czesto pod wplywem tendencji
    spoleczno-politycznych, naciskow co glupszych rodzicow itd.
    A jak bedziesz sie wychylal, to tez sa sposoby, by takiego "do przodu" ostudzic :)

    > Zapytam pół-żartem, pół-serio, co byś powiedział, gdyby np. policjant Cię
    > "pstryknął w ucho" dlatego, że np. zaparkowałeś w niewłaściwym miejscu albo
    > konduktor w pociągu (proszę bez skojarzeń z posłem Bestrym), bo nie miałeś
    > ważnego biletu? Spodobałoby Ci się to? Mnie nie i pewnie dałbym to wyraźnie do
    > zrozumienia. :-))

    Prosze nie porownuj sytuacji doroslego obywatela w pelni odpowiedzialnego za swe
    czyny z rozbrykanym wyrostkiem. Odpowiem pol-zartem pol serio, co bys
    powiedzial, gdyby 12 latka osadzono i wsadzono do paki na 25 lat? :)

    > Proporcja była taka, że uczniowie bali się nauczycieli. Ale i tutaj były
    > granice, bo nie oszukujmy się, sam słyszałem wielokrotnie o przypadkach napadów
    > uczniów na nauczycieli. Oczywiście poza szkołą, bo uczeń bal się belfra tylko
    na terenie szkoły. Nie gloryfikujmy więc dawniejszych czasów, bo wtedy też były
    > patologie. Może tylko nie mówiło się o nich tyle, bo czasy były takie, że
    > niewygodne fakty zamiatało się pod dywan. Pomagała w tym cenzura. I dlatego
    moż e dziś mamy dużo lepszy obraz tamtych czasów. Niż on rzeczywiście był. :-))

    Moze i tak jest. A moze po prostu teraz "odreagowujac" dawny system przegieto za
    bardzo w druga strone. Slyszalem nawet teorie, ze do wladzy dorwaly sie nieuki i
    teraz sie "odgryzaja" ;)))

    > Zgadzam się w 100%. Ale należy dodać, że egzekwowanie tego rygoru może i powinno
    > się odbywać bez użycia przemocy.

    Moze kiedys ogladales cykl dokumentalny o Kawalerii Powietrznej. Bluzgi,
    poniewieranie itd. Przyszedl pewien oficer do pracy po szkole w USA. Oburzony
    popatrzyl na metody szkolenia i zaczal prace z nastawieniem: "jak tak mozna?,
    tak sie nie godzi itd." Po 2 miesiacach stwierdzil (za przeproszeniem
    wrazliwszych Czytelnikow-zwlaszcza tego z zagranicy) "panie poruczniku, qrwa
    musialem ich zczochrać, bo to bydło ...itd". Oczywiscie w stosunku do szkoly to
    inna skala. Ale jaki mamy system kar w szkole? Podejrzewam, ze za "przemoc"
    uznanoby postawienie do kata. Bo jak? to godzi w godnosc....

    > Myślę, że on używa słowa "represyjny" w nieco innym znaczeniu niż potoczne
    jego rozumienie. Ale nie chcę rozwijać tego wątku, bo musiałbym sięgnąć po tekst
    > źródłowy, a trudno się przez niego przekopać. :-))

    I strach, bo on zasztyletowal wlasna zone podobno ;)

    > Którą reformę masz na myśli i jaki konkretnie ciąg przyczynowo-skutkowy?

    Reforme, czy tez reformy, a w zasadzie dzialania ostatnich kilku lat- powstanie
    gimnazjow, biurokratyczny system awansu nauczycielskiego etc....

    > Ale za tę relację odpowiadają przede wszystkim jej uczestnicy. Jaki wpływ ma
    > reforma na to, jak się nauczyciele dogadują z rodzicami, rodzice z dziećmi, a
    > dzieci z nauczycielami? Może jest jakiś związek, ale ja go nie widzę. :-))

    Ma i to duzy. Jesli bedzie "na sztywno" ustalone, ze pierwszy podstawowy kontakt
    przy wystapieniu problemow to rodzic idzie do wychowawcy, w sytuacji gdy sa
    rozbieznosci - drektor i na koniec kuratorium to powstanie pewna procedura i
    nawyk. W chwili obecnej, nazwijmy "troll" dzwoni anonimowo do kuratorium, robi
    sie zamieszanie, "panika" i "bicie piany".

    > Ja uważam, że trzeba pokolenia, a może nawet pokoleń, bo sytuacja w szkole jest
    > tylko pochodną sytuacji w społeczeństwie, w rodzinach i pochodną ogólnych
    > relacji międzyludzkich. Ktoś, kto próbuje zwalać winę tylko na szkołę i system
    > oświaty jest w sytuacji człowieka, który wini głowę za to, że boli, a nie
    > próbuje dociec, dlaczego boli i co zrobić, żeby znowu nie zabolała. :-))

    Zgoda w 100% :))))




    Temat: święta i...............
    dzyn dzyn dzyn....uderzono w stol ;)
    > no i jesteś.....jak się cieszę....
    Akurat ;)))
    Znów mnie sprowokowałaś, któregoś dnia Ci nie daruję ;))))) Coś mało asertywny
    widać jestem ;) No ale co sobie będę odmawiał kiedy zostało mi już według ZUSu
    tylko 208 miesięcy życia(lub coś koło tego;)
    Coś mi dzwoni w uszach, ale to normalne w grudniu, więc nawet do lekarza nie
    pójdę. Klimat świąteczny wciągać zaczynam otworami na twarzy, ot co ;)
    Żaden tam Droga Pani Kresko "tradycyjny" - zwyczajnie: swojski, rodzinny.
    Bo czym jest tradycja? Kultywowaniem obrzędów, postępowaniem według norm
    niezmiennych od setek lat?. Konia z rzędem temu, kto wyłuszczy mi to zwyczajnie
    i zrozumiale.
    Dobrze, dorzucę jeszcze w promocji obroku na cały rok ;))) Dla kunia, choć
    wszyscy wiedzą że suchym chlebem karmiony być lubi.
    Droga Kresko - wchodzi w nasze życie owa nieszczęsna unifikacja świąt
    wszelakich z całym "dobrodziejstwem" gadżetów. Trudno się na to obruszać-
    przeciez to tylko zjawisko. Znak czasów i tyle. Jesli bezkrytycznie będziemy
    przyswajać sobie każdą nowinkę, to oczywiście zjawisko to będzie miało
    charakter wyraźnie negatywny. Ale, jeśli wchłoniemy świadomie tylko część
    nowinek, czy będzie to czymś złym?. Staną się jednym z elementów naszej
    obrzędowości , którą przekażemy następnym.Historia choinki świątecznej nie jest
    przeciez nieodmienna od lat. Też zaadaptowaliśmy ją z innego wzorca
    kulturowego;)))) I proszę - jest teraz nasza, swojska.
    Przejrzałem swe posty na forum, zrobiłem rachunek sumienia. W żaden jednak
    sposób nie znalazłem niczego co pozwoliłoby na wniosek, że jako człowiek
    majętny pokusić się mógłbym na szaleństwa w zagranicznych kurortach. Powiem
    więcej. Po gorączkowych przeszukaniach wszelkich możliwych zakamarków,
    brutalnym gwałcie na porcelanowej śwince oraz po telefonie do banku, stwierdzam
    z całą stanowczością. Nie stać mnie na jakikolwiek kurort. Co ja plotę , nie
    stać mnie nawet na wczasy pod gruszą ;)))))
    I proszę, zszedłem na manowce. O Świętach miało być - więc niech się stanie.
    Po oststanich 12 latach pracy "świątek -piątek" zatraciłem różnicę pomiędzy
    dniem światecznym i dniem powszednim. Kolejna kartka w kalendarzu.
    Ostatnio coś się jednak zmieniło. Na lepsze jak śmiem sądzić.
    Choinka odzyskała zapach, nadając nowy klimat Świętom Bożego Narodzenia.
    Plastikowe drzewko powędtowało do piwnicy, w ślad za nimi powędrowały równie
    martwe plastikowe wieńce, ozdoby etc etc.
    Dzień przed Wigilią (niezgodnie z powszechną tradycją;) najmłodsza istota w
    rodzinie ubiera drzewko osadzone w stojaku przez najstarszego faceta w rodzie.
    Ręcznie malowane bombki wieszane są z pietyzmem pospołu z nowszymi zakupami.
    Czasem tylko zdarzy się cichutkie puk pękającego szkła i sapnięcie rodziny. No
    tak, ta bombka miała 50 lat. Wieszała ją babcia, kiedy była mała, a ten
    pęknięty szpic to sprawka wujka jakieś 20 lat temu. Smutek przemijania i
    przeświadczenie, że nic nie jest wieczne. Ale za chwilę jest już inaczej. Jest
    radość, że na naszym drzewku wisi jeszcze tyle przypominajek. I ciągle dochodzą
    nowe. Bo to jest już nasz tradycja. Niekoniecznie taka sama jak sąsiada,
    niekoniecznie podlana kolędami Mazowsza - jest nasza, swojska.
    Lecz na Pierwszą Gwiazdkę czekają wszyscy wytrwale;)) Nie w nabożnym skupieniu,
    lecz gwarnie i z humorem. Wszak na stole kalorii bez liku ;))
    Życzenia Wigilijne tak znane wszystkim od lat, że każde z Nas mogłoby je
    dokończyć za składającego. A przeciez nie robimy tego. Nie znalazłem jeszcze
    takiego mądrego, który wyjaśniłby takie zachowanie.
    Może to klimat, nastrój lub sztampa? Nie dbam o to.
    Nie kupię jednak makowca, czy bigosu w markecie. W tej jeden, jedyny czas w
    roku zaczyna to mieć szczególne znaczenie. Może być przypalony, cierpki, zgoła
    niejadalny. Nie dbam o to.
    Przez cały rok karmimy się tandetą, robimy szybkie , odpersonalizowane zakupy.
    Gonimy za czymś , czego nie zdołamy utrzymać; staramy się być i stac kimś innym
    niż jesteśmy.
    Ale w ten jeden, jedyny czas dany jest nam uroczy moment. Moment w którym
    doświadczamy bliskości, ciepła i poczucia wspólnoty z innymi.
    Choinka,ozdoby, bigos czy Mikołaj;to tylko akcenty. Niewiele znaczące jeśli nie
    wiązemy z nimi emocji. Więc jeśli dla kogoś plastikowy bałwanek oznacza to samo
    czym dla mnie jest powycierana i spękana bombka choinkowa - cieszę się. Jesli
    zamiast oryginalnego barszczu na swoim stole postawi instant z papierowej
    torebki- i da mu to radość - cieszę się. Ciesze się , bo mam poczucie że każdy
    własną miarą doświadcza znanego mi uczucia.

    Droga Kresko - sprowokowałaś mnie kolejny raz.;)) przez Ciebie będę zmuszony
    logowac się jako egzaltacja ;)))
    pada śnieg, pada śnieg
    ciesza się dzieci/
    tu płatek, tam płatek,
    coś dużo ich leci ;)))))))))))

    Ech , pozdrawiam



    Temat: Przymusowa aborcja i sterylizacja Chinek
    Przymusowa aborcja i sterylizacja Chinek
    My sobie debatujemy o umożliwieniu aborcji, a w Chinach torturje się kobiety, by wykonać aborcję nawet w zaawansowanej ciąży. Stosowane metody przywodzą na myśl esesmańskie praktyki w obozie zagłady.

    "Skandal na chińskiej wsi. Lokalne władze wciąż przymusowo usuwają kobietom ciąże i je sterylizują. Działacz społeczny Chen Guangcheng przekazał zachodnim mediom wstrząsające zeznania ofiar. Zaraz potem Chena uprowadzono
    Brutalne metody polityki "jednego dziecka" to przeszłość - zapewniają władze Chin. Jednak w okolicach miasta Linyi we wschodniej prowincji Shandong przymusowo sterylizowano kobiety, usuwano siedmio- i ośmiomiesięczne ciąże! Przerażający proceder ujawnił miejscowy działacz społeczny - 34-letni niewidomy Chen Guangcheng.
    Opowiedział dziennikarzom, jak w marcu tego roku do wiosek niedaleko Linyi przyjechali wysłannicy miejscowego wydziału planowania rodziny. Urzędnicy tego wydziału odpowiadają za egzekwowanie polityki "jednego dziecka", którą wprowadzono w 1980 r., gdy Chinom groziła eksplozja demograficzna.
    Urzędników wcześniej zbesztano na regionalnej konferencji za brak skuteczności, bo na podległym im terenie limit urodzeń został znacznie przekroczony. A od dotrzymania limitów zależą urzędnicze premie i awanse. - Dlatego nie przebierali w środkach. Rodzicom mającym dwójkę dzieci kazali się poddać sterylizacji. Wezwali na aborcję każdą matkę dwójki dzieci będącą znowu w ciąży, nawet zaawansowanej - opowiadał Chen.
    Zagrożone zabiegami kobiety ukryły się; była wśród nich Feng Zhongxia z wioski Maxiagou - 36-latka w siódmym miesiącu ciąży. Urzędnicy wzięli jako zakładników jej krewnych. Bili ich i głodzili. Feng wyszła z ukrycia, gdy dowiedziała się, że urzędnicy grożą, iż "prędzej dadzą umrzeć krewnym, niż pozwolą się jej wymknąć".
    Chen nagrał zeznanie Feng i wielu innych ofiar. Feng opowiedziała, jak na izbie porodowej lekarz wbił strzykawkę z trucizną w jej macicę. Zastrzyk wywołał poród. Potem noworodka utopiono w wiadrze z zimną wodą.
    Dzięki pomocy chińskich prawników Chen dotarł wiosną do zagranicznych dziennikarzy. Sprawa nabrała międzynarodowego rozgłosu. Dziennikarka amerykańskiego "Time'a" dowiedziała się, że tylko w jednym z powiatów - Yinan - przymusowych sterylizacji i aborcji było 7 tys.!
    Miejscowe władze próbowały uciszyć Chen Guangchenga, zamykając go w areszcie domowym w Linyi. We wrześniu zdołał jednak wyjechać do Pekinu. Tam znów spotkał się z zachodnimi dziennikarzami, przedstawicielami ambasady USA i chińskimi prawnikami. Powiedział, że przygotowuje pozew o naruszenie praw człowieka. 7 września został w stolicy uprowadzony.
    Wiadomo, że porywaczami byli policjanci z Linyi działający ręka w rękę z urzędnikami tamtejszego wydziału planowania rodziny. O porwaniu Chen opowiedział reporterce Radia Wolna Azja przez komórkę, której mu nie odebrano: - Ktoś złapał mnie za włosy i walił moją głową o kierownicę. Bito mnie po głowie. Dwukrotnie zemdlałem.
    Powiedział też, że miejscowe władze grożą mu procesem i wieloletnim wyrokiem za ujawnienie tajnych danych prasie zagranicznej.
    Ogólnochińska Komisja Planowania Rodziny, do której zadzwonił dziennikarz "Washington Post" w sprawie porwania Chena, była życzliwa, ale bezradna. Urzędnik obiecał zadzwonić do Shandongu i zapewniał, że winni zostaną ukarani.
    Czy tak się stanie, można wątpić. W Chinach władze prowincjonalne są potęgą i pekińskich ministerstw się nie boją."

    serwisy.gazeta.pl/swiat/1,34174,2915052.html?nltxx=1721538&nltdt=2005-09-14-03-05




    Temat: Pszam NN na 32% /25+7/_ w 8% psz.oście sie sami!
    Pszam NN na 32% /25+7/_ w 8% psz.oście sie sami!
    Z powodu

    wyjścia z siebie,

    na skutek niemoznosci technicznej
    i niemozliwosci teoretycznej
    odpowiedzenia na:

    zarzuty Janusza z inwektywami pod mym adr. i Andrzeja bez
    inwektyw, ale i bez zbytniego oburzenia na nie,
    ze zaprzeczam - sfilmowanym esbeckimi metodami - zdarzeniom:

    - przenoszenia w reklamowkach przez dewotki
    duzych sum w zlotych, zebranych od wdow przez ojca Rydzyka
    do kantorow.

    - wywiezienia 200000 DM przez Odre przez radiotechnika.

    - sprowadzenia sprzetu nadawczego, studyjnego i anten
    jako darowizny do Torunia.

    Stwierdzam, ze fakt sfilmowania jest PRAWDĄ!

    Widzialem na ekranie jedna reklamowke niesiona przez
    filmowanego z tylu osobnika
    udajacego dewotke.
    Widac bylo tylko nogi i sama reklamowke!

    Co do radiotechnika - sfilmowano drzwi i okno.
    napisu nie zdazylem przeczytac. Nie zaprzeczam, ze mogl byc to warsztat
    radiotechniczny!

    Sumy 200.000 DM nie widzialem.
    Nie potrafie oszacowac waluty ani sumy niesionej przez aktora, udajacego
    staruszke.

    Widzialem natomiast na filmie; - Urzedniczke Wysokiej Izby
    SkarbowosKolodkowaną do tego stopnia, iz.... nie wiedziala
    - czy w ogole brac podatek od "wdowiego grosza" z rent po zmarlych mezach.

    Poczytuje sobie to za... pierwsza jaskolke obudzenia sie sumien,
    w resortach podleglych Min_Fin.

    Jak to kazde, zaplanowane nawet najbardziej perfidnie ZLO,
    moze zamienic sie, dzieki wspolnej modlitwie, nie naszej, niestety!
    - w poczatek DOBRA!

    Potwierdzam, ze widzialem:
    -najmniejszy bank na zapadlej wsi Unii Europejskiej,
    tak maly
    jak male bylo czolo
    redemporysty w Niemczech, proszacego po polsku
    w imieniu Roberta Kwiatkowskiego prezesa TVP, by

    Tadziu odszedł jeszcze DZIŚ.......

    Ja znow prosze, w swoim imieniu:
    - Roberciku! odejdz chocby
    wczoraj...

    Psze_pszam Wszystkich Fanow Kwiatkowskich; Andrzeja i Roberta
    w 25%+7+ samopszepszcie sie w 8% ale nie więcej niz 40 %!

    Naprawde wiecej nie warto!

    Aha... Gembarowskich, Durczokow i spikczerek tyż!

    P.S.1
    "Wyłanczam" radio gdy dzwoni ojciec dyrektor do Radia Maryja.
    "Wlanczam" w niedziele o 22:00 do 24:00!
    "Dokładnie".
    P.S. 2.
    Jestem za wszczeciem sledztwa nie
    - "w sprawie"
    czy
    - "czy aby organy nie przekroczyly prawa przy oskarzaniu(TeleVizyjn.)"

    ....jak to bylo dziesiatki razy w zwyczaju w III RP,
    czy to z GalagaNowym itd
    ale jestem za sledztwem, osadzeniem i ukaraniem

    ale KOLEJNO, UCZCIWIE, SPRAWIEDLIWIE, RZETELNIE i DO KONCA
    w sprawach tworzenia

    POTEG FINANSOWO-MEDIALNYCH z pieniedzy obywateli polskich,
    darowizn zagranicznych, budzetu, przekretow, lapowek, itp.

    Tylko na Varchoła Milego! - dlaczego zaczynamy od wdow?
    Dlaczego teraz po audycji z 15.11.2002 w RM
    z udzialem doradcy Brukseli(!!!!) do negocjacji z nowymi panstwami?

    Czyzby dlatego, ze ujawnil mechanizmy i kulisy
    .... oszwabiania Polski przez Unie Europejska?



    Temat: Zwrot podatku z USA ANGLII IRLANDII
    O Angli,USA,Irlandi nic nie moge powiedziec,ale pozwole sobie napisac kilka
    zdan na temat prawa podatkowego w Niemczech:
    Prawo do wykonywania uslug podatkowych maja tylko osoby i stowarzyszenia,ktore
    sa do tego upowaznone (§ 2 Steuerberatungsgesetz).Sa to Jezeli chodzi o osoby
    doradcy podatkowi (Steuerberater) prawnicy (Rechtsanwälte) oraz stowarzyszenia
    pod nazwa Lohnsteuerhilvfeverein.
    Zagraniczni doradcy podatkowi nie majacy niemieckich uprawnien ("die nicht nach
    deutschen Recht zugelassen sind")nie maja prawa- rowniez operujac z zagranicy-
    do swiadczenia pomocy w sprawach podatkowych.
    Te przepisy sa na terenie Niemiec surowo egzekwowane.Oczywiscie ,jezeli ktos da
    komu zrobic swoje rozliczenie "na kolanie", sam ja podpisze, to na zewnatrz
    wyglada to tak, ze Herr Schmidt czy Pan Kowalski sam sobie zrobil to
    rozliczenie.Takie "uslugi" oferuja pracujacym w Niemczech Polakom np. agenci
    ubezpieczeniowi,ktorzy zarobili sie "specjalistami" od prawa
    podatkowego.Rowniez pod polskimi kosciolami roi sie od "fachowcow".Tylko jak
    ocenic prawidlowosc takiej uslugi?
    I do kogo miec pretensje (rowniez prawne),jezeli zwrot podatku okaze sie
    zbyt maly,a okres odwolania ( 1 miesiac) juz minal?
    Odpowiedz jest prosta:tylko do siebie.
    Co do zamieszczonego ogloszenia: jest to kolejna firma-posrednik.Zbiora
    papiery,przesla do kogos,kto usluge wykona ,albo tez zrobia to samii skasuja
    pieniadze bez zdnego ryzyka,czy odpowiedzialnosci za wykonana usluge.Wypda miec
    nadzieje, ze prawo polskie wkrotce i takich posrednikow wytepi.
    Do pewnych podanych informacji musze sie ustosunkowac.
    1.Oplata 5€:oplaty pocztowe i telefoniczne kosztuja wiecej.Oferta-przyneta.
    Klientowi i tak wystawi sie dodatkowy rachunek.
    W Niemczech istnieje zakaz pobierania prowizji.Podstawa do oplaty jest zawsze
    zarobek brutto. Srednio oplaty te wynosza (Lohnsteuerhilvfeverein) ca. 80-130 €.
    U Steuerberater nieco drozej.Adresy i telefony w kazdej ksiazce
    telefonicznej ,dla nie znajacych niemieckiego ogloszenia w prasie
    polskojezycznej.Radze korzystac tylko z pomocy tych,ktrzy do swiadczenia tezje
    pomocy sa uprawnieni.
    2.100 % naleznego zwrotu - ile zwrotu bedzie okreslaja mozliwosci odpisu danej
    osoby oraz fachowe opracowanie dokumentow.Z pewnoscia nie odbywa sie to
    wg. "uproszczonych procedur",bynajmniej w Niemczech.Do zrobienia dobrego
    (skutecznoscia) rozliczenia podatkowego trzeba sie dobrze przygotowac.
    3."Zgubiles dokumenty -odzyskamy je za darmo": kolejne puste haslo.
    Jezeli pracownik zgubi karte podatkowa,to i tak nikt juz jej nie odzyska,ani
    nie bedzie(po uplywie roku kalendarzowego) wystawiony jej duplikat.Pracodawca
    wystawia zastepcze zaswiadczenie (besondere Lohnsteuerbescheinigung),pracownik
    podpisuje deklaracje(Verlustanzeige) o zagubieniu karty i sprawa jest
    zalatwiona.Tez za darmo.
    4."Zwroty w dni, a nie w miesiace" : sredni okres oczekiwania w Niemczech na
    decyzje (Bescheid) wynosi 3-4 miesiace.W Finanzamt Oranienburg,ktory rozlicza
    polskich pracownikow firm budowlanych,czeka sie 5-6 miesiecy.
    Dla znajacych jezyk niemiecki : prosze zadzwonic do Oranienburga i sie zapytac:
    Numer telefonu:00493301 -857-0.

    Na zakonczenia rada dla wszystkich ,ktorzy sami nie potrafia sami zrobic
    sobie rozliczenia podatkowego: jak boli zab, idz do dentysty,aby go
    wyleczyl,nie do kowala,aby go obcegami wyrwal.



    Temat: Wójt uciekł z pielgrzymką
    Wójt uciekł z pielgrzymką
    Wójt Orli nie poszedł do sądu, bo jest na zwolnieniu lekarskim. Pojechał za
    to na kilka dni na Ukrainę
    Co robi Michał Iwańczuk, wójt Orli, by nie stanąć przed sądem za jazdę po
    pijanemu? Przedstawia sądowi zwolnienie lekarskie, że jest ciężko chory, a
    sam jedzie na pielgrzymkę na Ukrainę.
    Wczorajsza rozprawa wójta Michał Iwańczuka za jazdę pod wpływem alkoholu nie
    odbyła się. - Mój klient nie mógł wcześniej dostarczyć zwolnienia, bo był
    chory - stwierdził na rozprawie obrońca wójta Iwańczuka, przedstawiając
    kolejne zwolnienie lekarskie. - Ma dolegliwości wątrobowe i powinien
    przebywać w domu.
    Zwolnienie lekarskie wystawiła Janina Kryńska-Jabłońska, lekarz rodzinny z
    Hajnówki. Wójt jest zwolniony z pracy od 17 do 26 sierpnia.
    - Michał Iwańczuk ma nadciśnienie i zmiany w sercu. Przebywał u nas w
    szpitalu - mówi doktor Kryńska-Jabłońska. - Może chodzić, ale powinien
    przebywać w domu. Nie powinien brać udział w jakichkolwiek rozprawach
    sądowych, bo najmniejszy stres może wywołać nawet zawał.
    Czy wójt jest chory? - zapytaliśmy się w Urzędzie Gminy w Orli. - Nie wiem,
    gdzie jest wójt i kiedy wróci - mówi Mirosława Szajkowska, sekretarka wójta
    Iwańczuka. - Ma on nienormowany czas pracy i nie spowiada się przed swoimi
    pracownikami, gdzie się udaje i kiedy wraca.
    Sąd sobie pozwala
    - My sprawę załatwiliśmy szybko, akt oskarżenia przeciwko wójtowi szybko
    napisaliśmy - mówi Krzysztof Zwoliński, prokurator rejonowy w Bielsku
    Podlaskim. - A jak sąd sobie pozwala na "granie na nosie", to tak ma. Zgodnie
    z rozporządzeniem ministra sprawiedliwości sąd powinien uwzględniać jedynie
    zwolnienia wystawione przez lekarza biegłego. Zwolnienia od lekarzy
    rodzinnych powinny być traktowane jako nieusprawiedliwiona nieobecność na
    rozprawie. W takim wypadku sąd powinien zwrócić się do policji o
    doprowadzenie oskarżonego przed oblicze sądu.
    Sędzia Joanna Panasiuk rozkłada ręce. - Cóż tu można zrobić - mówi. - Na
    dzień dzisiejszy sąd zażądał opinii biegłego lekarza sądowego. Ten stwierdzi,
    czy stan zdrowia oskarżonego rzeczywiście nie pozwala na stawienie się w
    sądzie i udział w rozprawie.
    Piwo do bagażnika i w drogę
    Czy wójt Michał Iwańczuk jest tak ciężko chory, że nie może stanąć przed
    sądem? "Poranny" spotkał wójta wczoraj rano przed cerkwią św. Michała w
    Bielsku Podlaskim. Iwańczuk przyszedł, bo jest organizatorem pielgrzymki
    autokarowej na Ukrainę, która wyruszyła z Bielska Podlaskiego.
    O godzinie ósmej przed cerkwią zebrała się grupka pielgrzymów, w większości
    kobiety. Wójt przyjechał polonezem koloru kości słoniowej dziesięć minut po
    ósmej. Miał kierowcę. Był pełen wigoru. Nie wyglądał na osobę schorowaną.
    Przywitał się z pielgrzymami. Kilka razy dzwonił przez telefon komórkowy.
    Gminny autobus przyjechał po dziewiątej. Pielgrzymi zajęli miejsca w
    autobusie, wójt sprawdził obecność. Autobus odjechał. Wójt Iwańczuk wsiadł do
    poloneza i ruszył za autobusem. Mieli kilka przystanków w Bielsku. Ostatni
    przy sklepie spożywczym LUX. - Wójt na sto procent jedzie z nami - stwierdził
    jeden z pielgrzymów. Kierowca poloneza załadował do bagażnika pielgrzymowego
    autobusu zgrzewkę piwa i autobus ruszył w drogę. Wójt zajął miejsce na
    pierwszym siedzeniu.
    - Michał Iwańczuk absolutnie nie może też brać udziału w jakichkolwiek
    pielgrzymkach, tym bardziej zagranicznych - dodaje lekarz Kryńska-Jabłońska. -
    Jak jest na zwolnieniu, to powinien przebywać w domu.
    źródło: www.poranny.pl
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dsj4cup.htw.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukano 180 rezultatów • 1, 2, 3 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl.